10. „Tori znowu się pojawia. Kryzys Krisa. Wyrzuty sumienia Kaia" (Cz. 1)

  (Kris)

    Wycieczka do Hangzhou zaczęła się źle. Do opuszczenia miasta pozostawało x dni – wszystko było uzależnione od znalezienia jedenastego i być może dwunastego. Choć propozycja została przedstawiona, to potencjalny członek z numerem jedenaście wydawał mi się wątpliwym wyborem. Wspólnie uzgodniliśmy, że nowe osoby do naszej grupy będziemy akceptować w dziewiątkę. Oczywiście głos Jongina też by się liczył, w dziesięciu to zawsze lepiej niż pojedynczo. Kai jednak nie udzielał się, chodził swoimi ścieżkami niczym samotny samiec alfa, co nawet przedstawicieli koreańskiej części EXO zaczęło denerwować. Zapewne zapewnilibyśmy Jonginowi odpowiednie wsparcie, by nie czuł się jak wyrzutek, lecz pomimo otrzymania tylu przychylnych gestów w jego stronę, Kai nas wszystkich po kolei zwyczajnie odrzucił pokazując, że ma nas głęboko w poważaniu. Skoro on nas tak traktuje, to jakim prawem zasługuje na współczucie? Może powinienem był zostawić go tam wtedy samemu sobie, by gdzieś zgnił w kącie, dopadnięty przez samotność i wyniszczony ze zgryzoty. Tak się jednak składa, że pomimo przykrości i problemów, które stwarzał i nadal stwarza Kai, to podjąłem decyzję, z której się nie wycofam. Nie jestem masochistą i nie cierpię, gdy Kai „pokazuje rogi", ale staram się na jego humorki już nie reagować, gdyż po roku spędzonym w towarzystwie Kaia, moje życie stało się bogatsze o nowe doświadczenia, a ja nauczyłem się, że atak nie jest zawsze najlepszą obroną. Mam nadzieję, że Kai również to odkryje prędzej czy później.

❤~❤~❤

(Lu Han)

    Starałem się coś zadziałać w sprawie tych tajemniczych zaginięć, lecz zadanie najzwyczajniej w świecie przerastało mnie i moje możliwości. Ja się jednak nie poddam! Gdziekolwiek Tori jest, dopadnę ją i ukrócę jej nieszczęśliwy „żywot" i to tak skutecznie, że przestanie szukać zemsty. Taa, łatwo powiedzieć, ale trudniej wykonać. W ogóle kiepsko jej ta zemsta idzie. Skoro tak jej zależy, dlaczego nie zabrała się za szukanie winnych od razu, tylko parę generacji później? Ha ha, jeden-zero dla mnie, panno Kim 'Tori' Naeul. Chyba musisz trochę popracować, chcesz, to Lu może dawać ci lekcje.

    Ech, kogo ja chcę oszukać? Mam do czynienia z ponadczasową, magiczną i mityczną postacią. Grunt to mieć pozytywne podejście, rozwiązanie problemu jakoś przyjdzie. A co tam, wierzę, że mi się uda. Ha! Nie ma tak łatwo, nie zastaniesz mnie użalającego się nad moim żałosnym losem, Tori!

