𝔁𝔁𝓲𝓿
— 지금 나를 사랑해
⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯
I tak Jungwoo przez cały tydzień tylko patrzył, jak jego kontakt z Jaehyunem słabnie. Jedyne, co mógł robić, by widzieć Jaehyuna na żywo, to przychodzić na jego treningi, lecz nie zawsze miał na to ochotę. Poczuł się, jakby Jaehyun specjalnie ucinał z nim kontakt, by teraz to on przejął pałeczkę tego, który się stara. W tym był właśnie problem. Jak się starać dla kogoś, kto nagle wynalazł świetną wymówkę, by nie odpisać na głupie miłego dnia?
Na szczęście miał przy sobie jeszcze kilka osób, które chętnie odpowiadały na jego wezwania. Dlatego też na ostatni w tym tygodniu trening Jaehyuna, Jungwoo zabrał ze sobą Marka. Był tam raczej jako jego wsparcie, chociaż coraz ciężej było mu patrzeć na Jaehyuna, gdy zaraz obok siedział jego adorator, w którym sam Lee jest porządnie zauroczony. Adorator... gdyż na ich szczęście nie wiedział, co obaj rzeczywiście mają ku sobie. Mark wiedział o podbojach Jungwoo do tego koszykarza, ale nie miał pojęcia, że się one udały... i to w takim stopniu, że ostatnio Kim spędził u niego aż trzy dni wraz z noclegiem.
Jednak siedzenie na tych trybunach dla Lee okazało się bardziej komfortowe, niż się spodziewał. Jungwoo nie wspominał dużo o Jaehyunie. Skupiał się zaś raczej na Hyewon i jej ugrupowaniu cheerleaderek, które wyjątkowo mu wówczas przeszkadzały. Śmiechom i piskom nie było końca. Najgorsze zaś dla Kima okazało się nazwisko kapitana drużyny, które nieustannie krążyło między ustami hałaśliwych koleżanek. Otwarcie okazywał swoją nie sympatię do tamtej grupy, obgadując ją z Markiem. Obaj nie mieli większego problemu z ocenianiem ich i wyrażaniu niezrozumienia dla partnerów, z którymi niektóre z tamtych dziewczyn były w związku — „Jak oni mogą z nimi być? Te laski są tak irytujące...”.
Było to niepojęte dla tego homoseksualnego duo, które dość stereotypowo patrzyło na związki różnej płci. Trudno im było mówić o kobietach jako o zwykłych koleżankach, gdyż w ich mniemaniu znaczna większość z nich równała się samym dramatom, miesiączkowym wahaniom emocji oraz nieposzanowaniu dla mężczyzn. Jakiż szacunek okazywały swoim partnerom, gdy ze zmarszczonym od uśmiechu nosem mówiły same piękne rzeczy o tym idealnym Jeong Jaehyunie?
— Nic tylko piszczą, jak Jeong zrobi najmniejsze minimum — wspominał Mark.
— Znaczy... utożsamiam się trochę, ale mogłyby już się zamknąć — wyraził swoją opinię Jungwoo. — Czy ja skaczę i piszczę, gdy Jaehyun robi pajacyki?
— Na szczęście nie — mruknął Mark, na co Jungwoo podniósł kącik ust i klepnął go w udo.
Gest ten miał raczej symbolizować, by Lee już przestał tak niechętnie podchodzić do tematu zauroczenia Jungwoo tym koszykarzem, ale nie powstrzymało to Marka przed uczuciem porównywalnym do rozbudzenia się małych motylków w jego brzuchu. Zaraz po tym przyszedł żal, gdyż zdawał sobie sprawę, iż póki Jeong Jaehyun istnieje, Jungwoo nie będzie jego. Wymusił tylko nieszczery uśmiech, po czym przeniósł wzrok na grupkę dziewczyn, która nagle zaczęła dziwnie szumieć.
Do siedzących nisko na trybunach dziewczyn podbiegł rozpromieniony Jaehyun, zaczynając się z nimi witać, następnie przechodząc do dalszej rozmowy. Jungwoo jak tylko zauważył, że Hyewon schodzi piętro niżej, by ustać obok kapitana drużyny, zadecydował, że miał już dość tego pokazu. Jaehyun nawet na niego nie spojrzał, a po zejściu swojej największej fanki na dół do niego oddał jej już całą swoją uwagę.
— Dobra, Mark — zaczął, gdy jego łagodny uśmiech już zdążył całkowicie zwiędnąć przykryty poważną mimiką — idziemy.
— Co? Już koniec? — pytał, gdy Jungwoo zaczął wstawać.
— Dla mnie tak — odpowiedział i zaraz skierował się do zejścia z trybun, a za nim podążał lekko opóźniony Mark.
