𝔁𝔁

— 지금 나를 사랑해

⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯

   Jaehyun napisał Jungwoo jeszcze kilka wiadomości, na które ten już nie odpisał i zwyczajnie zasnął. Zawarte w nich były pytania o to, czemu Jungwoo pił, gdzie pił, z kim pił i jak w ogóle do tego doszło, że pił... lecz odpowiedzi nie doczekał się nawet rano, gdy Kim z pełnym pęcherzem, jedyne co mu odpowiedział to, że teraz nie ma ochoty pisać, bo jest jeszcze dość wczorajszy... po prostu miał kaca.

   Popędził do toalety, aby załatwić najistotniejszą wtedy potrzebę, co przyniosło mu ogromną ulgę. Potem umył dłonie i ochlapał twarz zimną wodą na pobudzenie. Ochłodzenie czoła chwilowo uśmierzyło ból jego głowy, ale było to zbyt krótkotrwałe. Poszedł więc do kuchni, gdzie znajdowała się szafka z lekami zaraz nad lodówką. Po drodze Jungwoo zauważył nieobecność cioci i Oboka, więc założył, że pewnie wyszli na spacer. Miał więc ciszę i spokój, z czego postanowił korzystać pełną parą i... jeszcze troszeczkę się zdrzemnąć.

   A gdy ponownie zatapiał się we śnie, Jaehyun rzucił w niezadowoleniu telefon na łóżko. Nieprzespana noc sprawiła, że swój dzień zaczął od dużej kawy. Nie mógł spać spokojnie, bo gdy już zasnął, po jakimś czasie ponownie się budził, przekręcał na drugi bok i odpływał... znowu zaraz przypływając z i tak niedalekiej podróży w łodzi obaw. Jakie szczęście, że nie miał szkorbutu, bo na tak wzburzonym morzu, nawet najsilniejszy marynarz łatwo mógłby polec.

   Zirytowała go olewająca wiadomość Jungwoo, który najwidoczniej bardzo niechętnie podchodził do tematu. Niesłusznie, gdyż wówczas wykazywał się hipokryzją. Takim — jak można by to określić, w porównaniu do zachowania samego Jeonga — łagodnym pstryczkiem w nos, dostał za swoje. Niech to teraz Jaehyun wejdzie w jego buty.

   Będąc jedynie na kawie, przygotował się na poranny trening. Założył sportową odzież, opinającą mięśnie jego rąk oraz brzucha. Po zejściu na dół postanowił jeszcze uzupełnić wodą swój bidon do biegania. Przy kuchennym stole zauważył swoją mamę, która spożywała właśnie swoje lekkie śniadanie. Przywitała się z synem i utworzyła się między nimi krótka konwersacja:

   — No, a pamiętasz, że ja z tatą już w następnym tygodniu jedziemy, co nie? — mówił, zagryzając pieczonego tosta z jajkiem i kiełkami.

   — To już? — pytał zdziwiony.

   — W końcu! — ucieszyła się, lekko chichocząc na myśl o długo wyczekiwanych wakacjach.

   — Też bym sobie pojechał do Brazylii...

   — Niedługo kończysz szkołę, to będziesz sobie jeździł, a zresztą miesiąc temu byłeś w Tajlandii. Ileż można jeździć? — przypomniała, sięgając po swój kubek z zieloną herbatą.

   — Uwierz mi, że to mi się akurat nie znudzi. — Zakręcił swój bidon i strzepał kilka kropel wody, które skapały na jego dłoń. — Chciałbym sobie pojechać gdzieś daleko do ciepłych krajów i najlepiej już nie wracać — rozmarzył się.

   — Już mówisz jak ojciec, a jesteś prawie trzy razy młodszy — zaśmiała się. — W sumie nie tylko on tak gada. Każdy by chciał wiecznie i beztrosko odpoczywać w słoneczku, nie robiąc nic do końca życia — mówiła, a Jaehyun tylko słuchał jej w zamyśleniu — ale co to za życie, co nie? Trzeba czasem popracować, czy się pomartwić o coś.

   — I tak źle i tak niedobrze — rzucił na szybko. — No, dobra, to ja już lecę pracować nad kondycją i martwić się, czy płuc nie wypluję. Pa! — i wyszedł, nie czekając na odpowiedź matki.