   Pod nieodpakowaną paczuszką żelków Haribo (Made in Germany), zostawiłem mały kawałek papieru znany również jako list. Otóż jest tak, że siedzenie w domu wraz z mamą narażając ją na niebezpieczeństwo nie było i nie jest najlepszym rozwiązaniem. Po ataku na ojca zostaliśmy sami, ja i mama. Moja cierpliwość osiągnęła swój limit. Jeżeli Tori chce walki to dobrze, dostanie jej. Wiedziałem, jak mamie jest ciężko, że celowo mnie unika, ale wciąż szykowała mi obiady, a może robiła to z przyzwyczajenia z nadzieją, że za chwilę w drzwiach stanie postać ojca i zasiądziemy wspólnie do stołu... Nie chciałem, by tak żyła. Nie jestem pewien, co zrobiłem, ale wolałem odpuścić. Postanowiłem, że będzie lepiej, jeżeli opuszczę miejsce, niegdyś będące domem. Miejsce, do którego wracałem, gdzie czekali rodzice i gdzie wspólnie świętowaliśmy Chiński Nowy Rok. Szkołę i tak już dawno olałem, zresztą nie życzyłem sobie powracać gdzieś, gdzie ludzie ewidentnie nie życzyli sobie mieć ze mną nic wspólnego. Poza tym moja rodzicielka dała mi jasno do zrozumienia, że nie jestem już członkiem jej rozbitej rodziny. Kobieta nie chciała i nie miała zamiaru mnie widzieć. Jej słowa i zachowanie bolały mnie najmocniej, był to ból, najgorszy do przeżycia, lecz domyślam się, iż to sytuacja sprowokowana przez niefortunne wydarzenia. Naiwnie liczę na to, ż kiedyś uzyskam jej przebaczenie, ale póki co muszę o niej zapomnieć. Nie mogę winić jej za to, że teraz nie myśli o niczym innym, prócz mojego odejścia. I tak też zrobię. Skoro to ma przynieść pokój w jej domu i spokój jej biednemu sercu, to niech tak będzie.

Mamo, nie zapomnę o tobie. Kocham cię, nawet jeżeli ty masz mnie teraz serdecznie dość.

    Gdy świtało, wyszedłem drzwiami awaryjnymi w kuchni, zamykając kłódkę, a klucz należący do mnie na wszelki wypadek spaliłem w piecu, w kotłowni w małej przybudówce. Chciałem mieć pewność, że już jak mnie jakieś licho dopadnie, to przynajmniej ominie mój dom szerokim łukiem.

❤~❤~❤

(Kris)

-Idę się przejść. – zakomunikował Kai.

-Chcesz znów się zgubić ? Trzymamy się razem. – przypomniałem młodszemu.

-Po pierwsze pilnuj własnego nosa, Kris. A po drugie przestań mi mówić, co mam robić. – odparł naburmuszony.

-Wystarczy cię spuścić z oczu, a już coś się musi wydarzyć.

-Wy tak myślicie, a przynajmniej ty „PaniePerfekcyjnyIIdealny". Suho nie ma takiego problemu, ale jeżeli chodzi o ciebie, musisz go wszędzie widzieć. Wyżywaj się na kimś innym!

-Nie wyżywam się, a już na pewno nie na tobie. A jeśli chodzi o Suho.... Suho traktuje cię ulgowo, bo wie, jaka z ciebie ciapa. Ty nawet nie wiesz, jak bardzo twoja postawa go denerwuje.

-To niech mi to powie prosto w twarz. Mylisz się, Kris. Właśnie przez to twoje marudzenie wszyscy mają cię dosyć. Boisz się i masz kompleksy nieznanej treści, to się drzesz, nie wiem tylko, czemu na mnie. Co, laska cię rzuciła?!

    No nie, trzymajcie, bo nie wytrzymam! Kai... po tym, co dla niego zrobiłem, jak on śmiał jeszcze wątpić w prawdziwość moich słów? Chyba powinienem się przyzwyczaić do wiecznie żywiącego pretensje Jongina, a ja nadal robię sobie nadzieję, że będę w stanie przebić się przez jego twardą kreowaną przez lata, skorupę. Nieco za wcześnie oceniłem sytuację. Kai to jednak ciężki orzech do zgryzienia. To nie pora, aby Kai opamiętał się i zaczął funkcjonować tak jak powinien. Potrzeba mu więcej czasu, o wiele więcej, niż to sobie przemyślałem. Być może moje działania obracały się przeciwko mnie, coś na pewno robię źle... A może to wina Jongina, on jest taki dziki...

-Przepuść mnie. – zażądał władczym tonem głosu.

-Słucham?

-Stoisz w przejściu. – oznajmił. Jego głos tak straszliwie przepełniony jadem, a w oczach tliła się żądza mordu.

-Pozwolę ci, jednak pod pewnym warunkiem. - zasugerowałem.

-Cholera jasna, czego ty jeszcze ode mnie chcesz, Wu?! – powiedział bardzo zdenerwowany.

