𝔁𝓿𝓲𝓲𝓲

— 지금 나를 사랑해

⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯

   Kolejnego dnia Jungwoo było trudno obudzić się z przyjemnego snu po ostatnim wieczorze. Nie był zwyczajny, by być tak długo na nogach, a samo miejskie powietrze potrafiło zmęczyć. Potrzebowałby po tym jeszcze trochę więcej snu.

   Najgorszy był jednak fakt, iż próbując zasnąć, kręcił się z boku na bok, śmiejąc się do samego siebie jak psychopata, gdy różne myśli zaglądały mu do głowy. Wieczorne imaginacje były jedną z jego ulubionych części przygotowań do snu, lecz gdy trwały zbyt długo, mogły być męczące. Szczególnie że przez niektóre czasem agresywnie łapał za telefon, chcąc skontaktować się ze swoim wczorajszym towarzyszem. Mimo że podziękował mu za spotkanie na żywo, chciał mu jeszcze napisać jedną z tysiąca wariantów wymyślonych przez swoją bujną wyobraźnię podziękowań. Nie miał jednak odwagi, by to zrobić.

   Tym, co dodatkowo hamowało nie tylko napisanie wiadomości, ale także jego wciąż żywą wówczas ekscytację tamtym spotkaniem, były myśli o Jaehyunie.

   Raz myślał, że postąpił niewłaściwie, gdyż atmosfera, którą odczuwał przy Yucie, była nieco dziwna. Czuł się, jakby naprawdę był na randce, gdy nawet jej tak jawnie nie nazwano. I to właśnie, jego zdaniem, mogło wydać się nie w porządku w stosunku do tego, jak daleko już zaszedł w relacji z Jaehyunem.

   Więc może żart o potrzebie „dwóch naraz” faktycznie przekładał się na rzeczywistość?

   Z drugiej strony zaś odrzucał te myśli, mając z tyłu głowy wieść o tym, że przecież Jaehyun również spotyka się zapewne ze swoimi znajomymi sam na sam i gdyby odrzucił złudzenia o dziwnej atmosferze z Yutą, mógłby podpisać tamto spotkanie jako zwykłe wyjście z kolegą.

   Jednak tu dużo zależało od samego Jungwoo. To w jego interesie leżała interpretacja tego zdarzenia i to on musiał sam poukładać sobie myśli o tych obu młodych mężczyznach we własnej głowie.

   Wybrał on sobie na to z lekka nieodpowiedni czas, gdyż godzina druga w nocy nie brzmiała, jakby była właściwą na takie rozterki, gdy do jego budzika zostało wówczas zaledwie pięć godzin.

   Co jednak mógł począć? Obowiązki szkolne wołały i musiał się udać do tego nieprzyjemnego miejsca. Miało się ono stać potem jeszcze bardziej niemiłe, gdy z pozytywnym nastawieniem do rozmowy zaczął konwersacje ze swoją gotycką koleżanką.

   — A tak ogólnie to, czemu nie pojechałaś z nami wczoraj na wystawę? — wtrącił w czasie dość ogólnikowej rozmowy o szkolnych trudnościach.

   — Co? Z kim? — Zdezorientowanie dziewczyny zdziwiło Jungwoo, bo sądził, że wie ona, gdzie jej brat się wczoraj wybrał.

   — Z Yutą. Pojechaliśmy na to...

   — Słucham?! Pojechałeś z Yutą na wystawę beze mnie?! — jej podniesiony ton głosu przestraszył Jungwoo tak, że wyprostował plecy na siedzeniu i zaczął unikać jej wzroku.

   — B-bardziej to on bez ciebie, bo ja sam właściwie nie wiedziałem, że on po mnie... — tłumaczył się, szybko szepcząc wszystko, co wiedział na ten temat.

