𝔁𝔁𝔁𝓿𝓲

— 지금 나를 사랑해

⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯

   Jaehyun spędzał dużo czasu w szkole z Hyewon; głównie z jej inicjatywy. Było to dość mocno zauważalne, gdyż chłopak nie wykazywał zbytniego zainteresowania swoją ówczesną partnerką. Ona zaś była tak zaślepiona wzorem ich związku jako główna cheerleaderka i kapitan drużyny koszykarskiej, że przymykała oko na jego obojętność. Sądziła, że musi jeszcze trochę poznać się z nim w nowej odsłonie ich relacji. Myślała, że może potrzebuje on trochę czasu, by się w niej zaklimatyzować po wielu miesiącach bycia singlem. On jednak nie zamierzał się oswajać w tej sytuacji. Czuł się po prostu niewygodnie. Dlatego ratunku szukał w swoim telefonie, gdy rozpromieniona dziewczyna siedziała naprzeciwko niego, wpatrując się w jego twarz, jak w najpiękniejsze dzieło na świecie.

   — Chcesz gdzieś wyjść po szkole? — zapytała w końcu słodkim głosem.

   — Nie... wiesz... trening mam i zaległości. Rozumiesz, zabiegany jestem — wielokrotnie używał tej wymówki.

   Działała za każdym razem, więc nie musiał dużo kombinować. Mówiąc obojętnie gotową formułkę, nawet się nie pofatygował, by spojrzeć na dziewczynę.

   — A jutro? — nie odpuszczała.

   — Jutro jadę na sesję i wracam wieczorem. Sorki.

   — Rzadko gdzieś wychodzimy, oppa... — wspomniała, tracąc swój zapał. — To trochę wygląda, jakbym była dla ciebie dziewczyną tylko na korytarz i do zdjęć na Insta...

   — Przepraszam — przerwał jej, gdy miała dalej wymieniać nieprawidłowości w ich związku.

   — Co? — spytała, nagle wybita z rytmu.

   — Przepraszam. Potrzebuję czasu — powiedział, po czym wstał od stolika i odszedł w tylko jemu znanym kierunku.

   Niezadowolona dziewczyna wiodła za nim wzrokiem przez chwilę, po czym oparła swoją brodę na rękach. Spojrzała w dal, gdzie ciągle przemykali kolejni uczniowie. Nigdy w takim tłumie nie było jej dane poczuć samotności. Wystarczyło tylko trochę zaangażować się w znajomość z Jaehyunem... znajomość bez przyszłości.

   — Hyewon — usłyszała w pewnym momencie męski głos za sobą. Nie należał on do Jaehyuna, ale nie był jej obcy — chcesz pogadać? — przytaknęła, widząc znajomą twarz jednego z bliższych przyjaciół jej... chłopaka.

   Potrzebna jej była chociaż krótka konwersacja z osobą, która nie była jej aż tak bliska. Johnny więc wstrzelił się idealnie.

ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ

   Na najstępnej przerwie Jaehyun zdołał uniknąć swojej dziewczyny, ale nie rozmowy o niej. Został szturchnięty na środku korytarza przez silną, męską rękę, która zaraz złapała go za marynarkę i poprowadziła w bardziej ustronnie miejsce.

   — Co ty robisz?! — pytał zdezorientowany Jaehyun, chcąc strącić rękę przyjaciela ze swojego ubrania.

   — Musimy pogadać — odezwał się poważnie Johnny, puszczając marynarkę Jeonga, gdy byli już w nieco bardziej prywatnej części korytarza. — Co ci odwala?

   — O co ci chodzi? — był całkowicie zdezorientowany tą sytuacją.

   Czemu Johnny nagle zrobił się tak poważny? Krzyczał na niego, szarpał i zachowywał się, jakby zaraz miał poważnie obić mu twarz. Mimo niezmiernej chęci wykonania tego czynu, Suh nie zapomniał, że mierzył się wówczas ze swoim najlepszym przyjacielem. Odrzucił więc swe agresywne pragnienia wywołane przez myśl o skrzywdzonych istnieniach, nie chcąc zniżać się do jego poziomu.

   — O Hyewon — sprostował — powiedziała mi, że ciągle ją zlewasz, jesteś strasznie oschły i wcale się nią nie interesujesz.

   — Po co ci to mówi? To nasza prywatna sprawa — zirytował się, przeczesując swoje włosy palcami.

   Zaczynało do niego docierać, że nie był w stanie ukryć wszystkiego. Nie mógł ukryć niczego.

   — Sam ją przycisnąłem, bo mam oczy i widzę, jak się chujowo zachowujesz — wyrzucał mu pretensjonalnie, zawodząc się na nim.

