ROZDZIAŁ 12
- Neteyam? - głos Kinnat spowodował że chłopak momentalnie oprzytomniał
- Coś się stało? - spytał podchodząc do dziewczyny, nie przejmował się tym że dziewczyna przerwała rodzinną naradę
- Chciałam się tylko zapytać, czy możesz pójść ze mną w jedno miejsce.. - odpowiedziała nieśmiało nawet nie patrząc na jego rodzinę
- Pewnie. - osiemnastolatek rzucił w kierunku rodziców znaczne spojrzenie i ruszył za dziewczyną
Gdy tylko wyszli z Igloo chłopaka ta splotła ich dłonie, wzrok gapiów momentalnie na nich spoczął. Oboje byli tym przytłoczeni, ale skoro wszystko się wydało to dlaczego mieli się z tym kryć?
~~~~
- Wodzu.. Muszę się do czegoś przyznać.. - do Igloo Merritta oraz jego żony wszedł zawiedzony Acair
- Mów synu.. - mężczyzna usiadł wygodnie na podłodze, młody wojownik zajął miejsce naprzeciwko niego
- Tylko proszę nie winić Kinnat, to nie jej wina a moja. Widocznie nie dawałem jej wystarczająco dużo miłości.. Albo po prostu nie jesteśmy sobie pisani..
- Do rzeczy, nie mam całego dnia
- Widziałem Kinnat wiele razy szczęśliwą, ale nigdy aż tak bardzo.. Neteyam ją wielbi, co widać w każdym jego ruchu i spojrzeniu.. - Acair westchnął z udawanym smutkiem - Nie zasługuje na nią, lepiej by dla wszystkich było gdybyśmy zerwali zaręczyny..
Wódz nic nie powiedział, wpatrywał się tylko na niego i myślał nad każdym jego słowem
- Nie zrozum mnie Wodzu źle, szaleje za twoją córką i jestem gotów nawet w tej chwili oddać za nią życie.. Ale jeśli ona tego nie czuje, nie chce by cierpiała..
- Milo! - piętnastoletni wojownik wszedł do domu którego pilnował, chłopak widocznie zestresowany ledwo trzymał włócznie - Przyprowadź, w tej chwili, moją córkę i Neteyama.. Jego rodziców również. - chłopak przytaknął i wyszedł - Wiesz coś jeszcze?
Acair pokręcił przecząco głową, trwali w tej ciszy dłuższą chwilę do momentu aż Toruk Makto nie zjawił się za swoją rodziną
- Gdzie jest Neteyam i Kinnat? - Wódz spojrzał na nich przelotem, Jake wzruszył ramionami
W tym samym czasie Kinnat wraz z osiemnastolatkiem wpadli do Igloo Na'vi wody, gdzie rodzina wspólnie spędzała wolny czas
- Tonowari.. Proszę pomóż nam.. - zdyszani nastolatkowie weszli głębiej
- Co się stało? - mężczyzna poderwał się z ziemi, Tsireya wraz z bratem zrozumieli o co może im chodzić
- Zrobiliśmy coś.. - Ronal przerwała synowi Neytiri
- Zabiliście kogoś? - spytała
- Coś znacznie gorszego.. - białowsłosa odpowiedziała - Ja i Neteyam..
- Nie kończ. - Tonowari przerwał jej - W czym ja niby mam wam pomóc? - spytał rozgniewany, widząc jednak miny nastolatków szybko zrozumiał
To były dzieci, niewinne i naiwne. Dwie błąkające się dusze, które wkońcu się odnalazły a teraz ponoszą tego skutki
- Mój ojciec go zabije.. - Kinnat wtuliła się w ramię chłopaka - Proszę, może ciebie posłucha..
- Skąd ta pewność że się dowiedział? - Tsireya podeszła do przyjaciół
- Milo na rozkaz ojca kazał mu nas przyprowadzić, Neteyama rodziców także.. Mówił że w domu był Acair.. - szesnastolatka słysząc imię wojownika spojrzała błagalnie w stronę swoich rodziców
Wódz poszedł za nastolatkami do Igloo umiejscowionego w samym centrum wioski. Pojawienie się zielonkawego Na'vi spowodowały, że ojciec białowłosej warknął
- Nie ciebie tu bracie chciałem.. - Tonowari przepuścił nastolatków i sam usiadł obok zaniepokojonej Neytiri
- Byłem przy jej narodzinach, byłem świadkiem pierwszego połączenia z Eywą.. Nie pamiętasz już o co mnie wtedy prosiłeś? Jej problemy od tamtego czasu są i moimi. - mężczyzna odpowiedział ze spokojem, dziewczyna rzuciła w jego kierunku dziękczynne spojrzenie
- Możemy się dowiedzieć, co nasz syn zrobił? - Jake lekko się uniósł, widząc jednak wściekłą twarz Wodza ponownie usiadł
- Wasz syn sprowadza na moją rodzinę same nieszczęścia! Moja córka przez niego chce zerwać zaręczyny! Ciągle gdzieś razem biegają, nie spodziewałem się tego po tobie Jake..
