Rdz. 6 „ Day of secrets"

( Narrator ) *Dom rodziny Shao*

   Shao rozpoczęła dzień niezwykle wcześnie, nawet jeżeli był to sobotni poranek. Już wcześniej z Chanyeolem ustalili, że poświęcą jeden z dni tygodnia, by wymienić się informacjami w zakresie fantastyki oraz zjawisk paranormalnych. Nie mieli zbyt wielu okazji, by się spotykać, tak jakby się to mogło wydawać. Dlatego więc tak bardzo nie mogli przegapić szansy zobaczenia się w najbliższą sobotę, która wypadła akurat dzisiaj.

   Oboje rodzice Shao wyszli do pracy, tak więc dziewczyna skorzystała z wolnego czasu i posprzątała dom. W oczekiwaniu na przybycie nowego znajomego, wykonała swoje domowe obowiązki, więc mogła zająć się praniem. Po nastawieniu programu w pralce oraz zdjęciu suchych ubrań z suszarki, poszła do kuchni, by na spokojnie przyszykować śniadanie. Wkrótce rozległ się dzwonek do drzwi. Chinka spojrzała przez wizjer w drzwiach i zauważyła, że po drugiej stronie stoi Chanyeol; na lewym ramieniu miał przewieszoną torbę sportową, która już ledwo się trzymała. W wielu miejscach była poprzecierana, podarta i wyglądało również na to, że szew, na którym z ledwością trzyma się pasek wkrótce pęknie.

-Dzień dobry, Shao. – powitał ją uprzejmie.

-Dzień dobry, Channie. Wchodź, rozgość się. – odpowiedziała. – Śmiało , zapraszam do środka – dodała, gdy chłopak stał jak słup, jak zwykle onieśmielony tym, że Shao go tak dobrze traktuje.

Chłopak z wdzięcznością malującą się na jego twarzy skorzystał z propozycji.

-Załadowałeś kamienie do tej biednej torby? – spytała, przejmując z jego rąk bluzę na zamek i powiesiła ją na wieszak.

-Niespodzianka. - odparł tajemniczo, a po chwili był już prowadzony przez znajomą do salonu.

-Jesteś już po śniadaniu? - zagadnęła do niego.

-Właściwie... to nie. – odpowiedział po tym, jak się namyślił.

Shao przytaknęła głową, po czym udała się do kuchni; powróciła z talerzem pełnym kanapek- tymi, które najbardziej lubił Chanyeol – oraz dwoma kubkami herbaty.

-No co ty... - zawahał się Chanyeol, w pewnym momencie czując, że jego policzki stają się ciepłe.

- Zjedz spokojnie, książki nie uciekną. – powiedziała do niego łagodnym tonem głosu, co podziałało, bo wkrótce okazało się, że kanapki zniknęły szybciej, niż Shao się tego spodziewała i trzeba było dorobić nowych.

-Przepraszam, że tak cię objadam... Nie miałem nic porządnego od trzech dni. – przyznał się, choć nie było to konieczne.

-Przecież wiesz, że możesz przychodzić codziennie. Rodzice nie mają nic przeciwko temu, byś jadł z nami obiad, ale nie tylko. – przypomniała mu Shao, co jeszcze bardziej go onieśmieliło.

-Przecież przyszedłem. To znaczy, nie żeby ci lodówkę wynieść... - próbował się bronić. – W każdym razie znalazłem kilka ciekawych książek. Mam nadzieję, że jeszcze ich nie czytałaś.

-Chanyeol, nie zmieniaj tematu. Czy ty się głodzisz?!

    Jej uwaga popsuła nieco jego plan, który z całą pewnością nie zakładał, by się martwiła jego skromną osobą.

-Nie chcę słyszeć czy widzieć jakichkolwiek oznak tego, że jesteś niedożywiony, Park Chanyeol. Jak zgłodniejesz, to masz mi powiedzieć, jasne?

Chanyeol kiwnął głową na znak, że zrozumiał, skrzętnie ukrywając fakt, że Shao ponownie go zawstydziła.

-Zacznij od tej, proszę. Myślę, że cię zainteresuje. - podjął kolejną próbę skierowania rozmowy na inne tory, niż kwestia tego, w jaki sposób się odżywia. Ucieszył się, gdy Chinka ujęła wskazaną książkę w dłonie i otworzyła na zaznaczonej stronie.