Aż do wejścia na schody wyprowadzające z terenu szkoły szli w ciszy. Lee zauważył nagłą przemianę swojego towarzysza i wolał dać mu przez chwilę ochłonąć, by następnie wyczuć moment odpowiedni na odezwanie się:
— Idziemy gdzieś posiedzieć? A może się napić? Piątek jest i ogólnie... — proponował Mark, z każdą sekundą będąc coraz mniej pewnym siebie.
Bał się, że Jungwoo odmówi, jak to miał w zwyczaju. Jakże pozytywnie zdziwiła go jego odpowiedź:
— W sumie... spoko. — Markowi na tę odpowiedź aż zaświeciły się oczy. — To gdzie idziemy?
Młodszy od Jungwoo Kanadyjczyk nie dowierzał w to, co się właśnie stało. Niby nic takiego — zaproponował wyjście i jego sympatia się na nie zgodziła, ale było to dla niego przełomowym wydarzeniem w życiu. Zazwyczaj, gdy proponował mu spotkanie poza szkołą, ten odmawiał, do czego Mark był już przyzwyczajony. Nie można go zatem winić za chwilowe zaćmienie umysłu i długi czas oczekiwania na odpowiedź, gdyż ogarniało go niesamowite szczęście.
— Hm? — mruknął Jungwoo, gdy dalej nie usłyszał nic od swojego uśmiechniętego towarzysza.
— A... sorki, myślałem — wytłumaczył się krótko, po czym szybko zaimprowizował przedstawienie planu docelowego miejsca — znam taki spoko klub... ale to dość daleko. Masz może jakąś podwózkę?
— Może ciocia nas podwiezie.... nie wiem, coś wymyślimy.
Dalej już szli, rozmawiając entuzjastycznie. Mark opowiadał Jungwoo o miejscu, do którego chcieli się wybrać — zachwalał je, bazując na doświadczeniu swoim i kilku znajomych, którzy czasem tam bywali. Jungwoo tylko słuchał uważnie, a szczególnie po tym, jak Mark wspomniał o ogólnodostępnym tam alkoholu, który pozwoliłby mu chwilowo zapomnieć o sytuacji dziejącej się w ostatnim tygodniu... i tej sprzed chwili.
Jaehyun jednak swoje emocje wyładować mógł wówczas jedynie na treningach. Obserwował dwójkę znajomych wychodzących z trybun i uświadomił sobie, że to jego zachowanie mogło być powodem, przez który tak nagle się stamtąd ewakuowali. Przeprosił więc dziewczyny zaraz po zawołaniu przez trenera, który zniknął na chwilę i wrócił do swoich ćwiczeń.
Po rozproszeniu przez tamtą dwójkę chłopaków przestraszył się, że mógł przypadkiem się zdradzić, lecz na szczęście żaden z kolegów z drużyny nie zauważył, jak Jaehyun śledził ich wzrokiem, aż do stracenia znajomych z pola widzenia. Serce zabiło mu szybciej, lecz jedynie ze stresu. Bał się, że Mark — jego dobry kumpel — może już wiedzieć o relacji jego i Jungwoo. Szczerze nie całkiem ufał temu chłopakowi i uważnie patrzył na to, z kim rozmawia oraz jak rozmawia. Obawiał się, że wszystko mogło się wydać, a nie wiadomo, komu przypadkiem Jungwoo mógłby się wygadać. Albo byłaby to osoba, która jest w stanie dochować tajemnicy albo plotkara nieumiejąca trzymać języka za zębami. Najgorszą jednak osobą, która mogłaby się o nich dowiedzieć... była dobra koleżanka Jungwoo. Po skonfrontowaniu z nią takiego faktu Jaehyun mógłby pożegnać się z sekretnym życiem.
Obawy te doprowadziły kapitana do szatni jako jednego z pierwszych po zakończeniu treningu. Pierwsze, za co złapał, to jego telefon, który zabrał ze sobą do łazienki. Zamknąwszy się w kabinie, wybrał aplikację do wysyłania wiadomości i zaraz po tym kontakt, do którego musiał przesłać jedną, ważną wiadomość:
jaehyunnieee
nie zapominaj, że jesteśmy
sekretem
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
kjw
to ty nie zapominaj
o mnie
Odpisał mu kilka godzin po otrzymaniu tej wiadomości. Był zajęty, a jego telefon był przez niego nieużywany. Wyjął go z kieszeni tylko po to, by oddać obserwację na Instagramie nowo poznanemu chłopakowi.