   — I się zgodziłeś? — Pokiwał głową twierdząco, lecz z wyraźną niepewnością. Obawiał się, że ta dziewczyna była w stanie go nawet skrzywdzić przez jego decyzję. — Co to ma być? Nawet nie wiedziałam, że gdzieś wyszedł. Jeszcze po ciebie pojechał, a mnie nie raczył nawet poinformować. — Jej ciśnienie rosło z każdą sekundą, a Jungwoo nie mógł pojąć, dlaczego aż tak ją to ruszyło.

   — Wiesz, jeszcze kiedyś pojedziemy z tobą. To tak jednorazowo raczej... — ponownie jego spokojna wypowiedź została przerwana, wywołując w nim kolejne zaskoczenie jej dynamicznym wtrąceniem:

   — Nie o to chodzi — powiedziała, mocno podpierając swe słowa silnymi syknięciami przez zęby. — Bezczelnie podbiera mi znajomych, jakby mało ich miał — narzekała, a potem dodała ciszej: — Boże, czemu ja was poznałam ze sobą?

   — Ale to tylko jedno wyjście. Nie zabierze ci mnie przecież. — Nie rozumiał zazdrości koleżanki. Ani oni nie są ze sobą specjalnie związani, ani on z samym Yutą.

   — Nieważne. Po prostu trzymaj się od niego z daleka i niech on się już do ciebie nie odzywa — nakazała i pełna frustracji gdzieś poszła.

   Jungwoo nie potrafił znaleźć sensu jej zdenerwowania. Jedno wyjście z jej bratem nie oznaczało, że zaraz przestanie z nią siedzieć czy rozmawiać. Jej zakaz spotykania się tej dwójki był — według Jungwoo — nieuzasadniony. Zrozumiałby, gdyby mieli na siebie jakiś zły wpływ, czy gdyby jeden drugiego jakoś skrzywdził, ale było wręcz przeciwnie.

   Obaj zdążyli się polubić, a Jungwoo nie mógł ukryć, że w pewnym sensie czarował go ten czerwonowłosy rockowiec; zresztą z wzajemnością. Bami nie sądziła, że poznając tę dwójkę ze sobą, złapią oni jakiś bliższy kontakt i przejdą nawet na poziom spotkań prywatnych, szczególnie że na swoim pierwszym nie rozmawiali zbyt dużo.

   Yuta zazwyczaj był dość cichy oraz skryty w nowym towarzystwie i tak się właśnie prezentował w dniu ich zapoznania. Jungwoo zaś był zbyt nieśmiały, by odezwać się do przystojnego Japończyka z własnej inicjatywy. Jednak Bami jak się wówczas jednak dowiedziała o ich jednym jedynym wyjściu we dwójkę — wolała zapobiec rozwijaniu się tej relacji.

   I to niepoparte żadnymi logicznymi argumentami zachowanie wywołało w Jungwoo mieszane uczucia. Dla kogo chciała dobrze, odbierając swoim dwóm bliskim osobom wzajemny kontakt? A może wcale nie chciała dobrze? Tylko dlaczego? Czy mogło stać się tak, że jej zazdrość o jednego z nich zaważyła na całej relacji tej trójki? Ale o co w takim razie była zazdrosna? W końcu wiadomo, że jej brat nie zapomniałby nagle, że ma siostrę, gdy znalazłby sobie kolejnego znajomego do — jak to sama Bami wspomniała — już i tak szerokiego grona. Jungwoo zaś i tak nie miał dostępu do Yuty w szkole, a głównie to właśnie w tamtym miejscu spędzał czas z Haru.

   Ona jednak i tak postanowiła nic nie wyjaśniać i już do końca dnia nie odzywała się do Jungwoo. Wciąż siedziała z nim na lekcjach, lecz nie poprosiła nawet o ołówek, gdy jej narzędzie postanowiło ze wściekłości złamać swój gryfel przy jednym z rysunków. Na przerwach jednak obaj musieli sobie jakoś radzić z samotnością. Jungwoo miał z tym problem, bo lubił otworzyć do kogoś buzię i poplotkować o wszystkim i niczym, lecz nie było mu to dane. Dobijał go również fakt, że tamtego dnia ani razu nie złapał kontaktu wzrokowego z Jaehyunem, a nawet nie poczuł, jakoby Jeong spojrzał się na niego chociaż raz, mimo że mijali się kilkukrotnie.

