𝔁𝔁𝔁𝓲
— 지금 나를 사랑해
⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯
Jungwoo po tym wszystkim czułby się winny, gdyby napisał do Jaehyuna, czy wszystko z nim w porządku. Dlatego zwlekał z tym aż do późnej nocy. Ze łzami w oczach wystukał kilka troskliwych słów na klawiaturze. Czuł się ohydnie ze swoimi rozchwianymi emocjami. Nie rozumiał ich, przez co przejęły nad nim kontrolę. W takich chwilach przydałaby się instrukcja, ukazująca, jak obsługiwać własne uczucia. Mimo licznych poradników psychologicznych — nie ma tak naprawdę na to sposobu. Tego, co ludzie czują do poszczególnych osób, nie da się czasem wyjaśnić naukową formułką.
Jungwoo zatem postanowił rozpracować to następnego dnia. Opuścił szkołę. Wówczas już sam w sobie czuł niechęć do spotkania z Jaehyunem. Nikt inny tym razem mu tego nie wmawiał. I to nie dlatego, że Jeong zrobił coś źle — to w głowie Jungwoo działo się źle. Tamten dzień miał być zatem resetem przed sobotnim wydarzeniem, gdy w końcu się spotkają.
Piątek minął jak z procy. Jungwoo nie zajmował się niczym szczególnym prócz układania swoich myśli. W sobotę zatem czuł się już lepiej. Emocje opadły, przez co w spokoju mógł przygotować się na wyjście. Nie wiedział jednak, w co miał się ubrać, więc w wybieraniu stroju z barwnej szafy Jungwoo pomógł mu jego towarzysz na tamten wieczór, którego zdecydował się zabrać ze sobą, by nie czuć się samotnie w tłumie nieznanych mu ludzi — Lucas.
— A to? — pytał doradziciela Jungwoo, pokazując kolejną propozycję dolnej części garderoby.
— Jungwoo, bez przesady. Już trzy razy byłeś pewny outfitu i ciągle coś zmieniasz — mówił już lekko poddenerwowany Lucas. — Już pewnie wszyscy tam latają, bo przypominam: MAMY PONAD GODZINĘ OBSUWY.
— Dobra, ale muszę jakoś wyglądać — powiedział mięknącym od bezradności głosem.
— Weź to — wręczył mu wybrane przez siebie szerokie jeansy — i tamtą koszulkę — wskazał na przedmiot, a następnie podszedł do jego wieszaka na biżuterię, zabierając stamtąd kilka dodatków.
— Nie za zwyczajnie?
— Kurwa, to impreza, nie wybieg mody. Chcesz zgonować w garniaku?
— Ja już we wszystkim zgonowałem — stwierdził, przypominając sobie, w jak wielu momentach jego życia została mu odcięta świadomość po spożyciu alkoholu.
— Ale jak widać, w tym jeszcze nie. Przy tych spodniach masz jeszcze metkę! Jezu, po co ci tyle ciuchów, dziwaku?
— Geje tak mają — żartobliwie stwierdził.
— Kolejny dowód na to, że nim nie jestem.
W końcu udało im się zebrać i ruszyć do odpowiedniego klubu. Lucas był o tyle dobrym towarzyszem, że posiadał samochód i mógł podwieźć ich obu w to dość odległe miejsce. Już posiadając transport na kołach, dotarli tam delikatnie po o dwudziestej drugiej, czyli z dwugodzinnym opóźnieniem. Gdyby mieli iść od Jungwoo na pieszo — dotarliby grubo po północy.
Weszli do klubu, spotykając ogrom ludzi na wejściu. Parkiet był przejęty przez liczny tłum rozbawionych imprezowiczów, bar był okupowany, a kolejka do damskiej toalety zaczęła zapominać o podziale na płci i dziewczyny korzystały już z męskiej łazienki, gdzie może raz na pół godziny zawitał jakiś mężczyzna. Atmosfera była niesamowita, szczególnie dla tych, którzy już skorzystali z baru. Jungwoo jednak zaczęło to nieco przytłaczać, a najgorszy był dla niego brak Jaehyuna na widoku.
— Jest tutaj ten twój chłoptaś? — spytał Lucas, prawie krzycząc Jungwoo do ucha, przebijając się przez głośną muzykę.
— To właściwie jego impreza, więc gdzieś na pewno się kręci — odpowiedział niepewnie. — Ale i tak nie możemy się pokazywać... wiesz.
— Będę was kryć! — oznajmił.
— Dzięki, Lucas, super jesteś. — Poklepał go po plecach, po czym zagłębili się w odmęty klubu.
Może relacja Jungwoo i Lucasa nie zaczęła się w najbardziej zręczny sposób, ale próby nawiązania kontaktu ze strony Kima zostały docenione przez ciekawego nowych znajomości Huanga. Obaj zaraz znaleźli wspólny język i z łatwością rozwijali swoją czysto koleżeńską relację. Wiadomość o preferencjach Lucasa sprawiła, że Jungwoo mógł od razu zakodować w głowie, na jakim stopniu tę znajomość zatrzymać, co dawało mu niesamowicie dużo komfortu po tych wszystkich niejasnych relacjach.
Najbardziej zastanawiająca dla niego była do niedawna ta z Jaehyunem. Wszystko na szczęście dało się wyjaśnić, przez co oficjalnie mógł już nazywać go swoim chłopakiem — oczywiście w bardzo małym gronie. Wciąż pozostawali tajemnicą dla świata, ale przynajmniej Jungwoo wiedział, na czym stał i mógł bawić się na imprezie bez obaw o Jaehyuna.