Kategoria: Stworzenia wodne

Rodzaj: Niksy - Złe nimfy*

Legenda: Pewnego razu pewien mężczyzna wraz z żoną postanowili spędzić lato w uzdrowisku w towarzystwie zaprzyjaźnionej pary. Bawili tam już piąty dzień. Sądzili, iż będą to najlepsze wakacje w ich życiu. Któregoś ranka wybrali się w czwórkę na spacer do miasteczka. Na jednym z zakrętów przyjaciel mężczyzny zderzył się z przechodzącą tamtędy piękną dziewczyną. Natychmiast ją przeprosił i zaoferował pomoc przy wstawaniu, lecz ona odepchnęła go ze złością i posłała mu dziwne spojrzenie.

Miała zielone oczy, najbardziej niepokojące i głębokie, jakie ktokolwiek widział w swym życiu. Było w nich coś uwodzicielskiego, ale jednocześnie niedobrego. Gdy odchodziła, przyjaciele zauważyli, że rąbek jej spódnicy był mokry.

Tego dnia mężczyzna i jego żona spędzali popołudnie na tarasie. Roztaczał się stamtąd widok na jezioro, gdzie kąpiel zalecił im lekarz. Woda z tego jeziora miała podobno lecznicze właściwości.

To, co ujrzeli owego dnia, przekraczało ludzką normalność. Na wodzie tańczyła dziewczyna, mocząc przy tym skraj sukienki. Przez moment mąż i żona mieli wrażenie, że tańcząca była tą samą młodą kobietą, którą spotkali rano. Bardzo się zdziwili, a pewien siedzący obok nich staruszek wyjaśnił:

-To niksa. Odprawia taniec w hołdzie śmierci – powiedział.

-Bez wątpienia jest to zła przepowiednia.

Następnego dnia, kiedy para kąpała się w jeziorze, ich przyjaciel nagle gdzieś zniknął wciągnięty w odmęty wody. Dwie godziny później znaleziono go martwego na brzegu. Staruszek oznajmił, że niksa zapowiedziała jego śmierć tańcem, który widzieli, tym samym dokonując swego rodzaju odwetu za lata nieodwzajemnionej miłości.

    Dziewczyna zaczytała się w treść legendy tak mocno, że nie poczuła zapachu spalonych tostów, które jakiś czas temu nastawiła. Z pomocą Chanyeola odświeżyła kuchnię, zaś sczerniały chleb tostowy odłożyła do worka na śmieci typu bio.

-Wiedziałem, że cię zainteresuje - stwierdził Chanyeol i mrugnął filuternie.

- O tak, niezła próba. „Taniec na jeziorze", „Tajemnicze zaginięcia"... Skądżeś ty to wziął? – zadała mu pytanie.

-Biblioteka.

-Byłam w bibliotece z tysiąc razy i zapewniam cię, nie było tej książki.

-Czytałaś listę niks? – przerwał jej, wyraźnie podekscytowany tym, że udało mu się znaleźć coś, co pochłonęło Shao.

-„Kim Naeul, znana jako Tori...– odczytała na głos. – Co pięć lat powraca, gdy wydaje jej się, że znalazła wcielenie chłopaka, z którym umawiała się przed laty. Czasem pojawia się częściej..." kontynuowała Shao, a Chanyeol przysłuchiwał się, łaknąc coraz więcej cennych informacji. – „Czasem pojawia się częściej, gdy ktoś ją przypadkiem przywoła. Często zupełnie nieświadomie, np. gdy ktoś cierpi przez samotność. Tori zawiązuje kontrakt z tą osobą; zwykle kończy się niepowodzeniem dziewczyny, przez wściekłość odbiera przypadkowym nieszczęśliwcom życie."

-No ekstra, prawda? Znaczy, ona jest dowodem na to, że niksy istnieją, prawda? - dopytywał się Park.

-Trochę przerażająca jak na mój gust. Aż trudno uwierzyć, że niewinna osoba może stracić życie tylko dlatego, że Kim Naeul jest wiecznie nieszczęśliwa, nawet jeżeli powraca jako zjawa, by nękać.

-No fakt, ale robi wrażenie, czyż nie?

-Ale nie przesadzaj, Channie, proszę. Wiesz, jak się skończyły niektóre próby nawiązania kontaktu, nawet przypadkowego z Naeul oraz nimi-paranormalnymi tworami.

