𝔁𝔁𝔁𝓲𝓲𝓲
— 지금 나를 사랑해
⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯
W końcu nadszedł dzień, na który czekało wiele par zakochanych. Single niekoniecznie, gdyż zazwyczaj spędzają go samotnie, jak każdy inny dzień, lecz w ówczesnym roku nareszcie nie był to Jungwoo. Cieszył się niezmiernie na myśl o planach, jakie ułożył sobie na to wydarzenie wraz ze swoim ukochanym, który w dodatku obchodził wówczas urodziny. Był pierwszą osobą, która złożyła mu życzenia równo o północy. Potem pisali ze sobą do późna, przez co może i nie byli zbyt wypoczęci w tamten poniedziałkowy poranek, ale jakże szczęśliwi w swym zmęczeniu.
Jaehyun właśnie dotarł do szkoły i przemierzał korytarze w poszukiwaniu swoich znajomych, aż w końcu ich znalazł. Pierwszy podszedł do niego Johnny i od razu go uściskał, składając mu najszczersze życzenia z dawką typowego dla siebie humoru. Następnie zaprowadził go do reszty, gdzie czekała na niego pewna niespodzianka, którą widział już z oddali.
Podszedł bliżej, zasłaniając sobie twarz w szoku. Grupka jego kolegów i koleżanek czekała już na niego z kolorowymi balonami, czapeczkami, tortem oraz prezentami. Zaczęli hucznie śpiewać mu urodzinową piosenkę, zwracając na siebie uwagę całego korytarza. Między innymi Jungwoo, który przyglądał się temu jedynie z daleka. Mimo że nie mógł być wtedy tak blisko niego, jak na przykład stojący wówczas w grupie śpiewaków Mark, dalej się uśmiechał i cieszył radosnym zamieszaniem, jakby był jego częścią.
Zaraz po zdmuchnięciu dziewiętnastu świeczek Jaehyun został obładowany prezentami, które według Jungwoo wyglądały na drogie. Obawiał się, że jego podarunek na tle tych wszystkich kosztowności wyjdzie tanio. Jego fundusze jednak nie pozwalały mu na zbyt wiele. Co właściwie można kupić osobie z tak zamożnej rodziny, aby ją zadowolić? Jaehyun przecież mógłby mieć wszystko, czego sobie tylko zapragnie, nie patrząc na pieniądze. Cóż, było już za późno na nowy prezent, więc wystarczało poczekać i się przekonać, czy prezent Jungwoo go zadowoli.
Nareszcie cała grupka skupiona wokół Jaehyuna przeniosła się wraz z nim do klasy, by tam podzielić się tortem. Jungwoo patrzył na nich do momentu, w którym całkowicie nie zniknęli z jego pola widzenia, po czym zwrócił uwagę na siedzącą obok niego Bami, która najwidoczniej musiała wyrazić swoją opinię na ten temat:
— No w końcu ci idioci poszli. Matko, jakby mi znajomi takie coś zrobili na korytarzu, to już byśmy się nie znali — narzekała, otwierając swoją lekturę, którą zamknęła na czas krótkiego, lecz głośnego świętowania urodzin Jaehyuna.
— Nie no przecież fajna niespodzianka, moim zdaniem — rzekł kompletnie niezgodny z nią Jungwoo.
— Już w klasie mogliby to zrobić, ale po co takie show na korytarzu? Kogo to obchodzi, że jakiś chłop ma urodziny? Jakby się każdy tak z tym obnosił, to nerwicy bym się nabawiła.
— Przynajmniej czuje się teraz wyróżniony i istotny dla swoich przyjaciół, a nie jak „jakiś chłop, co ma urodziny”.
— Żałosne. — Przewróciła oczami i wróciła nimi na strony książki.
Jungwoo ucichł, wzrokiem próbując zeskanować to, co działo się w klasie nieopodal. Tymczasem, co naprawdę się działo, było jednym z najmilszych urodzinowych gestów w życiu jubilata. Życzeniom nie było końca. Składały mu je nawet osoby, z którymi nie miał za dobrego kontaktu, lecz byli w tamtym momencie w klasie. Dostał je nawet od samego nauczyciela, który kolejno został przez niego poczęstowany tortem. Po ukrojeniu skromnych kawałków dla wszystkich zostawił jeden i schował w specjalne pudełko, opróżniając je przed tym z ofoliowanego śniadania.
— Tak kapitanowi smakował tort, że bierze kapitan na wynos? — pytał Yunbin, zlizując czekoladową polewę ze swojej łyżeczki.
— To nie dla mnie — oznajmił, chowając pudełko do plecaka.
