𝔁𝓿

— 지금 나를 사랑해

⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯

   Poranek kolejnego dnia nie należał do najlepszych w życiu Jungwoo. Bolała go głowa, jego ciało przyzwyczajone do wygodnej powierzchni materaca zdecydowanie nie czuło się dobrze, leżąc na twardych fotelach wyłożonych jedynie kocykiem, a najgorszy był fakt, że nie pamiętał nic od momentu skończenia wina.

   Przebudził się obok leżącego tyłem do niego Jaehyuna, którego plecy, wyeksponowane na rysunku Jungwoo, wówczas przykryte były nie tylko bluzą z kapturem, ale i szarym kocem aż po samą szyję. Jungwoo zauważył, że jego nie przykrywało nic, a potencjalny ocieplacz w postaci cienkiej kołdry leżał w jego nogach. Wyjaśniało to, dlaczego trzęsący chłód wybudził go ze snu. Z całej resztki sił próbował za pomocą nóg zarzucić na siebie przykrycie lub chociaż podać je bliżej kończyn, które lepiej by się nim obsłużyły. Zadanie to było trudne, lecz nie nieosiągalne. Obudziło to jednak osiemnastolatka obok, który nagle obrócił się w stronę mocującego się z pierzyną Jungwoo.

   — Pomóc ci w czymś? — zapytał bardzo niskim głosem z poranną chrypką, przez którą Jungwoo przeszły jeszcze silniejsze dreszcze, a nieśmiały uśmiech pojawił się na jego twarzy.

   Nie musiał mu nawet odpowiadać, gdy ten sam domyślił się, w czym jest rzecz. Jaehyun ocenił wysokość sufitu nad swoją głową, a następnie zwinnie się podniósł, chwycił odległą kołdrę i zamiast po prostu podać ją Kimowi, rozłożył ją, roztrzepał i przykrył chłopaka, zaraz wracając do poprzedniej pozycji, lecz tym razem twarzą do Jungwoo.

   — Dziękuję — powiedział przez swoje przykrycie, które zaciągnął sobie aż na nos.

   Nie tylko było mu aż tak zimno, ale sam zapach pościeli krzyczał imię Jaehyuna, a Jungwoo był w nim zakochany... w zapachu oczywiście.

   — Która godzina? — spytał, zaraz sam się upewniając za pomocą telefonu.

   — Nie wiem, skupiłem się na tym, jak mi zimno i że boli mnie łeb — westchnął ciężko i schował już całą twarz pod kołdrę.

   — Jedenasta... nie tak źle — po sprawdzeniu odkrył się i zaczął przygotowywać się do wyjścia z samochodu.

   — Nie wychodź, jest zimno — powiedział Jungwoo spod kołdry.

   — Ale zmarzlak z ciebie — zaśmiał się, następnie przedostał się do przednich siedzeń, by włączyć samochód, a wraz z nim ogrzewanie.

   Jungwoo, rozumiejąc, co się właśnie stało, rozszerzył oczy oraz otworzył usta w ekscytacji. Dobrze, że był schowany pod kołdrą, gdyż miły, jego zdaniem, gest Jaehyuna przyprawił go o przyjemne uczucie, które łagodnie połaskotało jego wnętrze.

   Starszy chłopak sięgnął po jedną torbę z siedzenia pasażera i zaraz wyjął z niej wodę, podając ją Jungwoo. Poczochrał mu włosy, by wynurzył się spod kołdry, co zaraz uczynił, a jego źrenice na widok nietkniętej jeszcze butelki wody zmieniły kształt na serduszka — metaforycznie, oczywiście. Zaraz złapał ją w dłoń i podniósł się szybko, by móc się z niej napić. Nie był on jednak tak ostrożny, jak Jaehyun, dlatego chaotyczny ruch sprawił, że zapominając o swoim niemałym wzroście, uderzył i tak bolącą głową w sufit samochodu, przez co zaraz wrócił do poprzedniej pozycji. Karykaturalnie skrzyżował ręce na piersiach, sygnalizując swój zgon — nie tylko z bólu, ale także z zażenowania, jakie odczuł po takim wygłupie na oczach Jaehyuna, który po chwilowym przerażeniu hukiem, zaczął śmiać się histerycznie. Po chwili słuchania tego wybuchu radości Jungwoo postanowił dołączyć do Jaehyuna w odczuwanym rozbawieniu i pomyślał, że nic tylko być dumnym, że jest się powodem do takiej radości Jeong Jaehyuna.

   — Ale nic ci się nie stało? — spytał w końcu Jeong, opanowując śmiech.

   Nie chciał, by jego samochód komukolwiek sprawił krzywdę... a szczególnie temu tutaj.

