𝔁𝔁𝓲𝔁
— 지금 나를 사랑해
⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯
Przez kolejne długie dni Jungwoo starał się radzić sobie z ówczesnym stanem rzeczy. Czemu po takim czasie jeszcze się nie przyzwyczaił? Albo, jeśli mu to tak przeszkadzało, może powinien coś z tym zrobić? Tylko z relacjami jest taki jeden problem — nawet jak boli, często wolimy przywyknąć do trwającego cierpienia, niż naruszać narzędzie w ranie i przypadkiem skrzywdzić się jeszcze bardziej. Nie wiadomo, kiedy ktoś przyjdzie, by udzielić nam pomocy, odkazić uraz lub przynajmniej zatamować krwawienie. A może będziemy skazani na samotne cierpienie i boimy się, jak sobie z tym poradzimy? W przypadku Jungwoo — on wolał nie narzucać się Jeongowi, gdy ten nadal miał dużo rzeczy na głowie i zobaczyć, czy sam z siebie postanowi poświęcić dla niego chociaż pięć sekund.
Swój czas Jungwoo zaś przeznaczał na spacer ze swoim pieskiem. Było już tak zimno na dworze, że york nosił swoją własną, czarną kurteczkę. Przeszli już około kilometra, gdy właściciel psa poczuł, że jeden z jego butów delikatnie się poluzował.
— Poczekaj, Obokie — zwrócił się do chcącego iść dalej pieska, na co ten usiadł na chodniku, obserwując swojego ludzkiego towarzysza wiążącego sznurówkę na ławce.
Gdy skończył dwoma pętelkami, usiadł na ławkę, ciężko wzdychając. Zaraz wzdrygnął się na zimno, jakie poczuł od drewnianego siedziska, lecz bezsilność dawała o sobie znać na tyle, że dla chwili odpoczynku fizycznego był w stanie zignorować nagłe zimno. Obok dał radę usiedzieć, więc czemu Jungwoo miał nie dać? Gorszych chłodów doświadczał w środku, by zwracać uwagę na tak drobne przymrozki.
W pewnym momencie na drugiej stronie cienkiej ulicy pojawił się obiekt, który przykuł do siebie wzrok Jungwoo na tyle, że praktycznie wyskoczył z ławki. Zapewne nie rozpoznałby go z tak daleka, gdyby nie ciemniejsza karnacja i charakterystyczna twarz, której dane mu było przyjrzeć się przez kilka sekund. Po tym — ledwo, acz nadal — znajomy Chińczyk skręcił w prawo, najwyraźniej nie rozpoznając opatulonego zewsząd Kima.
„Dla fabuły... zgaduję” — myślał, ruszając w stronę pasów. O mało się nie poślizgnął kilka razy, gdy wręcz gonił Lucasa po oblodzonych chodnikach. Chciał się poruszać, jak najszybciej, nie wyglądając przy tym podejrzanie, czy jakby naprawdę go gonił.
Gdy zbliżał się do Chińczyka, zawołał jego imię — lub raczej pseudonim. Za pierwszym razem najwidoczniej chyba nie usłyszał, za drugim lekko odwrócił głowę w bok, ale potrzebny był najwidoczniej jeszcze trzeci raz:
— Lucas! — krzyknął, zbliżając się na odległość dosłownie kilku kroków od niego, co w końcu zwróciło jego uwagę.
— Emm... sorki, znamy się? — zapytał, powoli odchodząc, przez co Jungwoo zaczął iść już równo z nim.
— Jungwoo — przedstawił się, co zatrzymało Lucasa. — Pisałem na Insta o tym... wiesz... kibel w klubie.
Chłopak wyglądał na bardzo zdezorientowanego, a nawet na przerażonego.
— Śledzisz mnie? — spytał po chwili zastanowienia i ponownie zaczął powoli zmierzać do odejścia od Kima.
— Nie! Absolutnie! — szybko zareagował. — Przypadkiem cię zauważyłem i... postanowiłem podejść.
— Nie masz, co robić w życiu, tylko obcych zaczepiać? — Odwrócił się i ruszył w swoją stronę, a Jungwoo nie chcąc odpuszczać, dorównał mu kroku.
— Już taki obcy nie jesteś, bez przesady — odpowiedział, śmiejąc się niezręcznie, by potem się uciszyć, gdy chłopak nie odwzajemnił humoru Jungwoo.
— Z tego, co pamiętam, to wspominałem, że jestem hetero, więc nie wiem, co cię tu przywiało — mówił, nawet nie patrząc na nastolatka idącego obok z psem na smyczy, który Lucasem zainteresował się nawet bardziej niż sam Jungwoo.
— Jezu, nie wszystko musi się sprowadzać do mojego gejostwa. Mam też osobowość.
— I co chcesz niby z nią zrobić w moim przypadku?
— A... nie wiem... zaprzyjaźnić się? — rzekł, chociaż właściwie podszedł do Lucasa bez konkretnego powodu.
Bycie zamkniętym w swoich myślach pozwala ludzkiemu ciału na podejmowanie właśnie takich spontanicznych decyzji, które nie były do końca przemyślane. Inni nazwaliby to po prostu głupotą, ale za taką bezmyślnością stoi wiele więcej czynników, niż można się spodziewać. Szczególnie w przypadku Jungwoo.
— I dlaczego miałbym się na to zgodzić? — spytał prześmiewczo, gdyż cała ta abstrakcyjna dla niego sytuacja zaczęła nabierać coraz bardziej absurdalnego wydźwięku.
— Dla... fabuły?
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
Argument Jungwoo był na tyle przekonujący, że Lucas pozwolił odprowadzić się do domu. W międzyczasie nowy fan Chińczyka w końcu został przez niego pogłaskany, a swoją radość wykazał poprzez pomachanie krótkim ogonkiem i liźnięcie zmarzniętych palców Lucasa.
Podczas drogi Jungwoo dowiedział się, że Huang jest w wieku Jeonga, lecz skończył liceum o rok wcześniej w mniejszym mieście. Wówczas mieszkał ze współlokatorem w taniej kawalerce i dorabiał w różnych pracach na studia. Jednak jeszcze przed ich zaczęciem prowadził studenckie życie, imprezując, a potem utrzymując się z połowy swojej pensji od pierwszego do pierwszego, marne resztki odkładając na swój cel.