   Przyczyna tego stanu rzeczy jednak nie była tak losowa, jak Jungwoo próbował sobie ją tłumaczyć.

   Gdy Jaehyun siedział z kolegami na jednej z przerw, tak jak zazwyczaj korzystał z telefonu, by zabić jakoś czas. Przeglądanie Instagrama jednak po jakimś czasie przestało mu sprawiać przyjemność, szczególnie jak zobaczył ostatni post dodany przez Jungwoo wczoraj wieczorem. Specjalnie wszedł na jego konto, by sprawdzić, czy czegoś nie wrzucił. Niedawno poruszali temat nieoddanej przez Jaehyuna obserwacji na profilu Jungwoo — zatem w teorii go nie obserwował, lecz w praktyce zdarzało mu się przejrzeć jego konto. Co ciekawe, praktykował to, jeszcze zanim Jungwoo zdecydował się upuścić przed nim notatnik.

   Analizując jego najnowszy post przez dłuższą chwilę i patrząc na oznaczenie oraz na komentarze, posmutniał. Wyczyścił zaraz wszystkie karty ze swojego telefonu oraz zablokował ekran i z ciężkim westchnięciem podłączył swoje urządzenia słuchające do rozmowy znajomych.

   — ...i wiecie — mówił jeden ze stojących, gdy Jaehyun zwrócił na niego uwagę — to jest szesnaście drużyn i przez kilka tygodni się to będzie ciągnęło.

   Żywo toczony był temat przyszłych zawodów koszykarskich, na którym zmierzyć się miało kilkanaście drużyn z całego Seulu. Nastolatkowie byli tym niesamowicie podekscytowani. Niektórzy jednak byli przerażeni ilością pracy, jaką będą musieli włożyć w przygotowania.

   — Już nie mogę się doczekać tych treningów — zironizował siedzący na parapecie Yunbin. — Trener nas przeora.

   — A z kim w ogóle gramy w pierwszym etapie? — zapytał stojący tuż obok kapitana drużyny wysoki brunet o amerykańskim pochodzeniu.

   Stąd jego zagraniczne imię — Johnny. Najlepszy przyjaciel Jeong Jaehyuna od lat. Poznali się w seulskiej podstawówce, gdy to Johnny dopiero uczył się koreańskiego po przylocie z Chicago. Już sądzili, że nigdy się nie zobaczą, gdy to właśnie Jaehyun wyjechał do Ameryki na trzy lata. Jednak w liceum zjednoczyli się ponownie i nawet grali razem w drużynie.

   — Jeszcze chyba nie wiadomo, ale z naszym kapitanem damy sobie radę — odpowiedział kolejny, klepiąc po ramieniu siedzącego obok niego Jeonga, który na pochwałę swej osoby wymusił słaby uśmiech.

   — Promise you, guys, rozwalimy ich i wygramy całe te durne zawody — zapewniał kapitan. — Gdy macie Jeong Jaehyuna w składzie, to niepotrzebne są w ogóle jakieś eliminacje. Wiadomo, że wygramy. — Wzruszył ramionami, podkreślając swą pewność siebie w zdobyciu złota.

   Po jego słowach wybuchł szum wszystkich tam zgromadzonych. Byli zadowoleni z nastawienia kapitana i każdy każdego nagle zaczął nakręcać. Przez to zamieszanie prawie nie usłyszeli dzwonka, który powiadamiał ich o rozpoczęciu się lekcji.