   Zrobił krótką rozgrzewkę przed domem i zaraz ruszył przed siebie. Biegał już od tak dawna, że nie było chyba zakątków w Seulu, których by nie zwiedził. Od zawsze lubił ruch i gdy tylko zauważył, że ćwiczenia wynagradzają go nieprzeciętną sylwetką i zdrowym ciałem, zapragnął już zawsze dawać z siebie wszystko, aby tylko taki stan rzeczy zachować. Nawet to kilkuletnie leżenie na Hawajach, opalanie się na Bali, czy pływanie przy innych Malediwach, co jak co, szybko znudziłoby się Jeongowi i osobiście, za pomocą własnych mięśni przepłynąłby nawet Pacyfik, by tylko odrobić trening.

   Starał się zawsze dobrze przygotować, czy to na siłownię, na mecz koszykówki, czy ten zwykły jogging... co tego dnia jednak zignorował. Miał w sobie za dużo emocji. Jego stopy same wyrywały się do biegu, jakby chciały zabrać Jaehyuna z dala od jego wszystkich problemów emocjonalnych. Gdy Jungwoo w takich stresowych sytuacjach wyciągał papierosa i niszczył swoje płuca, Jaehyun wyciągał buty do biegania albo ciężarki z szafy. Jednak oboje wówczas nie myśleli o tym, jak te czynności mogłyby wpłynąć na ich zdrowie.

   Ale czyż nie jest oczywiste, że bieganie jest raczej... zdrowe? Owszem, lecz najpierw trzeba mieć siłę, aby to robić. W Jaehyunie akurat nie było jej dużo. Niespokojna noc, ogromne pokłady stresu przez ostatnie zdarzenia, kawa na czczo i grzech największy, czyli brak śniadania szybko dały o sobie znać. Po nawet nie jednej czwartej stałego dystansu, jaki zazwyczaj wykonywał, zaczęło mu się robić słabo. Początkowo tylko zwolnił tempo, lecz potem doszły do tego coraz częstsze przerwy, a przez łapczywe wlewanie w siebie wody z każdą przerwą, dostał nawet kolki.

   Próbował sobie z nią poradzić, wykonując serię odpowiednich ćwiczeń oddechowych w miejscu oraz uciskając bolący punkt. Był sobą zawiedziony, że wyruszył w ogóle tamtego dnia, by biegać. Przecież tak naprawdę nie miał siły, by cokolwiek ze sobą robić. Po głowie wciąż chodził mu Jungwoo, a ten wysiłek tylko pogorszył jego stan fizyczny. „Mogłeś jeszcze chwilę poczekać, zjeść coś chociaż...” — wyklinał siebie w myślach za złe decyzje, idąc z uciskiem dłoni w okolicy śledzionej. Postanowił zwyczajnie wrócić do domu i odpuścić sobie ten trening. Dzień odpoczynku raz na jakiś czas mu się przyda, szczególnie po tak trudnej nocy.

   Ciężko oddychał nosem i patrzył się w chodnik, na którym pojawiały się naprzemiennie jego odziane w buty stopy. Teraz zmęczone — wcześniej wyrwały Jaehyuna z domu w amoku. Z każdym kolejnym krokiem było mu coraz gorzej. Chciał już po prostu wrócić do domu, przemyć myśli zimną wodą i zapomnieć o swych obawach w energetyzującej drzemce. Wracałby tak spokojnie, może czasem z lekkimi mdłościami, gdyby nie widok, jakim uraczyła go kobieta z naprzeciwka o płowych włosach, która w dłoni trzymała różową smycz, a na drugim jej końcu znajdował się odziany w szelki, podstarzały york. Kojarzył tę dwójkę i wówczas nie miał ochoty na mierzenie się z domownikami swojej obrażonej sympatii, więc podszedł do ich spotkania dość sceptycznie. Z drugiej strony nie uśmiechało mu się iść na około. Zatem pomyślał, że przecież spotkanie się z ciocią Jungwoo, nie oznaczało zaraz spotkania z nim samym.

   — Dzień dobry! — wesoło zagadnął, uśmiechając się do mijanej przez siebie kobiety, licząc na sprawne zakończenie tej konwersacji jedynie na przywitaniu.

