I
Nastolatka w wieku przed osiemnastką wbiegła w nieznaną jej uliczkę ze ślepym zaułkiem i głośno dysząc rozejrzała się za jakąkolwiek deską ratunku. Wtem dostrzegła jej jedyną nadzieję, kota! Może dla innych mogło się to wydawać głupie ale dla niej nie. Mimo komplikacji, które napotkała z łapaniem go, czym prędzej go schwytała w ręce i mocno zmarszczyła brwi pozwalając sobie go użyć. W takich chwilach dziękowała Bogu za to, że obdarzył ją zwinnością, w sumie jak każdego innego człowieka. Usłyszała dźwięk butów wbiegających w kałużę, byli coraz bliżej niej. No dalej! - zaklęła się w myślach.
Zatrzymali się tuż przed uliczką do której wbiegła i wymierzyli broń w stronę, gdzie się znajdowała, lecz nie zauważyli nikogo. Blondwłosa kobieta przepchnęła się przez nich i sama postanowiła ocenić sytuację.
- Akutagawa i Mori nie będą zadowoleni. - twierdziła patrząc dokładnie na każdego z mężczyzn w garniturach, po czym wydarła się na nich podirytowana - Pójdę tyłem.
Kobieta rozkazała, a mężczyźni zniknęli z pola widzenia [T/i]. Blondwłosa wpatrywała się jeszcze chwilę w dwa czarne koty, po czym odeszła rzucając im karcące spojrzenie.
[T/i] zdezorientowana, ale o wiele bardziej spokojna, powolnym kocim krokiem przeszła przez wąskie kraty i zorientowała się gdzie jest. Słońce już powoli zachodziło, niebo zmieniło kolor - od ostatniego czasu, kiedy je widziała - na różowo. Jutro będzie ciepły dzień.
- Ci ludzie są naprawdę głupi - powiedziała do siebie, co inni mogli usłyszeć jako 'meow' i skierowała się w stronę placu zabaw, który stał obok szkoły, mogła go zobaczyć już stąd, gdzie była.
W międzyczasie rozmyślała. Ta zdolność była bezużyteczna. Naprawdę bezużyteczna. Jedyne co mogła robić to transformować się w osobę, rzecz, zwierzę lub cokolwiek, co dotknęła. Również zmieniał się wtedy jej głos. Minusem było to, że jeszcze nie potrafiła tego do końca kontrolować i kompletnie głupim byłoby oceniać tą moc, nie znając zakresu jej możliwości, a jednak to robiła.
Na placu nieopodal liceum w Yokohamie bawiło się mnóstwo dzieci. Wyglądało na to, że opiekował się nimi chłopak. A może mężczyzna? [T/i] nie wiedziała kim był ani ile ma lat, więc nie mogła tego stwierdzić.
Niezdarnie wdrapała się po płocie, nie umiała tego jeszcze jako kot, a dość często się w niego transformowała. Dzieci widząc kotka, od razu do niego podbiegły i zaczęły go molestować, zaczynając od głaskania, kończąc na rzucaniu nim. Dziewczyna cały czas miałczała, co tak naprawdę było jej wyklinaniem.
Dzieci wpadły na jakiś głupi pomysł i podeszły do mężczyzny patrząc na niego błagalnym głosem. Hm, bycie kotem miało też swoje plusy. Mogła słyszeć dokładnie co mówią z tej odległości.
- Proszę, proszę! Chcemy go nakarmić. Wujku Dazaiii, prosimy!
- Zrobimy wszystko, tylko pozwól nam pójść do sklepu i kupić mu karmę i mleko, proszę!
- Właśnie, właśnie! Caitlyn jest tutaj najstarsza, dasz jej pieniądze, ona sobie poradzi! Prosimy....
Dazai - jak usłyszała [T/i] był ich wujkiem. Może nie wyglądał na tak młodego jak jej się wydawało?
- Nie niańczę was na marne. Jestem spłukany. - uśmiechnął się do nich miło, a dzieci smutno westchnęły.
Mimo wszystko [T/i] wydawało się dość podejrzane zachowanie Dazaia. Nie wzbudzał w niej zaufania aż tak jak te bezbronne dzieci. Wkrótce po tym wydarzeniu Caitlyn oraz 4 jej braci stety lub niestety musieli już iść.
- Papa, Dazai-San! - powiedziała na oko siedmioletnia dziewczynka i pocałowała go w policzek, a odchodząc pomachała mu na pożegnanie, jak zresztą reszta.
[T/i] nie czując się bezpiecznie w obecności mężczyzny zeszła z ławki i skradającym się krokiem miała w planach przejść w szerz placu i przejść przez płot, jednak gdy zaczęła iść, mężczyzna wstał.
- Ani kroku dalej. - powiedział, a dziewczyna usłyszała dźwięk wyjmowanego i ładowanego pistoletu skierowanego w jej stronę. Z perspektywy innych mogło się to wydawać naprawdę dziwne.
Mężczyzna po osiemnastce strzelił do kota na placu zabaw - już to widziała na nagłówkach gazet. Zatrzymała się i spojrzała na chłopaka z zamiarem ucieczki.