   — I tak mnie bolało — odrzekł już całkiem spokojny Jungwoo, wspominając o wciąż nieustającym bólu głowy.

   Dalej imitował trupa, lecz tym razem delikatnie uśmiechniętego.

   Jaehyun pomógł chłopakowi wstać do siadu, aby tym razem nic sobie nie zrobił. W końcu ten poszkodowany mógł napić się wody, która jedynie na chwilę uśmierzyła ból. Potrzebował czegoś mocniejszego.

   — Masz jakieś leki, czy coś w tym stylu? — pytał, przekręcając się w całości pod kołdrą.

   — Wódka.

   — Poważnie pytam. — Spojrzał na niego, mrużąc oczy.

   — To nie. Pojedziemy kupić.

   — Jak ci nie zdechnę do tego czasu — mamrotał ociężale.

   — Nie umierasz, to tylko kac — stwierdził, zaczynając z grubsza ogarniać samochód.

   — A czemu ty nie masz kaca, hę?!

   — Ja umiem pić, ko... kontrola najważniejsza, tak — zająknął się, gdy coś jednak wymknęło się spod kontroli.

   — A ja umiem... palić! O muszę zapalić, to mi przejdzie — stwierdził, wychodząc spod kołdry.

   — No chyba cię coś boli, kolego.

   — Głowa mnie boli. Kolego.

   — Jungwoo, fajki zawsze są szkodliwe i myślę, że na bolącą główkę nagle nie pomogą.

   Próbował go zatrzymać najpierw słownie, a potem nawet siłą. Sam nagle w pewnym momencie zatrzymał się, by przemyśleć, czemu to robi. Czemu tak mu zależy? O nikogo wcześniej się wcale nie troszczył, a teraz nagle przejmuje się błahostką, która w żadnym stopniu nawet personalnie go nie dotyka. Pewnie dalej by już odpuścił odwodzenie Jungwoo od tego pomysłu, gdyby sam chłopak nie był mu na tyle uległy, by przy pierwszym poważnym argumencie zmiękł i ponownie ułożył się pod kołdrą.

ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ

   Samochód został ogarnięty przez Jaehyuna po prawie godzinie, a Jungwoo przetransportował się na miejsce wzdłuż tylnych siedzeń, gdzie leżał podczas podróży po leki. Kierowca podjechał pod najbliższy sklep, jeszcze na przedmieściach, by nie wjeżdżać ze skacowanym Jungwoo na tyłach na zatłoczone miasto. Zostawił go na krótką chwilę, by wejść do małego, lecz wielofunkcyjnego sklepiku. Takie miejsca na wsiach i przedmieściach zazwyczaj robiły jako spożywczak, apteka, monopolowy, tytoniowy, cukiernia i piekarnia. Wszystko w jednym i zawsze najlepiej działało bądź smakowało.

   Jaehyun po mniej więcej dziesięciu minutach wrócił z dwoma bułkami obładowanymi w środku składnikami, kolejną wodą, tabletkami i batonikiem. Otworzył tylne drzwi od strony głowy Jungwoo i gdy chłopak wstał do siadu, ten zaczął podawać mu kupione dla niego produkty. Dostał jedną kanapkę, wodę, leki oraz batonika. Nie prosił o nic poza lekami, co sprawiło, że jeszcze bardziej cieszył się z podarków i doceniał ten gest ze strony Jaehyuna. Można było zatem wywnioskować, że Jungwoo nie był mu kompletnie obojętny i postanowił się o niego zatroszczyć.

   — Najpierw zjedz trochę, a potem leki, bo sobie wątrobę zepsujesz — polecił mu, a Jungwoo słuchając go, właśnie otwierał folię od bułki.

   Na znak potwierdzenia ugryzł pieczywo i wystawił kciuka w górę. Jaehyun tylko uśmiechnął się subtelnie przez urok tej sceny, a następnie zamknął drzwi i wrócił na swoje miejsce na ukos od siedzącego z tyłu Jungwoo.

   Postanowił zjeść razem z młodszym chłopakiem, by nie czuł się niekomfortowo, jedząc samotnie. Przy okazji on sam zaliczył śniadanie i nie musiał martwić się o zasłabnięcie w czasie prowadzenia pojazdu.

   — Dosłownie! Ona ma coś z głową — mówił z zaangażowaniem Jungwoo o jednej z wrednych nauczycielek, gdy podczas przeżuwania swoich kanapek postanowili porozmawiać.

   — Za bardzo się interesuje tym, czym nie powinna. Dziewczyno, like mind your business — dodał od siebie Jaehyun, dobrze znając tę personę.

   — A właśnie, co do tego — gotowy, by nawiązać do słów kierowcy, wziął jeszcze łyk wody — twój kolega mi coś powiedział o tobie.