Dla rozluźnienia obaj towarzysze postanowili przysiąść przy barze. Jungwoo jednak przypomniał sobie o jednej, istotnej sprawie, gdy Lucas zamawiał kolejnego, mocnego drinka:
— Ej, a jak my wrócimy, jak ty pijesz?
— Będziemy spać w samochodzie — zażartował, równie niepewny swojego losu, o który jednak się nie zamartwiał.
— Już lecę — zironizował.
— No już widzę, jak lecisz... na podłogę od drineczków, które pan barman ci zaraz ukręci! — mówił roześmiany, przez co Jungwoo również mimowolnie prychnął śmiechem.
Tamtego wieczora postawił na całkowite rozluźnienie. Chciał się po prostu dobrze bawić i opijać zwycięstwo drużyny koszykarskiej ze swojej szkoły. Zwycięstwo Jaehyuna. Swojego chłopaka.
Lucas i Jungwoo siedzieli przy barze już kilkanaście dobrych minut, wlewając w siebie kolejne pokłady alkoholu. Jungwoo w pewnym momencie zaczął poszukiwać w tłumie znajomych twarzy. Właściwie to szukał tylko jednej. Gdy jej nie zauważył po intensywnym skanowaniu trojącego mu się w oczach terenu, wziął telefon do ręki. Mimo że była to tak drobna czynność, i tak sprawiła, że się zachwiał. Ta sytuacja nadzwyczaj rozbawiła siedzącego obok Lucasa, który pił równo z Jungwoo.
— Nie śmiej się! — powiedział Jungwoo z uśmiechem, podobnie rozbawiony tą sytuacją.
— Ale ci weszło — stwierdził Lucas po migającej obserwacji przez drgające powieki.
— Może tak ociupknę, troszeniuńkę, leciuteńko — mówił, a z każdym słowem brzmiał coraz mniej wyraźnie.
— Dobra, to zluzuj teraz trochę, bo mnie musisz pilnować, żebym się znowu z jakimś kolegą nie wymienił na ślinę.
— Co, nie chcesz więcej takich fajnych kolegów, jak ja? — Uśmiechnął się sugerująco.
— Dla mnie jesteś jedyny w swoim rodzaju... i mam nadzieję, że tak pozostanie — powiedział lekko spanikowany myślą, że taki drugi Jungwoo może stanąć na jego drodze... w tych samych okolicznościach.
Obaj się roześmiali, po czym rozmowa się ucięła. Lucas zaczął podrygiwać w rytm muzyki na swoim krześle, gdy Jungwoo spuścił wzrok na telefon. Dziwna była dla niego obecność tego urządzania w jego dłoniach, a co chciał z nim zrobić, było jeszcze bardziej zastanawiające. Po chwili jednak przestał się tym przejmować, kiedy to Huang wyciągnął do niego ręce i zabrał na parkiet.
Jedną z najlepszych części imprez dla Jungwoo była właśnie ta taneczna. Dobrze zatem, że Lucas wyciągnął go na parkiet, bo sam by się nie wybrał, a zanim znalazłby towarzystwo, impreza by się dla niego skończyła przez spożyty w oczekiwaniu alkohol.
W tamtym momencie zaś bawili się w najlepsze. Poznali kilku ludzi na parkiecie, z którymi razem skakali do dźwięków didżejki, tańczyli solo, w parach, w kółkach i innych figurach geometrycznych. Lucas spotkał kompankę do picia, która regularnie co trzy piosenki biegała z nim do baru. Była to bardzo zabawowa dziewczyna, która nie bała się śpiewać na cały głos, przekrzykując muzykę, próbować różnych kroków tanecznych, czy całkiem nowych mikstur z baru. Jungwoo zaś dołączał się do coraz to nowszych osób. Z każdą nowo poznaną grupką musiał przypieczętować znajomość kieliszkiem, by zaraz o nich zapomnieć i przyłączyć się do drugich.
Pierwszy raz czuł się tak uwielbiany. Ludzie również sami do niego podchodzili i brali do tańca, na drinka lub papierosa. Najbardziej jednak podobał mu się zdecydowanie parkiet. Jeden z momentów szczególnie zapadł w pamięć każdemu obecnemu wówczas tancerzowi, czy gapiowi, gdyż praktycznie cała taneczna zgraja na tanecznej podłodze złączyła się w jedno wielkie kółko, a w środku kilka mniejszych i trzymając się za ramiona, tańczyli sławnego cancana do piosenki kompletnie niezwiązanej z tym typem tańca.
Tak bawili się przez swoje pierwsze dwie godziny na imprezie. Jungwoo całkowicie oddał się atmosferze klubowej, którą tak bardzo lubił. Zapomniał o wszelkich myślach, które dręczyły go przez ostatnie dwie doby. Zostawił je daleko za drzwiami klubu. Jednak jego towarzysz zapragnął nagle tam go zabrać, lecz w innym celu. Chociaż na zewnątrz i tak czekały go inne wspomnienia...
— Idziesz na faję?! — krzyknął Lucas wprost do ucha roztańczonego Jungwoo, łapiąc go za ramiona.
— Pytasz, a wiesz!
Wyszli więc na zewnątrz i znaleźli spokojne miejsce, aby na chwilę usiąść, odpocząć, a przede wszystkim — zapalić. Wymieniali się w międzyczasie swoimi przeżyciami, których zdołali doświadczyć w tym klubie, gdy rozłączyli się na dłuższą chwilę. Zachwalali całą imprezę, gdyż wcześniej się nie spodziewali, że może być aż tak świetnie.
