ROZDZIAŁ 23
- Wy płyńcie na lewo, wy na prawo. - Teca zwrócił się do podzielonych wojowników, ci szybko popłynęli na Ilu w swoje strony - Spokojnie, znajdziemy go.. - białowłosy spojrzał przeloten na zmartwionego Neteyama - My płyniemy naprzód! - krzyknął pokazując na pustą przestrzeń przed sobą
- Ja, ojciec i Tsireya popłyniemy dołem.. - Aonung wynurzył się lekko patrząc prosto w oczy białoskórego, ten jedynie przytaknął i wraz z niewielką grupą ruszyli przed siebie
W tym samym czasie Lo'ak otworzył leniwie oczy, nie wiedział za bardzo gdzie jest ani co się stało. Pamiętał jedynie wyprawę na ryby wraz z rybakami, wtedy jakieś morskie nieznane mu zwierzę zaatakowało. Szesnastolatek ostrożnie przejechał dłonią, wyczuł pod nią pancerz który skądś już kojarzył
Pośpiesznie usiadł i nerwowo się rozejrzał. Płynął. Zakłopotany spojrzał nieco niżej. Płynął na grzbiecie Tulkuna. Na'vi delikatnie zjechał do wody i niezwykle ostrożnie opłyną zwierzę dookoła
- Payakan.. - szepnął wypływając na powierzchnię, zwierzę zatrzymało się i mruknęło coś - Nie rozumiem cię.. - westchnął dotykając płetwy Tulkuna, który ponownie mruknął - Ty mnie pewnie też.. - chłopak za wszelką cenę chciał zachować spokój, jednak osłabiony organizm oraz ranne ciało nie współgrało z obecnością, według wszystkich groźnego stworzenia - Ty nas zaatakowałeś? - spojrzał w jego oko, w którym dostrzegł swoje odbicie - A może jednak uratowałeś..? - bardziej stwierdził
Mimo strachu Lo'ak wyczuwał od niego dobrą energię, toteż wdrapał się ponownie na jego grzbiet i położył się na plecach które go bolały, jednak zimne ciało Tulkuna łagodziły dolegliwości
- Co się tak właściwie stało? - spytał na co zwierzę mu odmruknęło przeciągle - Ostatnie co pamiętam to dwóch rybaków spytało się czy chce z nimi płynąć. Zgodziłem się.. Jak już wypłynęliśmy, to nie byli ci sami co mnie pytali.. - szesnastolatek usiadł - Cholera! Acair! - krzyknął na co Tulkun ponownie mruknął - Pewnie myślą że nie żyję.. - dodał smutno - Robi się ciemno.. - Lo'ak rozejrzał się
Głucha pustka otulała samotnego szesnastolatka. Na wodzie dryfowały odłamki lodu, przez co chłopak liczył na bliskość jakiegokolwiek lądu. Niestety nic nie kojarzył, jedyne co było mu znajome to gwiazdy, odchylił głowę do tyłu i spojrzał na nieboskłon. Samotna łza spłynęła mu po policzku
- Wszechmatko, proszę, nie chce tu umrzeć.. Nie sam.. Zrobię wszystko, ale to wszystko, tylko niech pojawi się tu mój tata.. Niech ktoś po mnie przypłynie.. - szepnął podkurczając nogi
Nie minęło pół godziny, a Payakan zaczął być nerwowy. Lo'ak wolał nie ryzykować, więc ześlizgnął się ponownie z jego grzbietu po czym chwycił się jednej z brył lodu. Tulkun zniknął mu z pola widzenia
- Ej! Tu jest zimno! Zamarznę! - chłopak krzyczał gdy każda z jego kończyn zaczynała drżeć z zimna
- LO'AK! - szesnastolatek prawie popłakał się za szczęścia gdy zauważył swojego brata w towarzystwie Teca i paru wojowników
- T-Tu jestem! - odkrzyknął próbując do nich podpłynąć
- Spokojnie.. - Tonowari wynurzył się obok czarnowłosego Na'vi, po nim pojawił się Aonung i Tsireya
- Żyjesz! - szesnastolatka rzuciła się mu na szyje - Tak się bałam.. - dodała szeptem
- To przez Acaira.. - syn Jake'a odszepnął
- Wiesz dlaczego cię tu zaprosiłem? - Acair wskazał Teca miejsce po drugiej stronie ogniska, znajdującego się w Igloo znienawidzonego dwudziestolatka
- Nie. - młodszy wojownik odpowiedział siadając
- Zabrałaś połowę wojowników. Bez mojej wiedzy.. - warknął biorąc kawałek ryby do ust - Nie pomyślałeś, że coś by mogło się stać tu? Zabrałeś połowę wojowników! - krzyknął - Jestem dowódcą Teca, musisz ze mną ustalać takie rzeczy..