Ten przystojny brunet miał dziewiętnaście lat, był nieco niższy od Jungwoo i pochodził z Chin, a prosił, by zwracać się do niego imieniem Lucas. Jungwoo siedział z nim przy skąpym barze już kilka minut. Wcześniej po cichu szeptał do Marka o chęci zagadania do tego przystojnego obiektu, lecz dopiero po większej ilości alkoholu zdobył się na ten ruch. Wcześniej był zbyt trzeźwy i za bardzo słuchał się swojego towarzysza, który mu to odradzał. Potem Jungwoo stał się już całkowicie głuchy na jego protesty i postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
Nie myślał w tamtym momencie ani trochę o Jaehyunie. Chciał tylko zagadać — co w tym złego? Jeong przecież bez wahania pozwalał sobie na konwersacje ze ślicznymi dziewczynami ze szkoły. Po chwili jednak krzykliwa rozmowa na twardych stołkach barowych ich znudziła. Jungwoo usłyszał, jak w tle zaczęła być słyszalna piosenka, którą dobrze znał, więc już za chwilę wystawił do Lucasa swoją dłoń z propozycją tańca na ustach.
Wyskoczyli z siedzeń, a Mark został sam. Przyszedł tam, aby być z Jungwoo, napić się z nim i potańczyć... też z nim. Nie sądził, że Kim zapragnie szukać sobie wrażeń w objęciach innego mężczyzny, który nie hamował się przed kontaktem fizycznym w pijanym tańcu na porysowanym parkiecie. Było widać, że Jungwoo nie pożałował sobie alkoholu. Do tego miał słabą głowę, która podatna była na wszelkie używki, więc nie tylko działały szybko — ale też uzależniały w niebywałym tempie. Mark za to dalej siedział dopiero z pierwszym drinkiem i pijąc go niechętnie co jakiś czas, stukał widocznie zestresowanymi paznokciami w grube szkło jego szklanki.
Obserwował tańczącą parkę znajomych i zazdrościł Lucasowi, że tak łatwo przyszło im się zjednać. Nawet jeśli nie jest to długotrwała znajomość — ten Chińczyk i tak zaszedł dalej od Marka. Lee jeszcze nigdy w życiu nawet nie przytulił Jungwoo, co dopiero ocierać się o siebie i dotykać w tańcu. Najgorsze było to, że Lucas nie był tym pierwszym, ani zapewne ostatnim. Już wcześniej Jungwoo bawił się z różnymi grupkami ludzi, zaczepiając głównie mężczyzn, lecz ci w większości odchodzili od niego zaraz po skończeniu się piosenki, do której tańczyli. I tak — zazdrościł im wszystkim, bo Jungwoo podchodził do nich, zagadywał, a nawet flirtował. I pomyśleć, że to Mark ma go na wyciągnięcie ręki już od ponad roku, a jeszcze nic z tym nie zrobił. Boi się.
I gdy tak z miną skrzywdzonego psa patrzył na Jungwoo kręcącego się wokół Lucasa, słysząc przy tym głośniejsze niż muzyka śmiechy ich obu, ktoś to do niego podszedł.
— Hej, słodziaku — przywitał się nieznajomy Markowi mężczyzna o czerwonej czuprynie, przysiadając się do niego na miejsce, na którym przed chwilą siedział Jungwoo, gdy wymieniał się Instagramem z Lucasem.
Mark przez ten nagły incydent wzdrygnął się i bardzo ekspresyjnie odwrócił do obcego mężczyzny.
— Przepraszam, znamy się? — spytał zdezorientowany.
— Chyba nie, ale możemy się poznać — uśmiechnął się cwaniacko — ale jak chcesz. Nie naciskam — dodał dla sprostowania, niewinnie podnosząc obie ręce.
Po tym już nie wyglądał na natrętnego podrywacza, który wypił troszkę za dużo i poczuł w sobie ducha Casanovy. Właściwie wcale nie wyglądał na pijanego. Pomyślał, że jak Jungwoo już kogoś poznał, najwidoczniej nie zamierzając się od niego odkleić — to on też może się z kimś zapoznać.
— Mark — powiedział i podał suchą dłoń nieznajomemu, by zaraz się dowiedzieć, jak to jego nazywają.
— Yuta — odpowiedział, zatwierdzając ich oficjalną znajomość opierścieniowanym uściskiem.
— Chyba nie jesteś z Korei, co? — zapytał po usłyszeniu nietypowego imienia.
Chociaż nie tylko samo imię wprawiało go w zastanowienie o pochodzeniu tego mężczyzny. Jego twarz była... po prostu inna, lecz Mark nie mógł zaprzeczyć, iż była równie przystojna do tych koreańskich. Na razie jednak nic nie było w stanie zastąpić mu tej Jungwoo, na którą zawsze spoglądał z uwielbieniem. Nawet gdy jej właściciel nieświadomie bardzo go ranił.
— A zgadłeś. Made in Japan — Uśmiechnął się, gdyż nie był pewny, czy dobrze wypowiedział to anglojęzyczne zdanie.