Jungwoo w zamian opowiedział mu o swojej największej pasji i pobieżnie o swoim życiorysie, który sprowadził go do Seulu. Z każdym kolejnym zdaniem nastolatkowie nabierali coraz więcej komfortu w swoim towarzystwie, lecz nadal wyczuwalna była nutka niezręczności. Ich znajomość w końcu zaczęła się od drugiej strony i obaj dobrze znają tę historię.
W końcu dotarli pod blok Huanga i w tamtym momencie Jungwoo myślał, że to już koniec ich wspólnej podróży i ogólnie znajomości, lecz Lucas chyba również nie za bardzo miał, co robić ze swoim życiem w tamtym momencie.
— Jak tu już jesteśmy, to może wezmę samochód i pojedziemy gdzieś? — zaproponował, co szczerze zdziwiło Kima.
— A nie masz problemu z Obokiem?
— To już mój bestie — zaśmiał się, patrząc na futrzaka. — To co?
— Jak chcesz... możemy.
— I tak nie mam nic do roboty. Skoczę po kluczyki i jedziemy — oświadczył i pokierował się do swojej klatki po niezbędną do otwarcia samochodu rzecz.
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
Już niedługo znaleźli się w samochodzie. Obok wygodnie ułożył się na wycieraczce między nogami swojego właściciela i grzecznie rozkoszował się tym, że przemieszczało go coś innego, niż jego własne łapki. Pojechali do sklepu, gdzie Lucas wyposażył się w energetyka, kupując Jungwoo lizaka, co było drobnym, lecz miłym gestem, szczególnie że znali się wówczas nawet nie od godziny — tak właściwie. Potem Lucas zaparkował na górce przy odległym lesie. Ustronne, ciche miejsce, ale ze ślicznym widokiem na niebo, które zaczęło być pochłaniane przez gwiazdy.
— Czemu właściwie wracałeś na pieszo, skoro masz samochód? — zapytał Jungwoo, gdy wyczerpał im się jeden temat, przez co nastała chwilowa cisza.
— Um... byłem ze znajomym na mieście, a wolimy po prostu się poszwędać, niż wszędzie jeździć. Paliwo drogie... rozumiesz — tłumaczył dość niepewnie. — Łyczka? — zaproponował, wyciągając do niego puszkę gazowanego pobudzacza.
— Dzia — powiedział, przejmując napój w swojej dłoni. — A tak w ogóle, to przepraszam za tamto w klubie.
— Nie no, słuchaj, różne dziwne rzeczy się odpierdala po pijaku. Ja też nieźle napruty byłem, bo chłopa bym nie tknął.
— Chyba czas skrócić włosy — zaśmiał się, odrzucając faktycznie lekko za długą grzywkę na bok.
— Może kolejny, którego wyrwiesz na tę grzywkę, okaże się gejem, ale wiesz... to nie ja.
— Nie, ja już w ogóle do klubów nie wchodzę. Miałem takie wyrzuty sumienia, że ty sobie nie wyobrażasz — mówił przejęty, zakrywając twarz dłońmi.
— A czego tu żałować, no spójrz na mnie — powiedział, przeglądając się w lusterku.
— Widzę, że z tak wybujałym ego, to się dogadamy — prychnął — ale tu akurat nie chodzi konkretnie o ciebie.
— A o co? — spytał, a Jungwoo chwilę się zastanawiał, czy powinien temu prawie obcemu chłopakowi opowiadać o swoich zadręczeniach.
Potem jednak doszedł do wniosku, że będzie mu lżej, jeśli wygada się osobie, którą dopiero co poznał, niż komuś znajomemu, kto wiedział, o kim jest mowa.
— Bo ogólnie to jest taki jeden, z którym kręcę, ale nie wiem, czy to można nazwać związkiem, bo nie spytał, a ja się boję, bo on mnie potrafi olewać tygodniami, ale jak już się spotkamy, to jest zajebiście, ale potem znowu nie ma czasu i... — zrobił nagłą przerwę na dopiero drugi oddech — najgorsze jest to, że nie mogę go sobie odpuścić — opowiadał praktycznie na jednym wydechu, jakby lawina słów wypadła mu z ust po odblokowaniu i tak niestabilnej furtki.
— Nie wiele wiem na razie, ale brzmi to, jak... definicja „mieć przesrane” — wyraził się Lucas. — A co do sytuacji... mnie praktycznie zawsze laski rolują, jak ciasto na bagietkę, więc trochę nie w porządku by to dla mnie było, gdyby jedna mnie zrobiła, jak ty tego gościa ze mną w klubie.
— Dlatego mówię: nie jesteśmy w związku... chyba... bynajmniej wygląda to jak związek.
— Nie możesz z nim o tym pogadać po prostu? Jak coś was łączy to nie powinno być z tym problemu — zaproponował rozwiązanie, lecz Jungwoo z każdą jego odpowiedzią rozumiał, jak bardzo Lucas był niewtajemniczony w temat.
— Próbowałem, ale właściwie każde nasze spotkanie sprowadza się do seksu i nie chcę psuć atmosfery poważną rozmową. Bo kto wie, kiedy znowu się spotkamy? — smutniał z każdym słowem, gdyż jego zagmatwana sytuacja zaczęła robić mu wówczas jeszcze większy bałagan w głowie. — Chcę wykorzystać każdą okazję, żeby po prostu być z nim jak najbliżej.
— Widzę tu w takim razie pewnych „przyjaciół z korzyściami” — stwierdził.
— Może on to tak traktuje... ale rzecz w tym, że ja coś do niego czuję, tylko nie wiem, czy on to odwzajemnia.
— Mówię ci, pogadaj z nim — powtórzył stanowczo najlepsze według niego rozwiązanie. — Jebać to ruchanie, jak będziecie razem na pewno, to nie będziesz się musiał o to martwić, stary.
— Każdy mi mówi, że mam sobie dać z nim spokój przez to, co on robi... a raczej czego NIE robi.
