ROZDZIAŁ 39
---***---
Mój dom = Twoje serce
---***---
- Nigdzie jej nie ma! - do Igloo które prędzej należało do Merritta i Sile wpadł jeden z wojowników, Acair który siedział na łóżku przetarł zmęczoną twarz
- Szukajcie dalej, nie mogła się przecież rozpłynąć. - rozkazał wypraszając tym samym mężczyznę z jego nowego domu
- Czemu kazałeś mu szukać? Uciekła razem z nimi. - Kair z założonymi rękoma podszedł bliżej Acaira, ten poczuł jak serce mu przyspieszyło a na czole zaczęły pojawiać się kropelki potu - Wiedziałeś? - spytał po chwili przyglądania się przyjacielowi - Ja jebie.. - warknął - Jaki ty jesteś głupi! Oni, stąpasz po cienkim lodzie dupku, tamci wrócili do siebie Toruk Makto pewnie zbierze najlepszych wojowników i cię zabiją za te kłamstwa. Jaki ty jesteś głupi! Jeszcze zgodziłeś się na wygnanie, mogłeś go zabić w tym lesie, i by nie było problemu. Po zabiciu Merritta mogłeś sam wydać karę, ale nie bo ona musiała! TO TERAZ MASZ! - Kair wyszedł z Igloo
Acair odetchnął z ulgą i zostawiając sprawy dotyczące pogrzebu poprzedniego Wodza, oraz ceremonii przydziału władzy również wyszedł z pomieszczenia. Chwilę porozglądał się dookoła i ruszył w kierunku wody, przywołał do siebie Ilu i ruszył na długie oraz relaksacyjne pływanie - niestety takie się nie okazało
Po półtorej godzinie pływania na horyzoncie pojawił się ogromny statek, na widok którego Ilu chłopaka zaczęło wariować. Minęła chwila nim zwierzę się uspokoiło a na pokład wyszedł niebieskoskóry Na'vi z bronią w ręku
Chwilę prędzej wewnątrz mostku kapitańskiego Smoka Morskiego trwała zacięta dyskusja między załogą. Ian Garvin oparł się rękoma o stół znajdujący się na środku pomieszczenia po czym przemówił nie kryjąc emocji, jakie nagromadziły się poprzez wcześniejszą dyskusję
- Nie pozwolę wam na to. Klan zamieszkujący te tereny jest lepiej rozwinięty niż dotąd znane wam Na'vi.. Tutejsze Homo Pandorus w większej mierze posługują się trzecim okiem, są w stanie przewidzieć każdy twój ruch.. Pracowałem z jednym takim Avatarem, który został zesłany tu, opowiadał mi o ich niezwykłych stworzeniach, które przybyli tu ludzie zdziesiątkowali. U'la i Tulkuni są pierwszymi stworzeniami, dzięki którym rozwinęło się tu życie. Od roku gonicie za jakimś Jake'iem, zabijacie stworzenia by przywódcy klanów wam cokolwiek powiedzieli. Nie pozwolę zrobić tego samego tutaj. - mężczyzna poprawił okulary i rozejrzał się po wyraźnie znudzonych towarzyszach, jedynie Pająk słuchał go uważnie
- Czym są te U'la? - blondyn skrzyżował ręce na klatce piersiowej
- Majestatyczne stworzenia.. - Ian wyświetlił hologram ukazujący pandorańskiego mamuta - Są nazywane Sercem Lodu. One wybierają swojego jeźdźca, z którym zawiązują wieź do końca swojego życia. Do tej pory trudno jest określić ilu Na'vi otrzymało ten zaszczyt..
- Ciekawe ile by za nie dali.. - Scoresby pogładził się po brodzie
- Przestań! Tych zwierząt zostało tylko dziesięć sztuk!