— Ale dobrze mówisz po koreańsku... i angielsku — pochwalił go, chociaż nie całkiem był przekonany o prawdziwości swoich słów.
Muzyka była głośna, więc mógł tych wad w wymowie nawet nie wychwycić.
— A ty... Mark... skąd jesteś?
— Made in Canada, ale mam rodziców z Korei, that's why I'm here, man — mówił po swojemu, ale nie widział, że jego towarzysz jednak nie jest taki dobry z angielskiego.
— Um... wróćmy może na koreański — powiedział trochę pokrętnie, stresując się nagłą zmianą języka. — Tak w ogóle... jesteś sam... tutaj? — zapytał, chcąc zacząć szybko jakiś nowy temat.
— Z kolegą, jest ta... — odwrócił się, chcąc pokazać, z kim tu przyszedł, lecz jego towarzysza za nim nie było. Stracił go i jego tańczącego partnera z zasięgu wzroku i za wszelką cenę nie mógł ich z powrotem zlokalizować. — Muszę go poszukać — rzucił szybko i wstał, nie dając Yucie nic powiedzieć.
Może gdyby opisał mu tego kolegę albo chociaż tego drugiego mężczyznę, to byłby w stanie pomóc mu w poszukiwaniach? Nie pomyślał jednak o tym. Najważniejsze wtedy było to, żeby po prostu go odnaleźć. Nie wiedział nawet o tym, że jego nowy znajomy z Japonii wie doskonale, jak wygląda i kim jest Jungwoo.
Kanadyjczyk pierwszym miejscem, jakie odwiedził to dwór. Jungwoo mógł wyjść na papierosa albo na spacer wokół klubu, jednak nawet okrążając cały ten skromny budynek, nie zdołał go znaleźć. Spojrzał jeszcze na drogę oraz na oba chodniki po dwóch stronach ulicy — pusto. Wrócił więc do klubu i wszedł do miejsca, w którym właściwie mógł zacząć, gdyż było bliższe. Jednak z obawy o swoją cichą sympatię nie myślał wiele — po prostu działał.
Toaleta okazała się trafiona. Zaraz po wejściu usłyszał... dziwne dźwięki o barwie głosu Jungwoo. Jedyne, co mógł stwierdzić to, że Kim chyba dobrze się bawił w tej kabinie. Jakież nieszczęście, że nie udało się pijanym nastolatkom zamknąć kabiny na kluczyk. Mark nie był pewien, czy chciał widzieć ten widok, ale ogarnęło go tylko zaćmienie przed tym, jak zaczął odciągać upojonego alkoholem Jungwoo od Lucasa, który gdzieś zapodział swoją koszulę.
— Co ty robisz, idioto?! — pytał Mark, stawiając Jungwoo na proste nogi, co nie było łatwe, gdyż był od niego znacznie wyższy i znacznie bardziej pod wpływem.
— Zosssstaw mie — seplenił — nie psuj — a Mark w tym czasie posadził go na półce od zlewów.
Oczywiście tylko nakazując mu to zrobić, gdyż nie byłby w stanie go unieść.
— Spokojnie, my tu nic... — odezwał się Lucas, jednak Mark nie miał ochoty go słuchać.
— Właśnie widzę to nic. Do niezobaczenia. — Rzucił w niego jego koszulą, którą podniósł z podłogi i wyszedł z łazienki z pijanym Jungwoo pod ręką.
Miał spędzić z nim miły wieczór, rozerwać się w piątek po szkole, napić, aż chociaż lekko zakręci mu się w głowie, gdyż na ogół nie pił, a zamiast tego... wyprowadzał Jungwoo z toalety po tym, jak prawie oddał się nieco starszemu nieznajomemu.
— Mój chłopak... mój... chłopaaak — mamrotał Kim pod nosem, gdy był wyprowadzany z klubu.
— Nie masz chłopaka, idio...
— MÓJ CHŁOPAK! — wykrzyknął Jungwoo, gdy na swojej drodze zauważył znajomego mu czerwonowłosego Japończyka.
Rzucił się w jego stronę i na chwilę zawisł na jego szyi. Yuta był nieco zdezorientowany, ale wolną ręką delikatnie objął plecy pijanego, drugą zaś przystawił mu papierosa do ust, którego ten zaraz pociągnął, a następnie schował twarz w jego kurtce.
— Przepraszam za kolegę strasznie. Za dużo wyp... — mówił Mark, nie zdając sobie sprawy, że ta dwójka już miała ze sobą do czynienia.
— Nie ma sprawy, słońce. A my to się chyba znamy, co nie? — skierował swoje słowa do Jungwoo, wypowiadając je blisko jego ucha.
— Mój chłopaaak — wyjęczał infantylnie, na co Yuta zareagował zdziwionym spojrzeniem, pytającym Marka, o co mu chodziło.