-Nie tworami, bo one istnieją. Istotami. – poprawił ją Chanyeol, jeszcze bardziej podekscytowany.

-Chan, proszę... świetnie się spisałeś, doceniam to, ale nie ma co się oszukiwać, nie jesteśmy takimi maniakami, żeby zająć się przywoływaniem jakiś dziwnych kreatur z zaświatów. Naprawdę super robota, wow, ale nie wykorzystuj tej wiedzy przeciwko mnie. Może ty jesteś żądny przygód, ja też, ale nie w ten sposób. Nie sądzę, bym chciała kiedykolwiek mieć do czynienia... z nią.

-Shao?

-Tak?

-Myślisz, że dałabyś jej radę sama? – zapytał Chanyeol, a Shao westchnęła, przeczuwając, że jeszcze długa droga przed Chanyeolem, zanim nauczy się nie mieszać w nie swoje sprawy.

-To skomplikowane. Z tego, co przeczytałam niksy są mściwe, złośliwe, nawet jeżeli obierają za cel nie tą osobę, co trzeba. Przypadek Kim Naeul jest szczególnie trudny, bo nie wyjaśnione zostało, w jaki sposób zabiera życie z napotkanych osób. Poza tym nie dokończyłam o tej Naeul jeszcze. – odparła Shao i wróciła do lektury, by choć na trochę odwlec Chanyeola od zadawania jej dziwnych pytań.

-Skończyłaś? – po jakimś czasie Chanyeol znów się do niej odezwał.

-Och, nie... - szepnęła Shao.

-Co?

-Och, tu piszą, że Tori pojawia się w rocznicę śmierci i prześladuje każdego, kto choć trochę przypomina jej ukochanego, który ją zdradzał.

-Ale chyba nie „tutaj" ?

-„Kim 'Tori' Naeul (...), legenda głosi, że pojawia się raz na 5 lat w okolicach miejsca, gdzie była widziana po raz ostatni, czyli w Hangzhou... - odczytała mu fragment.

-Zakręcone – stwierdził Park.

-Dokładnie. Tu jest też nota o tym, gdzie i w jakim czasie podążała... czy masz pojęcie... początek i koniec XX wieku.

-To dużo. – skwitował Chanyeol. – A na dodatek te informacje nie są zbyt pocieszające... ale chyba nie mam się o co bać, prawda? Obronisz mnie?

-Po przeczytaniu informacji i legendy o wrednej nyksie nie jestem pewna...

-No to mnie obronisz, nie masz innego wyjścia. – wypalił Park, nawet nie myśląc zbyt długo nad słowami. Policzki Shao przybrały barwę czerwonej truskawki, a chłopak nie wiedział, co było tego przyczyną.

~ ~ ~

(Lu Han )

   Mimo iż minął już ponad tydzień od odejścia Alexa i Chada, wciąż nie przybliżyłem się do odkrycia przyczyny pojawienia się tajemniczej kobiety. Nie mogłem jej wybaczyć, że tak bez powodu zaatakowała moich przyjaciół. Jakby tego było mało, ojciec gdzieś zniknął. Matka nie odzywa się, a z tym wcale nie jest mi lepiej. Jest gorzej. Osoby, do których miałem zaufanie odeszły, a moi właśni rodzice obawiają się mnie i unikają jak najgorszej zarazy.

    Co do dziwnych rzeczy, które zaczęły się dziać podchodziłem z jak największym dystansem, miałem jednak nadzieję, iż wszystko okaże się sennym koszmarem.

Brakowało mi kumpli i odczuwałem straszną pustkę po ich stracie. Zawsze wydawało mi się, że nie ma nic piękniejszego od naszej przyjaźni. Nie sądziłem, że tak naprawdę ich dwójka to banda bezdusznych chłopaków. Litujących się nade mną, gdy nadarzy się okazja. Moja nigdy niewyjaśniona fascynacja siłami nadnaturalnymi okazała się być dla mnie zgubna.

   No cóż, ja się już jednak nauczyłem, że gdy życie da ci w kość nie można liczyć na nikogo. Nawet na własną jaźń, własne „ja" .

-Xiao! Wyjdź już z łazienki – usłyszałem reprymendę.

Głos mojej mamy dobiegał zza drzwi, a ja nagle uświadomiłem sobie, że siedzę w wannie już ze dwie godziny. Owinąłem się szczelnie ręcznikiem, powycierałem wodę spod stóp, włożyłem nogi w domowe kapciuchy i wyszedłem.

