ROZDZIAŁ 7

~~~~

Trzydziestoletni Merritt stał przed poprzednim Wodzem klanu, Aed'em. Obaj mężczyźni nie przypadli sobie do gustu, Merritt jako dowódca wojowników zagarnął serca dość dużej ilości Na'vi, a jego znajomości z innym klanem dawały mu - a raczej powinny dawać mu większe szanse zaakceptowania 

Niestety było inaczej. Ade rządził według niego zbyt łagodnie, przez co nieraz nieproszony wypowiadał się na dany temat, bądź nie wykonywał przydzielonych poleceń. Ade rozkazał bronienia wioski - gdyż nie był za zabijaniem szlachetnych zwierząt które bronią swoje terytorium. Merritt natomiast wolał wybić każdą bestię, nie obchodziły go zbytnio losy Pandorańskich zwierząt

- Synu.. - Wódz zaczął spoglądając na oddaloną córkę i swoją żonę Meriel - Swoim zachowaniem pokazałeś, że nie zależy ci również na twoich braciach i siostrach.. Dziś straciliśmy trzech wojowników, przez twoją głupotę. Co masz do powiedzenia? 

- Tylko tyle, że udało mi się znaleźć dom A'gulug'ów.. Teraz łatwiej będzie nam je wytępić..

- Milcz! - Ade stanął przed nim bliżej, Merritt nawet nie drgnął - I śmiesz zakładać rodzinę z moją córką? Ty nawet nie żałujesz śmierci swoich ludzi! I ty masz zapewnić bezpieczeństwo dla mojej rodziny?! Prędzej umrę, niż ty zostaniesz Wodzem. Do lochów z nim! - rozkazał, strażnicy jednak się zawahali - Co z wami? Powiedziałem do lochów! - powtórzył, wojownicy spojrzeli po sobie i zabrali Merritta w głąb śnieżnej pustyni 

- Ojcze! - Sile próbowała wyrwać się z objęć matki - Nie możesz! 

- Ja wszystko mogę kochanie, on nie jest godny twojego delikatnego serca.. - Wódz odwrócił się na pięcie i poszedł do swojego Igloo

Tego samego dnia wybuchł bunt wojowników, którzy byli murem za Merrittem. Wódz wypuścił go, dając mu jednak do zrozumienia

- Jeśli nie nauczysz się pokory, jeśli nie przestaniesz zachowywać się tak jak teraz, nie życzę ci ciekawej przyszłości.. Obyś za te wszystkie łzy wylane przez partnerki tych wojowników, cierpiał.. 

Tej nocy Wódz i jego żona zginęli.

Merritt, gdy miał pewność że jego żona śpi, wymknął się ze swojego Igloo i skrzyknął dwój zaprzyjaźnionych wojowników - Cadan'a i Pacco. We trójkę weszli do Igloo Wodza, Cadan i Pacco sztyletem przebili serce śpiącej Tsahik, Marritt natomiast podciął gardło Ade'nowi 

- Rządzić to trzeba umieć. Jak chcesz wiedzieć, w lasach Panodry toczyła się wojna. Ty jesteś drugim Olo'eyktanem który umrze..

Następnego dnia krzyki obudziły każdego mieszkańca mroźnych krain. Sile jak co dzień poszła odwiedzić swoich rodziców, to co tam zastała zniszczyło ją. Merritt oskarżył Cadan'a praz Pacco, a on sam stał się upragnionym Wodzem

~~~~

- Proszę o uwagę! - Wódz wstał od lodowego stołu, mieszkańcy wioski spojrzeli w jego kierunku - Dziś obchodzimy pierwszy dzień Świętego Tygodnia, jak co roku w ten dzień przypływają do nas Tulkuni, oraz przypominam o tygodniowym zakazie polowań. To tyle jeśli chodzi o takie przypomnienia, mam ważniejszą wiadomość do przekazania. - spojrzał w kierunku córki i wystawił dłoń, ona ją ujęła i również wstała od stołu - Moja córka jest zaręczona! - zawołał szczęśliwy, co wywołało również falę radości wśród mieszkańców, nie u wszystkich niestety - Ogłaszam również, że od razu po zakończeniu Świętego Tygodnia odbędzie się jej ślub. Szczęśliwym wybrankiem został Acair! Synu, mam nadzieje że moja córka będzie przy tobie bezpieczna.. - dodał patrząc wprost na młodego mężczyznę, który siedzi wśród swojej rodziny - Można kontynuować.. - dodał ponownie siadając do stołu