— Jest z nim źle — wyznał zniesmaczony. Czemu do niego się tak nie klei? — A my transportu nie mamy... ciotka go chyba zabije, jak będzie go musiała odebrać... — mówił, sprawdzając telefon w poszukiwaniu kontaktu, który ewentualnie mógłby po nich przyjechać.
— Ej, to ja was odwiozę, na luzie — odezwał się Yuta, rzucając papierosa na ziemię, skupiając już obie ręce na plecach Jungwoo.
Zaczął się nawet lekko bujać z nim w objęciach. Nawet nie wiedział, co takim błahym gestem robił Markowi.
— Już nawet na skromność nie mam siły... więc się zgadzam — wypowiedział na jednym żałosnym wdechu. — Jedziemy teraz?
— Mamy tu pilny przypadek, więc... raczej tak — tymi słowami zrzucił ogromny ciężar z barków Marka, lecz na tych jego jeszcze wisiał pewien nielekki problem: — Jedziemy do domu, skarbie — powiedział do Jungwoo, a Lee od środka zżerała niesamowita zazdrość.
Jak ten losowy gość śmie pozwalać sobie, aby tak nazywać jego Jungwoo? Właściwie... nie był jego, ale to było coś, czego bardzo pragnął. Nie mógł zatem zdzierżyć widoku tej dwójki, która była ze sobą bliżej, niż Mark z kimkolwiek wcześniej. Podświadomie chciał znaleźć się na miejscu Japończyka, ale nie miał odwagi, by coś z tym zrobić. Wówczas chyba i tak było już za późno...
— Nje chsę do domu, tu jes fajnieee — wyjęczał, jeszcze mocniej zaciskając uścisk na szyi Japończyka.
— Idziemy — zarządził Lee, szarpiąc Jungwoo za bluzę i wręczając mu jego kurtkę, przez co ten puścił swojego chłopaka i posłusznie dreptał u boku Marka z przytulonym do piersi ocieplaczem.
Zaraz znaleźli się w samochodzie Nakamoto. Mark usiadł z tyłu razem z Jungwoo, by pilnować go przez całą drogę. Monitorował jego stan, od czasu do czasu odpowiadając na zaczepki Yuty, który nie chciał, by droga była niezręczna dla jego pasażerów. Jeden nie czuł się na siłach, aby odpowiadać, a drugi zwyczajnie nie chciał. Już z góry nie lubił tego czerwonowłosego kolesia, któremu najwidoczniej podobało się przytulanie z Jungwoo. Wyglądał, jakby nie robił tego po raz pierwszy, a jeśli już się znali... to prawdopodobnie faktycznie się już wydarzyło. Kolejny strzał w kolano dla Marka, który myślał, że to będzie jego wieczór — jego i Jungwoo. Jak widać — obrażenie się na Jaehyuna nie równa się temu, że nagle Kim zacznie się nim interesować. Mógł się tego spodziewać, bo już wcześniej, gdy ten nie znał Jeonga, nie interesował się nim szczególnie, a już na pewno nie romantycznie.
— No to będzie tutaj na lewo — powiedział obojętnie Mark, wskazując dokładną lokalizację domu, w którym mieszkał.
Yuta skręcił w odpowiednią uliczkę, która nie wyglądała zbyt ciekawie i zaraz znalazł się na rozjeżdżonym parkingu.
— Dasz sobie z nim radę? — zapytał, wysiadając.
— Jasne. Nie pierwszy raz wiozę go pijanego. — Uśmiechnął się na wspomnienia z tych kilku spotkań, a następnie zobaczył już, jak Mark zamykał drzwi samochodu.
Nie miał ochoty mu odpowiadać ani w ogóle dłużej na niego patrzeć. W tym momencie nawet Jungwoo go irytował, więc nie miał najmniejszych wahań przy trzaskaniu drzwiami. Yuta nie odebrał tego ofensywnie. Mark również wypił, Yuta nie wiedział ile, i był pewnie zmęczony, więc nie winił go za zbyt mocne uderzenie drzwiami. Upewnił się tylko, czy Jungwoo przypadkiem nie wpakował żadnej kończyny w miejsce zamknięcia pojazdu i gdy już wszystko było dobrze, ruszył w stronę... swojego domu.
Nie znał cioci Jungwoo ani reszty potencjalnych domowników. Słyszał tylko o niej i to bardzo niewiele. Jungwoo wolał rozmawiać o Jaehyunie, jeśli chodzi o ludzi. Inne tematy dotyczyły czasem naprawdę losowych rzeczy, szczególnie po alkoholu. I właśnie przez tę substancję, która krążyła w organizmie Kima, nie chciał wypuszczać go samego do domu. Nie chciał, by miał jakieś problemy, a lepiej napisać wiadomość, że wszystko jest dobrze, zostaję u kolegi, niż wrócić do możliwie konserwatywnego domu i być uziemionym do trzydziestki. Dlatego też Mark bał się pić, a dźwięk jego wejścia do domu zminimalizował do najcichszego poziomu.