— Kapitan przemyca tort dla nieobecnych! — wykrzyknął prześmiewczo, przez co większość zgromadzenia zwróciła na niego uwagę.
— A dowiemy się, kim są ci nieobecni? — podszedł do nich Johnny, patrząc się sugerująco na przyjaciela.
— Kimś bardzo specjalnym. — Uśmiechnął się, co delikatnie go zdradziło.
— Uuu, kapitan ma jakąś laskę — stwierdził Yunbin.
— Torcik na deser po romantycznej kolacji, co? — odezwał się John.
— Ta, coś w tym stylu — roześmiał się, jakby idealnie trafili ze zgadywaniem jego planów.
Temu wszystkiemu przysłuchiwał się obecny tam Mark, nie odzywając się ani słowem. Utrzymywał na ustach nieprawdziwy uśmiech dla niepoznaki, tak naprawdę czując, jak jego wnętrzności zaciskają się z każdym kolejnym słowem Jaehyuna.
Na kolejnej przerwie od razu poleciał wyrzucić swoje żale znajomej, która już od miesiąca knuła z nim przekręt, jaki na celu miał zepsucie tak pięknej relacji, na którą zdążyła wyrosnąć przez ten czas ta Jaehyuna i Jungwoo.
— Już się obnosi z tym, że kogoś ma — opowiadał Mark, chowając się z Bami w zakątkach najmniej używanego korytarza.
— Dobra, ale co z tego? On czasem udaje, że kogoś ma, żeby się do niego więcej dziewczyn nie przystawiało — tłumaczyła Haru, dobrze znając zagrania Jaehyuna.
— Ale co jak on chce samemu się ujawnić? Wtedy nasze planowanie jest do niczego — zamartwiał się — i Jungwoo stracony.
— Nie chce. Jego kariera jest dla niego tysiąc razy ważniejsza. Poślubiłby kobietę i miałby z nią trójkę dzieci, tylko żeby się nie wydać.
— Na pewno?
— Znam go w tej kwestii bardziej, niż bym chciała. Uwierz mi — zapewniała.
— Coś trudno mi wierzyć lasce, z którą gadam od miesiąca — wyraził swoją niepewność, co uraziło dumę Nakamoto.
— Ale jednak dalej ze mną rozmawiasz.
— ...fair point.
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
— Kurwaaa, niech kapitan nie pierdoli, że nie robi imprezy! — dramatyzował żałośnie Yunbin, po otrzymanej wiadomości o tym, że Jaehyun nie miał ochoty obchodzić swoich urodzin w ich towarzystwie.
— Nie ma co świętować. Starość nie radość — stwierdził Jaehyun, mając tak naprawdę inne plany na tamten wieczór.
— Co ty gadasz?! Ostatnie naście to nie powód do świętowania? — powiedział inny z chłopaków.
— Powiedzmy, że... mam plany.
— No tak, walentynki też trzeba obchodzić — zgodził się Yunbin.
— Dokładnie, dlatego idziemy z Jay'em na randeczkę przy winie — mówił Johnny, obejmując ramieniem Jaehyuna, który zaraz w śmiechu strącił jego rękę.
— Oooczywiście, Suh — prychnął — a tak serio, to pomyślmy racjonalnie: impreza w poniedziałek? Jutro trening chłopaki. Trzeba wypocząć, a nie chlać.
— Co racja, to racja kapitanie, ale piąteczek chyba wolny? — pytał Yunbin.
— Wiesz... pomyślę — powiedział, na co grupka jego znajomych zaczęła cieszyć się na zaś — ale nic nie obiecuję.
— Kapitan tak tylko blefuje. Pijemy w piątek! — stwierdził kolejny chłopak z drużyny, po czym wznowili pocieszne krzyki.
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
jaehyunnieee
jaehyunnieee
oczywiście, skarbie
kj
to jedź po mnie🥰
jaehyunnieee
jadę!!
Już niedługo Jaehyun powitał nowego pasażera w swoim samochodzie, wręczając mu bukiet róż z okazji walentynek. Jungwoo nie był dłużny i podarował mu pierwszy prezent w swoim stylu.
— Snoopy? — zdziwił się Jaehyun, dostając pluszową zabawkę owiniętą czerwoną wstążką.
— Kiedyś mi powiedziałeś, że go przypominam, więc będzie ci mnie zastępował, gdy znów będziesz mieć zajęty grafik — wytłumaczył Jungwoo z lekko niepewnym uśmiechem.
— Słooodziak — powiedział, pokazując swój szeroki uśmiech, po czym pocałował swojego chłopaka w policzek — dziękuję bardzooo — mówił zmiękczonym głosem, odkładając pluszaka na tylne siedzenie, gdzie zauważył jeszcze jeden, tajemniczo spakowany w ogromne pudełko prezent: — A to co?
