🄽🄸🄶🄷🅃🄼🄰🅁🄴🅂 🄾🄵 🅃🅁🅄🅃🄷 - 🅃🅆🄾
Muzyka, o dziwo, nie grała tak głośno, jak się spodziewał. Melodia znanej dla ucha, ale nie z tytułu piosenki wypełniała dom. W powietrzu unosił się zapach tytoniu i wódki, ale nie był jedynym. Przede wszystkim pachniało ludźmi, chociaż może lepiej powiedzieć, że śmierdziało? Trudno stwierdzić. Wiadome było, że populacji ludzkiej było aż za wiele, jak na taki mały dom (który mały wcale nie był!). Alec czuł się dziwnie w towarzystwie pijanych i najaranych. Było, co prawda sporo trzeźwych, ale tylko dlatego że prowadzą, poza tym on ich nie zna. Siedzenie przy blacie kuchennym było jedynym, co mógł robić. Ludzi kojarzył ze szkoły, ale nie do końca był pewny, czy "pobujanie się z nimi", jak to trafnie określiłaby jego siostra byłoby na miejscu. Blat wypełniał alkohol wszelkiej maści, ale chłopak zdecydował się na cole. Och ironio, chłopak nie chodzi na imprezy, za czyjąś namową idzie, ale zamiast się upić popija napój. Alec przyglądał się, jak inni nalewają sobie bez umiaru wódki, wina, whisky, szkockiej i innych płynów procentowych, których nie był w stanie nazwać. Niektórzy już całkiem pijani, ale i też w niewielkim stanie upojenia alkoholem brali butelki i pili z gwinta. To zdecydowanie nie było jego miejsce.
— Mm, a co taki przystojniak robi sam? — usłyszał Alec przy swoim uchu.
Odwrócił się nieco przerażony w stronę osoby, która to powiedziała. Dziewczyna za nim, zapewne nietrzeźwa, uśmiechała się, jakby przejechał ją walec drogowy — dosłownie. A lepszego efektu dodawała rozmazana szminka.
— J-ja, sam nie jestem pewien — powiedział chłopak, nie rozumiejąc, jak głos może mu drżeć w takiej sytuacji.
— Więc — zaczęła, uwodzicielsko trzepocząc rzęsami, co bardziej przypominało niekontrolowany atak choroby powiek — może bym ci to uświadomiła.
Niebezpiecznie zbliżyła się do niego, zabrała, a właściwie wyrwała mu z ręki czerwony kubeczek z colą i zaczęła wypychać wargi w jego stronę, na co on odsunął głowę na tyle, ile mu pozwalała szyja i chwycił ją za ręce.
— Posłuchaj, nie jestem zainteresowany. — Głos chłopaka zabrzmiał, jak prawdziwy łamacz serc i był z siebie nawet dumny.
Nie zareagowała, nadal próbowała go zmusić do pocałunku.
— Powiem wprost — mruknął. — Hej, ja...
— No już spokojnie. — Odsunęła się od jego ust (chwała Bogu) i pochyliła się, aby móc mu wyszeptać do ucha — Jeśli jesteś prawiczkiem to zrobimy to w pokoju na górze... Nawet nie wiesz, co ja potrafię.
Chłopak przez chwilę poczuł się, jak zamurowany.
— Bardzo chętnie — powiedział, gdy się otrząsnął z propozycji nieznajomej. — Tylko mamy mały problem, wolę kutasa w tyłku niż ciebie w łóżku.
Mina dziewczyny z tej zszokowanej zmieniła się na wściekłą.
— Chuj — rzuciła jedynie i odeszła, zamiatając demonstracyjnie rudymi włosami.