W domu Yuty Jungwoo zaczął powoli odzyskiwać poczucie rzeczywistości. Wysyłał rekomendowaną mu, bezpieczną wiadomość do cioci, gdy zostały mu przyniesione wygodne ciuchy, w których miał spać.
— Chcesz się wykąpać? — spytał Yuta, gdy sam zbierał się, by to zrobić.
— Nie wiem, czy dam radę — odpowiadał, przecierając oczy dłonią.
— Mogę ci pomóc, mój chłopaku.
— Yuta, błagam — zaśmiał się cicho przez sytuację, którą Japończyk nagminnie mu przypominał po wkroczeniu do domu.
— Błagasz mnie, żebym ci pomógł? Nie ma sprawy, skarbie — odpowiedział komicznym, lecz flirciarskim tonem.
— Chyba jednak sam dam radę.
Wstał, wziął ubrania dla niego przeznaczone i skierował się do łazienki, odprowadzany przez wzrok Yuty... lecz długo nie minęło, a Jungwoo wrócił po informacje, gdzie znajduję się jego docelowe pomieszczenie oraz... po ręcznik.
Minęło od tego niecałe pół godziny, a już obaj znajdowali się w pokoju Yuty. Jego właściciel właśnie wrócił i ogarniał ubrania, których obaj się z siebie pozbyli po już wczorajszym, długim wieczorze. Jungwoo w tym czasie leżał na łóżku, próbując zasnąć, ale krążące mu po głowie myśli skutecznie mu to uniemożliwiały. Kolejnym czynnikiem, który spędził mu sen z powiek, było uderzenie kolejnego ciała o łóżko.
— Oj, przepraszam, powinienem być delikatniejszy — powiedział Yuta, okrywając się kocem.
Kołdrę zaś oddał do dyspozycji zmarzniętemu Jungwoo, który potrzebował jej tej nocy znacznie bardziej.
— W porządku. I tak nie mogę zasnąć — mruknął, odwracając się w jego stronę.
— Mocny z ciebie zawodnik. Ja po takiej imprezie bym już spał jak suseł i to pewnie nawet nie w łóżku tylko pod jakimś stołem. — Zaśmiali się po cichu.
— Było zasnąć u ciebie w samochodzie, to dopiero byśmy się rano zobaczyli. Teraz jak już trzeźwieję, to za dużo pamiętam i moralniak uderza, rozumiesz.
— To coś ty tam nawywijał? — pytał zaciekawiony.
— Szkoda gadać... — Ziewnął.
— O, widzisz, już cię znudziłem rozmową. Może pogadam sam do siebie i jakoś zaśniesz?
— Nie, nie, nie, to ja już chyba sam siebie zmęczyłem, wspominając o tym. Ach, nie chce mi się o tym myśleć.
Żałował tego w toalecie, żałował każdego tańca z losowym mężczyzną, żałował każdego kieliszka, który wypił i żałował tego, że tam leżał. Gdyby Jaehyun się dowiedział... może i początkowo miał to być tylko delikatny pstryczek w nos dla niego, odwet, ale przerodziło się to w dość niesmaczną formę zemsty.
— Policz sobie owieczki, to w mig zaśniesz — polecił Yuta.
Jungwoo uznał ten pomysł za dobry, więc zaraz zaczął liczyć wyimaginowane zwierzęta pasterskie. Nie zauważył nawet, kiedy delikatnie zaczął bujać się do snu. Taki nawyk, który często mu się włączał, gdy nie mógł zasnąć. Trochę męczy, ale uspakaja. Yuta nie miał z takim czymś nigdy do czynienia, więc otworzył oczy, ciekawy, co Jungwoo wyprawiał. Zauważył, że bujał się sam, jak mama dziecko do snu. Miał zamknięte oczy i pewnie próbował liczyć te wymyślone owieczki skaczące przez płotek.
Z każdą chwilą jego kołysanie się było spokojniejsze, a po pewnym czasie już całkowicie ustało. Yuta wtedy mógł stwierdzić, że Jungwoo zasnął, słysząc jego głębszy oddech. Teraz to jego złapały natrętne myśli i wiedział, że jak tego czegoś nie zrobi w tym momencie — nie zaśnie. Po chwili słuchania spokojnego oddechu Jungwoo czasem wzbogacanego o ciche mruknięcia lub stęknięcia, zdecydował się do niego zbliżyć. Pochylił się przy jego twarzy i po sekundzie zawahania powolnie przyłożył swoje wargi do czoła Kima.