- Wodzu. - Acair wstał na równe nogi - Neteyam to dobry chłopak. Widzę w nim spokojną duszę i waleczne serce.. - spojrzał na niego przelotnie - Nie chce by miał problemy.. Jak wspominałem, kocham Kinnat.. Ale.. - wojownik stanął bokiem i spojrzał w kierunku dziewczyny - Ale jeśli kocha kogoś bardziej, to czemu mam jej to zakazywać? Jeśli pragnie tylko jego, to czemu ma tego nie dostać? Jest silna, poradzi sobie.. Życzę wam tego.. - otarł spływającą łzę ze swojego policzka - Neteyam, życzę ci szczęścia w życiu. Jest ono krótkie, dlatego dobrze jest korzystać z niego jak najwięcej. Dobrze że na siebie natrafiliście, szkoda że tak późno.. - wojownik za zgodą Wodza opuścił Igloo
Tonowari jeszcze raz przeanalizował słowa dwudziestolatka, coś mu nie pasowało. Zwłaszcza zdanie skierowane w stronę Neteyama, było ono niepokojące, Neytiri również to zauważyła
- Ojcze.. - Kinnat zaczęła splątując swoją dłoń z osiemnastolatkiem
- Milcz. I tak już przyniosłaś hańbę rodzinie..
- Nie zgadzam się z tym. - Tonowari wstał - Neteyam jest wojownikiem, na dodatek synem Olo'eyktana który jest Toruk Makto. Ten chłopak nie powinien być hańbą, racja źle zrobili nie mówiąc tego od razu, ale postaw się w ich sytuacji. Zaręczyłeś Kinnat z kimś kogo ona nie kocha, bała się.. Nie znasz go, ja go zdążyłem poznać. Ręczę za niego. - mężczyzna stanął pomiędzy nastolatkami a Merrittem
- Nie mieszamy się między klanami, a zwłaszcza Omaticaya. Ten klan wyrządził nam masę nieszczęść.. - białowłosy został uciszony
- Wyjdzie wszyscy, oprócz Kinnat. - Tonowari rozkazał
- Co ci odbiło?! - Jake szarpnął najstarszego syna za ramię gdy wyszli już z Igloo, przed domem Wodza znajdowali się już przyjaciele nastolatków oraz pozostałe dzieci Sully
- Przepraszam tato.. - chłopak szepnął
- Mój ojciec, co on powiedział? - Teca przekręcił osiemnastolatka w swoją stronę
- Że jestem chodzącym nieszczęściem.. - po słowach czarnowłosego nastolatka Aonung prychnął, Tsireya szturchnęła go ramieniem karcąc przy tym wzrokiem
- Nie jesteś.. - zielonkawa Na'vi próbowała pocieszyć chłopaka
- A właśnie że jest, ona może mieć kłopoty. - Kiri włączyła się do rozmowy
- Chwila, to wy wiedzieliście? - Jake spojrzał zakłopotany wpierw na nastolatków potem na żonę
- Może.. - Lo'ak wzruszył ramionami - Ale pomyśl, że mogło być gorzej. Zawsze ktoś mógłby zginąć. - dodał niewzruszony całą sytuacją
- Przysięgam, że zaraz ty zginiesz.. - Jake warknął przez zaciśnięte zęby, Neytiri położyła swoją dłoń na jego torsie
- Ma Jake, uspokój się.. - szepnęła spoglądając w stronę wejścia do Igloo, skąd można było usłyszeć krzyki kłótni
- To moja wina.. - Neteyam kucnął zaplatając swoje dłonie we włosy
- Racja. - Aonung i Lo'ak westchnęli w tym samym czasie
- Przestań. - Aonung warknął w stronę młodszego
- Sam przestań.. - Lo'ak odpowiedział i podszedł do brata - To nie jest tylko twoja wina, ale i jej. To jest wasza wina. - stwierdził z lekkim uśmiechem, za co dostał przez głowę od ojca
Z Igloo jako pierwszy wyszedł Merrit, który ciągnął za sobą zapłakaną Kinnat. Zaraz za nimi wyszedł Tonowari, mężczyzna kucnął obok Neteyama i położył mu dłoń na ramieniu
- Nie zepsuj tego, masz tylko jedną szanse.. - chłopak spojrzał na niego niezrozumiale - Uratował cię Święty Tydzień, ja i Kiran.
- Kto to Kiran? - Jake spojrzał na Olo'eyktana Metkayina
- U'la, który polubił twojego syna. - mężczyzna odpowiedział i wrócił do swojego Igloo
- Czyli to prawda.. - Tsireya westchnęła
~~~~
- Przepraszam.. - chłopak szepnął nad jej uchem gdy siedzieli wtuleni w siebie na grubej gałęzi jednego z drzew
- Nie masz za co.. Może i dobrze że tak to się skończyło? - białowłosa odpowiedziała lekko zamyślona
- Co się dzieje? - spytał zmartwiony
- Tonowari mnie ostrzegł, przed Acairem, ale wydaje mi się że to co mówił to było szczere..
- Kinnat.. - Neteyam ucałował czubek jej głowy - Nie myśl o tym.. - dodał spoglądając w dal
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top