— Zobaczysz później — odpowiedział mu tajemniczo, wątpiąc w to, że ten drugi prezent spodoba mu się bardziej, jeśli już tak niepewnie zareagował na pluszaka.
— Okej, so no more wasting time. Jedziemy! — powiedział, wycofując samochód z podjazdu.
Już niedługo znaleźli się w pustym domu Jaehyuna. Jego rodzice postanowili wyjechać na cały dzień, by spędzić kilka romantycznych chwil razem. Dlatego Jaehyun mógł podobne momenty spędzić ze swoim chłopakiem — tylko w domu.
Weszli więc do środka. Jungwoo trzymał swój ostateczny prezent w dłoniach, gdy Jaehyun wniósł do domu swojego pluszaka i róże jego chłopaka, które od razu wsadził w wazon. Jungwoo w tym czasie postawił tajemnicze pudło na kanapę w pionie, co zastanowiło Jaehyuna. Już zaraz dostał pozwolenie na otwarcie błękitnego opakowania. Zdjął ostrożnie wstążkę, potem pokonał wieko i przedarł się przez stos uzupełniających papierów, które ukazały to, na co Jungwoo nie chciał nawet spojrzeć. Stał obok, odwrócony tyłem do Jaehyuna i czekał na reakcję.
— Jungwoo... — zaczął, co automatycznie zestresowało nadawcę prezentu — czy ty mnie namalowałeś? — mówił zszokowany, lecz dla Jungwoo nie był to pozytywny wydźwięk, dlatego pozostał w milczeniu.
Jaehyun wyjął obraz z pudełka i postawił go obok niego, by dokładniej się mu przyjrzeć. Rozwiane blond włosy z delikatnymi, ciemnymi odrostami, mrużące się, brązowe oczy z maleńkimi iskierkami w środku; Jungwoo postarał się nawet o uwzględnienie jego mocnych dołeczków w roześmianych policzkach. Wszystko to ozdobione kolorowymi liniami, które współgrały z błękitnym, lekko pochmurnym tłem. Obraz przez to wszystko wydawał się magiczny. Wyglądał jak senne marzenie. Jeong nie miał słów na to, by opisać majestatyczność tego... dzieła.
— Dobra, rozumiem, nie podob... — zaczął Jungwoo, odwracając się z rezygnacją, lecz nadal oniemiały Jaehyun postanowił mu przerwać.
— To jest przepiękne, Jungwoo — wydobył ze swoich i tak już rozwartych przez niedowierzanie ust.
— ...nap-prawdę? — zdziwił się, ale Jaehyun zaraz podszedł do niego i pocałunkami na całym obrębie jego twarzy wyrażał swoje zadowolenie.
— Tak! Boże, jesteś przecudowny — mówił przeszczęśliwy, nie mogąc przestać dziękować za podarunek własnymi ustami. — Najlepszy prezent w życiu, dziękuję, skarbie — wypowiedział, gdy łzy szczęścia zbierały się w jego oczach, przez co mocno przytulił Jungwoo.
— Cieszę się, że ci się jednak podoba — powiedział, głaszcząc go po włosach.
— A co miałoby mi się nie podobać? TO arcydzieło?! — Wskazał na nie palcem.
— Bez przesady.
— Ja ci dam bez przesady. — Wciąż rozemocjonowany gwałtownie zmieniał swój ton. — Nie przebiję tego cuda nigdy.
— Myśl szybko, bo moje już w piątek — wspomniał o swoich nadchodzących osiemnastych urodzinach.
— Będzie pan zadowolony — powiedział z uśmiechem, ponownie go całując.
— To co? Teraz płaczemy, że sobie nie znajdziemy żadnej dziewczyny na walentynki — powiedział prześmiewczo Jungwoo, nawiązując do sytuacji z życia innych kolegów i tego, co robili w tenże dzień.
Życie singla w to święto potrafi być dołujące... ale nie dla nich.
— Pff, gdybym chciał mieć dziewczynę, to bym miał — oznajmił Jaehyun, biorąc się za przygotowanie obrazu do powieszenia.
— A czemu nie chcesz?
— Bo mam ciebie.
I takie momenty wprawiały Jungwoo w jeszcze silniejsze poczucie bliskości niż jakiekolwiek intymne zbliżenia. Spokojne słowa Jaehyuna wypowiedziane mu w twarz brzmiały kompletnie inaczej od tych cielesnych przekazów wymienianych w momentach uniesienia. Były również te gorsze momenty, w których wcale się do niego nie odzywał, ignorował go w szkole, nie spotykał się z nim, tym bardziej w miejscach publicznych i ogólnie udawał, że nie istnieje nawet przez wiele dni.
