ROZDZIAŁ 43

- Wszechmatka chyba nie chce byśmy lecieli.. - białowłosa szepnęła wtulając się w ramie narzeczonego 

- No chyba nie chce.. - chłopak odpowiedział opierając swoją głowę o jej - Od trzech dni burza. Mamy co raz mniej cennego czasu. - dodał smutno

- Może to jakiś znak? - dziewczyna odsunęła się - Neteyam, mam jakieś dziwne przeczucie. 

- Spokojnie. Tak jak ustalaliśmy, ty zostajesz i czekasz na sygnał.. - chłopak ucałował czule czoło dziewczyny 

- Neteyam. - do namiotu dwójki kochanków wszedł przyjaciel czarnowłosego, który również jak wybrana grupka wojowników wylatuje do U'labu - Jake mówi, że lecimy mimo burzy. - oznajmił lekko dysząc ze zmęczenia - Zebrałem wszystkich. 

- Rozumiem, już idę. - przyjaciel Neteyama jedynie przytaknął i wyszedł - Kinnat..

- Nic nie mów. Masz do nas wrócić. Masz wrócić do mnie.. - szepnęła kładąc swoje dłonie na jego karku 

Kilka chwil później nie było nikogo. Kinnat siedziała spokojnie w wejściu do namiotu obserwując tym samym burzowe niebo, od czasu do czasu zerkała w kierunku bawiących się chłopców. Była szczęśliwa, miała wszystko co chciała - wspaniałego chłopaka oraz dwóch mądrych synów

Ten rok zmienił chłopców bardzo, po ich wyglądzie może rozpoznać pochodzenie rodziców. Arzhel robi się podobny do Riana za czasów wczesnej młodości - Kinnat nawet dostrzegła podobne ruchy, chłopiec porusza się niesłychanie płynnie, zwinnie i lekko. Koa natomiast staje się Na'vi z lasu. Mimo wcześniejszej jasnej barwy skóry, chłopiec zaczyna ciemnieć i nabierać kolorów odziedziczonych po ojcu i jego rodzinie. Mimo wczesnego wieku dostrzec w nim można również charakter jego babki - Neytiri

Następnego dnia koło południa Neteyam wraz z ojcem, bratem oraz przyjaciółmi wylądowali w niestrzeżonej części lasu, Ikrany szybko schowały się wśród drzew, natomiast najstarszy syn Jake'a wyruszył z Rianem na zwiady 

- Tereny U'labu zaczynają sie od tego wodospadu. - chłopcy stanęli na jednej z gór, a białowłosy zaczął pokazywać - Ciągnie się aż tam, do wschodniego morza. Od dupy strony, ale z lasów przeleci się tym prędzej, niż z Awa'atlu.. A resztę to już znasz, Lodowiec Matki i te sprawy. 

- I oni to wszystko zajęli? - Neteyam spojrzał na niego zaciekawiony, osiemnastolatek prychnął 

- Oni poszli jeszcze dalej. Zostawili tylko morze, ale nie jestem pewny.. Były dwa statki, ale jeden z jakiś miesiąc temu zniknął. 

- Popłynęli po wsparcie. - czarnowłosy zagryzł wewnętrzną część policzka - Czyli od wschodu można tu dolecieć? 

- Raczej tak, ale mówię, nie wiem czy już go nie obstawili.. Chyba że będziecie lecieć naprawdę wysoko. 

- O to już się nie martw, ja coś wymyślę. Coś jeszcze powiesz? - Sully spojrzał na niego pytająco 

- Po drodze powiedziałem już wszystko. - Chłopak odparł zamyślony 

- Cieszę się, że pogodziliście się z Lo'akiem. - Neteyam poklepał go po ramieniu 

- Zbratał się z Payakanem.

- Z kim?

- Tulkun. Stado go wygnało, pływa samotnie od nas do Metkayina. Lo'ak twierdzi, że Payakan go uratował. 

- Rozumiem. Chodźmy. - oboje wrócili do prowizorycznego obozowiska 

- I co wstępnie ustaliliście? - Teca spojrzał na chłopaków przelotem i wrócił do rozkładania kolejnego jednoosobowego namiotu

- Pokazałem mu skąd mogą przylatywać inni.. - wypowiedź Riana została przerwana 

- Wschód? Odpada.. - Teca odwrócił się do brata i pokręcił głową 

- Dlaczego? - młodszy brat lekko się zbulwersował 

- Dlatego idioto, że są tam wiry wodne. Cholera wie, kiedy wystrzelą. - starszy białowłosy rozejrzał się po pozostałych 

- Czyli po planie.. - Rian nieco smutny kucnął biorąc do ręki patyk 

- Musimy wymyśleć coś innego..

- Zabić ich. - odezwał się jeden z wojowników - W nocy, zaatakować z zaskoczenia.

- Nie! - Neteyam zwrócił się do wojowników rozkładając ręce - Wymyślmy coś, co nie będzie wymagało zabijania..

- Synu. - Jake spojrzał na niego stanowczo 

- Nie tato. Nie pozwolę by Na'vi ginęli od ich broni. Śmierć będzie w ostateczności, spróbujmy z nimi pogadać i..

- Zginiemy. Jak nic, on chce nas zabić. - Aonung prychnął, przerywając mu tym samym wypowiedź

- Nie, możesz być o to spokojny. Rian, potrzebujemy Acaira.. Pójdziesz po niego? Bądź co bądź, on umie wymyślać na poczekaniu jakieś plany.. - czarnowłosy spojrzał błaganie na młodszego Na'vi, ten jedynie westchnął i poszedł w kierunku wioski 

- Pewnie.. Rian pierdoła do wymyślania planów, został wysłany po inteligencje wszechświata! Kretynie, Acair to kretyn, gdyby nie on, ich by tu nie było.. Nie no oczywiście, zabijać też nie wolno, założę się, że jeśli Kinnat będzie coś groziło, to zaraz za pierwszą lepszą broń chwyci.. Kretyn.. - Rian mruczał pod nosem będąc już w połowie drogi - Spokojnie, nie masz co się nim przejmować.. - wzruszył ramionami wpadając przy tym na kogoś 

- Rian! - oboje białoskórzy Na'vi spojrzeli na siebie z wyrzutami 

- Acair? Ty nie we wiosce? 

- Nie.. - mężczyzna wstał z ziemi i rozejrzał się po lesie - Drzewa obumierają.. - dodał dotykając jednego z pni 

- Taa.. Jesteś sam? 

- A z kim mam być?!

- Nie no, tak się pytam.. Neteyam już tu jest. Chciał z tobą pogadać.. - Acair w momencie zakrył usta młodszego znajomego 

- Zamknij się. To że szedłem sam, nie oznacza, że jestem sam. Serio tu jest? - spytał szeptem, Rian jedynie pokręcił głową - To dobrze, a Jake też? - białowłosy ponownie pokiwał głową - Te jeszcze lepiej.. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top