— Ty, Xuxi — wypalił nagle Jungwoo, gdy jego towarzysz przerwał na chwilę mówić na rzecz zaciągnięcia się papierosem — a co my tu kurwa w ogóle robimy?
— Ten twój chłopaczek wygrał zawody przecież — przypomniał mu, a w głowie Jungwoo nagle ledwo zadrgała żarówka.
— Ja mam chłopaka?! — Zdziwiony uderzył w kolano Lucasa, pozostawiając tam swoją mocno przyciśniętą dłoń.
— Nie, ja mam — zironizował.
— O chuj, gratulacje! — ucieszył się, naprawdę wierząc w jego słowa.
— Popierdoliło cię. Ty masz.
— Ja nie mogę, ale akcja. — Złapał się za głowę, o mało nie przypalając sobie włosów.
— To, gdzie ten twój chłop?
— Nie wiem, przed chwilą się dowiedziałem, że go mam — mówił ogłupiony, aż w końcu sam Lucas nie mógł wytrzymać i swe pijane radości wyraził śmiechem.
— Może napisz do niego, czy coś? — zaproponował, gdy już się opanował.
— A pomożesz mi? Okularów nie wziąłem — powiedział, wzdychając i zrzucając skończonego papierosa na ziemię.
— Nie nosisz okularów, najebańcu — przypomniał — ale daj, bo jeszcze do matki napiszesz — i wyjął mu telefon z kieszeni.
„Jeszcze do matki napiszesz” — to tylko niewinne słowa z perspektywy Lucasa, lecz obudziły one w Jungwoo nieprzyjemne uczucie. Przypomniały mu o świątecznym koszmarze, wyrzuceniu z domu, całkowitym odcięciu się od najbliższej rodziny. I to wszystko dlatego, że kobiety umie kochać tylko platonicznie, a romantyzm zostawia dla mężczyzn. Podczas gdy Huang pisał do Jaehyuna, Jungwoo próbował wytrzepać te myśli z głowy. Dosłownie — gdyż kręcił nią na boki, roztrzepywał swoje włosy i mocno zaciskał powieki, aby zatrzymać wyświetlanie tych nieprzyjemności pod ich powłoką.
— Napisałem — oznajmił, po czym zwrócił wzrok na swojego posmutniałego towarzysza, po czym obudziła się w nim nagła troska — wszystko... dobrze, Jungwoo?
— Idziemy się napić — zarządził bez odpowiedzi, po czym wstał, wziął swój telefon od Lucasa i ruszył do środka.
— I teraz gadasz do rzeczy! — ucieszył się, podążając za nim w podskokach, szybko oddalając swoje zmartwienia w niepamięć.
Tak, jak z poprzednimi złymi emocjami — te, których doznał przed chwilą, również postanowił zatopić w alkoholu, a następnie wytańczyć na parkiecie. Był już w takim stanie, że długo mu nie zajęło wrzucenie swoich problemów do folderu „nie teraz, bo jestem pijany”. Dalej już oddawał się muzyce.
Gdy Jungwoo tymczasowo oddalił się na bok, poczuł, że ktoś ustał wprost za nim, a zatem nie była to osoba tańcząca. Odwracając się, ujrzał przed swoimi oczyma osobę, której wypatrywał przez całą długość wydarzenia.
— Jae...! — zaczął, lekko zaskoczony, lecz niesamowicie szczęśliwy.
Jego radość jednak chwilowo została przerwana przez uścisk na jednym nadgarstku i ruszającymi się ustami Jaehyuna, które wypowiedziały pewne słowa:
— Chcę cię, teraz — powiedział mu wprost do ucha, po czym w mig zaciągnął w stronę toalet.
Jungwoo nawet nie zauważył, kiedy znaleźli się w kabinie. Był kompletnie odrealniony, ale czuł, jak Jaehyun dotyka go i całuje po jego wszystkich odsłoniętych częściach ciała. Najbardziej jednak stęskniony był za jego ustami. Ich wargi zaczęły ze sobą współpracować na tak długo i intensywnie, że odbierało im to oddech. Na chwilę jednak oddzielili się od siebie, by wymienić kilka szybkich słów:
— Jak się bawisz? — spytał Jaehyun, uśmiechając się do twarzy Jungwoo, którą gładził lewym kciukiem.
— Jest zajebiśsie — wymamrotał niewyraźnie z uśmiechem, po jego oczach zaś widoczne było jego dość mocne upojenie alkoholowe.
— A dobrze się czujesz? — pytał z troską o jego stan, który dopiero zaczął odkrywać.
— Jest mi barzo fajnie — powiedział, po czym mocno przytulił się do Jaehyuna, chowając głowę w zagłębieniu jego szyi, którą zaczął muskać ustami.
Jaehyun więc zaczął obracać sytuację w coraz bardziej intymny wydźwięk, kładąc swoje dłonie na tylne kieszonki dżinsów Jungwoo. Początkowo tylko je gładził, lecz gdy Kim zwiększał intensywność pocałunków na jego szyi, oddał się działaniu organizmu. Pod wpływem rosnącego napięcia, zaciskał swoją lewą dłoń tam, gdzie wówczas leżała, a tę uszkodzoną prawą przeniósł na biodro Jungwoo. Nie minęło dużo czasu, gdy wrócili do stanu rzeczy, jaki miał miejsce na początku ich wejścia do kabiny, jednak od tamtego momentu robiło się już tylko goręcej.
Jaehyun oparł Jungwoo o ścianę, a sam zsunął się na kolana, by sprawić ukochanemu przyjemność. W międzyczasie pozbył się swojej czarnej koszuli, którą rzucił na zamkniętą toaletę. Nie chciał pozbawiać Jungwoo ubrań w takim stanie, lecz nie powstrzymało go to przez zostawieniem kilku zarumienionych śladów na jego brzuchu.