Pochmurniał coraz bardziej i nie mógł nawet spojrzeć Lucasowi w oczy. Nie chciał przypadkiem uronić łzy na jego oczach przez tę rozmowę.
— Nie, nie dawaj sobie spokoju, bo ty nie będziesz spokojny, zanim nie poznasz swojego gruntu. Nie podejmuj decyzji proponowanych innych ludzi, bo nie są one twoje, a jak zrobisz coś wobec siebie, to dopiero będzie ci ciężko.
Gdy ludzie niedoświadczeni postawią na rzece tamę — ta będzie niestabilna, a w końcu się zawali. Dlatego tylko Jungwoo może postawić stabilną blokadę w swojej rzece uczuć, którą zna lepiej niż ktokolwiek inny. Tamy nie można postawić na wodzie, gdy jest tak rwąca, jak ta w umyśle Kima. Po chwili jej budowania i tak runie, gdyż przepych będzie zbyt mocny, by dać się zatrzymać. Po co więc męczyć się jego blokowaniem, gdy i tak wszystko pójdzie na marne? Uczucia muszą się uspokoić, by móc zacząć stawiać blokadę. Inaczej: przez chaos podczas jej budowy, mogą przeciekać, jak woda — przez najmniejsze szczeliny. Jeśli jednak Jungwoo pozwoli swojej rzece płynąć do odpływu — w końcu wpadną one do morza uczuć, w którym może nawet odnajdzie te Jaehyuna.
— Napisz do niego — zaproponował Lucas.
— Ale że teraz?! — Zaskoczył się nagłym rozkazem.
— A kiedy? Sam tego nie zrobisz. Pomogę ci.
— Okok — szybko się jednak zgodził i zaraz w jego dłoni znalazł się telefon.
Wyszukał odpowiedni kontakt i zaraz na ekranie pojawiła się klawiatura, w którą nie wiedział, co wstukać. Zastanawiał się chwilę, gdy Lucas patrzył na niego, oczekując ruchu — na marne. Postanowił zatem delikatnie nakierować ster w odpowiednim kierunku.
— Napisz mu coś w stylu: spotkajmy się, chcę porozmawiać — radził.
— No, no... — przytakiwał, gdy jego palce dotykały poszczególnych znaków na klawiaturze.
— A na końcu koniecznie kropka — dodał — i nie rozpisuj się za bardzo! Starczy. Co tam masz? — spytał, spoglądając w jego ekran.
kj
musimy pogadać.
(wersja robocza)
— ...jest git? — zapytał zaniepokojony ciszą Lucasa.
— Tak. Wysyłaj — potwierdził, odsuwając się od ekranu.
— Na pewno? Bo może sobie pomyśleć, że jestem obrażony... a ta kropka nienawiści... — zamartwiał się, lecz zaraz wiadomość i tak została wysłana... ale nie przez niego. — EJ!
— Nie przeżywaj, bo ci żyłka pęknie. — Po naciśnięciu przycisku wysłania, ułożył się w swoim fotelu i wrócił do sączenia swojego napoju, jakby właśnie tętno jego towarzysza nie wzrosło co najmniej trzykrotnie ze stresu. — Mów, jak coś odpisze, a na razie zabieram cię do twojego domu, bo jest już ciemno, a ty się musisz przygotować na jutrzejsze spotkanie.
— Jakie jutrzejsze?!
— A ile ty chcesz czekać? — Odpalił samochód. — Jak się chłoptaś spyta, kiedy chcesz gadać, to wiesz, co mu napisać. Widzę po tobie, że byś i tak go nie przetrzymał dłużej.
— Racja — potwierdził pod wrażeniem, jak Huang w końcu dobrze go odczytał.
— To co, dasz mi adres, czy wypuścić cię według mojego własnego uznania? — spytał, gdy jego samochód zaczął się poruszać w stronę ich części miasta.
— Wypuść mnie obok tego zielonego banku, kojarzysz?
— Ta, biznesy tam załatwiałem... bankowe. — Prychnął, a Jungwoo poczuł, że sposób, w jaki kierowca wypowiedział te słowa, był... dziwny, ale było zbyt wiele czynników, które szybko odwróciły jego uwagę, więc zaraz zapomniał.
— Odpisał!
Dalej droga minęła im w pół ciszy. Odpisywali Jaehyunowi, aż do momentu, gdy Jungwoo został wysadzony pod wskazanym bankiem.
— Już mu nie odpisuj — polecił Lucas, gdy Jungwoo wraz z Obokiem wychodzili z jego auta.
Odprowadził samochód Huanga wzrokiem, a gdy już stracił go z widoku, skierował się w stronę domu, który wcale nie był tak blisko tego zielonego budynku. Coś mu podpowiadało, że nie powinien jednak zdradzać Lucasowi swojego adresu. Wracał więc jeszcze przez kilometr na pieszo.
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
Kilka chwil wcześniej Jaehyun zdążył wykąpać się po wieczornym joggingu. Ostatnie dni były dla niego prawdziwą męczarnią. Szkoła, trening, nauka — i tak w kółko, jeszcze z domieszką meczów i innych aktywności zapełniających każdą lukę w jego grafiku. Był tak przemęczony, że niegdyś obce krwawienie z nosa pod wpływem takiego zmęczenia stały się zwykłym wydarzeniem, które czasem nawet przewidywał.
Wówczas w końcu miał czas, żeby odpocząć. Po ubraniu się w łazience wytarł jeszcze kilkoma szybkimi ruchami swoje mokre blond włosy z widocznymi odrostami, które potrzebowały już odświeżenia. Jaehyun jednak nie miał, kiedy się o nie zatroszczyć. Zostało mu jeszcze osiem godzin na odpoczynek przed następnym dniem w szkole, dlatego złapał za szczotkę i suszarkę, przymierzając się do przyspieszenia czasu schnięcia swoich włosów, by on sam jak najszybciej mógł się położyć.
Podczas dmuchania na siebie ciepłym powietrzem umył także zęby, by już kompletnie zminimalizować czas poświęcony na wieczorną toaletę. Marzył o położeniu się do łóżka, ale nie wiedział, że gdy już tam dotrze, nie będzie mógł zmrużyć oka.