Alec wypuścił ciężko powietrze i postanowił wypić coś mocniejszego niż cola, bo na trzeźwo nie przeżyje tej imprezy. Co prawda rozsądniejszym wyjściem z całej sytuacji byłoby wrócić do domu, ale nie mógł tego zrobić siostrze. Przejmowała się jego brakiem znajomych i przyjaciół. Woli przeżyć ten wieczór i wrócić później, aby sama doszła do wniosku, że on jest aspołeczny.
Wypił dwa piwa i niewiele wódki, mimo że nikomu nie obiecał być grzecznym. Po prostu dał sobie granicę, której nie miał zamiaru przekraczać. Znalazł sobie wygodne miejsce na jednej z kanap (było ich około trzech, a przynajmniej tylu się doliczył)i postanowił zagościć na niej dłużej. Ludzie przychodzili, siadali, odchodzili, całowali się, pili, tańczyli, a on nadal zajmował to samo miejsce. Było już blisko pierwszej w nocy, kiedy ktoś przysiadł się do Aleca. Z początku chłopak nie myślał, że to do niego. Bądźmy szczerzy w szkole siedział cicho, jak mysz pod miotłą i z nikim nie był na tyle blisko. Jednak kiedy przyjrzał się bliżej nieznajomemu zdał sobie sprawę, że to Seth. Zacisnął zęby i palce na butelce z piwem.
— No proszę, proszę — zaczął patrząc przed siebie z uśmieszkiem na twarzy. — Kogo moje oczy tu widzą?
Alec próbował zachować zimną krew. Nie cierpiał tego człowieka.
— Zadałbym to samo pytanie. Nie jesteś przypadkiem za stary na takie imprezy?
— A ty nie jesteś za sztywny na takie imprezy? — odparował Seth.
Trafił w sedno. Alec nie pasował tu, a on wręcz przeciwnie.
— Wiesz, to że rok temu skończyłem to jebane liceum nie oznacza, że jestem za stary na licealne melanże.
Alec nie odezwał się ani słowem. Czuł, że z tego spotkania nic dobrego nie wyjdzie.
***
— Na przeklętego Lucyfera, Magnus, ja cię zabiję.
— A bo to moja wina?
Chłopak z kocim spojrzeniem przyśpieszył kroku. Nie cierpiał wysłuchiwać skarg Reeza. Szczególnie, że chłopak obwinia go o coś, czemu nie jest winien. Był zły, a słuchanie, o tym, że jego grupie jest źle z powodu odrobiny drzew i błota, nie pomagało mu się uspokoić.
— Ale ten las... — zaczął Reez po raz kolejny, a Magnus już nie mógł być dłużej spokojny.
— Do jasnej cholery jesteście małymi dziećmi?! — Wszyscy zatrzymali się, gdy chłopak odwrócił się do nich i popatrzył zniesmaczony. — To po to nas szkolili, żeby teraz pół demony narzekały na trochę ziemi, drzew i robaków? Mamy zadanie, a to że mówicie, jak wam źle jest bezsensowne i nieuzasadnione. Musimy się dostać do tego chłopaka i to niczyja wina, że dyrektorka wysłała nas do lasu, żeby nas pogrążyć. Spiąć dupy i do roboty.
Magnus obrócił się na pięcie i ruszył dalej. Po chwili cała czwórka poszła w jego ślady i nie odezwała się ani słowem do niego, chociaż Magnus i tak słyszał, jak Reez mruczy coś pod nosem do Sama, ale olał to. Istniały ważniejsze sprawy niż niezadowolenie jakiegoś blondyna ze Sklepienia.
Kroczył leśną ścieżką ciężkimi butami bojowymi łamiąc niewielkie gałązki. Próbował się uspokoić. Zdawał sobie sprawę, że kiedy jest szargany przez złość i zdenerwowanie ma skłonności do wybuchowego zachowania, jednak teraz musiał się uspokoić. Wziął głęboki oddech i zwolnił kroku. Znaleźli się właśnie na polanie. Tylko ci, którzy zmierzali odnaleźć to miejsce mogli dostrzec trzy sosny rosnące w idealnie równych odstępach, niby wierzchołki trójkąta oraz to, że mniej więcej na środku tego wielokąta znajdowała się okrągła kamienna płyta. Przypadkiem nikt by tu nie trafił.