   — Cześć, Jaehyun. Co tam słychać? — spytała jednak, gdy Obokie zaczął wskakiwać na nogi Jaehyuna, błagając o atencję.

   — W porządku. Trening robię, ale już do domu wracam powoli — opowiedział pokrótce, chociaż z lekka skłamał, mówiąc „w porządku”. — A... co u Jungwoo? — zadał to pytanie, oczekując, że dowie się czegoś więcej niż pobieżnych informacji od samego Jungwoo, które i tak nie były zbyt konkretne.

   Było ich też za mało, by faktycznie ocenić jego prawdziwy stan, o który Jaehyun zaczął się martwić. Chwilowo więc zapomniał o swojej słabej kondycji i postanowił delikatnie przedłużyć konwersację na swoją korzyść psychiczną, chociaż bynajmniej fizyczną.

   — Jakiś ostatnio przybity chodzi, a dziś jeszcze z nim nie rozmawiałam, bo spał jak wychodziłam — opowiadała, a Jaehyun słuchał uważnie, z każdym słowem doświadczając coraz gorszego uczucia. — Wrócił chyba późno w nocy i tak szczerze, to myślałam, że był gdzieś może z tobą, ale jak ty nic nie wiesz...

   — No nie wiem nic i martwi mnie to trochę — wyznał.

   Czuł, jakby ta kobieta miała umiejętność otwierania ludzi jak skrzynki, bo chyba nikomu by nie powiedział, co tak naprawdę czuje... i to jeszcze względem Jungwoo.

   — Jak wrócę, to z niego to wyciągnę. Cioci zawsze wszystko powie — zaśmiała się, a Obokie zaczynał się już niecierpliwić, chodząc w kółko i zaplątując się między nogami zarówno Jihyun, jak i Jaehyuna.

   — Wpadnę potem go odwiedzić, to też się może czegoś dowiem — oświadczył, wzdychając ciężko.

   Było mu coraz trudniej, nawet tylko stać prosto na nogach.

   — Jasne, zapraszam. Tylko błagam cię, nie rozpijaj go i nie zabieraj nigdzie po nocy, bo mi serce staje, jak mi nagle znika po ciemku i wraca pijany — dramatycznie podkreślała swe wymogi, następnie chichocząc ze swojego komicznego akcentu.

   — Spokojnie. Zaopiekuję się nim dobrze i nie dam ani kropelki alkoholu — zapewnił, po czym jeszcze krótko pożegnał się z kobietą i ponownie wyruszył w drogę do domu.

   Chciał pokazać cioci Jungwoo, jaki to on nie jest wysportowany, jak biegnie z podniesioną głową po chodniku i jak zwinnie mija przechodniów. Ta jednak go zignorowała, czego już nie mógł zauważyć. Po chwili zniknął z potencjalnego pola widzenia Jihyun, skręcając w inną uliczkę, gdzie zwolnił i trzymając się ściany, doszedł do najbliższej ławki, na której zaraz się posadził. Napił się wody, po czym już tylko siedział przyklejony do dębowych desek, nierównomiernie oddychając. Czuł, jak serce bije mu w skroniach, a jego głowa staje się cięższa. Zdobył się na wyjęcie telefonu, gdzie tylko na wyświetlaczu zdołał zobaczyć dwie wiadomości od Jungwoo, których dokładnie nie udało mu się przeczytać, gdyż zaraz schował urządzenie z powrotem do zapinanej kieszeni i opadł powolnie na całą długość ławki.

   Po prostu się położył. Był zmęczony, więc się położył... co w tym nadzwyczajnego? Środek miasta, ruchliwa ulica i ten zmęczony biegacz, który był bliski odlotu z Seulu na ten inny świat. Jednak przed zasłonięciem żaluzji, za oknami duszy Jaehyun zdołał zobaczyć jakąś panią, której nigdy w życiu nie widział. Jej głos brzmiał, jakby naprawdę dzieliła ich ekstremalnie gruba szyba, lecz mimo takiej deformacji nastolatek usłyszał, jak kobieta pyta się go, czy wszystko w porządku. Jedyne, na co się zdobył w tamtym momencie, to prawie głuche:

   — Nie.

ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ

   Jungwoo w tym czasie zdążył... wstać. Nie należało to do najprzyjemniejszych, lecz nikt nie powiedział, że opuszczanie łóżka do takiej kategorii się zalicza. Pocieszyć go mogło wtedy jedynie jedzenie, które musiał sobie niestety sam przyrządzić. Z tego powodu właśnie postawił na coś prostego i szybkiego, że nawet autorka nie zdążyła wyłapać, czym ten chłopak zdecydował się posilić.

   Usiadł z jedzeniem przed telewizorem, a lecące wówczas show wciągnęło go na tyle, że jeszcze długo po skończeniu śniadania nadal je komentował. Rozbawiały go jego własne komentarze, przed którymi czasem nie mógł powstrzymać śmiechu i pomyślał nawet, że miał już kolejną alternatywną fuchę, gdyby jego plany już do litery M nie wypaliły.

   I gdy tak mówił sam do siebie, do domu wróciła ciocia Jihyun z Obokiem, który zaraz po spuszczeniu ze smyczy rzucił się na kanapę obok Jungwoo. Ten zaczął głaskać i przytulać futrzaka, a będąc tak skupionym na tej czynności, nie zwrócił nawet uwagi na wkraczającą do salonu ciocię. Kobieta już nie samym pojawieniem się znikąd na fotelu przeraziła bratanka, lecz jednym pytaniem, które zaraz zadała poważnym tonem:

   — Z kim i gdzie byłeś tej nocy? — Siedemnastolatek wzdrygnął się na te słowa i jeszcze przed odpowiedzią głośno przełknął ślinę.

   — Z... kolegą pograć u kolegi w gry... pograć. — Kłamca był z niego niezbyt dobry, lecz był również słaby w wyczuwaniu kłamstwa... a po kimś to musiał mieć...

   — Ach, a piliście? — pytała, niewzruszona niepewną odpowiedzią.

   — Absolutnie. Jego rodzice są dość konserwatywni — tłumaczył, lecz ciocia jeszcze chciała się ujawnić.

   — Chuchnij — nakazała.

   — Nie wiem, czy chcesz to poczuć... — poranny oddech bowiem nie należy do najpiękniejszych zapachów świata.

   — ...to jednak nie chuchaj... ale też przestać pić, dobrze?

   — A ja tak nie piję dużo wcale... — spuścił teatralnie smutny wzrok na yorka, spoczywającego na jego kolanach, którego zaczął głaskać dla zwiększenia własnego komfortu w rozmowie, w której już nie był zdolny kłamać.

   — Ostatnio coraz częściej wracasz pijany i chciałabym tylko napomknąć, że jeszcze kilka miesięcy bycia małoletnim gówniarzem ci zostało.

   — Taki czas po prostu...

   Cóż Jungwoo mógł powiedzieć? Wyposażył się w pełnoletnich znajomych, którzy wręcz wlewają mu alkohol do gardła... a on z chęcią im na to pozwala. Chociaż czy to nie zwyczajnie ładne wytłumaczenie? Dają mu alkohol, ale gdyby powiedział „nie”, nikt nie miałby problemu. Po prostu nie chciał się nawet sam przed sobą przyznawać, że lubił pić i robić głupie rzeczy, mając następnie swe usprawiedliwienie w procentach. Wypłukują one blokadę racjonalności z Jungwoo i pozwalają mu bawić się w najlepsze, bez przemyślenia konsekwencji. Dzięki nim też myśli przeważnie o głupich rzeczach, z których nawet sam jako jedyny się śmieje, ale ważne dla niego było, że zapominał o tych trudnych i poważnych tematach. Zeszłej nocy trochę jednak nie wyszło...

   — Spotkałam Jaehyuna na spacerze — mówiła ciocia, wybierając się do kuchni, na co o mało Jungwoo nie zakrztusił się herbatą.

   — Ekhem, co? — Zakaszlał jeszcze kilka razy, aż w końcu wrócił mu normalny oddech.