   — Co cię obchodzi mój... związek — niepewnie dokończył zdanie, nie lubiąc używać tego sformułowania w tak nieszczerej relacji.

   — Bo coś mi tu śmierdzi, Jeong. Nie gadasz o laskach, coś cię zawsze świeżbi, jak poruszamy ten temat, a ty ni stąd, ni zowąd wyskakujesz, że jesteś z Hyewon.

   — Po prostu zaczęliśmy więcej gadać i się spotykać...

   — Bro, powiedz mi szczerze: co się stało? Jesteśmy przyjaciółmi, czy nie? — powiedział spokojniej, naprawdę chcąc się dowiedzieć, w czym rzecz.

   — Nie wiem... — rzekł niepewnie, unikając jego wzroku.

   — Teraz to mnie uraziłeś, wiesz?

   Jaehyun już tak naprawdę nie wiedział, kogo mógł uznać za godnego zaufania przyjaciela. Krążyło wokół niego tyle osób o różnych charakterach i zamiarach, że nie był wstanie jasno określić, kto jakie miał intencje. Chyba przyszła właśnie pora na test...

   — Chodzi o Jungwoo? — spytał Johnny po chwili.

   — Co? Nie. Skąd? — mówił zestresowany nagłym wspomnieniem niegdyś uwielbianego przez niego imienia. Wówczas sprawiało mu ono tylko ból.

   — Jesteś czerwony, jak mak na lato. Nie kręć — zauważył zgryźliwie.

   — Johnny...

   — Jesteś gejem? — wypalił bez zastanowienia i trochę za głośno, przez co Jaehyun zaczął panicznie go uciszać.

   — John, nie tutaj — syknął, ciągnąc go do wyjścia — nie rozmawia się o takich rzeczach w ten sposób!

   — Bracie, ja ci mówię... akceptuję cię takim, jakim jesteś — schowali się gdzieś nieopodal wejścia przy wracających do życia krzewach — chyba że jesteś chujem i okłamujesz te wszystkie laski — zakończył, lekko szturchając Jeonga, po czym skrzyżował ramiona na piersiach.

   — Nie okłamuję... — rzekł niepewnie.

   — To, co to ma znaczyć?! — mówił wściekłym półszeptem. — Spotykasz się z nimi, żeby zrobić im nadzieję, a nic do nich nie czujesz. Nie uważasz, że to trochę spierdolone? — strofował mu, przez co Jaehyun zaczynał reflektować się nad swoimi działaniami.

   Już było wiele takich sytuacji, gdy Jeong spotykał się z dziewczynami tylko dla przykrywki. Była taka jedna, z którą nawet nie wszedł w oficjalny związek, bo pewna sytuacja zmieniła jego plany, przez co wówczas musiał zmagać się z ówczesną trudnością. Demony przeszłości czekały na niego za rogiem przez cały czas.

   — Boję się, Johnny — powiedział nagle chwiejnym głosem.

   Jego tajemnica, którą chciał jak najdłużej utrzymać nieodkrytą, właśnie wychodziła na światło dzienne. Był bezradny. Co mógł z tym zrobić, gdy już coraz więcej osób wiedziało? Nie wymaże im pamięci, a wypieranie się nie wychodziło mu najlepiej. Szczególnie gdy jego oczy i tak zdradzały wszystko.

   — Czego? — spytał po cichu.

   — Jak... ludzie zareagują, że... — trudno było mu to wypowiedzieć nawet przed wieloletnim przyjacielem.

   Myślał, że to, co chciał przekazać, miałoby swój wpływ na zmiany w ich relacji. Można przyjaźnić się z kimś milion lat, ale każda radykalna zmiana w życiu i tak będzie trudna do przekazania. Pierwszy związek, pierwszy raz, zmiana religii, czy odkrycie odmiennej orientacji seksualnej. Zależy też oczywiście od osoby i jej wylewności... Jaehyun do najbardziej otwartych zatem nie należał.

   — Że jesteś gejem? — Po chwili zawahania Jeong przytaknął. — Słuchaj, ja ci pomogę i naklepię każdemu, kto będzie miał problem, jasne? — Jaehyun pokiwał twierdząco głową i z lekkim uśmiechem przytulił się do przyjaciela.

   Jeszcze nigdy nie czuł się tak bezpiecznie. W końcu osobiście wyznał swój sekret pierwszej osobie, która nie była jego obiektem zainteresowania. Do tej pory tylko jego partnerzy wiedzieli — bo jakby inaczej mógłby się z nimi spotykać w tak intymnym kontekście? Pierwszy raz poczuł, że może nie cały świat jest tak okrutny, by kompletnie zniszczyć każdego homoseksualistę, jaki zdecyduje się wyjawić.