   — Co? Który? Co ci powiedział? To nieprawda — zaczął panikować, zgniatając pustą folię po kanapce.

   — No ja myślę, że to nieprawda.

   — Ale cooo?!

   — Doyoung powiedział mi, że ty mu powiedziałeś, że... — zatrzymał się, by przemyśleć, jak chce mu przekazać tę informację i czy w ogóle chce to robić — że jestem obsesyjny na twoim punkcie. — Podczas mówienia tego nagle zaczął interesować go skład mineralny wody.

   Był znacznie bardziej przykuwający uwagę niż zakłopotane tudzież ciekawe oczy Jaehyuna.

   — To Doyoung, nie słuchaj go. On po prostu... hm... mówi, co mu ślina na język przyniesie i tak... zmyśla właśnie. Na własną korzyść... ale niekoniecznie na czyjąś. Właśnie, dlatego... nie na moją, bo co... myślałeś pewnie, że naprawdę tak uważam, hm? — Jungwoo wyglądał niepewnie i nie wiedział, jak odpowiedzieć. „Wierzyłem, ale nie chciałem uwierzyć? Nie wierzyłem, bo... nie chciałem... wierzyć?”. — Pamiętasz coś, z tej nocy? — zmienił nagle temat, przez co Jungwoo zdecydował się zerknąć na niego, by zaraz znów spojrzeć w dół, przecząco kręcąc głową.

   — Nic, kompletnie. Ostatnie co pamiętam to zerowanie wina jeszcze przed zachodem słońca — wyznał szczerze. — A co? I jak to ma się do...

   — Nic, tak pytam. Byłeś po prostu... zabawny po alkoholu — chciał wspomnieć o pewnym wydarzeniu, jednak z każdym słowem bliżej tego wyznania, tym bardziej wolał jednak o nim nie mówić.

   — O mój Boże, odwalałem coś?! — spanikował.

   — Nieee, po prostu... humor cię nie opuszcza po procentach. Chciałem o tym wspomnieć, zanim się rozstaniemy.

   — Co, już jedziemy do domu? — zapytał smutno, wpychając się w szczelinę między przednimi fotelami.

   — Raczej tak... przesiadasz się do przodu?

   — Chyba wolę tutaj poleżeć.

   — Jasne — odpowiedział z uśmiechem.

   Był dumny z siebie, że sprytnie ominął niebezpieczny temat i Jungwoo nie chciał już do niego wracać. To jeszcze nie był moment na to wyznanie. Dobrze, że nie pamiętał. Jaehyun musiał przemyśleć tę sytuację. Nie wiedział wówczas, czy był gotowy, żeby przeżywać takie coś... jeszcze raz.

ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ

   Jungwoo bezpiecznie dotarł do domu z pomocą Jaehyuna, który osobiście odstawił go prosto pod drzwi. O mało nie zapomniał oddać Jeongowi kołdry, którą przykrywał się przez cały czas od momentu pobudki do tego momentu. Służyła mu odpowiednio, a gdy musiał się jej z siebie pozbyć, poczuł chłód na swoim ciele, przez co jeszcze raz szybko podziękował chłopakowi za spotkanie, odprowadzenie do domu oraz wszelkie podarki, pożegnał się i wręcz wskoczył do domu.

   Po zatrzaśnięciu drzwi Jeong z łagodnym uśmiechem przyglądał się zamkniętej powłoce, trzymając przy tym niechlujnie zwiniętą kołdrę, którą tej nocy oddał Jungwoo. W jego rumianych policzkach pojawiły się dołeczki, gdy odchodząc z ganku, przypomniał sobie o nocnym incydencie. Aż szkoda, że to pijane spotkanie dobiegło końca.

   Osowiały Jungwoo wszedł do głównej części domu i próbował ogarnąć rzeczywistość, do której właśnie wrócił. Czuł, jakby to wszystko, co zostawił za drzwiami, działo się w jego głowie, w śnie, czy w innym uniwersum. Uśmiechnął się szeroko, gdy nagle u jego stóp pojawił się jego ulubiony psi przyjaciel, wesoło machając ogonkiem. Kim zaraz ukląkł, by przywitać piszczącego wręcz ze szczęścia Oboka, gdy ze swojego pokoju wynurzyła się ciocia Jihyun.

   — Jezu, co ty w rowie spałeś? — zagadała jakże miło.

   — Co? Aż tak źle jest? — Wstał, by zajrzeć do lustra w przedpokoju. — Nie no, nie ma tragedii — mówił, poprawiając włosy, sam nie wierząc w to, co mówi.