Ten, mimo nietrzeźwości był w miarę świadomy sytuacji i zezwalał na wszystko. W końcu odnalazł swojego chłopaka, którego szukał wzrokiem od momentu wejścia do klubu. Pozwolił więc się odwrócić i zdjąć z siebie górną część dolnej partii swojego ubioru. Dla większej wygody ich obu oparł ręce na toalecie. Po chwili użytej na rozluźnienie zabrali się do intensywnego, acz jakże przyjemnego wysiłku.
Na razie cała łazienka była tylko dla nich, a muzyka była na tyle głośna, że nie musieli powstrzymywać się przed wydawaniem żadnych dźwięków. Nagle jednak w tym pomieszczeniu pojawił się nowy gość. Był to dość niski brunet w okularach, który nawet jeszcze nie zdążył powąchać alkoholu, za to przyszedł w tamto miejsce w celu, do którego jest stworzone. Dwójka sąsiadujących z nim chłopaków wówczas znacznie ciszej oraz wolniej kontynuowali swoją czynność, gdyż obaj byli blisko spełnienia i nie chcieli ostudzać atmosfery przez nieproszonego gościa.
Jungwoo starał się ze wszystkich sił, jednak jego rozbudzone, najbardziej przez alkohol, czujniki zdawały się jednak zbyt czułe. Przy jednym, mocniejszym pchnięciu z jego ust wydobył się jęk, który od razu sprawił, że Jaehyun zakrył mu usta dłonią z uszkodzonym nadgarstkiem, przez co o mało on się nie zdradził. Może nie było to nic takiego, gdyż takie rzeczy w klubach się zdarzają i jaka była szansa na to, że ktoś rozpozna taką osobę, jak Jungwoo po jednym dźwięku... mała... ale możliwa.
„Już więcej ci nie pomagam” — pomyślał ten trzeci osobnik w toalecie. Dane mu już było taki dźwięk usłyszeć z ust Jungwoo i to w bardzo podobnej sytuacji. Tym razem jednak odpuścił. Zdał sobie sprawę, że Jungwoo wolał bardziej nawet losowe osoby z klubu. Czemu w takim razie miałby spojrzeć na niego inaczej po roku znajomości?
Zrezygnowany opuścił toaletę, a pozostała w niej dwójka mogła w spokoju dokończyć swe czynności i nareszcie uzyskać finalną rozkosz.
Po upewnieniu się, że nikogo już nie było w toalecie, zakryli się ubraniami z powrotem i wyszli z kabiny. Jaehyun szybko poprawił się w lustrze i po umyciu rąk pomógł także Jungwoo wyglądać, jakby nic się tu właśnie nie stało. Układając mu włosy, nie powstrzymywał się przed składaniem pocałunków na jego ustach i policzkach, co utrzymywało ciepły uśmiech na jego twarzy — na obu ich twarzach.
— Śliczny jesteś — powiedział Jaehyun, składając ostatni, a jakże słodki pocałunek na jego ustach, przytrzymując jego policzki dłońmi. — Baw się dobrze — dodał, prowadząc chłopaka w stronę drzwi.
— Jaehyun — zaczął Jungwoo, gdy blondyn miał już dłoń na klamce. Wycofał się jednak, by usłyszeć, co jego chłopak miał do powiedzenia — kocham cię — powiedział z iskrami w pijanych oczach.
Jaehyun był zaskoczony tym wyznaniem, szczególnie że nastąpiło ono dosyć szybko. Dla niego było to duże słowo, którego nigdy nie usłyszał od nikogo, oprócz fanów, których słowa są na tyle trwałe, na ile będą za nim podążać.
— Powiedzmy to sobie na trzeźwo, dobra? — mimo że nie był za bardzo pijany, nie czuł, że to odpowiednia chwila na to wyznanie.
Skąd miał wiedzieć, czy Jungwoo naprawdę czuł to, co właśnie wyznał w takim stanie?
Kim pokiwał tylko twierdząco głową, uśmiechnął się i po pocałowaniu Jaehyuna w nos opuścił toaletę. Zostawił swojego chłopaka z tematem, który przez chwilę musiał sam przeprocesować. Dlatego wyszedł z pomieszczenia dopiero po paru minutach, po czym od razu skierował się do baru.
Jungwoo zaś został odnaleziony przez swojego towarzysza, który właśnie przeprowadzał solową akcję poszukiwawczą.
— Gdzie ty byłeś? — spytał od razu, prowadząc wyraźnie wyczerpanego Jungwoo na kanapę w rogu sali.
— W kiblu... z Jae... hyunem — mamrotał jakby w transie.
— Nie gadaj, że... — Oczy Lucasa rozszerzyły się w szoku, gdy akurat usiedli na miękkim meblu.
— Robiliśmy małe Jaehyunki — wyznał z głupim uśmiechem, zaraz łapiąc się za rozbawioną głowę.
— Ty zjebie chory. Masz szczęście, że to on, a nie ja. — Dołączył do jego śmiechów, klepiąc go po plecach.
Jaehyun odchodził właśnie od baru, a na swojej drodze spotkał znajomego, który dopiero niedawno dołączył do imprezy.
— Markuuuś! — zawołał, rozkładając ręce do uścisku.
Nie robił tego często ze swoimi znajomymi płci męskiej, lecz wówczas sytuacja tego wymagała. Prawą dłoń miał uszkodzoną, a lewa... praktycznie przed chwilą zwiedzała zakątki innego organizmu.