„Co mnie podkusiło, żeby łapać za ten telefon?” — zastanawiał się, próbując wymyślić sensowną odpowiedź na otrzymaną wiadomość. Zaskoczyło go to, gdyż przez ostatnie dni praktycznie nikt do niego nie pisał. Wszyscy jego najbliżsi wiedzieli, jaki miał ówcześnie trudny czas, powiadomienia ze wszystkich mediów miał wyłączone, a internet włączał tylko do odrabiania prac domowych, którym sam by nie podołał.
Wszyscy wiedzieli, żeby dać mu spokój, nie przeszkadzać, jedynie pomóc, jeśli o to poprosi, ale nie Jungwoo. On to pierwszą wiadomością od tygodnia zdawało się, iż zaburzył i tak dość chwiejną harmonię, jaką próbował budować sobie Jeong między swoimi obowiązkami. Wszystko runęło jak domek z kart, szczególnie jego spokojny sen.
Wysłał kilka wiadomości, lecz Jungwoo postanowił świadomie posłuchać się rad Huanga i nie przywiązywać dużej wagi do sensownych, rozbudowanych odpowiedzi. Ogólnie ich unikał. Zdobył się jedynie na krótkie:
kj
bój się.
Wtedy to Jaehyun zaczął odchodzić od zmysłów. Jeśli Jungwoo chciał porozmawiać na żywo, to czemu nie napisał w ciągu dnia o spotkanie, tylko idealnie w momencie, w którym Jaehyun miał paść do snu, a wówczas zamartwiał się dodatkowo o wszystko, co wpadło mu do głowy. Jungwoo był dla niego istotny, bo dzierżył w swoim posiadaniu jego największy sekret. Nie mógł sobie pozwolić na jego stratę, bo nie wiadomo, co Jungwoo by zrobił ze swoją wiedzą. Bał się, że o to mogło chodzić. Może ktoś się dowiedział, ktoś ich zobaczył, albo po prostu Kim chce ponownie wymusić na nim przyznanie się do ich znajomości chociaż odrobinę publicznie.
jaehyunnieee
Jungwoo, błagam cię,
nie mam siły, naprawdę
jaehyunnieee
powiedz mi, o co
chodzi
Próbował także do niego dzwonić, lecz połączenia były początkowo ignorowane, a potem nawet natychmiastowo odrzucane. To go bolało.
jaehyunnieee
odbierz, Jungwoo
jaehyunnieee
gdzie jesteś
kjw
nie w domu
jaehyunnieee
GDZIE. JESTEŚ.
kjw
na spacerze z kolegą
i obokiem
Po tej wiadomości coś tknęło Jaehyuna. „Z jakim kolegą? Jesteś kurwa gejem, Z JAKIM KOLEGĄ?!” — panikował. Obudziła się w nim ta jedna emocja, która już tylko będzie napędzać go w dążeniu do poznania lokalizacji Jungwoo, choćby miał zemdleć z twarzą we krwi z osłabionych naczynek.
jaehyunnieee
chcesz gadać to chodź
gadać
jaehyunnieee
dzięki za powód do nie
spania, jestem niezmiernie
wdzięczny
Wyciszył telefon i ukrył twarz w poduszce. Zirytowała go ta sytuacja, bo nie wiedział, o czym Jungwoo chciał porozmawiać i był świadomy, że będzie go to nękać przez długie minuty, jak nie godziny przed finalnym odpłynięciem w sen z wycieńczenia.
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
Rano Jungwoo zbierał się do szkoły, jakby nigdy nic się nie stało zeszłego wieczoru. Chciał się po prostu ogarnąć, pójść do szkoły, wrócić do domu, zjeść obiad i może wtedy ewentualnie porozmawiać z Jaehyunem. Lucas poradził Jungwoo, żeby przestał być taki „łatwy”, bo najwidoczniej Jeong lubił wykorzystywać fakt, że Kim potrafiłby zrobić dla niego wszystko. I ten wpływ na jego umysł pozwolił mu na ocenienie sytuacji z innej strony i chwilowe odejście od rozmyślania na ten temat.
Jego głowa więc była przepełniona pustką, gdy jeszcze lekko nieprzytomny mył zęby, próbując przy tym nie ziewać. Szło mu to opornie, nawet po przepłukaniu twarzy zimną wodą. Pozostawiając na chwilę szczoteczkę w buzi, przetarł knykciem to bardziej zamazane poranną mgłą oko, kiedy nagle usłyszał dźwięk domofonu oznajmiający, że ktoś stał przed bramą.
Zdziwił go ten dźwięk, gdyż jego ciocia była obecna w domu, a raczej nikt nie spodziewa się żadnych gości o siódmej rano w środku tygodnia. By zbadać sytuację, wychylił się z łazienki, zauważając, że ciocia Jihyun już zbliża się do przedpokoju. Ruszył więc za nią, dalej szorując ociężale zęby.
— Zamawiałeś transport do szkoły? — spytała, patrząc przez okno, gdzie zauważyła już znajomy jej biały samochód i jego właściciela wyglądającego zza bramy.
— Nie — wypowiedział zszokowany przez pianę w zębach, którą zaraz po niechętnym otwarciu bramy guzikiem poszedł wypluć do zlewu.
Przemył jamę ustną wodą, a następnie jeszcze raz zmoczył swoją twarz. Sięgał właśnie po ręcznik, gdy do jego uszu doszedł znajomy głos, następujący po dźwięku otwieranych drzwi wejściowych.
— Dzień dobry — rzekł Jaehyun do Jihyun z uśmiechem na ustach, na co ta dość niechętne odpowiedziała, robiąc sobie w tym czasie herbatę.
Jungwoo szybko wycierał twarz, gdy nagle jego niespodziewany, a tym bardziej nieproszony gość zajrzał do otwartej łazienki.
— Hej — przywitał się Jeong grubym, poważnym głosem, co o mało nie przyprawiło Jungwoo o zawał.
— Co ty tu robisz?! — szepnął wściekle, rzucając ręcznik na ścienny grzejnik.
