𝕮𝖍𝖆𝖕𝖙𝖊𝖗 3
Heh, to ja. Dlaczego mi to zajęło tyle czasu? Nie mam wytłumaczenia. Grałam w simsy zamiast to pisać przepraszam xD. Ogólnie ten chapter to taki trochę gorący bałagan bo między rozdziałami robię sobie takie przerwy, że czasami zapominam co wgl pisałam. Od początku tej książki minęło już tyle czasu, że jej oryginalny zamiar został dawno zagubiony w odmętach mojej pamięci. Nie martwcie się jednak jestem człowiekiem z dedykacją i nie porzucę żadnej książki nawet jeżeli ukończenie jej zajmie mi pół życia.
No, ale ogl mam nadzieję, że nie powtarzałam za dużo porównań i epitetów i mniej więcej zrozumiecie co się dzieje. Obiecuję, że następne części będą już lepsze 🙏
---------------------------------------------------------
Zamknęłaś oczy na parę sekund żeby trochę się uspokoić. Niby interakcja z nieznajomym w Twojej sypialni nie powinna być taka stresująca, ale jednak wszystko co otaczało całą tą sytuację naprawdę nie było łatwe do przetrawienia twojemu i tak już zblazowanemu mózgowi.
Powoli otworzyłaś powieki i marszcząc czoło podniosłaś się na łokciach z niespodziewanie bardzo wygodnej podłogi.
Miał, gorączkę. Musiałaś coś przecież zrobić.
Wybrałaś się prosto do kuchni, kontemplując po drodze chwilę co w ogóle możesz uczynić kiedy koleś jest całkowicie poza świadomością i leży pół martwy na Twoim łóżku. Przecież nie możesz w takim stanie dać mu żadnych leków ani nawet wody.
Nie mogło jednak zaszkodzić bycie przygotowaną na czas kiedy już będzie przytomny ( przynajmniej częściowo) więc zdecydowałaś się wziąć do pokoju szklankę z czymś do picia i talerz z lekami, które położyłaś na nocnym stoliku obok.
Co jeszcze mogłaś zrobić? Przechyliłaś głowę patrząc na bladego mężczyznę leżącego na wznak w pozwijanym gnieździe, którym stała się Twoja pościel. Co robili lekarze w takich sytuacjach? No pewnie podłączali kroplówkę i inne profesjonalne rzeczy, na które ty oczywiście nie mogłabyś nawet liczyć w takich warunkach. Więc może podejdźmy do tego inaczej...Co robili lekarze w przeszłości?
Prawie poczułaś jak lampka zapala się nad Twoją głową kiedy w końcu wpadłaś na pomysł. Okład. Do tego nie trzeba żeby się ruszał, wręcz przeciwnie, nawet lepiej jeśli się nie rusza.
Trochę z siebie dumna, że wykazałaś się tym niezwykle błyskotliwym pomysłem, wybrałaś się do łazienki żeby chwilę później wrócić z miską zimnej wody i małym ręcznikiem, którego nie byłoby Ci szkoda wyrzucić po tym wszystkim.
Przysunęłaś sobie bardzo niewygodny stołek do krawędzi łóżka i pochyliłaś się nad obcym, w dalszym ciągu rozłożonym na poduszkach. Oglądanie go sprawiało, że robiło Ci się smutno, nie lubiłaś widzieć jak ludzie cierpią, a patrząc po tym jak jego nos nieznacznie marszczył się co jakiś czas przez sen, mogłaś stwierdzić, że wyraźnie nie czuł się za dobrze. Wyciągnęłaś dłoń i odgarnęłaś z jego spoconego czoła gęste jasne włosy, po raz pierwszy od kiedy właściwe zabrałaś go z ulicy, widząc całą jego twarz dokładnie. Smukłe, jakby zmęczone rysy, duże oczy z krótkimi rzęsami i jasne brwi ściągnięte nieco we śnie. Powiedziałabyś nawet, że jego prawie biała skóra wyglądała na miękką gdyby nie przesuszone zaniedbane miejsca koło jego oczu i ust.