— Cześć, Jay! Moje gratulacje! — objął go ramieniem w geście przywitania, co wydało mu się nietypowe, ale tłumaczył się tym, że Jaehyun miał zapewne alkoholową potrzebę czułości. — Słyszałem, że mocne te szczury z czwórki były.
— Ja to wolę nazywać „godnym przeciwnikiem”, ale co to ma znaczyć, że słyszałeś? Nie było cię?! — pytał zaskoczony.
— Przepraszam, bracie, ale tak wyszło, że byłem wtedy na przesłuchaniu do zespołu...
— Co ty gadasz?! Jak ci poszło? — zaraz zmienił nastawienie z surowego pedagoga na wspierającego przyjaciela.
— Um... dadzą mi znać w przyszłym tygodniu... — mówił, ale wewnętrznie czuł, że już znał odpowiedź. — A tak w ogóle, widziałeś może Jungwoo? Ponoć tu jest, bo widziałem relację.
„Wiesz, był przed chwilą w toalecie...”
— Może mi się gdzieś przemknął przed oczami, ale nie pamiętam, a co? — powiedział lekko zdenerwowany, lecz miał to szczęście, że jego zakres różnorodnego wachlarza umiejętności zahaczał w pewnym stopniu również o zdolności aktorskie.
— Mówiłem ci, jak z jakimś gościem się lizał raz w kiblu... no to chciałbym go trochę popilnować, bo i tak nie zamierzam dziś pić — kłamał, lecz po prostu chciał znaleźć swoją sympatię i mimo już utraconych nadziei, trzymać ją chociaż z dala od Jeonga.
— Pomóc ci go szukać? — zaproponował, mimo że oczywiste było, że sam będzie miał na niego oko.
— Jak chcesz — zgodził się dość niechętnie.
Rozdzielili się, lecz poszukiwania i tak nie trwały długo. Jaehyun chciał sprawdzić, czy Jungwoo nie było na zewnątrz, lecz fioletowe kanapy obok wyjścia przykuły jego uwagę w ostatniej chwili. Patrzył z niedaleka, jak Jungwoo leżał oparty głową na kolanie nieznanego Jaehyunowi chłopaka. Kim był odwrócony tyłem do reszty hali, miał skulone nogi, a czoło opierał o brzuch swojego towarzysza. Ten chłopak zaś trzymał swoje łokcie na oparciu kanapy i oglądał wydarzenia na parkiecie, nie mając nawet pojęcia, że obserwował go partner tego zgona, którego pilnował.
Jaehyun nie znał historii tej dwójki. Nie wiedział, że się znali i jedynie kumplowali. Dla niego był to losowy chłopak, któremu Jungwoo po prostu położył się na udo. To właśnie jedna z sytuacji, która sprawiła, że słowa Kima wypowiedziane w łazience straciły według Jaehyuna na wartości. I tak miały znikomą jej ilość, biorąc pod uwagę to, jak pijany był ten chłopak.
Jaehyun zwrócił swój wzrok w scenerię na parkiecie. Zaczął iść w tamtą stronę, a tańczący ludzie zdawali się tym faktem uradowani. W końcu to on poprowadził drużynę do zwycięstwa w finale zawodów koszykarskich. On jednak wcale o tym wtedy nie myślał. Jego głowa zaczęła robić się cięższa, mimo znikających z niej myśli. Szedł prosto w tłum, trzymając w dłoni szklankę z drinkiem, którego nie miał zamiaru kończyć. Poczuł się, jakby to wszystko nie miało miejsca. Światła migały mu przed oczami, a muzyka dudniła w coraz bardziej pustym umyśle. Jego powieki opadały powolnie, by potem podnieść się z wielkim obciążeniem.
Był już w środku roztańczonej grupy ludzi, gdy z wielkim wysiłkiem uniósł głowę ku górze. Zobaczył jedynie mieniącą się kulę disco, zanim wszystko zaczęło się rozmazywać, a jego powieki zamknęły się na dłuższą chwilę.
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
Jungwoo otworzył oczy, a błyszcząca kula była już znacznie wyżej niż w klubie sprzed dwóch tygodni. Liczył, że jak chwilowo zamknie powieki, obraz przestanie być rozmazany, jednak to się nie zmieniało. Tańcząc z Lucasem na prowizorycznym parkiecie, tylko na chwilę odzyskiwał ostrość we wzroku, żeby zaraz znów ją stracić. Poczuł nagle, jak każdy najmniejszy ruch wprawia jego głowę w silne zawroty, a w jego brzuchu działo się coś niedobrego.
— Kibel. Już — zwrócił się do tańczącego przy nim Lucasa, na co ten zaraz zareagował i szybko ruszyli do najbliższej z czterech łazienek, które znajdowały się w tym domu, w którym wówczas odbywała się ostatnia możliwa impreza w tamtym roku.
Gdy Jungwoo pochylał się nad toaletą i oddawał jej cały pokład żywności, jaki niedawno pochłonął, Lucas siedział obok niego i posłusznie reagował na hasło „papier”.
— Teraz to nawet nie próbuj mnie całować, bo już taki miły, jak miesiąc temu nie będę — powiedział prześmiewczo Lucas, nawiązując ich obecnym położeniem do lokacji, w której się poznali.
Mimo że początkowo przez okoliczności, w jakich dane im było się poznać, raczej stronili od wracania do tego tematu, lecz po jakimś czasie stało się to ich wewnętrznym żartem. Lucas szczególnie lubił powoływać się na tę sytuację. Była to jego osobista forma terapii po „traumatycznych” wydarzeniach z jego życia — żartowanie z nich.