   — Jaehyuna spotkałam! — krzyknęła już z kuchennej części otwartego pomieszczenia. — Biegał sobie chłopak. Jakiś czerwony był. Widać, że pewnie już z dwadzieścia kilometrów zrobił. A usta jakieś blade miał, pewnie od wysiłku — opowiadała, na co Jungwoo reagował nieco zniesmaczoną miną. Próbował dystansować się tak od Jaehyuna, mimo że jego serce pobudzało się do szybszej pracy za każdym razem, gdy usłyszał jego imię. — Też ci powiem, że ten spacer był jakiś dziwny i pełen wrażeń — kontynuowała, zapominając już o Jeongu. — Jak już wracałam, to o mało mnie karetka nie trąciła. Chyba słuch już mam gorszy, bo nie słyszałam, póki mi się na oczy nie pojawiła... — mówiła dalej i dalej o swoich przygodach podczas spaceru, a Jungwoo nagle zaczął łączyć ze sobą kropki.

   Spojrzał w swój telefon, gdzie jego wiadomości pozostawały już od pół godziny nieodczytane. Napisał więc kilka nowych:

kj
wróciłeś już do
domu?

kj
jaehyunnn

kj
nie, teraz serio

kj
napisz czy wszystko w
porządku

kj
albo zadzwoń

   ...odpowiedzi jednak nie dostawał przez dłuższą chwilę. Chociaż Jungwoo nie był w stanie ocenić, jak dużo czasu minęło, gdyż każda sekunda w tamtym momencie była dla niego co najmniej wiecznością. Głowa zaczęła go ponownie boleć, ale tym razem przez jego uporczywe rozmyślania i zmartwienie, które możliwe, że było niepotrzebne. Karetka przecież mogła jechać gdzie indziej i nie oznaczało to, że zaraz jechała do Jaehyuna... a jednak.

   Ratownicy ustabilizowali jego stan na miejscu. Nie był ekstremalnie poważny, ale pomagająca mu kobieta swoim niepokojem wystarczająco przekonała ratowników do przyjazdu. Jaehyun stracił przytomność dwa razy. Był bardzo blady i oddychał strasznie nierównomiernie. Wokół zdarzenia zgromadził się niemały tłum, co było nieuniknione. Kilku gapiów nawet rozpoznało Jaehyuna, przez co nie był on wolny od zdjęć i filmów. Mógł mieć tylko nadzieję, że chociaż drobne resztki człowieczeństwa zostały w osobach nagrywających i żadne materiały z tego zajścia nie trafią do internetu. Zasłabnięcie w miejscu publicznym było dla niego wystarczająco upokarzające.

   Kolejnym upokorzeniem były wiadomości od Jungwoo, które już po powrocie do domu odczytał. Jeszcze przed chwilą to on zastanawiał się, co Kim robił, gdzie był, czy był bezpieczny, dlaczego się nie odzywał, a w tamtej chwili doprowadził Jungwoo do podobnego stanu. Pomyślał, że chłopak wówczas już tym bardziej nie będzie chciał z nim rozmawiać, dlatego jeszcze dość długo zwlekał z odpowiedzią.

jaehyunnieee
już wszystko w porządku

jaehyunnieee
byłem biegać

jaehyunnieee
przepraszam, że musiałeś
się martwić

kj
pff

kj
ja?

kj
martwić?

kj
co ty

kj
nie wcale

kj
skąd takie wnioski

jaehyunnieee
zasłabłem po drodze...

kj
WIEDZIAŁEM

kj
znaczy

kj
to nie tak, że się cieszę,
co nie

kj
tak coś czułem po prostu i

kj
czekaj co ja pierdole w
ogole

kj
na szczęście, że
wydobrzałeś, tak

kj
ale chyba się nie
spotkamy dziś przez to😔

jaehyunnieee
nie biorę takiej opcji
pod uwagę

jaehyunnieee
spodziewaj się mnie
dziś

jaehyunnieee
ciocia już przygotowana🥰

   Napisał z pewnością, że już całkiem dojdzie do siebie za kilka godzin. W domu zjadł porządny posiłek, którego brak był głównym czynnikiem zasłabnięcia sportowca. Stres i spadek adrenaliny po drodze również się do tego przyczyniły, dlatego też wziął długi, odświeżający prysznic, aby wszystko poukładać sobie w głowie. Jungwoo już pisał z nim normalnie, więc nie musiał się niczym przejmować. Jedyne, co utkwiło w jego myślach, to fakt, że ten siedemnastoletni chłopak był gdzieś w nocy, ale jak nie z nim... to z kim?

ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ

   Późnym popołudniem Jaehyun pojawił się pod domem Jungwoo, gdzie zostali sami. Pies Kimów chodził sobie po ogródku, gdy dwójka nastolatków siedziała w salonie, czekając na herbatę. Jungwoo raczej kręcił się po domu, będąc dalej w szarym dresie i nieuczesanych włosach, aby jak najdalej odkładać tę jakże poważną rozmowę, którą chciał już zacząć Jeong. Przez ciągły ruch Jungwoo nie miał nawet możliwości utrzymać z nim kontaktu wzrokowego nawet na chwilę. W końcu wraz z postawieniem wrzących kubków na stoliku przed kanapą Jungwoo posadził swoje już zmęczone chodzeniem ciało nieopodal Jaehyuna.

   — Widzę, pełen energii jesteś — zauważył Jaehyun, lecz... błędnie.

   — Właściwie to nie bardzo. Najchętniej, to bym się położył i spał aż do środy — wyznał, przecierając oczy — ale chciałeś o czymś pogadać, to wytrzymam. — Westchnął.

   — No... — został nagle wywołany do tablicy i okazało się, że jednak nie był przygotowany na tę rozmowę.

   — No i? — Jungwoo starał się już zacząć, aby szybciej skończyć i mieć już to za sobą.

   Nie tyle, co zżerała go ciekawość, ale głównie frustrowała tajemniczość Jeonga.

   — Ja... głupio mi, że cię tak olewam — powolnie wprowadzał do tematu.

   — Prawidłowo — rzucił, oglądając swoje paznokcie, jakby było mu wszystko jedno.

   Czuł, że miał górę nad Jaehyunem i podobał mu się ten obrót wydarzeń, mimo że nie był on ogólnie najprzyjemniejszy. Ignorowanie przez Jaehyuna było dla niego krzywdzące, ale gdy zauważył, że to wówczas sam Jeong przy nim skakał, by tylko się spotkać, czy chwilę popisać, zauważył, że to on trzymał stery i postanowił się z nim chwilę podroczyć.

   — Ja po prostu mam tak dużo na głowie ostatnio... treningi, szkoła, mecze, sprawdziany, rodzina, znajomi... — wymieniał, jako swoje usprawiedliwienie.

   — No tak, jakże trudno wysłać chociaż jedną wiadomość dziennie. Naprawdę dużo wymagam — ironizował Jungwoo, a Jaehyun już nie wiedział, jak miał się tłumaczyć.

   — Dobra, zapomnij o tym — mruknął.

   — Tak, jak ty o mnie? Nie ma sprawy. Już nie pamiętam.

   — Przestań już! — zdenerwował się byciem szyderczo wyśmiewanym w sytuacji, którą uważał za poważną. — Wybacz mi po prostu...

   — Luz, wiesz — Jaehyuna zdziwiła ta wiadomość, ale pomyślał, że Jungwoo ponownie żartuje — byłem z Yutą w barze i zapewnił mi rozrywkę na ten wieczór, który MY mieliśmy spędzić razem, więc spoko — dalej czuł się wyśmiewany przez Jungwoo, gdy ten wzruszył ramionami, przekazując mu tę jakże denerwującą wiadomość.

   Wspomnienie o Yucie szczególnie go dotknęło, bo wiedział o preferencjach mężczyzny i wiedział również, jak Jungwoo zachowywał się po alkoholu. Po tej informacji się wyciszył, gubiąc we własnych myślach. Katował się w nich za odwołanie spotkania, które Kim zastąpił sobie wypadem do baru z... nim. Przez niego Jaehyun przez ten tydzień zdystansował się od Jungwoo, o co przecież chodziło temu Japończykowi. Odwołane spotkanie zatem było okazją nie do przegapienia dla zauroczonego Kimem mężczyzny. Najwidoczniej wywołał w Jaehyunie reakcję, jakiej oczekiwał. To wszystko było częścią jego planu.

   — Jak długo już trzymasz z się Yutą? — zapytał aż przeraźliwie spokojnym tonem po chwili.