To wyjątkowo bolało. Widział, jak Jaehyun wesoło bawił się wśród swoich znajomych i zastanawiał się, czy kiedykolwiek będzie mu dane w ogóle ich poznać i spędzić z nimi czas. Wtedy czuł się, jakby te wszystkie chwile spędzone z Jaehyunem były tylko iluzją, jakby to się nie wydarzyło. To wszystko w jego głowie wydawało się kompletnie odrealnione. Tak samo nierealne były przez to właśnie ich zbliżenia. Najczęściej późnymi wieczorami, przy skąpym oświetleniu i często pod wpływem alkoholu. Następnego dnia rano albo nawet jeszcze przed świtem opuszczali swoje domostwa, jakby była to przygoda na jedną noc — było ich jednak znacznie, znacznie więcej. Dlatego też Jungwoo miał masę wątpliwości co do ich relacji, gdy Jaehyun zwyczajnie cieszył się ich wspólnymi chwilami, za każdym razem wiedząc, że nie jest to ich ostatnie spotkanie. Przynajmniej był gotów zrobić wszystko, aby nie było ostatnie.
Po kolejnym odrealnionym zbliżeniu w salonie siedzieli ponownie ubrani przy winie i świeczkach. Jaehyun wręczył Jungwoo przeznaczony dla niego kawałek słodkiego tortu, który powolnie męczył, zapijając gorzkim napojem.
— Był ktoś przede mną? — zapytał Jungwoo, gdy toczyli rozmowę o swoich miłosnych doświadczeniach.
— Inny chłopak? — pokiwał twierdząco głową, wkładając sobie do ust kolejny kawałek biszkoptu z kremem. — Wiesz... coś tam było... ale to krótki epizod, nic znaczącego. Potem wróciłem do dziewczyn, myśląc, że się wyleczę z... tego.
— To nie choroba — napił się wina — tylko zboczenie seksualne — zaśmiał się, na co Jaehyunowi nie bardzo było do śmiechu.
Przez swoją orientację seksualną miał wiele problemów. Jednym z nich była sekretna relacja właśnie z Jungwoo, której bał się ujawnić. W głębi duszy jednak najchętniej wykrzyczałby wieść o tym fakcie całemu światu. Każdy powinien wiedzieć, jakie silne uczucia trzymają go z Jungwoo, mimo że na początku myślał, że ich historia potoczy się podobnie do tej z jego przeszłości.
— Ale ważne jest, żeby zaakceptować siebie takim, jakim się jest — dodał Jungwoo. — Może kiedyś to zrobisz i nie będziemy musieli się kitrać po pustych domach i kiblach.
Jego homoseksualne upodobanie było jedyną rzeczą, której nie był w stanie w pełni zaakceptować. Kochał siebie, swój wygląd, swoje zdolności i całe swoje życie, ale to jedno przekleństwo, którego nie dało się zmienić, spadło na niego, z czym trudno mu było sobie poradzić. Wystrzelone w kosmos ego było niczym przy jego niechęci względem siebie w kontekście preferowania chłopaków. Mówił więc cały czas tylko o sobie, gdyż wspominaniem o kobietach był zniechęcony, a o mężczyznach mówił podejrzanie miło.
— Gdyby to było takie łatwe w moim położeniu... jakby się ludzie dowiedzieli...
— Jebać ludzi. Może jadą po tobie, jak po szmacie, bo kochasz kogoś tej samej płci, ale szczęście wymaga poświęceń.
— Moje szczęście siedzi tutaj i nie mam potrzeby się z nikim nim dzielić — przekonywał sam siebie, chociaż trudno było mu to wszystko ukrywać i chować swoje cudo w najciemniejszych zakamarkach... ale musiał.
— A ja mam potrzebę złapać cię czasem za rękę, przytulić, pocałować albo po prostu z tobą porozmawiać, ale nie mogę, bo co? Bo jestem gejem.
— Mi też jest ciężko, Jungwoo...
— Boisz się też przyznać, że ja też jestem tylko nic nieznaczącym epizodem w twoim życiu — mówił, wbijając widelczyk w pozostałą część tortu, na który już przeszła mu ochota.
— Ile razy mam jeszcze mówić, ile dla mnie znaczysz? — desperacko wyszeptał, wiedząc, że ponownie wracają do drażliwego tematu, po który Jungwoo sięgał przy każdej, nawet najmniej chwiejnej sytuacji w ich relacji.
— Póki sam nie zaczniesz wierzyć w te słowa i coś z tym robić. — Oparł się na kanapie, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
— Robię wszystko, co mogę — przybliżył się do niego — ale jak widać, jestem za słaby nawet, żeby przyznać się, kogo kocham najmocniej na świecie.