Jungwoo w odpowiedzi na jego słowa splunął do sedesu i wystawił w górę drżący kciuk, na co Lucas zareagował jedynie prychnięciem.
— Papier — wydał hasło, a pożądana przez niego rzecz od razu pojawiła się przy jego ustach.
Wytarł buzię, po czym chwilę pooddychał i w końcu poczuł, że mógł wstać. Podszedł do umywalki, gdzie przepłukał jamę ustną, a przy tym asystował mu Lucas z telefonem, by udokumentować pierwszy w historii imprezowania z Jungwoo jego zwrot posiłku.
Już po chwili sam siedemnastolatek zaczął pozować do zdjęć w ekskluzywnym lustrze, jakby zapominając, że przed chwilą myślał, że umierał. Podczas sesji do niezablokowanej łazienki weszła grupa rozbawionych osób, które Jungwoo pierwszy raz widział na oczy, mimo bycia na imprezie już trzy godziny. Obaj z Lucasem podłapali ich nastrój i zaczęli kiwać się do dudniącej za otwartymi już drzwiami muzyki.
Zgromadzenie przyniosło ze sobą butelkę wódki smakowej, którą wręczyli najbliżej stojącemu Jungwoo. Wziął łyka i zaraz pożałował, gdyż został zaraz z otwartej dłoni plaśnięty w tył głowy.
— Przed chwilą haftowałeś, debilu! Nie pij tego — mówił Lucas, odbierając mu butelkę.
W odpowiedzi ponownie dostał kciuka w górę, a nawet dwa, po czym wykonawca tych gestów opuścił toaletową imprezę.
Przez jakiś czas Jungwoo jeszcze dochodził do siebie, lecz zaraz po zjedzeniu kilku przekąsek ze stołu oraz napiciu się wody, mógł dalej wracać do swojej ulubionej czynności imprezowej.
Już roztańczony na parkiecie z nowym towarzystwem, które zapamiętało go z imprezy na cześć wygranej, a — znając umiejętności pamięciowe Jungwoo po alkoholu — on ich nie. To się jednak nie liczyło. Ważna była dobra zabawa w dobrym towarzystwie w ten ostatni dzień w roku.
Jungwoo szczególnie się spodobało, jak kapitan wygranej drużyny dołączył do tancerzy. Mógł wtedy beztrosko ocierać się o niego i przypadkowo chwytać go za ręce, na co Jaehyun przystawał. Jednak później Jungwoo odciągnął mieszkańca tej posesji na bok i chowając się za ścianką działową, zawiesił się na jego szyi.
— Pójdziesz się ze mną napić? — spytał, patrząc na Jeonga psimi oczkami.
— Jasne, tylko bez takich czułości. Tu się kręci pełno ludzi — mówił, zdejmując z wielkim żalem w sercu jego ramiona ze swojego karku.
Poszli więc uroczyście stuknąć się kieliszkami. Jaehyun zaakceptował przebywanie z Jungwoo w publice na imprezach, póki nie wykazywali szczególnych znaków znajomości. Wielu znajomych Jeonga już poznało się na Jungwoo przez ostatnie imprezy i uznali go za dobrą duszę towarzystwa, najzabawniejszego w gronie i ogólnego twórcę dobrego nastroju. To jednak było za mało, by na trzeźwo zapomnieć o tym, że jest gejem i zaprzestanie plotkowania o nim za plecami. Dlatego Jaehyun musiał być ostrożny, na jaki kontakt z Jungwoo mógł sobie pozwolić w towarzystwie innych.
Więc gdy Kim będąc jeszcze przy stole z Jeongiem, chciał nawet dyskretnie złapać go za rękę, ten ją odrzucił i przypomniał o zastosowaniu hamulców.
— Nie możemy iść chociaż na chwilę do pokoju? — prosił Jungwoo z wydętą wargą.
— Nie, Jungwoo. Nie wiadomo, co oni mi zrobią z domem, jak zniknę choćby na sekundę.
— A może już ci sypialnię rodziców rozwalają? — zironizował, by dostać to, czego chciał: — Pięć minut. O to cię proszę.
— Może później. Na razie baw się dobrze, a ja zamierzam robić to samo — rzekł i odszedł w tłum, zostawiając Jungwoo z niezadowoleniem na twarzy.
Dlaczego to na niego spadło to nieszczęście w postaci sekretnej relacji? Już znudziło mu się ukrywanie przed światem ze swoim szczęściem. „Czy to naprawdę tak trudne, aby przyznać się otwarcie, że jesteś w związku?” — zadawał to pytanie w swojej głowie, przypominając sobie, że świat jest okrutny i akurat na takie związki nie zdążył się jeszcze całkowicie otworzyć, a szczególnie w jego otoczeniu.
Zostawił resztę przemyśleń na czas spędzony z papierosem. Wyszedł szklanymi drzwiami na ogromny taras, gdzie po krótkiej przechadzce znalazł sobie miejsce na fotelu ogrodowym. Kolejne myśli zatem wypływały już z dymem tytoniowym, który wydmuchiwał.
Przy samej końcówce swojego papierosa zauważył rudawe światełko zbliżające się do niego. Było ono podobne do tego, które jeszcze trzymał pomiędzy palcami. Pomyślał, że mógł być to Lucas, lecz przed wyjściem widział go na parkiecie, a ta osoba z podpalonym tytoniem nadchodziła z drugiej strony. Wszystko się wyjaśniło, gdy zbliżyła się ona do zasięgu domowych świateł, które mimo swoich najróżniejszych kolorów, nie zdołały zakryć czerwieni włosów przybliżającej się do Jungwoo postaci.