W głuchym pokoju rozległo się ciche cmoknięcie, które na szczęście go nie zbudziło. Yuta myślał, że to wystarczy, by go zaspokoić, jednak zapragnął więcej. Bał się jednak, że mógłby go obudzić. Przecież zasnął dopiero przed chwilą. Pomodlił się cicho o twardy sen Jungwoo i o wybaczenie mu tych zapewne niepożądanych przez niego czynów, ale nie mógł się powstrzymać przed złożeniem jeszcze kilku subtelnych pocałunków na jego czole, skroni, policzkach i... ustach.
ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ
Następnego ranka Jungwoo obudził się sam w łóżku. Przez chwilę musiał się zorientować, gdzie był, gdyż nigdy wcześniej tego pokoju nie odwiedzał, a gdy został tu przyprowadzony zeszłego wieczoru, było dość ciemno. W dodatku jego własna wizja pod wpływem alkoholu się zwężyła dlatego to pomieszczenie wyglądało nieco inaczej, niż zapamiętał.
Nie wiedział, co miał ze sobą zrobić. Dalej czuł się zmęczony i chyba miał kaca. Dodatkowo dziwnie załaskotało go w brzuchu, gdy do pokoju wszedł Yuta z ogromną szklanką wody.
— Dzień dobry, skarbie. Wszystko dobrze? — zaczął Nakamoto, stawiając szklankę na szafkę obok łóżka ze strony Jungwoo.
— Nie wiem... tak średnio — odpowiedział, biorąc szklankę, by za chwilę opróżnić jej połowę praktycznie na raz.
— Nieźle zachlałeś wczoraj — zaśmiał się, siadając po turecku naprzeciwko tego poszkodowanego alkoholem nastolatka.
— Ja już nie piję. Nigdy.
— Zobaczymy... — za to prześmiewcze słowo został lekko popchnięty przez słabą dłoń Jungwoo do tyłu. — Ale co tak agresywnie? Przenocowałem cię, pamiętaj — mówił, podczas czego zdążył złapać za dłoń drugiego chłopaka i kciukiem głaskał ją uspokajająco.
Chwilę tak trwali, aż Jungwoo nie zobaczył kilkunastu nieodczytanych wiadomości i kilku nieodebranych połączeń od...
— Yuta... — zaczął, wysuwając swoją rękę spod jego uścisku. Następnie złapał za szklankę i dopił wodę do końca, kolejno wystawiając puste szkło w kierunku Japończyka — ...dolej mi wody.
— Coś się stało, skar...? — Zmartwił się tym nagłym dynamizmem Kima, ale nawet niedane mu było nawet porządnie o to zapytać.
Jungwoo za wszelką cenę chciał uniknąć nazywania go przez Yutę tymi słodkimi imionami. Nie była to odpowiednia chwila na kontynuowanie zabawy w podchody, jak bardzo uroczo mógł go nazwać, czy tym bardziej, jak namiętnie mógł pocałować.
— Wody, proszę.
Nakamoto wziął szklankę i z delikatnym trzaśnięciem drzwi wyszedł z pokoju. Jungwoo w tym czasie wrócił do swojego telefonu, gdzie zaczął odczytywać wiadomości.
(Wczoraj, 23:28)
jaehyunnieee
pamiętam
jaehyunnieee
o co ci chodzi?
(Dzisiaj, 00:56)
jaehyunnieee
jesteś aktywny
na ig
jaehyunnieee
czemu nie śpisz?
jaehyunnieee
i mi nie
odpisujesz
(Dzisiaj, 01:03)
jaehyunnieee
kim jungwoo.
jaehyunnieee
poszedłeś pić?
(Dzisiaj, 01:20)
jaehyunnieee
poszedłeś pić.
jaehyunnieee
odpisz, jak
będzisz w stanie
(Dzisiaj, 01:42)
jaehyunnieee
martwię się
wiesz
(Dzisiaj, 02:01)
jaehyunnieee
dobranoc,
śpij dobrze<3
Po przeczytaniu tego wszystkiego do pokoju wszedł Yuta z wodą. Zauważył, że Jungwoo wygląda na zaniepokojonego, a nawet smutnego.
— Powiesz mi, o co chodzi? — zapytał, wiedząc, że szansa na otrzymanie odpowiedzi była nikła.
— Jestem głodny, mogę zjeść u ciebie? — wywinął się, jak podejrzewał Yuta.
— Jasne, chodź — już jemu samemu nie chciało się drążyć tematu, bo oczywiste było, że Jungwoo i tak mu nie odpowie na to pytanie.
Młodszy wstał i podążył za starszym, który kierował go do swojej kuchni. Po ciemku ten dom wyglądał dla Kima całkowicie inaczej... jeszcze ten alkohol, działający mu niekorzystnie na pamięć. Kompletnie nie zorientował się również, że Yuta mógł nie mieszkać sam, a z rodziną, w której skład wchodziła...
