ROZDZIAŁ 33

- Nie dam rady.. - Neteyam szepnął do siebie gdy po paru dniach wędrówki nie natrafił, ani na Acaira, ani na A'gulug'a

Chłopak westchnął głośno i usiadł pod jednym z drzew, trzymany do tej pory kurczowo łuk położył obok siebie. Instynktownie położył płasko dłoń na ziemi i przymrużył oczy, oparł się wygodnie plecami o pień drzewa i zaczął się wsłuchiwać. Liczył że widzenie, którego zdążył się tu nauczyć, przyda się. Miał rację

Dość szybko wyczuł czyjąś obecność, nim zdążył zareagować to długa włócznia trafiła mu parę milimetrów od dłoni. Szybko wstał z ziemi i chwycił za łuk, gdy chciał sięgnąć po jakąkolwiek strzałę to z pomiędzy krzaków wyłonił się ostry sztylet, który przelatując zranił dziewiętnastolatka w ramię

Neteyam opuścił łuk oraz z strzałę, po czym złapał się za krwawiące miejsce. Z krzaków wybiegł Acair, który bez zawahania rzucił się w stronę leśnego Na'vi. Zadawał szybkie ruchy dłońmi, do których przerzucał ostatni ze sztyletów, Neteyam nie nadążał się bronić w ten sposób padł na ziemie z paroma ranami ciętymi. Acair kucnął nad nim i przyłożył z uśmiechem sztylet do gardła  

- Masz już dość? To było dziecinnie proste.. - szepnął dociskając ostrze do skóry 

- Nie wydaje mi się.. - czarnowłosy szepnął również się uśmiechając 

Syn Jake'a podkurczył nogi uderzając tym samym białowłosego kolanami w plecy. Śnieżny Na'vi odskoczył szczerząc tym samym swoje kły, Neteyam chwycił za łuk i w oka mgnieniu naciągnął cięciwę z jedną strzałą. Nie patrzył gdzie strzela, ważne było by spowolnić Acaira

Udało mu się, na wylot trafił wojownikaw ramię, białowłosy z lekkim syknięciem przełamał strzałę i przeciągnął ją do końca. Krew lała się strumieniem, przez co Neteyam zaczął żałować swojej decyzji, Acair klęknął czując jak ból rozchodzi się po całym jego ciele

- Wszystko dobrze..? - Neteyam zrobił dwa kroki w jego kierunku, dowódca w przypływie adrenaliny chwycił za sztylet i wbił dziewiętnastolatkowi w stopę 

Niebieskoskóry krzyknął najgłośniej jak tylko mógł gdy wyciągał ostrze. Oboje zamilkli

- Słyszałeś..? - Acair rozejrzał się w popłochu dookoła siebie 

- To byłem ja, bo ktoś postanowił przebić mi stopę.. - Neteyam jęknął 

- Nie, to ni było to.. - dodał opuszczając uszy - Wsłuchaj się.. 

Neteyam niechętnie wykonał jego polecenie. Głośnym echem zaczęły się rozchodzić dziwne dzięki przypominające klikanie, jęczenie oraz bliżej nieokreślone szelesty 

- Co to? - czarnowłosy spojrzał na towarzysza lekko przerażony 

- Biegnij.. - szepnął podnosząc się z ziemi

- Co? Co to było..?

- Biegnij! - Acair krzyknął szarpiąc go przy tym za barki

Młodzi mężczyźni w pośpiechu zebrali swoje bronie i ruszyli biegiem przez drzewa. Starali się jakoś zgubić te zwierzęta, jednakże na marne, zatrzymali się w połowie drogi do wioski oraz popatrzyli po sobie 

- Boisz się.. - Neteyam słusznie zauważył widząc przestraszony wzrok towarzysza - Niby taki wyszkolony..

- Zamknij się. Z Alfą nie wygrasz.. - Acair odpowiedział opierając się rękoma o kolana - Nie ważne jakbyś próbował, gdzie byś uciekał.. Alfa cię dopadnie.. - dodał przecierając mokre od potu czoło 

- Moja siostra nawiązała z nim więź.. Razem z Kinnat to widzieliśmy. 

- Z Kinnat? 

- Alfa nic jej nie robiła. Może jak i my postaramy się podejść do niej pokojowo, to może nam odpuści? - czarnowłosy wyprostował się zaciskając przy tym mocno dłoń, w której trzymał łuk. Acair jedynie prychnął, i zaczął iść w kierunku wioski - Tak łatwo odpuścisz sobie władzę? Będziesz frajerem tak jak ja teraz. - białowłosy zatrzymał się - Oboje wiemy, że nie chcesz tego. Chcesz by cię wielbili.. - urwał swoją wypowiedź w momencie gdy Acair przyłożył swój palec do jego klatki piersiowej 

- Nikt nie może się dowiedzieć, że współpracowałem z tobą. Rozumiesz, niebieski kretynie? - warknął w jego stronę 

- Rozumiem, biały idioto.