— Chciałeś pogadać przecież — zauważył, wchodząc głębiej do pomieszczenia.
— Ale jakimś wieczorem, czy coś, a teraz to ja się do szkoły spieszę.
— Szkoła nie ucieknie — stwierdził bezuczuciowo, przypominając sobie, jak ta sytuacja sprawiła, że jedyne co uciekło, to jemu sen z powiek. — Podwiozę cię.
Jungwoo musiał przez chwilę rozważyć tę propozycję. Miał się nie uginać, jednak łatwiej było to sobie wmawiać, gdy osoba, przed którą się wzbraniał, stała właśnie naprzeciwko niego, wyglądała, brzmiała i pachniała tak samo, jak w czasie, w którym było wszystko dobrze. Jeszcze jedno ugięcie może nie zaszkodzi?
— Dobra. To zbiorę się i pogadamy w samochodzie — powiedział, wymijając go w celu wyjścia z toalety.
— O czym ty chcesz w ogóle gadać? — odwrócił się do niego.
— O nas. — Ruszył do pokoju, a Jaehyun zaraz za nim.
Do tego pomieszczenia miał kilka kroków, więc już za chwilę się tam znalazł i zamknął drzwi praktycznie przed nosem Jeonga. Ten jednak nie dał się tak łatwo i zaraz znowu je otworzył i przekroczył próg jego pokoju.
— Będę się przebierać. Możesz wyjść? — spytał Jungwoo, mocno sugerując, że obecność Jaehyuna w tamtym momencie nie była pożądana.
— To mało razy cię nago widziałem? — szepnął, by tylko Jungwoo słyszał jego słowa, po czym został obdarzony obojętnym wzrokiem Kima, który zaraz po tym odwrócił się i skierował w stronę swoich wieszaków.
To miało chyba oznaczać pozwolenie na wejście, dlatego Jeong zaraz wszedł głębiej do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Potem usiadł na dobrze znanym mu łóżku i przypatrywał się działaniom Jungwoo. Widział, jak chłopak zdejmował ubrania z wieszaków i kładł je na oparciu fotela, by mieć do nich lepszy dostęp już za chwilę. W tym czasie jednak Jaehyun nie chciał zwlekać z rozmową do momentu wejścia do samochodu:
— To, co się stało? — spytał łagodnie.
— Mówiłem ci: w samochodzie — wspomniał, uparcie stojąc przy swoim postanowieniu.
— Czemu nie teraz?
Pytania Jaehyuna już go przytłaczały, dlatego, gdy przebierał spodnie, ugiął się ponownie i zdenerwowany zaczął mówić, o co mu chodzi:
— Zapominasz o mnie cały czas. Jak się nie upomnę, to nawet nie napiszesz i ja doskonale rozumiem, że masz jakieś swoje sprawy na głowie, ale nawet na pierdolonej przerwie w szkole na mnie nie spojrzysz — wymieniał z frustracją, wkładając swoje kończyny do czarnych nogawek. — Już nie wspomnę o tych kilku sekundach na napisanie mi głupiej jednej wiadomości, żebym nie myślał, że masz mnie w dupie. — Zapiął rozporek. — No chyba że masz. — Sięgnął po koszulę.
— Jungwoo, to naprawdę nie jest takie proste — tłumaczył się z żalem w głosie.
— Ja wiem. — Odwrócił się do niego, trzymając koszulę w dłoni. — Prostsze jest udawanie, że się nie znamy przy ludziach i wcale nie pieprzymy się w kiblach czy kantorkach.
Jaehyun chwilowo umilkł, gdyż te słowa stawiały go w naprawdę niekorzystnym świetle. Najgorsze było to, że Jungwoo nawet nie kłamał. Dla Jaehyuna prostą była relacja ukrywana w zaciszu, o której nikt nie wiedział, niż publiczne narażenie się na plotki, z których niełatwo jest się wytłumaczyć.
Jungwoo podczas jego milczenia zdążył odwrócić się znów do fotela i zdjąć koszulkę, którą rzucił na łóżko, prawie trafiając w Jaehyuna. Ten za to skupił wzrok na nagich plecach chłopaka, których ostatnimi czasy strasznie mu brakowało. Brakowało mu jego ciała, jego głosu, jego uśmiechu i pocałunków. Jednak jak już wspomniał — nie jest to takie proste. Wstał więc i ruszył prosto w kierunku Jungwoo powolnym krokiem.
— Jungwoo... — zaczął, obejmując dłońmi jego talię pod koszulą, którą zdążył przed chwilą na siebie nałożyć.
— I to jest kolejna kwestia — ponownie się odpalił, odwracając się do Jaehyuna przodem, uniemożliwiając mu dotknięcie go. — Zawsze jak chcę pogadać na poważnie, ty zmieniasz to w obściskiwanie się i może ci się to udawało, ale teraz już naprawdę nie mam humoru — mówił, zapinając guziki koszuli od dołu.
— To nie chcesz już tego? — jego spokojny ton był jeszcze bardziej frustrujący, niż jakby miał krzyczeć na Jungwoo, lecz on był zbyt bezradny i... winny, by nawet pozwolić sobie na uniesienie głosu.
— Czego? Bycia twoim panem do towarzystwa? — zirytował się, przez co opornie szło mu z guzikami.
— Ale co ty mó...
— Coraz mniej mi się to podoba, ale masz tyle fanek, że na pewno którejś będzie to odpowiadać... kurwa mać — zdenerwował się na źle wpięty guziczek, przez który musiał odpiąć trzy, aby poprawić swój błąd.
Robił to jednak w takim nieładzie, trzęsącymi się rękoma, że Jaehyun ruszył mu z pomocą. Gdy łagodnie zabrał się za poprawki w ubiorze Jungwoo, ten zwyczajnie to zignorował i z bezsilności pozwolił sobie pomóc.
— Lubię cię, Jungwoo, ale...
— To jest jakieś „ale”? — zapytał, czując, jak coś w nim zaczyna głucho pękać.
— Wszyscy wiedzą, że jesteś gejem — oznajmił prawdę znajomą Kimowi, lecz ten dalej nie mógł zrozumieć, co to miało do rzeczy.