-Możesz iść i połazić sobie po okolicach Beijing, ale będę miał cię na oku w razie czego.

-O nie! Ty sobie, ku*na żartujesz! Przegrzało ci mózg?!

    Złapał mnie za kołnierz od koszuli i przystawił do ściany.

-Słuchaj Wu, powtórzę się, bo chyba nie dotarło i wciąż żyjesz w nieświadomości. Nie pozwalaj sobie. Nie licz na to, że przybiegnę do ciebie jak księżniczka i poproszę o ratunek. Nie prosiłem cię nigdy o nic, więc daj mi żyć! Nie zaakceptuję twojej pomocy i nigdy do tego nie dojdzie, więc nie rób sobie nadziei. Mowy nie ma, więc jeżeli jeszcze raz próbujesz mną kierować, to gwarantuję ci, że znajdziesz się po drugiej stronie szybciej niż myślisz!

-Słuchaj, była umowa, że jak przekroczysz limit, to jesteś pod nadzorem. Przykro mi, ale... - przypomniałem, lecz Kai mnie ignorował. Próbowałem, starałem się, ale na nic to. Przed nami, by osiągnąć porozumienie, jeszcze długa, długa droga.

-Jesteś chory. - prychnął Jongin i wyszedł, ale nie zamknął za sobą drzwi. Złapałem bluzę leżącą na starej kanapie „amerykance'" z wyłażącymi sprężynami i pognałem za Kaiem. Nie zamykałem drzwi, gdyż w pokoju znajdował się jeszcze Minseok z D.O., reszta prawdopodobnie wciąż zwiedza Pekin.

No dobrze, teraz najważniejsze to nie zgubić tego dzieciaka Jongina, bo będzie krucho, jak znowu narobi sobie kłopotów.

❤~❤~❤

(Shao)

    Wracałam z moim kotem ze sklepu. Kupiłam mu trochę krewetek i gotowych łakoci w puszce. Po drodze zaszłam do zoologicznego, aby maluch dostał swoje kropelki do nosa, szczoteczkę do futerka i odżywkę, żeby mu żadne pchły i inne stworzonka nie łaziły po skórze.

Okazało się, że z powodu robót drogowych, przejście było zamknięte, więc musieliśmy z Pingiem zrobić kółko. Wyszło słoneczko, a mi przyszły „te dni"; żeby nie myśleć o bólu, który temu towarzyszył, podeszłam do budki ze słodyczami i wybrałam sobie kręcone lody w kolorze tęczy, tzw „włoskie". Ten rodzaj był trochę droższy niż lody gałki, ale to nie szkodzi, tak bardzo ich teraz potrzebowałam, a pieniądze były, więc sobie nie żałowałam. Ping dostał swoje, więc sądziłam, że również zasłużyłam. Niestety moja radość z powodu zakupionej słodyczy nie trwała długo. Nie zdążyłam się dobrze nacieszyć lodami, bo ktoś na mnie wpadł. Lody wylądowały na mojej bluzce, a reszta rozpłaszczyła się na chodniku. Ping nieco przestraszył się i zeskoczył z moich ramion na tego „ktosia", który na mnie wpadł. Mój mały, wystraszony kotek wpadł w panikę, a osoba, po której kot zaczął skakać, nie wyglądała na zachwyconą. Osobnik był wysoki, może nie tak jak Chanyeol, lecz wzrostem dobijał do metra osiemdziesięciu, więc zaliczał się do tych nie małych. Pal licho lody i moją bluzkę, ale mój biedny Ping?! Kotek nie wiedział, co ma zrobić, nie wiem, co bardzo go przestraszyło – siła uderzenia czy spadające lody.

-Złaź ze mnie! – burknął w nieznanym mi języku i próbował zrzucić mojego ulubieńca, kot jednak uparcie zaparł się wczepiając drobniutkie pazurki w jego koszulę. Nieznajomy zachwiał się i upadł. Chłopak leżał jak długi, ale chyba nie oczekiwał ode mnie pomocy?! To w końcu on jest dżentelmenem i to jego obowiązek, by pomagać damom w opresji. Poza tym, gdyby się tak nie szarpał, nie walczył z Pingiem... Widać, że to narwaniec.