  — Aj tam zaraz „trzymać”. Wychodzimy czasem, a co? — Oparł się na kanapie przy swobodnej odpowiedzi.

   — Nie zadawaj się z nim...

   — Bo? Ty go znasz w ogóle? — pytał pretensjonalnie, gdy Jeong zaczął go irytować narastającą tajemniczością, która powolnie wyrywała sznurki rozmowy spod pociągnięć Jungwoo.

   — Wydaje się po prostu... śliski.

   — A to nie tak, że jesteś zazdrosny? — po tych słowach, Jaehyun wbił wzrok w podłogę jeszcze bardziej intensywnie. Chyba Jungwoo trafił w punkt...

   — Nie... po prostu... nie spotykaj się z nim. Z jego siostrą też się nie trzymaj, dziwni są.

   — Pomyślę.

   Jeong jednak nie sądził, że Jungwoo będzie o tym myśleć właśnie w tamtym momencie. Dom ogarnęła cisza, a słychać było jedynie siorbanie przez nich herbaty oraz ich zmęczone oddechy. Robiło się już ciemno na dworze, co organizm Kima podchwycił jako idealny moment, by ziewnąć. Zaraźliwy odruch przeszedł na Jaehyuna, który praktycznie cały czas obserwował drugiego chłopaka. I tak wspólnie ziewnęli, potem to powtarzając i zarażając się tym nawzajem, aż w końcu spotkali swój wzrok i zaczęli śmiać z tej sytuacji oczami pełnymi łez zmęczenia, powstałych poprzez wymienione... ziewanie.

   — Chcesz spać? — spytał Jaehyun.

   — Taaa... — odpowiedział, przedłużając słowo — to pa — rzucił i wstał z kanapy, kierując się w stronę swojego pokoju, zostawiając zdezorientowanego Jaehyuna na kanapie.

   — C-co...? — zapytał zmieszany, mrugając kilka razy.

   — Już sobie pogadaliśmy, to idę spać — zarządził, idąc dalej.

   — Ale to jak w końcu...

   — Się nie rozwódź już nad tym, tylko chodź — wtrącił mu się w słowo, rzucając się na łóżko w swoim pokoju, co było słyszalne przez Jaehyuna, będącego nadal na kanapie w salonie.

   Wciąż zdezorientowany dziwnością całego tego wydarzenia wstał zaś i ruszył do pokoju Jungwoo, gdzie ten już kulił się na boku przytulony do poduszki.

   — Co ty tworzysz? — pytał Jaehyun, oglądając jego poczynania.

   — Nie pierdol, tylko się kładź — nakazał, gładząc miejsce na prześcieradle obok siebie.

   Koszykarz zrobił, jak mu nakazano. Zaraz wylądował w pozycji leżącej na prawym boku swego ciała, wzrok przyklejając do skupionej twarzy Jungwoo, która pomagała mu w znalezieniu dłuższego końca kołdry. Za chwilę już był opatulony w miękkiej pościeli aż po sam nos, gdy Jeong nie miał żadnego nakrycia. Było przez to trochę niezręcznie, ale zaraz coś w Jungwoo pękło i wywracając chytro oczami, zarzucił na ciało Jaehyuna koc, który wcześniej złożony w kostkę służył mu jako jedna z poduszek.

   Leżeli tak przez jakiś czas. Wymienili kilka słów i miały one całkowicie inny wydźwięk niż te sprzed kilkunastu minut. Okazało się, że Jungwoo miał zbyt miękkie serce i mimo całego pokładu niczego, co zafundował mu Jaehyun w tamtym tygodniu, nie umiał być na niego zły. To po prostu było poza granicami jego możliwości. Jeszcze jak patrzył na niego tymi sennymi oczami, ozdobionymi uśmiechem... kompletnie się rozpływał.

   Wróciło do niego to uczucie, którym darzył Jaehyuna przez ostatnie tygodnie. Gotów był mu wybaczyć wszystkie przykrości tylko dla tej chwili leżenia razem w łóżku i wpatrywania się w siebie; mówienia sennych głupot, które traciły na mądrości wraz z samoistnie zaciemniającym się pokojem Jungwoo, którego jedynym oświetleniem dotąd było jedynie zachodzące słońce.