   Szumiące nadal grono skierowało się migiem w stronę klasy, a Jaehyun dopiero po chwili mozolnie podniósł swój plecak z podłogi, a następnie siebie z ławki. Najbliższy mu przyjaciel był z lekka zdziwiony jego ociężałym zachowaniem, przez co poczekał na niego chwilę, by go o nie zapytać:

   — Ej, a co ty taki przybity dziś? — zapytał John, gdy Jaehyun wstał. — Aż mi przykro jak na ciebie patrzę.

   — A nic, taki dzień — odpowiedział wymijająco.

   — To, co żeś w tym telefoniku zobaczył, że ci tak mina zrzedła?

   Wcześniej przyglądał się Jaehyunowi, gdy ten używał telefonu. Zainteresował się tym, co na ekranie jego urządzenia sprawiło, że jego i tak łagodny uśmiech całkowicie zniknął. Szczególnie wydało mu się to tak interesujące, gdy usłyszał jego intensywny wydech przy chowaniu telefonu do kieszeni.

   — Nic takiego — kłamał — po prostu się zamyśliłem i jakoś tak wyszło.

   — To co? Jakieś piwo po szkole? — zaproponował pociesznie rozrywkę na polepszenie humoru.

   — Może być.

   Jaehyun nie mógł skupić się na lekcjach. O mały włos, gdyby tylko Johnny zobaczył, kto był na tym poście, mógłby zacząć łączyć fakty. Jednak nie tylko kwestia przypadkowego ujawnienia się tak go przybiła. Bardziej zabolał go fakt, że to on miał pojechać z Jungwoo na wystawę sztuki, a zamiast tego wybrał się tam z... kimś innym.

   Jeszcze ten komentarz wyraźnie komplementujący Jungwoo. Po cichu zgadzał się z jego treścią, lecz nie mógł pogodzić się z faktem, że ktoś inny go napisał. Uczucie, które przez to się w nim zrodziło, było okropnie frustrujące. Męczyła go świadomość, że wokół otwartego na temat swojej seksualności Jungwoo kręci się inny mężczyzna, który również jest atrakcyjny i... możliwie... tej samej orientacji. Czyżby Jaehyun był... zazdrosny?

ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ

   Na piwie z Johnnym chwilami udawało mu się zapomnieć o zaistniałej sytuacji. Czasem wewnętrznie śmiał się ze swojego nastawienia do tego, że Jungwoo miał innych znajomych... w końcu. Przecież jakieś spotkanie w galerii sztuki nie musiało zaraz oznaczać, że tę dwójkę łączy coś więcej. Nawet pomyślał, że Jungwoo może robić to specjalnie, by tylko wywołać reakcję Jeonga na swoje działania; zwrócić na siebie uwagę, aby delikatnie go rozdrażnić. Co, jak co — udało mu się.

   — Zamawiać kolejne? Już widzę, że kończysz — odezwał się Johnny.

   — Chcesz mnie rozpić, żebym jutro na trening nie poszedł?

   — Ależ absolutnie. Widzę tylko jakie masz wahania nastroju i chyba ci nie weszło.

   — Żeby mi weszło, to musiałbyś się nieźle wykosztować na tym piwie. — Zaśmiał się.

   — Ale zamulasz dzisiaj, seriooo — przedłużył ostatnie słowo w desperacji — przestań. — Uderzył go pięścią w ramię, po czym ten zaczął je sobie głaskać, chociaż sam akt nie był zbyt mocny.

   — Jak mnie uszkodzisz, to tym bardziej będę zamulał. — Uśmiechnął się, ukazując dołki w swych policzkach.

   — A spierdalaj — rzucił i wykonał gest, jakoby odrzucał włosy ze swojego ramienia, gdy te w rzeczywistości nawet nie dosięgały mu do żuchwy.