Patrzył na niego oczami zbitego psa, przez co Jungwoo zrobiło się okropnie przykro. Żałował, że znów wyciągnął ten temat z rękawa i ponownie doprowadził Jaehyuna do poczucia bezradności. On naprawdę żałował, że nie był w stanie tak zwyczajnie przyznać się światu do swych preferencji lub chociażby do posiadania tak wspaniałego partnera, jakim nazywał Jungwoo w swoich myślach.
Wszystkie te lata pracy nad swoim wizerunkiem, przy którym rozwijała się również jego kariera, a w tym jego świetlana przyszłość, były zbyt cenne, aby je zaprzepaścić jednym, niewinnym wyznaniem. Ludzie różnie reagują, dlatego w Jaehyunie było tyle strachu. Bał się stracić to wszystko, ale jeszcze bardziej przerażała go myśl, że straci Jungwoo, którego zdążył już pokochać nad życie. Nie miał planu, jak to wszystko utrzymać w jedności na dłuższą metę — ale był pewny, że zrobi wszystko, aby zostawić swoje priorytety przy sobie.
Jungwoo zaraz wyciągnął ręce do Jaehyuna, po czym ten wpadł w jego objęcia i wtulił się w jego tors. Jeong był na skraju płaczu przez ten natłok negatywnych uczuć. Szczególnie bolały go słowa ukochanego, który wątpił w szczerość jego wyznań. Był doszczętnie wykończony myśleniem o tym, co ma robić i co będzie potem. Nie chciał się nad tym zastanawiać w to święto, a równocześnie „jego dzień”, jedyny w roku, który już powoli dobiegał końca.
Kim próbował pocieszyć go dodatkowymi muśnięciami swoich ust na jego czole i rękach. Ten jednak coraz bardziej pogrążał się w cichych myślach, których nie zaburzał żaden dźwięk z ich głuchego otoczenia... do czasu...
— Ktoś przyjechał — zauważył Jungwoo, gdy stłumiony warkot samochodu dopełniały mocne światła, wchodzące do domu przez cienkie zasłony.
— To rodzice — pociągnął nosem, szybko wstając — wino i na górę — nakazał, co Jungwoo niechętnie zaczął robić.
— Nawet przed rodzicami?! — oburzył się, biegnąc ostrożnie z butelką i kieliszkami do pokoju Jaehyuna.
— Wybacz — powiedział, znów pociągając nosem i ocierając swoje wilgotne oczy, po czym zabrał ze sobą talerzyk z tortem i ruszył za Jungwoo.
Gdy Kim był już w pokoju, popijając swój napój z połowicznie pełnej lampki, Jaehyun wpadł do pokoju, stawiając talerzyk obok drugiego kieliszka oraz butelki wina.
— Szafa — wskazał na mebel, przez co Jungwoo spojrzał na niego zdziwiony — no pakuj się. — Delikatnie popchnął go w wyznaczoną stronę, przez co ten o mało nie upuścił szklanego naczynia.
Zaraz po wciśnięciu Jungwoo do szafy, schował do niej również drugą lampkę oraz butelkę. Ledwo się wyrobił, a do jego drzwi zapukali jego rodzice.
— Proszę! — krzyknął, siadając do biurka.
— Sto lat! — krzyknęli wspólnie, wchodząc do pokoju z maleńką torebką, którą trzymał w palcach jego tata.
— Jeszcze się dziś nie widzieliśmy, synu, więc wszystkiego najlepszego — mówiła jego mama i gdy ten podniósł się z siedzenia, uściskała go.
— A tu mały prezencik dla ciebie — dodał ojciec, który również krótko go uściskał, wręczając mu upominek.
Wziął się więc za odpakowanie go, gdyż wiedział, że póki tego nie zrobi, jego rodzice nie opuszczą tego pomieszczenia. Wyjął z torebki zamszowe pudełko z dość drogiej nawet dla nich firmy, a po otwarciu go ujrzał lekki łańcuch zrobiony z zapewne prawdziwego złota, wzbogacony o trzy gwiazdki — dwie z samych zarysów po bokach oraz jedna wyżłobiona na okrągłym wisiorku.
— Zapnę ci — rzekła jego mama, przymierzając się do wykonania tej czynności, na którą jej pozwolił, by jak najszybciej pozbyć się ich z pokoju — już. Pokaż się — odwrócił się — pięknie!
— Jaehyun, mówiłem, żebyś nie opychał się słodkim na noc — powiedział jego ojciec, zauważając końcówkę tortu na biurku.