Ukucnęłam przed Pingiem, los obcego niezbyt mnie interesował. Sprawdziłam, czy przypadkiem nic mu się nie stało.

-Mniejsza o mnie, ale przestraszyłeś mojego kota. Nie masz manier czy jak? – zwróciłam mu uwagę i puknęłam go palcem w czoło.

Bezimienny nieznajomy zmierzył mnie gniewnym spojrzeniem.

-No co, języka ci w buzi zabrakło? Mógłbyś chociaż przeprosić. – kontynuowałam. Mój biedny Ping!

Chłopak wstał, otrzepał kurz z kolan i poszedł. Grr, co za gbur!

Wzięłam Pinga na ręce, biedactwo, cały się trząsł. Wyruszyliśmy wspólnie w drogę powrotną do domu. Tak szybko jak się pojawiła chęć na słodkie lody, tak szybko też zniknęła. A wszystko przez tego pajaca w przetartej kurtce. I... błee, czy on nie słyszał o mydle?

No dobra, jestem zła, mogę być wredna, bo niefajnie od niego pachniało, to nie dziwne, że tak na niego psioczę. I tak bardziej chodzi mi o Pinga. Futrzak najadł się niezłego stracha. Nie dbam o zmarnowane lody czy pieniądze, które na nie poszły, trudno. Ale ten, kto na mnie wpadł mógł pokazać choć trochę, że wie, co to jest kultura osobista, mógł przeprosić, nic by mu nie zaszkodziło, lecz on tego nie zrobił.

❤~❤~❤

(Kai)

    Aish, dlaczego musiała stać na mej drodze? Wcześniej potrąciłem jakąś młodą parę, a wcześniej jakąś uliczną handlarkę ze straganu z owocami. Co z tymi ludźmi jest nie tak? A zresztą, nieważne. To jej i pozostałych wina, to nie ja pojawiłem się znikąd. No i co mnie obchodzi jakiś pchlarz? Przyjechałem do Chin, aby się zrelaksować, choć jest to bardzo trudne zadanie z Krisem, który uwziął się na mnie. Przysięgam, że jestem trzymany jak pies, przez wrednego właściciela, na smyczy. Serio, jest mi źle, a on nawet nie pomyśli, tylko od razu przechodzi do czynów. Czy ja chcę, by wcielał się w rolę jakiegoś homo - superbohatera? Żałosne. Ech, dlaczego Linny nie napisała, martwię się, przecież mieliśmy być w kontakcie, a tu kasza. Ha! A może właśnie dlatego Kris chodzi jak struty? Lin Lin się na niego wypięła, bo odkryła, że tak naprawdę kocha mnie~? O tak, już mi lepiej.

❤~❤~❤

(Kris)

    Gdzie mam teraz pójść, zgubiłem go przez jakąś przedszkolną paradę. Czekałem cierpliwie przez bite pięćdziesiąt dziewięć minut, bo jeszcze tańczyły te dzieci z lampionami i wymachiwały kijkami, na których wisiał smok ze styropianu owinięty różnokolorową bibułą. Nie powiem, ale było to rozczulające. Ech, dzieciństwo. Jak bardzo chciałbym cofnąć się w czasie. Nie chodziło o same przeżycie cudownej chińskiej parady z okazji jakiegoś ważnego święta, ale o samo dzieciństwo, które nie należało do najszczęśliwszych.

