ROZDZIAŁ 11
Jeszcze tego samego dnia wieczorem, grupka przyjaciół zebrała się z dala od wioski, by pobyć samemu oraz by poznać się lepiej. Kinnat leżała przytulona do Neteyama i wspólnie podziwiali gwiazdy, Teca oraz Aonung wspólnie zaczęli przygotowywać Niebieskie Glony - których działanie można porównać do palenia marihuany
- Widzisz? - Neteyam wskazał na niebo pełnie gwiazd, które dodatkowo otulała łuna kolorowych świateł - Jedna z tych gwiazd, to dawny dom mojego ojca.. Ziemia. - dodał ponownie zaczynając ją gładzić po plecach
- Niesamowite.. - stwierdziła podnosząc lekko głowę - Długo jeszcze specjaliści? - spytała widząc jak jeden drugiemu wyrywała glony
- Chwila.. - Aonung warknął krusząc podpieczone liście Maoby, na które Teca nakładał sproszkowane glony i zawijał w rulonik
- To miejsce mnie niczym już nie zaskoczy.. - Lo'ak westchnął gdy zielonkawy Na'vi wypuścił z buzi pierwszy dym
- Kto chce? Kiri? Może się lekko rozluźnisz, jakaś taka drętwa jesteś.. - Aonung wystawił w kierunku nastolatki, która była okryta szczelnie kocem
- Nie dziękuje.. - odparła zapatrzona w płomień - Jakoś nie mam ochoty tego próbować. - dodała podkurczając nogi pod brodę
- Nie to nie.. - odparł dając rulonik bliskiemu przyjacielowi, Teca mocno się zaciągnął po czym podał glony siostrze
- Chcesz spróbować? - białowsłosa spojrzała na Neteyama
- Pewnie.. - Neteyam ostrożnie zaciągnął się
Słodkawo słony smak rozszedł się szybko po całej jego buzi, zostawiając lekko pikantny posmak na końcu języka. Nic nie poczuł, żadnej energii czy błogiego stanu, zmieniło się to jednak gdy wypuszczał dym ze swoich płuc. Momentalnie poczuł mrowienie w placach, oraz lekko zamglony obraz utrudniał mu widoczność
- Jeszcze raz, będzie lepiej.. - Kinnat szepnęła widząc jak chłopak mrużył oczy
- Faktycznie lepiej.. - odpowiedział powtarzając czynność, podał rulonik dziewczynie która bez wahania usiadła mu pomiędzy nogami i oparła się plecami o jego tors
- Lo'ak, Rian, Rey? - Teca spojrzał na młodszych przyjaciół wyciągając w ich stronę przedmiot
- Z chęcią! - Tsireya zadowolona przyjęła poprawnie przygotowanego glona i jako pierwsza się nim zaciągnęła, po niej był Rian a na końcu Lo'ak
- Ło! - niebieskoskóry zawołał z lekkim uśmiechem - Jakie to niesamowite! - dodał spoglądając na brata, który nie był zainteresowany na wspólnym spędzaniu czasu, osiemnastolatek rozmawiał zaciekle o czymś z Kinnat
Zrobiło mu się lekko przykro, czując tym samym ukłucie zazdrości. Zawsze był Neteyam i Lo'ak, oczywiście mogło być Lo'ak plus ktoś inny, ale nie Neteyam. Szesnastolatek przyzwyczajony do nieograniczonej obecności brata, nie mógł sobie wyobrazić następującej zmiany. Z drugiej strony uśmiechnął się szeroko widząc jak Kinnat zaczyna bawić się jego palcami, a czarnowłosy opowiada o życiu w lesie - który dziewczyna chciała bardzo zwiedzić
- Ej, słuchasz mnie? - Aonung rzucił śnieżką w twarz Lo'aka
- Nie. - szesnastolatek odparł szczerze, wywołując tym samym śmiech wśród pozostałych
- Śmieszne. - Aonung warknął - Mówiłem żr te glony to nic, w porównaniu z naszymi Si'kole! To jest dopiero niesamowite.. Ale i niebezpieczne.. Są trujące, ale jak je dobrze przygotujesz to jest petarda. Ważne jest by wytopić truciznę, ale nie całą bo to właśnie ona odpowiada za ten stan, nie mogą być spalone, ale i nie surowe. Od cholery pieprzenia, i przy tym wciąż istnieje jakieś ryzyko.. Raz ja, Rotxo i paru innych.. Gdyby nie moja matka to Ro już dawno by umarł.. Za to ja i taki Blyth mieliśmy jedynie zatrucie, także nie polecam.. - chłopak oparł się o ramię Teca i spojrzał w niebo. Miliony kolorów jakie otulały widoczne na nieboskłonie gwiazdy zapierały dech w piersiach - Czaicie, że w innym miejscu na Pandorze nie widać tego?
- W lasach, przynajmniej w tym miejscu gdzie my mieszkamy, tylko przez jedną noc je widać.. Ale nigdy nie sądziliśmy że jest coś takiego jak Święty Tydzień.. - Neteyam odparł całując białowłosą w czubek głowy
- W tak już na poważnie? - chwilą ciszę przerwał bliźniak Kinnat
- Mówiłem ci już coś na ten temat.. Ja nie interesuję się życiem siostry, i tobie też radzę.. - głowa Aonunga powędrowała na kolana spiętego nastolatka
- Ciężko to określić.. Chciałabym, jednak to.. - wskazała na naszyjnik zaręczynowy - ..mi nie pozwala.. - osiemnastolatka westchnęła ciężko
- Przecież możesz zerwać zaręczyny.. - Tsireya szepnęła ponownie się zaciągając
- Tak, ale nie chce rozczarować ojca..