-Nie za krótko? – moich uszu dobiegł znów ten sam głos. – Co tak długo robisz, czyżbyś planował kolejne morderstwo?

Rozumiałem, że mama mogła być poirytowana faktem, że zajmowałem łazienkę dość długo, ale czy to rzeczywiście dawało jej prawo, by tak mnie obrażać?

-Przykro mi. – odparłem z niewinnym uśmiechem.

-Przykro ci. – powtórzyła po mnie, przedrzeźniając. – Czy ty nie masz wstydu, chłopaku? Nie rozumiesz, co uczyniłeś?

-Mamo, daruj proszę. Nie chcę teraz żadnych kłótni. – odpowiedziałem wymijająco, po czym udałem się do swojego pokoju.

   Po małej drobnej sprzeczce z moją rodzicielką, wyszedłem z pokoju ubrany w luźny zestaw dresowy typu sweat blouse & sweat pants. Z korytarza droga wiodła do kuchni, dokąd się udałem w celu uzupełnienia cennych substancji mineralnych. Wypiłem szklankę wody źródlanej, co mnie orzeźwiło jeszcze bardziej niż dwugodzinna kąpiel. Wybrałem zielone jabłuszko z koszyczka, opłukałem je pod strumieniem bieżącej wody, po czym wgryzłem się w smakowity kąsek. Z chwilą przegryzienia skórki dorodnego daru jabłoni poczułem spływające kropelki miąższu jabłuszka po moim podbródku.

Nagle usłyszałem krzyk mamy mrożący krew w żyłach. Dochodził on z zewnątrz. Co też mogła robić o tak późnej porze na dworze? Nawet nie spostrzegłem, gdzie oraz kiedy wyszła. Zapewne uczyniła to w obawie, że także i ją zaatakuję, więc zrobiła to, żeby jak najszybciej zejść mi z pola widzenia.

    Mimo wszystko zaniepokoiła mnie nieobecność ich obojga- mamy i taty.

Pomimo tego, w jaki sposób się do mnie ostatnio odnosili, wciąż byli moimi rodzicami.

Krzyk rozległ się ponownie, gdzieś z okolic ogródka na tyłach domu, więc by wyjść użyłem drzwi awaryjnych od końca kuchni. Oboje rodziców zastałem za szopą, w której trzymaliśmy artykuły ogrodnicze takie jak grapie, szpadle, płyny na szkodniki itd.

Mama klęczała i zrozpaczonym, nieprzytomnym wzrokiem przyglądała się znieruchomiałemu ciału; zrozumiałem, że to był ojciec. Tylko jak? Dlaczego oraz kiedy?

Ktośwyrządził mu krzywdę tuż pod moim nosem; w ciągu ostatnich paru chwil zaledwieod jego odejścia, po tym jak zgarnęłamnie policja, miałem niejasne przeczucia, że coś się wkrótce wydarzy.Niestety przeczucie mnie nie zawiodło.Co gorsza uważam, że Tori maczała w tym palce.    

- - - -

Witajcie, miśki. Po pierwsze chciałabym przeprosić za to, że tak długo nie było rozdziału. Rozdział był pisany od 21 lipca, a dopiero dzisiaj , tj. 31.08. br. , udało mi się go skończyć. W sumie miało być inaczej, a wyszło inaczej, ale jestem zadowolona. Po drugie, rozdziały będą pojawiać się rzadziej, ale mam nadzieję dodać jeszcze jeden lub dwa we wrześniu. Po trzecie,  jeżeli się spodoba  to proszę dać vote i  komentarz . Komentarz  to bardzo miła rzecz, zwłaszcza pozytywny.

Ciekawostka : Legenda o stworzeniu  o nazwie nyksa została zaczerpnięta z książki pt. : "Katalog Stworzeń fantastycznych"  (oryginał zawierał wydarzenie, legenda o niksach to mój wytwór w oparciu o legendę z wymienionej książki)

Rozdział dedykuję wszystkim tym, co z wytęsknieniem na niego czekali moim stałym czytelnikom, komentującym, a także innym, którzy co jakiś czas  się pojawili, by dać vote bądź  nieregularnym  osobom, które przeczytały. To naprawdę dużo znaczy. 

 -SongJiji

edit : reupload 04.07.2018r.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top