   Następnie złapał za telefon i włączył Instagrama, żeby tam dostarczyć sobie rozrywki, której Jaehyun nie miał najwidoczniej ochoty mu dostarczać. On tylko patrzył na przyjaciela z łagodnym uśmiechem. Świetnie się bawił, podburzając Suh Johnny'ego swoją obojętnością. Wiedział, że ten nieco starszy chłopak nigdy na poważnie się nie obrażał, szczególnie o takie głupoty, a tylko zabawnie reagował. Naprawdę trudno było wyprowadzić go z równowagi, urazić, czy zranić. Suh wolał wszystko obracać w żart i nie brać niczego na poważnie, oczywiście — z głową. Dzięki temu żyło mu się lepiej. Poważniał jedynie, gdy sytuacja naprawdę tego wymagała.

   — Ej, a to nie jest to zdjęcie, na którym się wtedy zawiesiłeś? — spytał Johnny, zapomniawszy o swej obrazie, pokazując Jaehyunowi telefon... a on wtedy zamarł. — Kim Jungwoo nieźle na ciebie podziałał, co? — śmiał się, gdy Jeongowi nie było za bardzo do śmiechu.

   — Nie... w sensie... nie wiem, czy to jest to zdjęcie. Nie przyglądałem się — tłumaczył się, próbując schować rosnącą w nim panikę głęboko w środku swojego bijącego ze stresu serca.

   — Ten czerwony mi się rzucił w oczy. Na pewno to było to — drążył, nie mając pojęcia, co tym zabiegiem robił właśnie ze swoim przyjacielem.

   — Jezu... możliwe, ale powiedziałem ci, że tu nie chodziło o żadne zdjęcie — coraz bardziej się irytował.

   — Tak, tak. Tłumacz sobie, a nie mi. — Śmieszyła go reakcja Jaehyuna, który w przeciwieństwie do niego łatwo się denerwował. — A ten czerwony to kto w ogóle? — spytał bardziej sam siebie, nie oczekując od Jaehyuna odpowiedzi. Samodzielnie wszedł na profil rockowca i zaczął go przeglądać. — O, ten jest niezły — przyznał, patrząc na posty Yuty z różnych koncertów — myślisz, że są razem? — zapytał już Jeonga, którego serce było gotowe, by wyskoczyć z klatki piersiowej i jednocześnie pozbawić swego właściciela życia.

   W tej sytuacji Jaehyun by nawet nie protestował. Zdecydowanie wolał chwilowo odwiedzić zaświaty, niż kontynuować tak okrutną i dręczącą jego nerwy rozmowę. Już nie wiedział, jak się bronić.

   — Oj, może. Nie wiem. Co cię w ogóle jakiś Jungwoo i jego punk obchodzi? — mówił obojętnie, następnie dokańczając swoje piwo.

   — Widzę, że ten temat ci nie podszedł — prychnął — ale wiesz, że ja też się lubię z tobą droczyć. — Uśmiechnął się usatysfakcjonowany, że udało mu się wywołać jakieś silniejsze emocje w swoim towarzyszu.

   On zaś nie był z tego powodu zbytnio zadowolony, a raczej wykończony kryciem się ze swoim stresem.

   „...myślisz, że są razem? — pytanie to obijało się echem w jego głowie i sam zaczął się zastanawiać, czy na pewno nie musi się obawiać o relację Jungwoo i Nakamoto Yuty. Bardziej przejmował go jednak fakt, że świat jest naprawdę malutki, nawet w tak ogromnym mieście, jak Seul i to, że akurat w tamtym momencie Johnowi postanowił wyświetlić się ten sam post.

   Tak mało brakowało, żeby Jaehyun został przejrzany, gdyż nie mógł zapanować nad swoimi emocjami. Zastanawiał się nad tym, czy jest nadal odpowiednio bezpieczny, kontynuując bliższą znajomość z Jungwoo. Miał nadzieję, że nie opowiedział on nic o ich relacji temu Japończykowi. Miał przecież nie mówić nikomu.

   Mimo ryzyka swojej stosunkowo świeżej znajomości jednak nie przeszło mu nawet przez myśl, by z niej zrezygnować. Pomyślał tylko o tym, że jak już z nim zaczął, to musi go przynajmniej odpowiednio uciszyć.

⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯
2347

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top