Znowu uderzyło Cię to uczucie mówiące , że nie mógł być nikim złym. Każda jedna cecha jaką do tej pory zdążyłaś zaobserwować czyniła go w Twoich oczach w zasadzie niegroźnym. Liche słabe ciało, długie puszyste włosy, cichy słaby głos, a teraz nawet jego twarz. Te rzeczy sprawiały, że tylko bardziej zastnawiałaś się jak ktoś taki jak on skończył w taki sposób.
Otworzył usta nieco szerzej i zaczął ciężej oddychać co momentalnie przywróciło Cię do rzeczywiści i przypomniało, że człowiek przed Tobą w dalszym ciągu potrzebował Twojej pomocy. Zamoczyłaś ręcznik w misce i wycisnęłaś z niego nadmiar wody po czym zaczęłaś powoli i delikatnie przemywać oblicze nieznajomego chłodnym materiałem.
Z uwagą wycierałaś resztki brudu i zaschniętą krew jednocześnie zanużając co jakiś czas materiał, żeby pozostawał chłodny.
Czoło mężczyzny rozluźniło się delikatnie kiedy po raz kolejny przejechałaś po nim tkaniną. Nie było to może bardzo skuteczne w zbijaniu jego gorączki ale chciałaś przynieść mu choć trochę ulgi nawet kiedy spał.
Monotonne zajęcie powoli zaczęło Cię już nużyć i zaczynałaś myśleć nad zmianą wody w misce, bo miałaś werażenie, że ta, którą przyniosłaś była już bardziej ciepła niż zimna, kiedy oczy mężczyzny otworzyły się lekko i spojrzał na Ciebie.
W pierwszym momencie nawet się ucieszyłaś, mając nadzieję, że już się obudził i będziesz mogła podać mu leki, ale jedno spojrzenie wystarczyło Ci żebyś mogła stwierdzić, że to może wcale nie być takie łatwe.
Zamglone ślepia spojrzały w Twoją stronę z czymś czego nie mogłaś do końca rozszyfrować po czym jego usta wymamrotały coś bardziej niezrozumiałego niż jego spojrzenie.
Majaczył. No cholera jasna naprawdę robił wszystko, żeby utrudnić Ci opiekę nad nim. Miał tak naturalnie czy był po prostu bardzo uparty? Nie wiedziałaś, byłaś jednak zdeterminowana, żeby wcisnąć w niego cokolwiek co pomoże trochę jego ciału w ustabilizowaniu się i nie zamierzałaś się wycofać. Umiałaś sobie poradzić z dziećmi, więc to nie mogło być trudniejsze.
Chwyciłaś tackę na której były rzeczy wcześniej przez Ciebie przygotowane.
-Hej,musisz coś dla mnie zrobić -powiedziałaś wyraźnie i stanowczo chociaż nie musiałaś zwracać na siebie jego uwagi. Oczy mężczyzny już i tak były twardo wbite w Twoją formę jakby czegoś oczekiwał. Nie byłaś jednak pewna czy dochodziło do niego cokolwiek co mówisz. -Weź te leki um... - No tak wciąż nie znałaś jego imienia. Bajecznie. Ciekawe jak teraz się do niego przebijesz. Wyglądało jakby Cię słyszał, ale nie jakby słuchał. Masz zacząć mu pstrykać przed oczami czy jak?
O dziwo jednak, może jednak nie będziesz musiała, bo Twoje próby chyba coś dały. Facet powoli zaczął wyciągać ramię w stronę leków. Już chciałaś podać mu te tabletki kiedy chwycil Cię za nadgarstek. Robienie czegokolwiek z jego palcami wyraźnie sprawiało mu duży ból, ale nie poluzował swojego uchwytu. Spojrzałaś na niego zaskoczona. Co on..Co on robił?