   — Ale potrzebuję jeszcze czasu, wiesz... — powiedział, odsuwając się od niego.

   — Dobrze, ja się już nie wtrącam, ale powinieneś porozmawiać szczerze z Hyewon — poradził, wciąż będąc zirytowanym zachowaniem Jaehyuna wobec dziewczyn.

   — Co ja mam jej niby powiedzieć?

   — Że nic do niej nie czujesz, nie zaiskrzyło, przepraszam, powodzenia, zostańmy przyjaciółmi? — wymieniał, wiedząc, jak bezradny jest jego przyjaciel.

   — W porządku, ale... muszę najpierw poukładać myśli.

   — Nie każ jej czekać zbyt długo — dodał.

   — Niedługo pogadamy... dzięki, że się wtrąciłeś — szczerze podziękował.

   Nigdy nie myślał, że będzie wdzięczny komuś za wchodzenie z butami w jego życie. Buty Johnny'ego były jednak czyste, co sprawiło, że zamiast wprawić Jaehyuna w złość — zrzuciły ogromny ciężar z jego serca. Były tak wypolerowane, że ich blask jedynie zwiastował zmianę na lepsze. Taką Jeong miał przynajmniej nadzieję.

   „Nadzieja matką głupich? Raczej — nadzieja umiera ostatnia”.

   — Nie ma sprawy, Jeong. Zawsze będę. — Poklepał go po ramieniu, po czym równo z dzwonkiem wrócili do szkoły.

   „Nawet nie wiesz, jak bardzo ci dziękuję, John”.

ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ

   Jungwoo stwierdził jednak po czasie, że jego nadzieja już całkowicie uschła. Zatopił się więc w słodkim oceanie barwionego alkoholu i... czerwonej farby do włosów. To już czwarty koncert w tym miesiącu, z którego wracał w busie z całym zespołem, a nie było nawet połowy kwietnia. Coraz bardziej dusił smutki w mocnych shotach i drinkach, aby potem wymienić się procentową śliną z Yutą na tylnym siedzeniu. Za każdym razem było im jeszcze swobodniej. Ignorowali pozostałą trójkę, przez co czasem zachodzili za daleko.

   — Iju... — obrzydził się Hira, gdy dźwięki czułości zaczynały zagłuszać jego słuchawki.

   — Spokojniej tam na tyle! — krzyknął Brandon, dziękując swojemu egzaminatorowi na prawo jazdy, że był osadzony od nich najdalej.

   — Nie słuchajcie ich! — odezwał się Kenji — Bawcie się dzieciaki, ile wlezie, tylko się nie rozbierać. — Był jedynym, który im dopingował.

   — Obrzydliwy zbok — syknął Hira, zwiększając głośność w swoich słuchawkach.

   — Wyluzuj i dawaj pyska! — Kenji przycisnął swojego towarzysza w siedzeniu, na co ten odepchnął go butem z masywną podeszwą.

   — Wszyscy jesteście zjebani... — rzekł po odparciu ataku na siebie, po czym wrócił wzrokiem do swojego telefonu, zmieniając muzykę na bardziej agresywną i głośniejszą.

   Jak każdy chciał się rozluźnić po kolejnym świetnym występie. Wszyscy jednak odreagowywali na swój własny sposób. Brandon nucił ciche ballady z radia pod nosem, Hira słuchał swojej muzyki, a Kenji tulił swój bas, co jakiś czas szarpiąc za jedną ze strun. Yuta za to największy relaks odnajdował w bliskości z Jungwoo, który nieco ponad tydzień wstecz zdecydował się do niego odezwać. Wyjaśnił mu sytuację z Jaehyunem, a Yuta odebrał to, jako oficjalne potwierdzenie, że wówczas nastała jego kolej i już tak pozostanie... bo w końcu Jungwoo... zmienił zdanie.

   Jednak on nie wiedział, czy było to naprawdę tylko chwilowe, czy na dłużej. Wolał więc nie mącić Japończykowi w głowie, a tym bardziej sobie i ruszyć do akcji wraz z impulsem do wysłania mu pierwszej od kilku miesięcy wiadomości.