   — Mogę ci coś powiedzieć? — odezwał się Jaehyun, przerywając chwilowo zarządzoną pauzę w konwersacji, podczas której do domu został wpuszczony Obokie, zaraz dokładając swoje drobne ciałko na łóżku Jungwoo.

   — Mhm — mruknął zaciekawiony Jungwoo, doprowadzając się do poprzedniej pozycji, gdzie wówczas jedynie świecące oczy wystawały mu spod kołdry.

   — Ten pocałunek wtedy... — samo to zdanie wywołało ciarki na ciele Jungwoo, ale po tym, co usłyszał za chwilę... — nie był tym pierwszym — ...prawie dostał palpitacji serca.

   „Co? Jak? Gdzie? Kiedy?” — pytał siebie, lecz potem przypomniał sobie, że może o to samo spytać przecież Jaehyuna, który najwidoczniej jako jedyny z ich dwóch pamiętał to zdarzenie.

   — C-co? — to jedyne, co potrafił wydukać.

   — Jak widzę, nie pamiętasz tego — jakże sprytnie wydedukował.

   — No nie...

   — To było wtedy, gdy wyjechaliśmy za miasto na weekend. Byłeś pijany...

   — O mój Boże. — Całkiem schował się pod kołdrą, a spod niej dodał już stłumionym głosem: — Było bardzo źle?

   — Było... dobrze — odpowiedział, a po chwili ciszy zobaczył Jungwoo nieśmiało wyłaniającego się spod pierzyny.

   — Serio? — szepnął, na co dostał twierdzące skinienie głową w odpowiedzi.

   Dobrze, że było na tyle ciemno, że czerwony burak, jakiego Jungwoo wtedy miał na twarzy był niewidoczny. Inaczej nie wynurzałby się spod tego jakże ochronnego miejsca, jakim była kołdra. Spotkał się jednak z oczami Jaehyuna, które były nadal widoczne nawet w półmroku. Tylko księżyc przyświecał im przez odsłonięte połowicznie okna, przez co widzieli, co robią... i wiedzieli, co chcą zrobić.

   — Mogę cię... pocałować? — zapytał Jaehyun, a w brzuchu Jungwoo nagle obudziło się tysiące motyli, łaskoczących jego brzuch.

   Przez nie także ledwo co mógł wydusić ze swego aparatu mowy, przez co w odpowiedzi jedynie twierdząco mruk... pisnął.

   Rozbawiony podekscytowaniem chłopaka Jaehyun zbliżył się do niego, odchylił kołdrę, aby odkryć jego usta, na których zaraz położył swoje wargi. Pocałunek według młodszego z nich był kompletnie inny niż ten z Yutą. Był łagodny, słodki, a nawet dało się wyczuć, jak Jeong uśmiecha się podczas łączenia ich ust. Po dłuższej chwili angażował się jeszcze bardziej i przybliżał do siebie twarz Jungwoo, łapiąc delikatnie za jego żuchwę. Ta czułość była naprawdę... czuła. Spokój, a zarazem szczęście, jakimi napełniła ich obu ta drobna czynność, były naprawdę silnie nacechowane emocjonalnie. Jaehyun w ten pocałunek włożył wszystkie uczucia, które wówczas miał do Jungwoo... oddał je mu, gdyż samemu trudno mu było się do nich przyznać. Rozładował więc napięcie i wówczas tylko gładząc kciukiem policzek Kima, wpatrywał się w jego ciemniejące w półmroku oczy.

   — Co to było...? — wyszeptał Jungwoo spokojnym tonem, jakby wcale nie umiał stwierdzić, co przed chwilą robili.

   Porównując ten pocałunek do tamtego spod szkoły — wydawał się on inny, a wtedy także zadawał sobie podobne pytanie. Tajemniczość Jaehyuna zaś uniemożliwiała jednoznaczne stwierdzenie, czym taka bliskość była. Pocałunkiem — to oczywiste, lecz znaczenie każdego z nich cechowało się różnorodnością, przez co Jungwoo już niczego nie mógł być szczerze pewny. Nie był nawet pewny tego, że działo się to naprawdę.

   — To...? — Przybliżył się i jeszcze raz krótko cmoknął chłopaka w usta, kontynuując szeptem: — To nasz mały sekret.

⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯
4018

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top