— To tutaj — oznajmił Magnus. Reszta grupy przyszła do niego chwilę potem. — Ruszać się. Musimy przygotować przejście do użytku.
***
Seth i Alec poznali się przez Dolores Grabss — szkolną bibliotekarkę. Pewnego środowego dnia Seth udał się do szkolnej biblioteki książki. Nigdy z własnej woli by tam nie poszedł, ale groźba nauczycielki angielskiego, że nie zaliczy semestru była wystarczająca, aby przeczytać kilka szkolnych lektur i zdać przeklęte testy ze znajomości ich treści. Z tego tytułu, że Alexander był cichą myszką i w nic się nie angażował, aby odbębnić wymagane godziny pracy na rzecz szkoły zaczął pomagać w bibliotece. Pamięta, jak dziś, że układał książki w dziale kryminałów, kiedy Grabss zawołała go. Chłopak wyłonił się zza regału i wtedy go ujrzał. Był wysoki. Miał blond włosy i piękne szaro-zielone oczy. Do dobrze zbudowanego ciała dochodził zabójczy uśmiech. Miał krzywy nos uznawany za uroczy oraz wąskie usta. Znał go każdy i każdy go lubił. Nawet nauczyciele i to nie tak, jak się lubi szkolnego prymusa. Oni go uwielbiali za to, co sobą prezentował. Niby przeciętny, a dla każdego wręcz idealny. To był ten chłopak z sąsiedztwa. Alec od razu go rozpoznał. Spojrzeli na siebie, niczym na jakimś tandetnym filmie romantycznym. Alec podszedł do biurka Dolores. Kobieta czytała, jak się domyślał po jej zarumienionych policzkach oraz po okładce Harlequina.
— Alexandrze, pokaż koledze dział ze szkolnymi lekturami — oznajmiła, bo prośbą tego raczej nie można było nazwać, nie podnosząc nawet wzroku znad książki.
Chłopak posłusznie ruszył do regału z książkami wiedząc, że Grabss nie zareagowałaby na żadne słowo. Taka już była i Alec zdążył się nauczyć, że kiedy ta staruszka czytała to nie należało jej przeszkadzać, bo i tak czy siak zostałoby się olanym.
— Czego szukasz? — zapytał grzecznie Setha, kiedy znaleźli się przy dziale z wielkim na szczycie regału napisem Lektury szkolne.
Chłopak podrapał się za kark.
— Szczerze to sam nie wiem. Mam zaliczyć u Rosses kilka lektur, ale w chuj nie wiem jakie. —Chłopak zaśmiał się nerwowo.
— Przeczytaj „Dumę i uprzedzenie". Rosses ją kocha, poza tym weź jeszcze „Dziecko zwane niczym" i „Księżycowy kamień". Naucz się dokładnie o czym są, a zdasz śpiewająco.
Podał Sethowi wszystkie wspomniane książki, po czym wytłumaczył, na co nauczycielka zwraca największą uwagę. Rozmawiali aż do końca przerwy. Kiedy zabrzmiał dzwonek, Alec chciał iść na lekcję, ale został zatrzymany.
— Możesz mi pomóc po szkole? — zapytał chłopak.
— Wiesz, sam musisz to przeczytać. Nie pomogę ci w czytaniu.
Chwycił plecak i chciał już wychodzić, kiedy usłyszał, jak Seth woła za nim.
— Będę czekał przed szkołą po ósmej godzinie, jeśli zmienisz zdanie.