   Nareszcie odczepili się od siebie, by chwilę odetchnąć. Yuta odpalił papierosa, dając swojemu kochankowi również się zaciągnąć. Wyczerpany Jungwoo położył się na siedzenie, wtulając się do Yuty, który zaraz otulił go swoim ramieniem. Cieszył go odnowiony kontakt ze swoją sympatią, która jeszcze ani razu nie odmówiła mu spotkania, odkąd zdecydowali się do siebie wrócić. Zasada była jedna — nie dać się złapać Haru. Była ona jedyną przeszkodą na drodze do ich całkowitego szczęścia... lub raczej do szczęścia samego Yuty, gdyż Kim krył w sobie wiele więcej barier. Nie poczuł prawdziwego szczęścia od momentu tego nieszczęsnego SMS-a, chociaż czasem mógł wydawać się nazbyt zadowolony.

   Powracające złe myśli posunęły Jungwoo do ponownego wpicia się w usta Yuty, który jeszcze nie zdążył wypuścić dymu z ust. Dlatego ich soczysty pocałunek owiewany był spalonym tytoniem, wydostającym się z kącików ich ust. Żadnemu z nich to jednak nie przeszkadzało.

   — Dobrze się dziś bawiłeś? — spytał Nakamoto, gładząc Jungwoo po policzku.

   — Zajebiśsie — mamrotał niewyraźnie; był mocno pijany — ale teras jes... jesze lepiej — rzekł ociężale, kolejno całując usta Japończyka.

   Wymieniali się czułościami, przy czym zaczęli się dodatkowo wygłupiać. Zaczepiali się, szczypali i przedrzeźniali, przy czym chichotali pod nosem, nie odchodząc od pocałunków i przyjemnego dotyku. Bawili się świetnie, jednak jedna z osobistości przed nimi nie była zbyt zadowolona z ich ponownego zbliżenia.

   — Możecie przestać się tak obrzydliwie migdalić?! Od samego słuchania czuję, jak zmieniam się w pedała! — krzyknął Hira, wyjmując słuchawkę z ucha.

   — Coś powiedział? — Yuta automatycznie nastawił się bojowo, po usłyszeniu obraźliwego słowa, które nie było akceptowane w jego towarzystwie.

   — Pe-dał! — przesylabował, patrząc Yucie prosto w twarz, przez co jeszcze bardziej się zirytował i już za chwilę ta dwójka zaczęła się szarpać, a także dalej wyzywać.

   Brandon próbował słownie ich uspokoić, a Kenji zaczął nagrywać zdarzenie, chroniąc przy tym swój instrument. Jungwoo zaś w tym czasie oddalił się wgłąb siedzenia i pijanym wzrokiem obserwował starcie.

   Wspominał przy tym moment, w którym ponownie zjednoczył się z Yutą. Dzień, w którym się spotkali zakończył się na tylnym siedzeniu samochodu Nakamoto, gdzieś za miastem, pod osłoną nocy. Jungwoo oddał się chwili; oddał się Yucie. Już dawno nie czuł bliskości, od której zdążył się uzależnić przez związek z... Jaehyunem. Zdesperowany poleciał więc na całość. Nie sądził, że Jeong mógłby jeszcze do niego wrócić, więc próbował się wyleczyć się z niego za pomocą Yuty.

   Kim wyjawił mężczyźnie te zamiary, nie dając mu pewności na długotrwałą relację, lecz Yuta nie miał nic przeciwko. Jego celem było wybicie mu z głowy Jeonga i płynne wsunięcie siebie na jego miejsce. On jednak zamierzał urządzić się w jego głowie jeszcze lepiej. Chciał być najlepszą wersją siebie dla Jungwoo i dać mu wszystko, na co go stać, a nawet jeszcze więcej. Nie chodziło jednak o materialne rzeczy, które w znacznej większości mógł mu zapewnić raczej Jaehyun pochodzący z zamożnej rodziny — Yuta chciał dać mu swoją miłość, opiekę, wsparcie i szczęście. To wszystko, co miał. To, co zawsze pragnął mu podarować na dłoni. Wszystko. Od Jungwoo zaś oczekiwał jedynie obecności u jego boku. Tylko tego.

   Mężczyźni w końcu przestali się szarpać. Nie było to nic poważnego. Kilka przepychanek i pociągnięć za ubrania. Czasem bili się nawet dla zabawy, chociaż tym razem Yuta wziął to do siebie zbyt poważnie i potrzebowali ingerencji osoby trzeciej — Kenji'ego. Nakamoto w końcu opadł na oparcie swojego siedzenia z lekko roztrzepanymi włosami, które zaraz zaczął przeczesywać mu Jungwoo.

   — Mój ochroniarz — uśmiechnął się, co Yuta zaraz odwzajemnił.

   — Wszystko dla ciebie zrobię — wyznał, patrząc mu w oczy, gdy nagle uśmiech Jungwoo opadł.