Powoli pociągnął Cię za rękę i bez słowa położył Twoją dłoń prosto na swojej twarzy trzymając ją tam chwilę. Zmroziło Cię, spojrzałaś na niego bardzo zagubiona, ale bez skutku szukałaś jakiejś odpowiedzi w tych zamglonych oczach. Może był szalony? Jeśli tak to dzwonisz po szpital natychmiast, nawet jeżeli będą zadawać Ci dziwne pytania takie jak "Dlaczego zabrałaś tego człowieka do domu?". Chociaz z drugiej strony wcale nie wyglądał na kompletnie niezrównoważonego, raczej jak ktoś kto po prostu majaczy w czasie gorączki, czasami ludzie tak mają... Bardziej jednak martwiło Cię, że to wszystko mogło oznaczać, że miał się gorzej niż myślałaś.
Spróbował zacisnąć dłonie na Twoim nadgarstku co spęzło na niczym . Głownie z powodu twardych usztywnień jasno mu w tym przeszkadzających.
W normalnych okolicznościał zabrałabyś rękę prawie natychmiast, ale wtedy...szczerze mówiąc nie wiedziałaś jak zareagować.
-Tenko. -wypuścił z siebie słowa razem z oddechem, który połaskotał lekko Twoją skórę. Nie zareagowałaś natychmiast. Byłaś zbyt skonsternowana i zmieszana tym niewątpliwie dziwnym gestem. Nie był dla Ciebie do końca zrozumiały, ale na pewno miał jakiś głębsze znaczenie. Nie wiedziałaś jednak czy byłaś do końca gotowa je usłyszeć.
Nie zastanawiając się musnęłaś delikatnie kciukiem miejsce gdzie tak uporczywie przyciskał twoja palce. Rany, jego skóra była taka sucha...a jednocześnie tak miękka. Zmusiłaś się jednak do szybkiego powrotu do rzeczywistości kiedy doszło do Ciebie jak dziwnie się w tej chwili zachowujesz.
Tenko? Tenko, co? Boże, Boże, Boże. [Twoje Imię] weź się w garść, natychmiast. Koleś majaczy i mamrocze, a ty dajesz mu to kontynuować. Jaka z Ciebie pielęgniarka?
Zabrałaś dłoń z jego twarzy na co skrzywił się jakby chciał żeby została tam dłużej.
-Tenko...-zaczęłaś, bardzo uważając na jakieś sygnały, które mogłyby wyjaśnić Ci o co w ogóle w tym wszystkim chodziło. Para oczu podniosła się żeby na Ciebie spojrzeć, co mogło oznaczać, że trafiłaś i to jednak było jego imię.
-Mógłbyś proszę wziąć te leki? -wskazałaś na tackę, pełna nadzieji, że może w końcu uda Ci się naprawdę mu w czymś pomóc. -Pomogą Ci -dodałaś najbardziej łagodnym i troskliwym tonem na jaki umiałaś się zebrać. Nie wiedziałaś kiedy to się wydarzyło, ale powoli zaczynałaś naprawdę przejmować się tym czy wszystko będzie z tym mężczyzną dobrze. Może to jakieś matczyne instynkty, ale miałaś wrażenie, że działo się z nim znacznie gorzej niż tylko parę złamanych palców. Wyglądał jakby był wręcz zaniedbany, a ta nagła gorączka tylko utwierdziła Cię w tym przekonaniu.
Trochę jakby jego zdrowie od dawna chyliło się ku upadkowi, a ten niespodziewany wypadek okazał się kroplą, która przelała kielich i w końcu sprawiła, że jego ciało całkowicie się poddało. Musiałaś go o to zapytać kiedy trochę mu się poprawi, ale nie mogłaś na razie nic zrobić kiedy był w takim stanie.