— I co z tego? Jestem jakiś gorszy przez to? — pytał, a jego frustracja zamieniała się coraz bardziej w... smutek.
— Nie jesteś, ale ja nie mogę się ujawnić, bo będę skończony — powiedział, zapinając ostatni guzik w koszuli Jungwoo.
— No tak — pociągnął nosem, strącając rękę Jaehyuna, która była już za blisko niego — trzeba dbać o reputację „wielkiej gwiazdy”. — Podszedł do wieszaka po marynarkę.
— Boję się, dobra? — Delikatnie uniósł głos, co zwróciło uwagę Jungwoo. Nie było to dla niego typowe, co szybko zauważył i po chwiejnym wdechu ponownie się uspokoił. — Strasznie się boję, co się stanie. Pracowałem na to wszystko całe życie i nie chcę tego stracić — mówił łagodniej z żalem na twarzy — ale nie chcę też ciebie stracić. Dlatego obiecuję, że poświęcę ci każdą wolną chwilę, jak tylko skończą się zawody.
— I znowu wrócimy do ruchania się na twoje zawołanie w najciemniejszych krzakach? — Prychnął, karykaturalnie przedstawiając absurd ich relacji.
— Uwierz mi, znaczysz dla mnie więcej, niż to.
— Chciałbym ci uwierzyć.
Jungwoo poprawił się szybko w lustrze i wyszedł, nie pozwalając Jaehyunowi kontynuować rozmowy. Ona to właśnie sprawiła, że Jungwoo zrezygnował tego dnia z makijażu, bo wiedział, że jak zrobi sobie coś na twarzy, zaraz mogą rozmazać to łzy. Ruszył do samochodu szybciej, niż jego właściciel, przez co chwilę stał przy zamkniętych drzwiach. Gdy tylko światełko mignęło, a lusterka boczne się rozłożyły, wszedł do środka, czekając na szofera.
Atmosfera w samochodzie była gęsta, dlatego chwilę zajęło Jaehyunowi odpalenie pojazdu. Kiedy już to zrobił, wziął głęboki wdech, próbując się uspokoić. Słowa wylane z ust Jungwoo wprost na jego twarz zabolały jak kubeł zimnej wody, jeszcze z ciężkimi kostkami lodu. Przeanalizował pobieżnie swoje zachowania wobec Kima i pomyślał, że może on mieć trochę racji. Czy zatem powinien się zmienić?
— Jedź, bo się spóźnimy — wypowiedział oschle Jungwoo, a Jaehyun posłusznie wykonał polecenie.
Pasażer nie wiedział jednak, że nie wybierają się tam, gdzie sądził, że jadą.
— Spokojnie, lodowisko nie ucieknie — powiedział, wykręcając w całkowicie inną stronę, niż ta do szkoły.
— ...co?
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
Jaehyun postanowił zabrać Jungwoo na drugi koniec miasta; od rana spędzać dzień w miejscach publicznych, a bliżej południa, gdy więcej znajomych im ludzi zacznie wychodzić — bawić się z nimi w chowanego. Mimo frustrującego początku dnia Jungwoo zdołał się uspokoić i po kilkudziesięciu minutach złość mu przeszła. Nie mógł bowiem powstrzymać śmiechu, gdy pierwszym, co zrobił Jaehyun na lodowisku, było zaliczenie gleby.
Lodowisko było praktycznie puste, lecz Jaehyun i tak nałożył na siebie kamuflaż z ocieplających ubrań, dzięki czemu nie wyglądał aż tak podejrzanie. Dlatego też nie bał się być prowadzonym przez Jungwoo za rękę. Szczerze, nie sądził, że jeżdżenie na łyżwach pierwszy raz od kilku lat może być takie trudne, lecz na szczęście trafił w gusta młodszego chłopaka, który ze wszystkich zimowych aktywności, tę lubi najbardziej.
Z każdym kolejnym okrążeniem było coraz lepiej. Rozmawiali na raczej luźne tematy, które przyszły im do głowy sytuacyjnie lub pod wpływem chwili. Świetną zabawę w ślizganie się na lodzie jednak przerwał im alarm, oznajmiający o przerwie na wygładzenie lodowiska. Mimo końca zeszli z uśmiechami na twarzach, wciąż trzymając się za dłonie.
— Wszystko super — zaczął Jungwoo już po wyjściu z budynku lodowiska, odpalając papierosa — ale chyba nie myślisz, że dwie nieobecności i kilka twoich wywrotek na lodzie starczy, żebym ci wybaczył.
— Nie, ale czeka cię jeszcze sześć nieobecności i naleśniki Oreo — odpowiedział Jaehyun, idąc wraz ze swoim towarzyszem w stronę samochodu.
— Będziemy przez sześć godzin jeść naleśniki?
— Możemy i sześć. Aktywności wymyślam na bieżąco, ale już wiem, że do szkoły dziś nie wrócimy. — Uśmiechnął się, wsiadając do samochodu.
Jungwoo przez odpalonego papierosa jeszcze nie mógł tego zrobić, dlatego Jaehyun opuścił swoje okno, aby wciąż mieć kontakt z palaczem. Ten właśnie się zaciągnął, schylił do otwartego okna, z którego wystawała głowa Jeonga i wypuścił dym prosto w jego twarz. Reakcją Jaehyuna na to było jedynie mocne zamknięcie oczu i schowanie ust w cienkiej linii. Czuł, że właśnie zaczął się etap złośliwości Jungwoo. Nie chciał wyglądać, jakby łatwo poddawał się pomysłom i czynom Jaehyuna, dlatego między każdym wydarzeniem zrobił coś, co popsuje dany moment. W tamtym momencie okazał się to dym wypuszczony wprost w jego twarz, a Jungwoo dobrze wiedział, że nie jest to przyjemny zapach dla niepalących, a szczególnie dla tego tu sportowca.
Jungwoo spalił papierosa już dalej od samochodu, a w tym czasie Jaehyun zamknął okno, by nie chłodzić się bez sensu. Obserwował każdy krok chłopaka, któremu bardziej interesujące wydawało się szare od chmur niebo, czy obumarła trawa zmieszana z podmokłą glebą. Dopiero wtedy zaczął zauważać, jak łaknie jego wzroku na sobie. „Czy ja jestem zazdrosny o błoto...?”.