   To zdanie odbijało się nostalgicznym echem w jego głowie. Już kiedyś to usłyszał i trudno było mu ponownie uwierzyć w te słowa. Mimo że dalej głaskał Yutę po głowie, wtulając się w jego ramię, myślał o... Jaehyunie... i automatycznie przestało być już tak... „zajebiśsie”.

   Po jakimś czasie w końcu dotarli pod dom Yuty, gdzie wysadzili jego oraz Jungwoo. Chwiejnie udało mu się opuścić busa z pomocą Nakamoto. Miał nadzieję, że tym razem jego pamięć również nie będzie na tyle trwała, by zapamiętać ten wieczór, ale czuł, jak coraz bardziej trzeźwieje i mimo słabej koordynacji ruchowej — zaczynał już lepiej kontaktować ze światem.

   Yuta przesiadł ich obu od razu do swojego czerwonego samochodu i ruszył w celu odwiezienia Jungwoo do domu. Był niemal pewien, że nikt z jego domostwa w środku nocy nie został obudzony przez chwilowy pisk opon obu aut. Niestety — pomylił się. Mimo zgaszonych w domu świateł, nie umknęli schowanej pod osłoną nocy Bami, która okryta czernią oczekiwała, jak zawsze, na powrót brata. Że też tym razem, gdy sam Yuta pofatygował się odwieźć Jungwoo do domu, musiała akurat czekać na dworze.

   Zaraz po zniknięciu kochanków z jej oczu, jej twarz rozświetlił telefon, z którego wykonała połączenie. Odezwała się od razu po usłyszeniu sygnału odebrania:

   — Twój popierdolony plan nie działa — syknęła w słuchawkę.

   — Halo? — odezwał się zaspany głos odbiorcy.

   — Wypierdalaj z tym „halo”.

   — Czekaj — Mark przerwał, by spojrzeć, kto do niego dzwonił, gdyż od razu po rozbudzeniu nie był w stanie tego ocenić jedynie po głosie — to był twój plan.

   — Ale ty go zainicjowałeś, dlatego jest beznadziejny — mówiła zdenerwowana.

   — Skąd ci się po dwóch miesiącach wzięło, że nie działa? — pytał zdezorientowany, przecierając dłonią oczy.

   — Bo widziałam, jak twój nafurany Jungwoo właśnie wysiada z busa z moim bratem za rączkę i teraz gdzieś pojechali.

   — Wiesz, oni w przeciwieństwie do Jay'a najwidoczniej się nie kryją. — Ziewnął ciut za głośno, przez co zaraz w strachu przed swoją rozmówczynią zakrył sobie usta dłonią.

   — To chyba ty się miałeś nim zająć, a nie mój brat! — zirytowała się niedotrzymaniem umowy.

   — Próbowałem!

   — Za słabo!

   Krzyczeli na siebie półszeptem, nie mogąc pojąć, jak ich genialny plan mógł nie wypalić.

   — Haru, zrobiliśmy źle — przyznał markotnie po chwili gniewnej ciszy.

   — Ach, teraz cię sumienie wzięło? Trochę, kurwa, za późno! — mimo że dziewczyna zazwyczaj powstrzymywała się od wulgaryzmów, sytuacja zdecydowanie za bardzo ją podminowała.

   — Bo widzę, że nic nie idzie po naszej myśli, a tylko zepsuliśmy chłopakom relację — wyznał z bólem serca.

   — Chuj mnie ich relacja. Jaehyun to pedał, Jungwoo to pedał, mój brat to pedał, a nawet ty nim jesteś i mam was wszystkich dosyć — wybuchła, rzucając wyzwiskami w szybkim tempie i gdyby miała więcej siły, nie powstrzymałaby się przed mocniejszą wiązanką w stronę wszystkich wymienionych.

   — Kurwa, ale hamuj się. Ja cię nie wyzywam. — Zdenerwował się obelgami i był już coraz bliższy podjęciu radykalnych kroków.

   — Nie zesraj się tam, pizdo — rzuciła bez żadnych hamulców.

   — W piździe to ja cię mam. Piszę do Jaehyuna — oznajmił od razu.

   — Tylko spróbuj — warknęła przez zęby.

   — Pa, Nakamoto Haru. Było bardzo niemiło — powiedział, po czym zakończył połączenie.

   — Pożałujesz tego, Lee — powiedziała do siebie, rzucając telefon na trawę.

   Wtedy już nie miała żadnych skrupułów przed zmienieniem życia Marka Lee w piekło.

   „Jungwoo już w życiu na ciebie nie spojrzy”.

⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯
2649

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top