Już znajomy osobnik bezsłownie usiadł na drugim fotelu nieopodal Kima. Palił swojego papierosa, jak gdyby nigdy nic, nie zwracając nawet uwagi na towarzysza obok.
— Co tu robisz? — zapytał w końcu Jungwoo, gasząc swój niedopałek w popielniczce.
— Haru mi napomknęła, że u Jeonga otwarta impreza na Sylwestra, to wbiłem — tłumaczył obojętnie.
— Sam przyjechałeś? — dopytywał niepewnie.
— Tsa... — syknął, strzepując papierosa na marmurową kostkę.
— Czy... czy to ma jakiś związek ze mną? — zapytał ryzykownie.
— Poniekąd — mówił, zaczynając wewnętrznie stresować się kierunkiem, w jakim idzie ta rozmowa.
— To... chcesz mi coś powiedzieć, czy...?
— Normalnie trudno mi to wychodzi z gardła — wtrącił się, wzdychając i poprawiając się na fotelu — więc czuj się zaszczycony — mówił dość zwinnie, po czym zrobił pauzę, wyrzucił papierosa za siebie, spojrzał na Jungwoo i rzekł: — przepraszam — po czym zrobił kolejną przerwę, by pogodzić się z użyciem tego słowa — za tamto.
— Ja cię za wszystko przepraszam — wypalił od razu, a Yuta był pod wrażeniem, jak płynnie wypadło to z jego ust.
— Nie masz za co, sk... Jungwoo... sory... — przestraszył się, gdy jego przyzwyczajony do nazywania tak Jungwoo język prawie ponownie zatytułował go imieniem, którym już nie miał być przez niego nazywany — to ja namieszałem. Nie powinienem się wpierdalać w czyjeś relacje, jak trajektoria już jest ustalona. Szczególnie nie powinienem się wpierdalać, jak mi powiedziałeś, że już jesteście... razem.
Może nie całkiem żałował swoich zalotów, jednak żal mu było Jungwoo. Wiedział, że jeśli popsuje mu relację, nad którą pracował, dla której się zmienił i był zdolny do wielu poświęceń, aby tylko dalej do niej dążyć — nie rozkocha go w sobie tak samo, jak zrobił to z nim Jeong. Tak, jak miał gdzieś jego mecze, pieniądze, zawody i kampanie — tak jednego mu może zazdrościć — Jungwoo. Gdyby tylko Yuta pojawił się w jego życiu odrobinę wcześniej... może ta historia potoczyłaby się inaczej.
— W porządku... więc... wybaczam ci, Yuta.
— Wiesz, że jesteś przepiękny? — wypalił nagle, nie patrząc mu nawet w oczy, co zaskoczyło Jungwoo. „Przecież przed chwilą powiedział... przepraszam... i teraz znowu to robi?”. Po chwili zaś zwrócił na niego swój skrzywdzony, acz lśniący wzrok i kontynuował wyznanie: — Poznałem tysiące naprawdę pięknych ludzi, ale ty jesteś istnym dziełem sztuki. I nawet nie wiesz, jak bardzo mam ochotę cię pocałować w tym momencie. Jeszcze raz — zakończył, a Jungwoo siedział, jak wbity.
Tych kilka słów zdołało wybudzić uśpione głęboko w nim uczucie, które myślał, że zasnęło na zawsze. Już nawet nie sama ich treść, ale sposób, w jaki na niego patrzył podczas ich wypowiadania, ton głosu i ta szczerość w jego oczach. W tamtym momencie musiał podjąć decyzję — albo się odezwać, albo pozostać w milczeniu.
— Zrób to — rzucił, zapominając na chwilę, że znajduje się obecnie na posesji swojego chłopaka, który gdzieś tam w środku czuwa nad WSZYSTKIMI swoimi gośćmi — ostatni raz.
— Nie — odparł od razu, co zbiło Jungwoo z tropu — bo nie chcę, żeby był to ostatni raz. Wolę zapamiętać nasz ostatni pocałunek, jako ten na meczu, gdzie obaj chociaż przez chwilę tego chcieliśmy. Teraz jedyne, czego ty chcesz, to żebym raz na zawsze się odczepił, więc już nie mieszam ci w głowie. — Wstał. — Poczekam. — Odszedł, zostawiając Jungwoo samego z i tak pomieszanymi myślami.
Yuta zaś obszedł dom, by dostać się do niego przednim wejściem. Po krótkim przeskanowaniu głównego pomieszczenia wzrokiem zauważył organizatora imprezy stojącego na boku i monitorującego wydarzenie. Był tak skupiony na swoich gościach, że nie zauważył, jak zbliża się do niego osoba, której obecność tam była absolutnie niewskazana.
— Witam gospodarza. Dawno mnie tu nie było. Zmieniliście kanapę — zaczął Yuta dość przyjaźnie, lecz w jego tonie wybrzmiewała nuta fałszywości.
— Co ty tu robisz? — zapytał widocznie podminowany.
— Chcę ci tylko powiedzieć, że masz traktować Jungwoo najlepiej na świecie, bo inaczej wypierdalasz — jego miły ton zniknął, a pojawiła się agresja.
— To ty stąd wypierdalasz i to w trybie natychmiastowym — oznajmił, już chcąc wyprowadzić go własnoręcznie, lecz nie chciał mieć z nim żadnego kontaktu, a tym bardziej fizycznego. — Po cholerę ty tu w ogóle przyszedłeś?
— Żeby dotrzymać mu towarzystwa, gdy on tego potrzebuje, a nie gdy mam widzimisię — powiedział, nawiązując do zachowania Jaehyuna wobec Jungwoo.