— To gdzie na te naleśniki? — spytał Jungwoo, pakując się na swoje miejsce zaraz obok Jaehyuna.
— Zobaczysz. — Odpalił samochód.
I już niedługo znaleźli się w uwielbianej przez nie tylko Jaehyuna, ale całą rodzinę Jeong restaurację, znaną ze szczególnie pysznych deserów. Jaehyun poruszał się w kapturze spuszczonym aż na czoło oraz okularach korekcyjnych w grubej czarnej oprawie. Nie ściągał na siebie uwagi. ŻADNEJ uwagi, gdyż Jungwoo postanowił nie dawać jej chłopakowi, kiedy nie musiał i pokazać mu, jak się czuł przez cały ten czas.
Sytuacja ta przytłaczała Jaehyuna, bo cokolwiek do niego powiedział, musiał powtarzać po kilka razy albo nawet czasem szturchnąć Kima, by tylko na niego spojrzał. Zdawało się, że z każdą godziną chłopak wymyślał kolejne utrudnienie.
Jaehyun jednak był na tyle zdeterminowany, by zatrzymać Jungwoo przy sobie, że trwał tak aż do godziny siedemnastej. Wtedy to przechadzali się po ścieżce nad Hanem, narzekając na zimno. Jungwoo już od godziny nie spojrzał Jeongowi w oczy, już nie mówiąc o jakimś kontakcie fizycznym. Szli z co najmniej metrową przerwą od siebie.
— Tobie też tak łapy mrozi? — zapytał Jungwoo, pocierając swoje dłonie o siebie.
— Nie, jest w porządku, ale jak ci zimno to możemy się zwijać — zaproponował Jaehyun.
— Gdzie znowu?
— Już raczej do domu, co nie? Trzeba nadrobić zaległości z dzisiaj.
— Kto normalny nadrabia lekcje? — spytał, śmiejąc się, lecz Jaehyunowi nie było do śmiechu.
— Ktoś, kto ledwo zdaje — odpowiedział ponurym tonem, wlepiając nos w chodnik.
Jungwoo zrobiło się trochę głupio, bo wyczuł, że te słowa mogły zaboleć jego towarzysza. Mówił o problemach w szkole, ale Kim nie wiedział, że brzmią one aż tak poważnie. Jaehyun zwolnił tempa, bo poczuł dziwne uczucie. Czuł, jakby jakaś substancja przemieszczała się po jego nosie. Sytuacja nie była aż tak dołująca, żeby mógł się popłakać, a wydzielina była zbyt płynna, by zrzucić to na katar wywołany zimnem. Wszystko się wyjaśniło, gdy na chodnik z jego nosa upadła właśnie ciemna kropka.
— Kurwa — powiedział do siebie, przeszukując kieszenie w poszukiwaniu chusteczek z głową pochyloną w dół.
Jungwoo zmartwił się nagłym zatrzymaniem Jeonga, więc będąc kilka kroków przed nim, odwrócił się. Dotrzymując swojego postanowienia, nie spojrzał mu w oczy, ale gdy zobaczył szkarłatną plamkę na chodniku, musiał je złamać.
— Co się dzieje? — spytał Jungwoo, podbiegając do chłopaka z ostatnią chusteczką, jaką miał w swojej paczce.
— To nic. Ostatnio często mi się tak robi — tłumaczył, przykładając sobie białą tkaninę do krwawiącego nosa.
— Od kiedy?
— Około... półtora tygodnia. Takie tam drobne przemęczenie...
— Jaehyun, przepraszam — zignorował jego słowa, jednak tym razem na rzecz ważniejszych wyrazów i czynów.
Przytulił go rękoma w talii, kładąc swoją głowę w zagięciu jego szyi, uważając, by nie zahaczyć przypadkiem o jego zakrwawiony nos. Jaehyun mógł ówcześnie objąć go tylko jednym ramieniem, gdyż druga ręka była zajęta tamowaniem krwawienia.
— Zasługuję — przyznał po chwili ciszy.
— Już nie bądź taki skromny — powiedział z mocnym sarkazmem w głosie, odsuwając się od niego.
— A co cię tak nagle ruszyło do przeprosin? — zapytał, odsuwając poplamioną chusteczkę od nosa.
— No, a co? Zachowuję się jak skończony dupek wobec ciebie, bo jestem jebanym atencjuszem i nie mogę wytrzymać tygodnia bez odrobiny uwagi od ciebie — wyznał, kompletnie krusząc swoją postać, którą grał przez cały dzień spędzony z Jaehyunem.
Jungwoo przecież wcale taki nie był. Prawdziwy Jungwoo zawsze mu wybaczał, sam biega po całusa i nie mógł oderwać od Jaehyuna oczu. Postać, którą przybrał, była okrutna i gdy tylko zobaczył, że zmęczenie Jeonga jest tak intensywne, że odbija się na jego organizmie oraz codziennym funkcjonowaniu, złamał ją.
— Jungwoo, mi też jest trudno wytrzymać bez ciebie. Dlatego, gdy mam okazję się z tobą spotkać, chcę być z tobą jak najdłużej i jak najbardziej. — Zbliżył się do Jungwoo z powrotem i przytulił się do niego, obejmując jego kark rękoma. — Że też ci trafiło na takiego tchórzowatego pracoholika. Lepiej by ci było z kimś innym.
Te słowa sprawiły, że Jungwoo o mało się nie popłakał. Błyskawicznie objął Jaehyuna w talii najmocniej, jak umiał, a swoją brodę umieścił na jego barku.
— Jaehyunnie, ja nie chcę nikogo innego. Co ty gadasz? — mówił zestresowany, zaczynając delikatnie bujać sobą i Jeongiem.
— Sam widzisz, że mam teraz dużo rzeczy na głowie i bardzo mało czasu dla ciebie.
— Poczekam — odpowiedział wprost w jego bark, następnie delikatnie muskając jego żuchwę ustami.