- Nie, bo to był mój oddział. Ja wczoraj byłem odpowiedzialny za moich ludzi, nie twoich.
- Błąd. Teraz wszyscy są moi. Przymknąłem oko na Neteyama, ale tego nie mogę zaakceptować. Nie słuchasz mnie, sprzeciwiasz się oraz pyskujesz. Nie zjawiałeś się na zebraniach oraz treningach, to dziwne bo od momentu pojawienia się tych z lasu. Długo myślałem, obserwowałem, wiec teraz mogę stwierdzić że nie chodzi ci o tą szurniętą Kiri.. - dwudziestolatek wstał i okrążył syna Wodza - Tu chodzi o kogoś innego. O kogoś z innego plemienia.. Tu nie chodzi o dziewczynę.. - kucnął za nim i nachylił się na jego uchem - Aonung.. - szepnął, widząc jak ciało osiemnastolatka się spina zaśmiał się - Wiesz że muszę głosić twoje zaniedbywanie obowiązków Wodzu? A może przez przypadek coś jeszcze mi się wymsknie..? Kto to wie.. - nowy dowódca wstał bacznie obserwując załamaną twarz Teca
- Nie zrobisz tego.. - osiemnastolatek warknął zaciskając pięści
- Ja? Ależ oczywiście, że to zrobię. Chyba że, powiesz skąd wiedziałeś gdzie szukać? Ocean jest ogromny, a ty pokierowałeś swoich w jednym kierunku.. - obaj spojrzeli na siebie przenikliwie
- Takie przeczucie..
- Jak te przeczucie się nazywa?
- Po co chcesz wiedzieć, chcesz zabić tą osobę? - Teca również wstał - Wtedy każdy zacznie cię podejrzewać.. - wycedził w jego stronę
- Wyjdź.
Teca zaraz popędził do Kinnat, i opowiedział jej wszystko. Nastolatka z kolei przekazała informacje Neteyamowi, który nie był zadowolony z tego co usłyszał
- Kinnat, zakończmy to.. Liczyłem że chodzi mu o mnie, ale on zaczyna atakować innych.. - Neteyam usiadł pod drzewem w lesie
- Nie, musimy być silni. Nie możemy odpuścić, bo wtedy przegramy. - dziewczyna kucnęła obok niego - Straciliśmy za wiele, pewnie stracimy jeszcze więcej.. Ale nie możemy się poddawać.. - dodała przytulając się do jego torsu
- Inny zaczynają cierpieć.. A co jeśli w jego chorym umyśle zrodzi się pomysł, i zrobi coś tobie?
- Mi nie. Bo wie że straci wtedy wszystko. Jemu właśnie chodzi o mnie Netty.. Beze mnie nie ma władzy..
- Mój ociec chciał uciec od wojny, a jego syn wpakował go w kolejne kłopoty. - oboje zaśmiali się krótko
- Co byś wolał? Chłopca czy dziewczynkę? - Neteyam spojrzał zaszokowany na swoją narzeczoną
- To i to.. - odpowiedział z szerokim uśmiechem
- Bliźniacy to szczęście. - Kinnat odsunęła się od chłopaka - Ale nie w przypadku moich rodziców.. Oni mają pecha przez nas. - dodał z lekkim uśmiechem
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top