Nie żebym łaził za Kaiem dwadzieścia cztery godziny, siedem dni w tygodniu, ale on jest nieprzewidywalny, nieobliczalny, a zważywszy na jego nieciekawe doświadczenia życiowe uważałem, że nad Kaiem trzeba popracować. Nie miałem rodzeństwa, nie wiedziałem, co robię dobrze, a co źle. Oczywiście to nie tak, że używam Kaia jako worka treningowego. Po prostu zrobiłem coś, co muszę dokończyć, dałem mu nadzieję na szansę, którą kiedyś uda mu się wykorzystać. Z pewnością lepsza przyszłość mogła czekać go z nami, niż miałby ja spędzić samotnie, bijąc się z ulicznymi narkomanami, którzy sprytnie unikali schwytania przez służby cywilne. Nie, nie wyobrażam sobie, by Kai zasilił ich szeregi. Co do Lin Lin mam nadzieję, że dobrze się z nią dzieje. Chociaż.... Czyżbym nieświadomie wyżywał się na Jonginie za to, że mój związek zmierza do punktu kulminacyjnego zwanego „zakończeniem" ? Uch, nie Kris. Nie możesz tak myśleć. Przecież ty i Linnie macie tyle planów, wspólną przyszłość... Taa, a co, jeżeli jej już przeszło?

Co do Kaia zauważyłem w nim potencjał, dlatego pomyślałem „Dlaczego nie?" Pomimo iż relacje były takie sobie, lecz z pozostałymi jakoś mu szło, chciałem trochę przyjrzeć się, jak sytuacja się rozwinie. Każdy z nas ma przecież jakąś traumę, lecz Jongin jest szczególnie niereformowalny. Czy oprócz Kaia miałem z kimś problemy? Przed poznaniem Kim Jongina... cóż, moje relacje z Lin pozostawiały wiele do życzenia. Wciąż się zastanawiam, jak udało nam się dojść tak daleko w naszej relacji do tego stopnia, że zostaliśmy parą. Teraz jednak znów czuję, że oddaliśmy się od siebie. Z każdej strony kłopoty... Pomimo iż wredność Kaia sprawia, że mam ochotę rzucić tę robotę i zająć się wreszcie sobą, to z drugiej strony nie potrafiłbym się na to zdobyć. Skoro z Linnie udało się wyjść na prostą, to może i z Kaiem jakoś pójdzie. Może to taki sam typ jak Linnie i trzeba mu po prostu poświęcić więcej uwagi?

Teraz jak podjąłem się tego zadania rok temu, to ta silniejsza część mnie podpowiadała mi, bym dał mu raz jeszcze szansę, choć prawdopodobieństwo na to, że znów ją zmarnuje wydaje się być bardzo duże.

❤~❤~❤

(Luhan)

    Oto jestem na lotnisku i czekam na sprawdzenie biletu, który zamówiłem dosłownie w ostatniej chwili. Kontroler elektroniczny niestety padł i co chwila było słychać *beep* błąd *beep* błąd *beep* Spróbuj ponownie . Odkryto problem dopiero po dziesięciu lub piętnastu minutach... tuż przed odlotem mojego samolotu! Muszę się pośpieszyć, by zdążyć do niego wsiąść~! Czy oni sprawdzają te maszyny tylko, gdy się zepsują, czy może maszyny mają automatyczne oprogramowanie i uaktualnienia? A jeżeli tak, to dlaczego wtedy, gdy samolot, którym mam zamiar polecieć, jest bliski startu?! Tyle pytań, lecz odpowiedzi brak.

Nagle zrobiło mi się duszno, choć pogoda była przyjemna, słoneczna. Powietrze chłodne, lecz odświeżające. Czego chcieć więcej? Ale nie, nigdy nie może być dobrze, dlatego z niepokojem i nerwami napiętymi jak postronki, oczekiwałem aż stanie się najgorsze. Heh, tak jakbym to przewidział. Przed oczami przeleciała mi postać znienawidzonej kobiety. Tak, macie rację. Tori powróciła. Co chciała? Tego nie wie nikt.

❤~❤~❤

(Kai)

   Nie chciałem być wredny dla Krisa, nie chciałem być wredny dla nieznajomej... ale co ja poradzę, że mam taki charakter? A najgorsze, że Tori gdzieś się szwendała i zagrażała innym. Jakiś hak by się na nią przydał Spieprzyłem, więc powonieniem to jakoś odkręcić. Problem tylko w tym, że nie bardzo umiem. 

- - - 

  rozdział  dodany dnia: 21 maja 2016 roku. 

-SonJiji

Edit: 04.07.2018r.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top