Ten tylko zmarszczył brwi, gdyż nie wiedział, jak na to odpowiedzieć. Tak Jungwoo o nim mówił innym? Jaehyun starał się na wszelkie sposoby, aby zobaczyć się z Jungwoo. Wciskał te wydarzenia w swój ciasny grafik, wymyślając najróżniejsze rozwiązania, aby się z nim spotkać, jednocześnie nie narażając się na ujawnienie się przed ludźmi. Czy Jungwoo naprawdę uważał to za „widzimisię”?
— Gdzie on jest? — spytał w końcu, zbywając poprzednie słowa Yuty.
— Pali na tarasie. Możesz mu przy okazji powiedzieć, co sądzisz o palaczach — odpowiedział zgryźliwie, na co Jaehyun zareagował nienawistnym wzrokiem, po czym skierował się w stronę szklanego wyjścia. — Jay — zawołał jeszcze, co chwilowo zatrzymało Jaehyuna, odwracając go z powrotem do Yuty — szczęśliwego nowego roku. — Uśmiechnął się zgryźliwie, a Jaehyun po prostu zignorował jego słowa i wyszedł do Jungwoo.
Znalazł go siedzącego z łokciami na kolanach, palącego już trzeciego papierosa i będącego na skraju płaczu. Ostatnie zdarzenia naprawdę doprowadziły go na skraj wytrzymałości emocjonalnej i miał ochotę to wszystko po prostu wypłakać. Jaehyun zaraz uklęknął przy nim, kładąc dłoń na jego udzie.
— Naprawdę jestem taki okropny? — zapytał zmartwiony.
— Co? — powiedział, pociągając nosem.
— Nadal uważasz, że specjalnie cię ignoruję i spotykam się z tobą, kiedy mi się akurat zechce?
— Nie, absolutnie. Kto ci tak powiedział? — pytał szczerze zaskoczony.
Może kiedyś tak myślał i naprawdę mówił o tym każdemu bliższemu znajomemu, ale ówcześnie zaczynał już rozumieć sytuację. Nie była ona jeszcze dla niego całkowicie jasna, bo dalej stał przy stwierdzeniu, że nie powinni się ukrywać, ale starał się być bardziej wyrozumiały na rzecz dalszego bycia z Jaehyunem.
— Nieważne...
— Yuta? — Jaehyun jednak przytaknął.
Była to logiczna konkluzja ze względu na to, że gdy Nakamoto zniknął, po chwili obok niego już klęczał Jaehyun.
— Nie słuchaj go... — dodał Jungwoo.
— Tak, jak go nie lubię, tak nie sądzę, by to wymyślił. Szczególnie że wiem, że przynajmniej kiedyś tak o mnie myślałeś. Skądś musiał wiedzieć, co nie?
— No dobra, powiedziałem to kiedyś kilku osobom, ale już naprawdę tak nie myślę — wyznał, chociaż wciąż miał pewne wątpliwości co do prawdziwości swoich słów.
— Ale Yucie? Naprawdę? — mówił zawiedziony.
— A co ty masz do niego? Był jedną z najbliższych mi osób, kiedy nagminnie o mnie zapominałeś i znikałeś bez słowa. Jak przyjacielowi...
— On nie jest twoim przyjacielem, Woo — stwierdził, nie spodziewając się, że Jungwoo nie będzie przeciwstawiał się tym słowom.
— Prawda. Nie jest i nigdy nie był, a teraz jest już dla mnie... nikim... bo... już nie chce być w moim życiu — mówił, będąc coraz bliżej płaczu.
Nagle na taras wybiegli praktycznie wszyscy ludzie obecni na imprezie. W dłoniach trzymali szampany i trąbki, a kilku chłopaków niosło ze sobą fajerwerki, by odpalić je w ogrodzie, znajdującym się obok tarasu, gdzie można było się dostać przez schodki. Jaehyun widząc to zamieszanie, w mig schował się z Jungwoo za fotelami. Tłum zaczął odliczać ostatnie sekundy do północy, a chłopaki z fajerwerkami przygotowywali je do wystrzału.
— A wiesz, kto chce być w twoim życiu? — rzekł Jaehyun, a Jungwoo zaskoczony sytuacją zdobył się jedynie na pytający wyraz twarzy. — Ja i to nie wiesz jak bardzo — wyznał, łapiąc Jungwoo za policzki.
— ...jeden, zero! — wykrzyczało wspólnie całe zgromadzenie, po czym rozległ się dźwięczny huk fajerwerków, niebo rozświetlało się przez ich kolorowy blask, szampany wybuchły i lały się strumieniami, każdy składał sobie najlepsze życzenia noworoczne, a równocześnie z tym wszystkim rozpoczął się długi oraz jakże czuły pocałunek Jaehyuna i Jungwoo.
— Kocham cię, Jungwoo — usłyszał adresat zaraz po rozdzieleniu się ich ust.
Jego warga jednak drgała w ciężko utrzymywanym uśmiechu, obok którego zaczęły cieknąć pojedyncze łzy. Nie potrafił dokładnie określić, czy były to łzy szczęścia, smutku, stresu, czy czegokolwiek innego. Wiedział tylko, że był to czas, w którym powinien odpowiedzieć:
— Też cię kocham, Jaehyun — wyszeptał łamiącym się głosem, po czym ponownie ich usta się złączyły.
Był pełen obaw. Bał się, jak potoczy się kolejny rok jego życia. Liczyło się jednak to, że wita go razem z Jaehyunem, którego... kocha.
⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯
5383
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top