— Co ty tu robisz?! — wręcz krzyknęła zdziwiona dziewczyna, która akurat opuszczała łazienkę, będąc nadal w lekkiej piżamce, a jej ciemne włosy były zaś upięte w niedbałego koka, pozostawiając na wolności jedynie czarną grzywkę.
— Też mnie to ciekawi... — odezwał się wciąż zdezorientowany Jungwoo.
— Mówiłam ci, żebyś trzymał się on niego z daleka — wysyczała szeptem przez zęby, kierując te słowa w stronę jego ucha. Nie chciała, by Yuta to słyszał, ale na jej nieszczęście — nie był głuchy.
— Haru, uspokój się. To mój gość — zwrócił uwagę Yuta, siadając przy stole.
— Naprawdę nie wiem, jak się tu znalazłem — również wyszeptał, schylając się do niskiej dziewczyny.
Bami zirytowana wywróciła oczami i można było zauważyć, jak wręcz trzęsła się z frustracji. Złość to zdecydowanie jedyna emocja, jaką potrafiła wyrazić.
— A co tu się dzieje, dzieciaki? — Do pomieszczenia wszedł pan Nakamoto, zwracając się do swoich dzieci po japońsku.
— Yuta znalazł jakiegoś przybłędę w nocy i postanowił go ze sobą wziąć — wymamrotała Bami, również w ojczystym języku.
— Nie nazywaj go tak, idiotko — warknął Yuta, a podczas całej tej japońskojęzycznej konwersacji, Jungwoo czuł się, jak w mieszance entuzjazmu rozmówców z seriali anime i tragicznej fabuły dram koreańskich. Brakowało tylko popcornu i wiśniowej Coli.
— Przepraszam, że się wtrącę — zaczął Jungwoo w jedynym języku, jaki znał — ale chyba rozmawiamy o mnie... Kim Jungwoo — przedstawił się ojcu znajomego rodzeństwa, oddając mu należyty szacunek za pomocą ukłonu. — Miło mi pana poznać.
— Skąd ty tu jesteś? — spytał łamanym koreańskim, z którym od wielu lat miał problem.
— Dobre pytanie...
— Byliśmy obaj w klubie. Przypadkiem się spotkaliśmy, a potem go przenocowałem. Nic wielkiego — wytłumaczył ojcu starszy z rodzeństwa.
— W porządku. — odpowiedział, następnie zwracając się do Jungwoo: — Śniadanie chcesz? Zrobię coś.
— Szczerze... marzę o śniadaniu. Jeśli mnie Haru nie wykopie, to zjem z wami — wypowiedział się, kierując wzrok na obojętną już dziewczynę.
Milczenie mężczyźni uznali za zgodę, dlatego zaraz zabrali się za szykowanie śniadania. Może taka procedura nie była typowa w ich domu, bo zazwyczaj pierwszy posiłek dnia sprawiał sobie każdy sam z osobna, ale z okazji odwiedzin Jungwoo, można było chociaż udawać, że są taką idealną rodziną z obrazka. Witają się z rana, jedzą razem śniadanie, żartują ze sobą przy stole... jakby żadne problemu nie istniały... szkoda, że to tylko na pokaz.
Jedzenie sprawiło, że Jungwoo był w nieziemsko dobrym humorze. Możliwość spożycia posiłku zawsze wprawiała go w ten stan. Nawet nie zorientował się, że do jego kanapki dostał się ser... lecz tym będzie martwił się później. Tymczasowo wszystko było w porządku.
Dopiero, jak razem z Yutą znaleźli się pod jego domem, poczuł, że w jego brzuchu dzieje się nieciekawie. Szybko podziękował Nakamoto za nocleg, opiekę i wszystko, co dla niego zrobił przez te ostatnie godziny, a następnie wypadł z samochodu, lecąc przez bramę aż do drzwi od domu, by jak najszybciej dobrać się do łazienki.
Nie zdążył nawet dobrze pokazać się cioci, gdy automatycznie po trafieniu do mieszkania zamknął się w toalecie.
— Jungwoo? Co się dzieje? — mówiła, podchodząc bliżej drzwi, aby usłyszeć potencjalną odpowiedź.
— Nic! — krzyknął, a przez drzwi było słychać, że znalazł się w chwilowym kryzysie.
— Właśnie słyszę... musisz przestać tyle imprezować, bo ty naprawdę...
— Nie, ciociu — przerwał jej wykład, chcąc wyjaśnić swój stan — to przez ser...
Pokiwała głową ze zrezygnowaniem i postanowiła odłożyć tę rozmowę na później. Ser nie sługa...
⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯
4556
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top