Kinnat zerknęła w stronę przyjaciół z lasu i oceanu. Zrobiło się jej jeszcze bardziej przykro, gdy zauważyła smętną minę Neteyama i Tsireyi. Nie było już odwrotu, musiała to pociągnąć dalej. Po wspólnym śniadaniu Kinnat cudem wyrwała się z domu i pobiegła na spotkanie z rodzeństwem i przyjaciółmi 

- Gratuluje! - Tuk jako pierwsza podbiegła do białowłosej i ją przytuliła 

- Dziękuje, ale nie ma za co.. - wypaliła bez zastanowienia 

- Oho, ktoś tu jest bardzo szczęśliwy.. - Lo'ak prychnął za co oberwał w głowę od brata

- Rzadko i niechętnie to mówię, ale muszę się z nim zgodzić.. - Aonung przewrócił oczami i stanął bliżej Teca 

- Dzięki Panie Niezniszczalny.. - Lo'ak również przewrócił oczami, wspominając tym samym próbę polowania na Reinery 

- Panowie.. - upomniała ich łagodnie Tsireya, stając między nimi - Słowami, a zwłaszcza takimi, nie poprawicie nikomu humoru.. Dlatego proszę abyście się przymknęli, przez tydzień macie chociaż udawać że się kochacie.. - dodała ze szczerym uśmiechem 

- Zielony nie musi udawać.. - młodszy Sully prychnął przez co Aonung miał ochotę rzucić mu się do gardła 

- Oni się nigdy nie polubią.. - Kiri westchnęła w stronę Kinnat - Widzę że coś cię jeszcze trapi, możesz nam powiedzieć. A zwłaszcza mi.. - dodała kontem oka zerkając na braci - To zwierzęta..

- W tym momencie to tylko Eywa może mi pomóc.. - Kinnat odpowiedziała z delikatnym uśmiechem wciąż przytulając się z Tuk 

- Wiem co może poprawić ci humor.. - Neteyam zaczął nieśmiale, białowłosa spojrzała na niego z lekką nutą nadziei - Wyprawa do lasu.. - Kinnat zaśmiała się szczerze przytakując tym samym

Parę chwil później całą grupą znaleźli się przed wejściem do lasu. Nastolatkowie szybko skrócili pozostałym zasady zabawy, po czym wbiegli do lasu. Na samym początku towarzyszyły im śmiechy, oraz wykonywane przez Na'vi lasu odgłosy zwierząt, które w dość sprytny sposób myliły pozostałym znalezienie ich. Kinnat wkońcu zapomniała o wszystkim i znów poczuła się jak pięcioletnie dziecko, które nie miało żadnych zmartwień. 

Biegając po lesie dostrzegła znajomą posturę, cichaczem zakradła się do Neteyama, który w tym samym czasie naśladował odgłosy jakiegoś ptaka. Chłopak wyczuł czyjąś obecność, po czym lekko odwrócił głowę. Nim zdążył zareagować Kinnat wskoczyła na jego plecy, oplatając nogi wokół jego tali, czarnowłosy szybko chwycił jej uda i ustał w miarę prosto - albo przynajmniej na tyle prosto by się nie przewrócić 

- Znalazłam cię.. - szepnęła spoglądając na niego z góry, Neteyam odchylił głowę do tyłu by lepiej widzieć jej twarz

- A ja znalazłem ciebie.. - odszepnął czując niesamowicie przyjemne, ale i dziwne uczucie 

- Długo mnie szukałeś? - spytała schodząc z jego pleców, osiemnastoletni Na'vi odwrócił się do niej 

- Od samego początku.. Ale wiecznie się chowałaś, a ty? Długo szukałaś? 

- Od samego początku.. Prędzej myślałam że znalazłam, ale to okazało się być zwykłym cieniem.. - odpowiedziała dotykając jego dłoni - Mówisz że się chowam.. Co zrobisz jak mnie już nie znajdziesz? - dodała spoglądając na niego dużymi oczami 

- Skoro teraz mi się udało, to nawet jeśli będzie ogromne zamieszanie, zawsze będę cię szukał.. 

- Boje się.. - Neteyam objął jej twarz 

- Niepotrzebnie, jeśli będziesz mnie potrzebować, ja będę z boku.. - odpowiedział gładząc kciukami jej policzki, które pokryły się rumieńcem - Ładnie ci w czerwonym.. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top