- Wiem kim jesteś, znam całą twoją przeszłość. Całą. Należałaś do Portowej Mafii, jednak zdradziłaś ich dołączając do nas, Agencji, po czym zrobiłaś to samo, podając nasze sekretne informacje Mafii z nadzieją, że przebaczą ci wszystko co im zrobiłaś. Jednak postrzelili cię w ramię, powinnaś mieć ranę, ledwo świeżą, od kuli. Zrobili to tydzień temu. Udało Ci się jakimś sposobem uciec, a teraz oni cię szukają. - kiedy Dazai podał jej wszystkie te informacje w międzyczasie zbliżając się do niej z pistoletem, po krótkiej analizie zrozumiała, że to prawda. Postanowiła się poddać. Odmieniła się w swoją prawdziwą formę.
Stanęła naprzeciwko niego patrząc mu prosto w twarz. Naprawdę długo ukrywała się w ciemności, zapomniała o nim, a teraz wszystko uderzyło w nią potrójnie. Nawet jej zauroczenie się.
- Nie chciałam ponownie zdradzić Agencji. Czułam się tam jak w prawdziwym domu, którego nigdy nie było dane mi zaznać. Nie znałam was tak dobrze, jak po przeanalizowaniu i wykradnięciu waszych danych z Portowej Mafii. Teraz już wiem, że jesteście silni, nawet silniejsi. Chciałam tylko... - słone łzy napłynęły [T/i] do oczu, co szybko otarła z zamiarem kłamstwa - Chciałam tylko poczuć się bezpieczna.
Dazai przez dłuższą chwilę nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, [T/i] spojrzała na niego. Patrzył na nią z widocznym zszokowaniem, zapomniał nawet o jej słowach, (ale widać było, że ich słuchał) kiedy po dłuższym czasie ją zobaczył. Cały się trząsł. Pistolet upadł w jednej chwili na ziemię układając się pod idealnym kątem i strzelił. Prosto w stronę [T/i]. Dziewczyna krzyknęła z bólu, strasząc kruki z drzew. Odleciały.
Dazai jakby w jednej chwili ocknął się ze snu i spojrzał na jej krwawiący brzuch. Kula przeleciała idealnie. Mężczyzna popatrzył na nią momentalnie w jeszcze większym szoku i strachu, ale nie mógł czekać. Słowa dziewczyny wydawały się prawdą, nawet on to mógł spokojnie stwierdzić. Ranpo także mógł stwierdzić, czy nikt jej nie śledził, ani nie kazał jej tak mówić.
Decyzja zapadła. Postanowił ją zabrać do Agencji pod skrzydła Yosano i zmusić Ranpo do przebadania tej sprawy. [T/i] zemdlała. Dazai skontaktował się z szefem, który odebrał to spokojnie. Dazai użył dobrych argumentów, informacji. Teraz to jego zadaniem było chronienie dziewczyny.
†
- Dazai. Rany, zmęczenie, głód, spragnienie i inne potrzeby [T/i] doprowadziły do tego, że zapomniała wszystkich swoich wspomnień. - powiedziała lekarka.
Dazai spojrzał na Yosano z niedowierzeniem. Może to nawet lepiej dla dziewczyny? Mężczyzna podszedł do swojego znajomego, a jakże towarzysza z pracy - Kunikidy.
- Kunikida, wiem co myślisz o [T/i] i jaki jest twój sposób myślenia. - tutaj spojrzał na wszystkich obecnych w biurze - Ale mimo tego co wszyscy o niej myślą, teraz musimy być dla niej rodziną. [T/i] prawdopodobnie zapomni o całej jej przeszłości, oczywiście udawajcie jakby nigdy nic nie miało miejsca między nią a Portową Mafią. Musimy jej chronić. Pomogę jej w opanowaniu zdolności na nowo, ponieważ wiem, że czujecie do niej pewnego rodzaju odrazę. Udawajcie, że mieszka tutaj i pracuje od paru dobrych lat, a to co się stało jest skutkiem zażartego konfliktu między Portową Mafią.
Wszyscy jękneli nieprzyjemnie. No prawie wszyscy. Kunikida jedynie był opanowany, widać było, że posłuchał czekoladowowłosego i o dziwo nie wydarł się jaki to był nieodpowiedzialny.
Dazai mimo tego, gdy dzisiaj zobaczył [T/i], nie zapomniał o tym jak bardzo ją kochał. Zrobiłby dla niej wszystko, a reszta Agencji dla jej umiejętności. Może i dziewczynie wydawały się one beznadziejne, jak zawsze wspominała, ale Dazai nie uważał tak.
Czarnowłosy chłopak domyślił się, o co chodziło Dazaiowi i założył swoje okulary używając umiejętności. Po mniej niż trzydziestu sekundach, ściągnął je i wytrzeszczył oczy ze zdziwienia tym, jak okropnie ją torturowali. Myślał, że widział wszystko, a jednak. Nie dał rady więcej tego oglądać.
- Bez wątpienia... Ich nienawidzi. - powiedział po chwili, a reszta odetchnęła z ulgą. W końcu czuli, że mogli zachowywać się normalnie. Dla niej to była u nich czysta karta.
Dazai czuł się bezradny po dzisiejszych wydarzeniach. Wstał i wyszedł z Agencji z wymówką, że ma coś ważnego do załatwienia. Wyjął telefon i wyklikał numer kierując się pod pewien bar.
- Halo? Spotkajmy się w barze Lupin, Chuuya. - powiedział wesoło podskakując po drodze w stronę baru.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top