Nie zmienił zdania. Po ośmiu godzinach spędzonych w szkole Alec, jak zwykle czekał na autobus. Prawdę mówiąc widział, jak blondyn siedzi w samochodzie i wypatruje kogoś zawzięcie, ale nie chciał się oszukiwać. Nikt nie był dla niego miły, jeśli nie potrzebował pomocy. Nie chciał się pakować w jakieś bagno, dlatego też wsiadł do autobusu przepełnionego ludźmi. Tamtego dnia już się nie spotkali, ale ta środa zmieniła jego zwyczajne, nastoletnie życie na najbliższe miesiące.
Gdyby dzisiaj rano ktoś powiedział mu, że będzie siedział z Sethem i pił piwo na jednej kanapie to najpewniej wyśmiałby go. Ale w sytuacji, gdzie to się dzieje naprawdę nie ma nawet ochoty na głupi uśmiech. On nienawidził tego typa - koniec kropka. Zmarnował mu kilka miesięcy życia i nie miał zamiaru już nigdy go spotykać, a nawet tolerować.
— Szczerze to się tu ciebie nie spodziewałem. Żyłem w przekonaniu, że nigdy nie przyszedłbyś na imprezę.
— Jak widzisz pozory mylą.
— Kiedyś byłeś bardziej potulny — stwierdził blondyn z nonszalanckim uśmiechem. -Ciekawi mnie, czy nadal jesteś równie niewinny, co podczas naszego ostatniego spotkania.
— Przyszedłeś tu tylko po to, żeby mi uprzykrzyć życie i powspominać, jak bardzo je spieprzyłeś?
— Mam być szczery czy powiedzieć ci to, co chcesz usłyszeć?
Ten człowiek działał mu na nerwy. Jakim cudem kiedyś go kochał? Odpowiedź taka banalna; bo kiedyś był inny.
— Jeśli ja mam by szczery to nie chcę tego słuchać i wolę się pójść upić — powiedział Alec i wstał po kolejną butelkę piwa.
Naprawdę nie lubi imprez.
***
Około godziny w pół do trzeciej Alec zdecydował się wrócić. Nie był tak bardzo pijany, jakim chciałaby go zobaczyć Isabelle, ale to był chyba jego największy stan upojenia alkoholem w życiu. Jak nisko upadł, że sam się upija? Zadzwonił po taksówkę. Nie siądzie przecież w samochód, jako kierowca, a tym bardziej nikt nie zaproponuje mu podwózki. Droga do domu minęła mu zadziwiająco szybko. Kiedy miał już zamiar sięgać po klucze do tylnej kieszeni spodni został odciągnięty przez silne ręce. Usta zostały zatkane przez prawdopodobnie dłoń, natomiast druga ręka mocno ściskała go w pasie i unieruchamiała.
— A teraz słuchaj uważnie, bo nie mam zamiaru powtarzać — zagrzmiało przy jego uchu. — Jesteś w niebezpieczeństwie. Szukają cię. Demon i pół demony. Wkrótce dowiesz się więcej. Mam mało czasu, ale pamiętaj, że w razie czego masz nas po swojej stronie. Niedługo spotkamy się twarzą w twarz, ale do tego momentu wiedz, że kiedy przyjdą po ciebie wszystko się zmieni. Uważaj, Alexandrze.
Alec poczuł się nie tyle co zjarany, ale jakby wypiły z litrę wódki i teraz śnił i był na jawie. To było tak, jak gdyby uczestniczył w filmie grozy. Został puszczony z mocnego uścisku, a kiedy się odwrócił nikogo za nim nie było. Chwilę stał przed drzwiami i zastanawiał się czy przypadkiem, ktoś nie dosypał mu czegoś do piwa lub coli, bo naprawdę jest z nim źle. W końcu zdecydował się otworzyć drzwi. Nie biorąc prysznica rozebrał się i wskoczył do zimnego łóżka, a stwierdziwszy, że to była jakaś alkoholowa halucynacja, usnął.
data publikacji;10.03.2019
data ponownej publikacji: 31.01.2022
słów:1894
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top