— Oj, daj spokój. Nie przytyje od kawałka ciasta w swoje urodziny — pouczyła go jego żona, po czym wymielili z synem jeszcze kilka słów i opuścili pomieszczenie.
Jaehyun osobiście zamknął z nimi drzwi, a po chwili nasłuchiwania, czy na pewno odeszli, postanowił otworzyć szafę. Znalazł tam Jungwoo ze skwaszoną miną, popijającego dalej wino.
— Możesz już wyjść z szafy — rzekł do niego, bojąc się konsekwencji tej akcji.
— Ty też byś mógł — rzekł, wywracając oczami i zaczął wystawać już swoje kończyny, gdy Jaehyun znów usłyszał kroki i wepchnął Jungwoo z powrotem.
— Jeszcze jedno, Jay! — z tym na ustach niedyskretnie wpadła do pokoju jego mama.
— Co? — spytał donośnie, przestraszony nagłym wejściem.
— To nie koniec twojego prezentu — wyznała — ale to już jutro, a tymczasem dobranoc, bo idziemy spać.
— Dobranoc — powiedział cicho, zrezygnowany.
— Tylko nie siedź do późna — poradziła — i może faktycznie odpuść sobie ten tort. Sam cukier.
— Pa? — powiedział, chcąc, by ta już opuściła jego przestrzeń.
— Dobrze, papa! — i faktycznie wyszła.
Głęboko wzdychając, ponownie otworzył szafę, gdzie zobaczył tym razem jeszcze bardziej zdenerwowanego Jungwoo, pokrytego czerwonymi plamami na swoich... białych ubraniach.
— Och... — wydusił z siebie w szoku.
— Niezły wisior, gwiazdo — powiedział oschle, wydostając się z szafy. — Kurwa, wyglądam, jakbym kogoś zabił, a dopiero zamierzam — powiedział, patrząc na siebie w stojącym nieopodal lustrze.
— Vizir wjedzie i będzie git... chyba — rzekł niepewnie, chcąc nadać trochę humoru konwersacji.
— Oby, bo polecisz pierwszy do death note — zagroził.
— Bez przesady... prezent dostaniesz — powiedział, sięgając do przed chwilą odwiedzonej przez Jungwoo szafy po bluzę, którą zaraz mu wręczył.
Niedoszły zabójca pozbył się już swoich ubrań i jeszcze chwilę bez nich pozostał, by wytrzeć swoje ciało z wina wilgotnymi chusteczkami, które przyniosła mu dyskretnie jego potencjalna ofiara. Jaehyun wręczył Jungwoo również parę spodni, gdyż wino zdołało także i tam się przedostać, więc już zaraz Jungwoo zamienił się stylowo w Jaehyuna.
— Do twarzy ci we mnie — powiedział, na co Jungwoo ponownie się skrzywił.
— To dwuznacznie zabrzmiało — wyznał, kładąc swoje zmoczone ubrania na grzejnik.
— Wciąż, nie zaprzeczam — zaśmiał się przez nos, podchodząc bliżej swojego chłopaka, by złapać go w talii.
— Nie szarżuj, marynarzu. Jeszcze ci nie wybaczyłem — powiedział, delikatnie odpychając go od siebie.
Marynarz jednak nie chciał pozwolić swojej rybce odpłynąć. Przybliżając się do Jungwoo, zdołał dosięgnąć jego wciąż niezadowolonych ust.
— A teraz? — spytał, przyciskając go bliżej; już bez oporu.
— Pierdol się — powiedział, gdy na jego twarzy pojawił się uśmiech, mimo prób zduszenia go w sobie.
Odepchnął Jaehyuna ponownie, po czym rzucił się na jego łóżko ze stłumionym przez poduszki rykiem.
— Aha? — rzekł z uśmiechem, zdając sobie sprawę, że Jungwoo tym sposobem prosił go jedynie o więcej.
Położył się więc na nim, co wydobyło kolejny dźwięk z jego ust — tym razem dźwięk bólu. Zaraz został on zrekompensowany, gdy usta Jaehyuna zaczęły dotykać jego ucha. To jednak nie wystarczało. Jungwoo opornie zrzucił z siebie Jaehyuna, po czym zmienił swoją pozycję na leżenie na plecach, ciężko wzdychając przez wysiłek.
Jaehyun uznał to za oficjalne zaproszenie do dalszej zabawy, dlatego ponownie ułożył się równolegle do niego, tym razem lekko się nad nim unosząc. Swoją dłoń położył na policzku Jungwoo, po czym rozpoczął pocałunek. Ten jednak pozostał próżny i nawet nie próbował go oddawać. Jeong podjął jeszcze kilka prób zachęcenia chłopaka do współpracy, lecz coś definitywnie mu w tym nie szło. Podniósł się więc do siadu, kładąc silny nacisk na kroczu Jungwoo, przez co ten cicho stęknął z chwilowego bólu, również się podnosząc. Jaehyun wykorzystał to, by złapać go za kark i przyciągnąć do siebie.