- Możecie przestać? - Quaritch zmierzył mężczyzn od góry do dołu po czym w asyście przyjaciół wyszedł na zewnątrz
Jego uwagę dość szybko przykuł białoskóry Na'vi. Oboje spojrzeli sobie w oczy chcąc tym samym wystraszyć jakoś tego drugiego, niestety przez wyolbrzymione ego oboje byli nieugięci
- Szefie, zabić go? - Brown ostrożnie podszedł do pułkownika
- Jake Sully, znasz? - Quaritch lekko przechylił głowę, nieprzerywając kontaktu wzrokowego
- Kim jesteś? - Acair sięgnął po sztylet, dwójka żołnierzy stojące po bokach drugiego rozmówcy
- Ja spytałem pierwszy.
- Ja spytałem kim jesteś, a nie kto jest pierwszy. Masz do czynienia z Wodzem U'labu. - Quaritch zaśmiał się nerwowo, reszta jego towarzyszy również
- Nie jesteś za młody na bycie Wodzem?
- A ty za głupi na bycie mądrym? - tym razem to Acair się zaśmiał
- A ty to nie jesteś za smarkaty przypadkiem? - Miles podszedł bliżej barierki - Nie będę się powtarzał dwa razy. Znasz Jake'a?
- A jednak się powtórzyłeś.. Nie wiem kto to. To twój jakiś znajomy?
- Można tak powiedzieć.
- To nieźle mu podpadłeś skoro musisz go szukać, i wypytywać się innych. - Acair schował sztylet - Dowiem się kim jesteś?
- Jake Sully. - Miles warknął przez zaciśnięte zęby
- Szukasz sam siebie? - młody mężczyzna zaśmiał się głośno - Jak widzę rozmowa na poziomie glona, poczekaj przyprowadzę ci najgłupszą osobę z mojej wioski, to może wtedy poczujesz się lepiej. - urwał spoglądając na stojących za pułkownikiem Na'vi - Chociaż, ładne stado półgłówków udało ci się uzbierać.
- Widziałeś go czy nie!?
- Nie. Szukaj znajomych gdzie indziej.
- Pozwolisz, że przeszukamy twoją wioskę. - Miles uśmiechnął się lekko, Acair jedynie spojrzał na niego z ukosa
- Skoro dzięki temu twoje ego podskoczy, to czemu nie?
- Fantastycznie.
Przez następny rok oddział Miles'a osiedlił się we wiosce, gdzie próbują namierzyć poszukiwanego mężczyznę. Życie mieszkańców wywróciło się do góry nogami, w szczególności życie kobiet, które były wykorzystywane przez żołnierzy Quaritcha
Acair załamany takim obrotem spraw długo naradzał się ze swoją ukochaną. Ostatecznie stanęło na tym by wysłać Riana po resztę dzieci byłego Wodza, oraz Rodzinę Sully. Blondyna nie interesowała wioska, martwił się jedynie o Aine, która spodziewała się jego pierworodnego dziecka. Nie mógł pozwolić by Ludzie z Nieba zrobili jakąkolwiek krzywdę jego rodzinie, w ten sposób postanowił dać Miles'owi to czego chciał
- Czego chcesz. - do Igloo Wodza wszedł Rian
- Mam dla ciebie misję. Nie spierdol tego. - Acair bezszelestnie podszedł do wojownika
- To czemu mi ją dajesz? - chłopak wzruszył ramionami
- Chodzi o twoją rodzinę. Potrzebuje ich. Teraz. - szepnął rozglądając się - Nikt nie wiem, że wam pomogłem, i niech tak zostanie. Dziś w nocy jakoś się wymknij, i przyprowadź mi twoje rodzeństwo i Sully'ch. - Acair chwilę popatrzył w oczy Riana - I czego patrzysz się jak głupi! Rozumiesz co masz zrobić?
- Rozumiem. - gdy młody wojownik przytaknął w tym samym momencie do Igloo wszedł Kair, Wódz nie myśląc za wiele z całej siły uderzył młodszego Na'vi w policzek
- Mam nadzieje, że teraz zrozumiałeś swoje zachowanie! Wynoś się z mojego domu! - Acair wskazał palcem na wyście, Rian potulnie opuścił Igloo
- Co zrobił? - Kair skrzyżował ręce na klatce piersiowej
- B-bunt. - Acair niepewnie usiadł na lodowym łóżku - Zbuntował się. - dodał już pewniej patrząc prosto przed siebie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top