- Spokojnie, Teca zrobi to pierwszy. - białowłosy spojrzał na morskiego Na'vi zakłopotany, ale i zdenerwowany
- Mówiłem coś już na ten temat.. - chłopak warknął patrząc tępo w ognisko - On by nas zabił.. - dodał
- Dlaczego? - Lo'ak rozejrzał się po smętnych minach przyjaciół
- Nasz ojciec wymaga od nas potomków, by aby przypadkiem ktoś obcy nie został Olo'eyktanem.. Ale znowu z kolei, Acair jest ponad prawem.. Prawie połączył się z U'la.. - wypowiedź Riana została przerwana
- Prawie się zesrał, a nie połączył. Nie lubię typa, znam takich jak on, bo sam taki jestem.. - Aonung usiadł - Widział to ktoś jeszcze oprócz jego koleżków? - spytał podejrzliwie - Nie? No właśnie, trzech czy tam iluś potwierdziło a wasz ojciec to łyknął.. No przepraszam bardzo, ale każdy z nas ma jakieś zwierzę czy to Ikran, Ilu czy inne biegające.. Jak można spanikować, i zapomnieć o tym. - wycedził przez zęby wskazując na swój warkocz - Takie bajeczki to on niech dzieciom opowiada, a nie mi. Wielki wojownik, szczerze? To już nawet Tuk czy Lo'ak lepiej od niego walczą.
- Dzięki. - szesnastolatek odpowiedział ironicznie
- Nie mówię to jako komplement, ale jako prawdziwy fakt. Widziałem jak polujesz, dzieci robią to lepiej ale on swoje stanowisko dostał tylko i wyłącznie przez kłamstwa. - Aonung dodał
- Skąd to wiesz? - Neteyam mocniej otulił przygnębioną Kinnat swoimi ramionami
- Nasi ojcowie się przyjaźnią, nie raz słyszałem jak mój narzeka. A po zatem powtarzam, jestem taki sam. Swój swego pozna, zapamiętaj..
- Ale się rozgadałeś.. - Tsireya spojrzała na brat z ogromnym uśmiechem
- Bo to mnie już denerwuje. Każdy jest szczęśliwy, ale oprócz nas. - chłopak wskazał na siebie i Neteyama - Nie lubię go, ale lubię Kinnat, więc chce mu jakoś pomóc. Ale i też jesteśmy facetami, a oni trzymają się razem.. - Aonung wyraźnie bujający już w obłokach uniósł pięść do góry
- Dobra.. - Teca opuścił ją - Zobaczymy czy rano też będziesz taki solidarny.. - dodał z uśmiechem
- Będę, ale i nie będę. - odpowiedział wywołując tym samym kolejna falę śmiechu wśród pozostałych
- Nie uwierzę, że u niego zakończyło się tamto tylko, i włącznie zatruciem.. - Lo'ak szepnął w stronę Tsireyi
- Naprawdę, ciężko uwierzyć, ale tak było..
Nastolatkowie posiedzieli przy ognisku do późna, dobrze się im rozmawiało. Było widać jak Aonung się otworzył na nowe znajomości, bo zaczął dogadywać się z chłopakami z lasu, ale oczywiście tylko do rana. Po śniadaniu znów będzie zgrywał obojętnego. W połowie spotkania - wręcz nieświadomie - chłopcy usiedli w jednej grupie, a dziewczyny w drugiej dzięki czemu Kinnat mogła lepiej poznać Kiri
Dziewczyna tylko wydaje się być lekko dziwna, w rezultacie swoją odmienność zawdzięcza Wszechmatce, którą jak sama twierdzi, czuję i to bardzo mocno. Kinnat zaciekawił przypadek Kiri, przez co zapragnęła poznać ją lepiej
W tym samym czasie Acair wraz ze swoimi dwoma przyjaciółmi obserwowali nastolatków z ukrycia
- O czym oni mówią? - Cador wytężył słuch, jednak nic nie było słychać
- Nie wiem, ale jedno jest pewne..
- Echna nie kłamała.. - na słowa Keir'a oboje przytaknęli
- Trzeba wymyśleć plan.. - Cador zaczał, jednak Kair mu przerwał
- Walić plan, powiedzmy o tym Wodzowi.. Dodamy, że Demony z lasu buntują naszych, ten już będzie wiedział co robić..
- Nie. Pod żadnym pozorem nie mówmy mu.. - Acair westchnął spoglądając na przyjaciół - Pozwólmy im pomyśleć że wygrywają. Kinnat tak bardzo chce z nim być? OK, jutro idę do Wodza i zrywam zaręczyny.. Tamtych dwóch? Pokażmy że jest więcej takich odmieńców, niech zaczną to okazywać publicznie.. Niech myślą, że czują się tu jak w domu, jednocześnie niszczmy dom od podstaw.. - dodał spoglądając bezwzględnie w kierunku nastolatków
- Od kogo zaczynamy? - oboje spojrzeli na wojownika
- Od tego, co pcha mi się na tron.. Później jego braciszek, a na końcu homosie..
- Co z tą dziwaczką? - Cador spojrzał na Kiri
- Jeszcze nie wiem, to zostawmy Echnie.. - Acair odpowiedział wstając po czym ruszył w kierunku wioski
- Zapowiada się pracowity czas.. - Kair westchnął i ruszył za wojownikiem
- No racja.. Szkoda.. - Cador westchnął sam do siebie ostatni raz spoglądając na Kiri, która mu w pewien sposób zaimponowała
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top