— Jesteś zjebany — wysyczał Jungwoo, próbując uwolnić swoją głowę z objęć Jaehyuna... na marne.
— Ale chociaż przystojny — powiedział nieskromnie, na co Jungwoo przewrócił oczami, znów nie mogąc pohamować uśmiechu. — Lubisz mnie, nie?
— Nie — rzucił, znów wracając do poważnego wyrazu twarzy.
— Och... that one hurt me — rzekł z teatralnym przejęciem, kładąc dramatycznie jedną z dłoni na swojej klatce piersiowej.
— Ja cię kocham, Jaehyun — powiedział, nie zmieniając mimiki, przez co jego słowa zabrzmiały nadwyraz poważnie. — Pojebie głupi... a! — pisnął, gdy Jeong za ponowną obelgę zaczął atakować go szczypaniem po jego boczkach.
— Ale ciiicho — uciszał go, gdy obaj ponownie znaleźli się w poprzedniej pozycji leżącej — rodzice jeszcze nie zasnęli.
— Chuj mnie to. Ty zacząłeś! — krzyczał szeptem, dotykając jego nosa palcem wskazującym.
— To teraz skończę — powiedział, znowu kładąc, tym razem obie dłonie po bokach jego twarzy i ponownie próbując całuśnych przeprosin, lecz tym razem... udało mu się.
Ich usta współgrały ze sobą jeszcze przez kolejne kilka godzin, gdy w przerwach między pocałunkami rozmawiali, przytulali się i dalej wygłupiali. Mimo szkoły nazajutrz nie chcieli kończyć zabawy, póki nie zrobili się na tyle zmęczeni, że padali z sił. Jaehyun jednak nie mógł pozwolić Jungwoo na zostanie do rana. Jego rodzice mogliby w każdym momencie wejść do jego pokoju, a wtedy już nie zdążyłby upchnąć Jungwoo w szafie na czas.
— Jungwoo albo jedziemy teraz, albo śpisz w szafie — szeptał do niego, stojący nad nim Jaehyun.
Kim był już tak senny, że jego kończyny odmawiały posłuszeństwa podobnie zmęczonemu Jaehyunowi. Leżał skulony, przytulając się do poduszki, z każdym kolejnym nakazem powstania coraz bardziej zamieniając się w kulo-podobną formę.
— Chcę tutaj — powiedział chrapliwym głosem.
— Też bym bardzo chciał, żebyś został ze mną, ale rozumiesz...
— No dobraaa — warknął, jak zdenerwowane dziecko i wstał nagle, jakby nie sprawiało mu to przed chwilą tyle wyimaginowanego bólu. — Buzi — powiedział nagle słodkim głosem, wyciągając dzióbek zrobiony z ust w stronę Jaehyuna.
Ten nie prokrastynował i na szybko cmoknął ten uroczy dzióbek swoimi ustami.
— Teraz kurtka — wskazał na leżące na łóżku ubranie — buty — powtórzył prezentację w miejscu, gdzie stało obuwie — i jedziemy — zarządził, wychodząc z pokoju.
Jungwoo zabrał ze sobą swoje rzeczy, ubierając wierzchnie odzienie po drodze do drzwi wyjściowych. Niechętnie wsiadł do samochodu Jaehyuna, po czym ułożył swoją głowę na szybie i chciał już zasypiać, gdy nagle ta zaczęła się opuszczać, przez co jego czaszka prawie wypadła na zewnątrz.
— Jeszcze cię skopię. Poczekaj, aż się wyśpię — zagroził sennym głosem Jaehyunowi ponownie, gdy ten tylko patrzył na niego, śmiejąc się.
Zasunął okno z powrotem z kontrolki kierowcy, a następnie ruszył w odpowiednie miejsce. Stojąc już na podjeździe, Jaehyun nie mógł pozbyć się pasażera ze swojego samochodu. Specjalnie nawet wyszedł, żeby wyciągnąć go siłą, lecz zamiast tego chłopak przyciągnął go do siebie i zamknął w mocnym uścisku. Zrezygnowany Jeong wziął zatem głęboki wdech i z całych sił ponownie spróbował zdjąć Jungwoo z siedzenia, pomijając fakt o wciąż bolącym nadgarstku.
— Jungwoo, błagam... — wyszeptał, będąc wręcz duszonym przez ramiona chłopaka oplatające jego szyję.
— Zanieś mnie — powiedział z zamkniętymi oczami.