W tym samym momencie Kinnat siedziała w swoim Igloo i bawiła się ze swoimi synami. Ciężko jest jej uwierzyć w to, że została matką. Każda chwila jaką z nimi spędza jest raczej jak sen, z którego za chwilę może się obudzić

- Kto jest mamusi skarbem..? - spytała z szerokim uśmiechem dotykając policzka Koa - Moi dwaj wojownicy.. Wasz tata teraz próbuje udowodnić innym, że jest naprawdę dzielnym mężczyzną.. Szkoda że inni nie widzą go moimi oczami, wtedy by zrozumieli, że nie każdy potężny wojownik na każdym kroku udowadniać swoją wyższość.. Wasz ojciec jest inny.. To naprawdę czuły mężczyzna, opiekuńczy, nie pozwoliłby wam się coś stało.. Pod tą skorupą wrażliwca naprawdę drzemie zdumiewająco silny wojownik.. Oby wam się w przyszłości żyło lepiej, i że nie pozwolicie by słabsi cierpieli.. - Kinnat przetarła samotną łzę, w tym samym czasie do Igloo weszła poddenerwowana Kiri - Witaj kochanie, coś się stało? - białowłosa momentalnie ustała naprzeciwko niej i dotknęła jej ramion 

- Nie.. Tak..? Ja już sama nie wiem.. - czarnowłosa złapała się za głowę - Nie mogę nigdzie znaleźć Cador'a.. Od paru dni, zaczynam się obawiać, że Acair coś mu zrobił.. 

- Spokojnie.. - białoskóra przytuliła Na'vi do siebie i zaczęła się lekko kołysać - Będzie dobrze, może jest w swoim Igloo, albo.. - urwała karcąc się tym samym w myślach 

- A-albo? Leży pewnie gdzieś martwy, i pewnie znowu oskarżą o to jakiegoś niewinnego Na'vi..

- Poszukaj może u szamanki.. - Kiri od razu się ożywiła i dziękując szybko wybiegła z domu przyjaciółki 

Parę chwil później stała przed Igloo szamanki. Ręce za trzęsły się jej niemiłosiernie, a w gardle pojawiała się susza. Szybko bijące serce również nie pomagało jej. Ostatecznie weszła, a jej oczom ukazał się Cador, który leżał na lodowym łóżku 

- Cador.. - nastolatka zaczęła stając na środku domku 

- Kiri? Cholera, co ty tu robisz? - mężczyzna wstał i ręką dał jej znak by została w miejscu 

- Co się dzieje? Czemu to jesteś? Coś ci zrobili? Wszechmatko, to moja wina.. - Kiri zastawiła usta dłońmi i zaczęła płakać, zarzucając sobie zaistniałą sytuację 

- Nieprawda.. Acair znalazł chorego zwierzaka. Obiecał cholera, że nie da tego mięsa bo reszta mieszkańców zacznie go podejrzewać.. On to mięso dał mi.. - mężczyzna złapał się za klatkę piersiową czując okropny ból, przypominający ten od postrzału - Kiri, ja umieram.. - dodał również płacząc 

Dziewczyna niewiele myśląc podeszła i kucnęła naprzeciwko niego. Delikatnie ujęła jego twarz w swoje dłonie, i kciukami przetarła spływające po jego policzku łzy

- Wszechmatka ci pomoże.. Poproszę ją, może mnie wysłucha.. 

- Nie. Nie zasłużyłem na życie, a tym bardziej na twoją dobroduszną pomoc. Jestem okropnym człowiekiem.. Mam na swoich rękach krew niewinnych.. Kiri, ja ciebie miałem zabić..- szepnął, nastolatka chwyciła jego dłonie i ucałowała je 

- Nie obchodzi mnie to kim byłeś, ani to jakie rozkazy dostawałeś. Nie ufam obcym, a gdy pierwszy raz z tobą, tak na poważnie, porozmawiałam.. Cador, ja coś sobie wtedy uświadomiłam.. Cador, ja cię widzę.. - szepnęła kładąc głowę na jego kolana - Nie pozwolę ci umrzeć, a napewno nie w ten sposób..

- Kiri, ja miałem cię zabić! - wojownik odepchną ją od siebie i wstał na równe nogi, dziewczyna poszła w jego ślady - Miałem cię zabić wtedy w Lodowcu..

- To dlaczego tego nie zrobiłeś?! Dlaczego mnie nie zabiłeś.. 

- Bo nie potrafiłem! Chronię dupy całej twojej rodziny, i teraz zapłaciłem za tą lojalność.. Ale wiesz co? Było warto. Poznałem bliżej ciebie, i zrozumiałem że u żadnej innej kobiety nie znajdę tego ciepła jakim mnie otoczyłaś. Dziwiłem się Kinnat, i temu że tak szybko wybrała Neteyama. Ale teraz wiem. Teraz wiem dla kogo dzień, w dzień walczę, dla kogo się staram być lepszym.. Widzę cię Kiri.. Widzę prawdziwą ciebie, tą która śmieje się z moich kiepskich żartów, tą która potrafi zapatrzeć się w pasek albo chmury, jakby były one jakimiś diamentami.. Pokochałem tą, która jak się prawdziwie śmieje, to brzmi jak zarzynany Reiner.. Ale teraz jest to bez sensu.. Nieważne ile bym ci jeszcze powiedział, ile bym rzeczy próbował naprawić, to i tak jest bez sensu.. Ja umieram. Mój dotychczas najlepszy przyjaciel podał mi mięso zwierzęcia, chorega na kawng aungia! 

- Wybaczam ci.. Wszechmatka również ci wybaczy.. - czarnowłosa podeszła do chłopaka i położyła swoje dłonie na jego klatce - Nie mogę cię stracić, nie teraz gdy straciłam Pająka.. - zbliżyła swoje usta do jego - Jeśli już tak bardzo chcesz umrzeć. To zabierz mnie ze sobą.. - dodała złączając ich w czułym pocałunku 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top