— Przeczekasz też wszystkie inne zawody, mecze i kampanie? — mruknął twierdząco. — Zamęczysz się... — Odsunął się od niego, zostawiając jedną dłoń na jego ramieniu. — Znajdź sobie kogoś lepszego, kto będzie miał dla ciebie czas.
— To... co ty... nie chcesz już ze... mną...? — pytał zdezorientowany, nie wiedząc właściwie jak sformułować pytanie, co jeszcze bardziej przyprawiało go o mokre oczy.
— Bardzo chcę, ale widzisz, do czego nas to prowadzi? — Znów przyłożył do nosa chusteczkę. — Nie chcę się ciągle kłócić o rzeczy, których powinieneś być świadomy w relacji ze mną.
— Już nie będę się tak czepiał. Obiecuję, ale nie zostawiaj mnie, proszę, proszę — mówił zdesperowany, przytulając do siebie dłoń Jaehyuna, którą kilkukrotnie ucałował.
— Ja nie mam zamiaru. Zostanę, póki ty mnie nie zostawisz.
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
Wymiana nacechowanych emocjonalnie zdań nad chłodną rzeką Han sprowadziła w końcu tę dwójkę do domu Jungwoo. Wyglądało na to, że wszystko między nimi zaczynało się ponownie sklejać.
Rybak może zaniedbywał swoją rybkę przez jakiś czas, ale teraz już wrócił. Zatroszczył się o nią odpowiednio, a ta odzyskała nadzieję na to, że nie chce on zostawić rybki na pastwę losu w zamkniętym akwarium. Było ono bowiem pełne bałaganu, z którym trudno byłoby jej się uporać samej. Na szczęście rybak przyszedł i postanowił uporządkować to miejsce w miarę swoich możliwości.
Wówczas już dwaj nastolatkowie mogli bez problemu wymieniać się słodkimi czułościami, nie czując się obserwowani przez niepożądanych gapiów. Jungwoo sięgnął więc z góry po całusa do leżącego na plecach Jaehyuna, po czym został w górującej pozycji na krótką chwilę, w której Jeong musiał podzielić się z nim ważną informacją:
— Jesteś piękny — wyznał, gdy ich twarze dzieliły centymetry.
— Mhm... co jeszcze? — pragnął kontynuacji, uśmiechając się chytro.
— Hmm... zabawnyyy — przedłużył, by myśleć nad kolejnymi zaletami młodszego chłopaka w razie kolejnego pytania.
— Serio?
— Serio. Z nikim nie bawię się tak dobrze i nie śmieję się tak bardzo, jak przy tobie.
— Ooo, słodko. — Uśmiechnął się. — A tak w ogóle... — zaczął myśl, lecz zastanawiał się nad jej kontynuacją na tyle długo, że Jaehyun doszedł do głosu:
— Tak w ogóle...? No? — wyciągał z niego.
— ...kim dla ciebie jestem?
Jaehyun po usłyszeniu pytania zrozumiał, że swoim pospieszaniem sam sobie strzelił w kolano. Musiał się poważnie zastanowić nad odpowiedzią, by była... chociaż zgodna z prawdą.
— Jesteś taką moją słodką tajemnicą — odpowiedział w końcu dość okrężnie.
— Twoją?
— Moją, moją.
— A mogę być jeszcze twoim chłopakiem? — spytał, a Jaehyun nie mógł powstrzymać uśmiechu na swojej twarzy oraz mocniejszego bicia serca.
To drugie jednak przyprawiło go o nieprzyjemne uczucie, którego właściwie do końca nie rozumiał. Może to stres? Strach? Obawa? A może mieszanka tego wszystkiego? Czy więc powinien się zgodzić? „A mam wybór?” — oczywiście, lecz jakie ten drugi wybór miałby konsekwencje?
— Oczywiście, Jungwoo — zgodził się, a ich wejście w związek zostało przypieczętowane pocałunkiem, po który ponownie sięgnął młodszy.
— To już mogę mówić, że mam chłopaka? — spytał, nie ukrywając podekscytowania.
— Tylko gościom z klubów, którzy będą cię chcieli przelizać w kiblu. — Prychnął, a serce Jungwoo podskoczyło ze stresu.
— C-co? Skąd wiesz?!
— Ma się swoje źródła. — Uśmiechnął się.
— Mark Lee — wydedukował z wyrazem twarzy, który jasno symbolizował, że w głowie Jungwoo szykował się plan zemsty.
— Tylko go nie bij. Powiedzmy, że ci wybaczam. — Przewrócił oczami, nadal jednak nie mogąc znieść łagodnego uśmiechu z twarzy.
— Powiedzmy?!
— Jak dasz buzi, to się zastanowię — jak powiedział, tak się stało i zaraz usta Jungwoo wylądowały na tych jego.
Kim nie powstrzymał się również przed zarzuceniem swojej nogi na drugą stronę Jeonga, by być umiejscowionym równolegle nad nim. Całus zamienił się w serię pocałunków, z czego każdy z nich był oddawany przez Jaehyuna. Motyw z przebaczeniem był tylko wymówką, by znów zasmakować warg swojego, może nie nowego, ale już oficjalnego chłopaka.
— Wybaczone? — zapytał Jungwoo, gdy nagle odkleił się od twarzy Jeonga.
— Hmm... no nie wiem — odpowiedział, po czym dostał jeszcze jednego, długiego i intensywnego całusa w usta.
— A teraz? — pytał zniecierpliwiony.
— Tak, ale możesz nie przestawać? — wręcz błagał go nie tyle, co słowami, ale samym lśniącym wzrokiem.
Jungwoo zachichotał lekko i ponownie przystąpił do poprzednich czynności. Całowali się, uśmiechając się sobie w usta. Byli szczęśliwi, że udało im się załagodzić kolejny konflikt, przez co poczuli, jakiej siły nabrała ich relacja. Przez ilość takich sytuacji zdążył już wejść na następny poziom. I Jungwoo nareszcie poczuł się spokojnie. Nie ma lepszego uczucia, niż wiedzieć, na czym się stoi, a jemu w końcu udało się znaleźć grunt pod nogami. Ale czy jest on stabilny?
⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯
5883
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top