— Bardzo bym chciał, gdybyś dał się w ogóle wyciągnąć z samochodu — powiedział ociężale.
Jungwoo w końcu uległ i pozwolił wyciągnąć się z siedzenia, po czym Jaehyun — jak obiecał — zaniósł go do domu na plecach. Wziął od niego klucze, by otworzyć drzwi, których próg zaraz pokonali. Jungwoo w końcu zszedł na ziemię, lecz nie oznaczało to, że dał już spokój Jeongowi.
— Och, Jungwoo, dosyć — wyszeptał zmęczony, gdy chłopak znów się do niego przytulił, najwidoczniej nie chcąc go puścić.
— Zostań — poprosił go już stęsknionym głosem.
To sprawiło, że Jaehyun zaczął rozważać tę propozycję. Jungwoo nie mógł zostać u niego, ale Jeong u niego już jak najbardziej.
— Zamknę samochód — oznajmił, po czym Jungwoo go wypuścił — ale rano wracam — dodał, a następnie wyszedł, by zrobić to, co zamierzał.
Już niedługo leżeli już w łóżku Jungwoo, przytulając się do snu, o którym oboje marzyli. Wymieniając się co jakiś czas drobnymi czułościami, w końcu udało im się zasnąć i przenieść w czasie do rana.
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
Obudził ich budzik Jungwoo, który nakazywał im obu wstać dwie godziny przed rozpoczęciem się lekcji. Gdy Jungwoo zamierzał wziąć jeszcze co najmniej pięć drzemek po dziesięć minut, Jaehyun od razu wstał i zaczął przymierzać się do wyjścia. Ucałował go jeszcze na każde kolejne codziesięciominutowe dobranoc i opuścił pokój swojej śpiącej królewny.
— A ty, co tutaj robisz? — Jeong usłyszał kobiecy głos pochodzący z łazienki.
— Dzień dobry — najpierw się przywitał — ...to długa historia — a potem wymijająco wytłumaczył.
— Nie jedziecie razem do szkoły? — zapytała, zauważając, jak Jaehyun sięga po swoją kurtkę w korytarzu.
— Nie... chociaż... — pomyślał nad tym dłużej i w sumie... czemu nie? — będę za godzinę. — Zebrał się szybciej i wyszedł z domu. — Do zobaczenia! — powiedział na odchodne.
Ciocia Jihyun została mile zaskoczona. Jeszcze do niedawna była dosyć uprzedzona do koszykarza, lecz widząc na własne oczy, jak traktuje on jej bratanka na jej oczach, postanowiła dać mu szansę. Pamiętała, jak kilka tygodni wcześniej Jungwoo przychodził do niej z obawami dotyczącymi relacji z Jaehyunem. Szukał rady, bo nie wiedział, co robić. Potrafił uronić wodospady łez i nie spać po nocach, a nawet odpuścić sobie posiłki przez stres związany z tą sytuacją. Ciocia martwiła się o niego wówczas ogromnie i już nawet zdobyła się na odradzenie Jungwoo kontynuowania znajomości z koszykarzem. Kiedy wrócił i Jungwoo ponownie zaczął o nim opowiadać, a nawet zapraszać go do domu, wciąż sceptycznie do niego podchodziła. Jednak ówcześnie, gdy widziała, jak Jaehyun patrzył na Jungwoo, za każdym razem, gdy byli razem w jej towarzystwie — wiedziała, że nie musiała się już o niego bać. Jungwoo był w dobrych rękach.
Oto i on — Kim Jungwoo we własnej postaci nareszcie wyłonił się z pokoju po tym razem trzech drzemkach. Rozpierały go emocje dnia wczorajszego i nawet gdy spał jedynie cztery godziny, był gotowy wyrecytować wszystko cioci... z pominięciem drobnych szczegółów.
— Siedemnaście lat, dziesięć miesięcy i dwa tygodnie czekania na godne Walentynki — mówił Jungwoo, idąc zamulonym krokiem do stołu — i w końcu się doczekałem.
— Może lepiej nie będę pytać o szczegóły — powiedziała ciocia, popijając swoją herbatę.
— Aż tak ci się nie będę spowiadał. — Zaśmiał się nerwowo, przez co ciocia sama mogła wydedukować, co mniej więcej się tam działo.
Jungwoo jednak pokrótce opowiedział, co robili, pomijając epizod z kłótnią i... ten jeszcze jeden. Podzielił się z nią również niezmiernym szczęściem, gdy Jeongowi spodobał się jego prezent. W skrócie mógł stwierdzić, że to najlepsze Walentynki w jego życiu i miał nadzieję, że jeszcze będzie w jego życiu okazja, by tak je spędzić. Z tą samą osobą.
⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯
4409
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top