-Yhm -cichy lekko drżący dźwięk dobył się z jego gardła i nie mogłaś się powstrzymać przed skojarzeniem tego tonu z tymi bardzo nieśmiałymi dziećmi czasami przychodzących do Twojego gabinetu. Zawsze były takie zawstydzone, jakby nie wiedziały, że chcesz im pomóc.
Spojrzał na tabletki jakby przerażony. Jego ramiona od razu wyraźnie się spięły kiedy tylko podsunęłaś mu leki. Wyglądał na okropnie wystraszonego, ale jednocześnie aż niezdrowo posłusznego, jakby bał się co może się stać jeśli Ci się sprzeciwi. W jednym momencie uderzyło Cię, że może najlepszym pomysłem nie jest utwierdzenie go w tym sposobie myślenia.
- Nie musisz jeśli nie chcesz - zaczęłaś cofać swoje słowa. Podniosłaś rękę chcąc trochę uspokoić Twojego gościa. Chłopak wzdrgnął się i uchylił jakbyś miała go uderzyć co jedynie sprawiło, że poczułaś się jeszcze bardziej jak jego nowy oprawca, a nie opiekun.
-A-ale powinieneś, one Ci pomogą. Naprawdę. -Nie mialaś pojęcia w jaki sposób mogłaś sprawić żebyś brzmiała bardziej przekonująco, ale naprawdę mocno się starałaś.
Zaczynałaś powoli panikować. Musiałaś wepchnąć w niego te cholerne leki, ale miałaś wrażenie że cokolwiek nie zrobisz to skończy się jakimś uszczerbkiem na zdrowiu. Psychicznym lub fizycznym.
Dzięki niebiosom jednak, kiedy już twoje ręce zaczynały się trząść i już czułaś, że nie dasz rady mu pomóc bez wywoływania jakiegoś ataku paniki Tenko wyciągnął posłusznie dłonie jakby samą siłą woli przymuszając się do tego gestu. Nie podobało Ci się to, ale jego spięty, skupiony wyraz twarzy mówił Ci, że przynajmniej próbował się zmusić do zachowania spokoju.
Jego ręce trzęsły się tak samo jak Twoje, jeśli nie bardziej. Był wyraźnie zestresowany i kiedy zamglone gorączką oczy podniosły się na sekundę żeby rzucić Ci szybkie spojrzenie, ujrzałaś, że były wypełnione strachem i niczym więcej. Twoje serce złamało się tysiące razy. Po raz kolejny pomyślałaś jak musiał się czuć. Bez możliwości poprawnej oceny sytuacji, w domu kompletnie nieznanej mu osoby i biorąc coś czego pochodzenia nie znał.
Sposób w który jednak prawie frenetycznie zrobił dokładnie to co mu kazałaś mógł oznaczać tylko, że znacznie bardziej niż leków bał się konsekwencji nieposłuszeństwa. Nie wiedziałaś co przeszedł ten chłopak, żeby patrzeć na Ciebie w taki sposób, ale nie trzeba było być geniuszem żeby domyślić się, że nie mogło to być nic kolorowego.
Z wyraźną trudnością zmusił się do połknięcia paru pastylek i skrzywiłaś się kiedy nie spróbował nawet dotknąć szklanki z wodą do popicia. W tym jednak momencie nie zamierzałaś go zmuszać do niczego więcej. Prawie natychmiast po tym skulił sie w najdalszym kącie łóżka i zacisnął oczy jakby czekając na jakieś konsekwencje.
-Spróbuj zasnąć-westchnęłaś kładąc szklankę na szafce nocnej po czym cicho usunęłaś się spokoju. Teraz czas na grę czekania...znowu.
---------------------------------------------------------
Tak, zgadza się. W tej książce będziemy zwracać się do Tomury per "Tenko" ponieważ doszłam do wniosku, że jak przedstawi się tym sztucznym imieniem to szybko się ogarnie, że on przecież jest wielkim złym itp.
Tak, mi będzie tak samo dziwnie to pisać jak wam to czytać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top