Fred i Geroge • należało jej się •
W tym one-shocie bliźniaki występują jako nasi wrogowie. Będą używane tutaj skróty typu [K.W], [K.O] mam nadzieję, że sami się domyślicie co to, jeśli nie to na dole dam wam "legendę".
——————————————————
Piękna pogoda za oknem wręcz skłaniała mnie do tego, żeby wyjść i pooddychać świeżym powietrzem, jednak nie do końca było mi to dane i lepiej nie pytajcie dlaczego...
Przez pół dnia musiałam zmywać z siebie tą okropną zieloną maź, którą potraktowali mnie bliźniacy Weasley! Pewnie zastanawiacie, kim oni są jak na razie to nikim specjalnie ważnym. Ogólna definicja tych dwojga osobników jest taka:
Dwaj rudzi idioci, którzy robią żarty na miarę huncwotów i są gryfonami na tym samym roku co ja, czyli na siódmym. Kto by pomyślał, że te siedem lat nauki w szkole magii i czarodziejstwa Hogwart zlecą tak szybko. Moim wychowawcą był profesor Snape. Nauczyciel od eliksirów i jak można się domyślić "tatuś" wężów, czyli nas. Trzeba przyznać, że ślizgoni na jego lekcjach mają spore ułatwienie, bo zdecydowanie nie lubi bardziej tych z domu lwa, a ja? Mogę tylko przyglądać się i śmiać pod nosem jak widzę, że bliźniacy dostają kolejną karę. Można powiedzieć, że na szlabanach u Snape'a chłopcy powinni sobie wyrobić już kartę stałego klienta.
Nie brałam za bardzo udziału w tej całej wojnie ślizgońsko-gryfońskiej, ponieważ niepotrzebne mi były problemy, ale to nie znaczy, że kochałam tych spod czerwieni. Nie przepadałam za nimi, a zwłaszcza za tymi dwoma... Według mnie zachowywali się po prostu nieodpowiedzialnie i po prostu w skrócie jak niedoszli gówniarze.
Mogłabym, mówić jak to ja ich nie znoszę, ale lepiej nie zaprzątać sobie nimi głowy już w pierwszych klasach wyjątkowo dużo łez przez nich przelałam, bo z jakiegoś nieznanego mi do tej pory powodu przyczepili się akurat do mnie, szczerze nie jestem pewna czy oni nie zrobili tego tak o po prostu, bo nie było innej ofiary.
Jedyna sytuacja przez jaką mogli się wkurzyć to, wtedy kiedy wstawiłam się za tym pierwszorocznym ślizgonem, kiedy my byliśmy w trzeciej klasie. W sumie to od wtedy zaczęły się te wszystkie docinki z ich strony których mam już serdecznie dosyć!
Spacerowałam sobie korytarzem, zmierzałam w stronę biblioteki, by oddać jedną książkę. Jak zwykle miałam na sobie swoje szaty. Po drodze musiałam natchnąć się na tych rudych idiotów którzy wyglądali okropnie podejrzanie.
— No proszę kogo by tu mamy — powiedział jeden z nich z cwaniackim uśmiechem, jak na tego nie lubiłam... Nauczyłam się, że takie ich wyrazy twarzy nie wróżą nic dobrego, a może tylko przesadzam?
— [T.I] cóż za przemiła niespodzianka — drugi zaś miał szeroki uśmiech na twarzy, nigdy nie potrafiłam, ich rozróżnić nawet się nad tym szczerze nie zastanawiałam.
— Dajcie mi spokój — warknęłam, groźnie starając się, ich ominąć jednak oni zagradzali mi drogę... jakby nie mogli mi dać spokoju.
— Nie tak ostro niziołku — co prawda to prawda, że byłam, od nich niższa o co najmniej głowę z resztą co się dziwić oni są gigantami!
— jedną rzeczy, które widzę z tej wysokości to wasze chujowo niskie IQ, a teraz daj mi przejść — powiedziałam, pchając się pomiędzy nimi i na szczęście mi się udało. Słyszałam, tylko jak mówili, że pożałuje tego. Przełknęłam wtedy tylko ślinę i szybszym krokiem poszłam do biblioteki, kiedy już przy niej byłam otworzyłam drzew, dosyć spore, nim się obejrzałam, cała byłam w zielonej mazi, która strasznie śmierdziała.
— o fuj! — krzyknęłam tylko i wszyscy się na mnie spojrzeli, dopiero po chwili do mnie doszło, co tak naprawdę się wydarzyło, szybko zaczęłam uciekać do swojego pokoju ze łzami w oczach. Miałam ich już dosyć!
— Braciszku... Może przesadziliśmy? — zapytał Fred, patrząc na swojego brata bliźniaka z lekko zakłopotaną miną.
— Raczej nie... Należało jej się za wszystko — powiedział i zaczął, zmierzać do wieży Gryffindoru.
——————————————————
[K.O] — kolor oczu
[K.W] — kolor włosów
[T.I] — twoje imię
[T.N] — twoje nazwisko
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top