   Jego fryzura była rozczochrana, korektor i puder zmieszały się niechlujnie, z czymkolwiek jego twarz miała do czynienia, a jego ubrania ciągnęły odorem wódki i papierosów. Dodatkowo w ustach Jungwoo mieszało się pełno różnych smaków, przez które tylko marzył, by umyć zęby... najlepiej płynem do naczyń.

   — Ogarnij się szybko, a będę udawać, że tego nie widziałam — rzekła, wracając do pokoju.

   Ucieszony piesek wciąż machał małym ogonkiem, stojąc u boku Jungwoo, który zaćmiony nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Jeszcze po głowie krążył mu sen z zeszłej nocy. Uwielbiał, gdy śnią mu się podobne rzeczy i na krótki czas może w pełni oddać się swojemu odważnemu ja, czasem nierozsądnie kierującemu jego wyborami. Tym razem czuł to wyobrażenie szczególnie wyraźnie, a same czyny nie były aż tak ekstremalne i nierealne. Dlatego właśnie tak zajmowało mu to głowę.

   „Czemu to nie może być prawdą?” — zastanawiał się podczas prysznica. Zmywał z siebie zepsuty, wczorajszy makijaż, odór wódki oraz papierosów i piasek z włosów, ale jak na złość nie mógł wypłukać sobie myśli, co najbardziej by mu się przydało w tamtym momencie.

   Potem jednak pomyślał o tym, aby przyspieszyć wprowadzanie swojego planu w życie. Nie mogło być to przecież takie trudne... prawda?

   Jaehyun zaangażował się w spotkanie. Kupił prawie wszystko, co pochłaniali podczas wyjazdu, sam zaproponował miejsce oraz czynności. Wyniósł praktycznie całe swoje łóżko z pokoju, by oboje mieli przyzwoite miejsce do spania. Zatroszczył się nawet o to, by Jungwoo nie brał tabletek na pusty żołądek — w głowie tego siedemnastolatka zaś wciąż siedziały słowa Doyounga oraz wszystkie te chwile w szkole, gdzie Jaehyun nawet na niego nie spojrzał, gdy ten próbował zdobyć jego atencję przez całe długości przerw między lekcjami.

  Wyszedł spod prysznica i rozczesał wilgotne włosy. Następnie zawiązał sobie w pasie ręcznik, a gdy przy jednym boku mocował materiał na swoich biodrach, przejechał łagodnie po swojej talii nadgarstkiem, wręcz lekko ją połaskotał. Przeszły go dreszcze i nagle przypomniał mu się jeden wątek w tamtym śnie. Motylki z tamtego miejsca wręcz wyfrunęły, sprawiając Jungwoo uczucie niemałej ekscytacji, którego szczerze już miał dosyć. Czując to, a zarazem wiedząc, że nic nie jest w stanie podziałać, by odpowiednio nakarmić swoje pobudzone ćmy, nie miał ochoty ich po prostu posiadać wewnątrz siebie.

   Wrócił do pokoju, gdzie zaczął szukać swoich domowych ubrań w szafkach. Upewnił się, że zasłony nie odsłaniają żadnej niebezpiecznej szparki, a jego drzwi są w razie czego zamknięte na klucz. Zaraz zrzucił swój ręcznik, zawieszając go niechlujnie na fotelu. W trakcie poszukiwań bluzy i dresów nagle usłyszał dzwonek swojego telefonu.

   — No chyba żart, nie ma opcji — pomyślał, że to zignoruje, lecz potem pomyślał, że może być to coś ważnego. Ludzie zazwyczaj do niego nie dzwonili, stąd ta myśl. Podszedł więc do łóżka, gdzie leżał jego telefon, położył się na materacu i spojrzał na kontakt, który pragnął się wówczas z nim połączyć. „Jaehyun? Po co?” — zdziwił się, lecz potem wziął telefon w dłonie i odebrał. Nie zauważył jednak jednego istotnego szczegółu... — KURWA KTO NORMALNY DZWONI NA KAMERKĘ, JAEHYUN?! — spanikował, gdyż przez sekundę w kadrze widoczne były jego nagie obojczyki, ramiona i nawet kawałek klatki piersiowej... na szczęście tylko przez sekundę, ponieważ zaraz po zorientowaniu się, że jest widoczny dla Jeonga, rzucił telefon na materac i widoczny był już tylko sufit, po chwili zaś tylko kontakt Jungwoo, gdyż wyłączył on udostępnianie obrazu.

   — Kanadyjczycy, Jungwoo — odpowiedział spokojnie, lecz z uśmiechem, od którego zrobiły mu się dołeczki, widoczne na ekranie Kima.

   — To ci powiem, że nie jest to najlepsza chwila na kamerki — mówił wciąż zestresowany.

   Wziął telefon w dłoń i położył na szafkę, w której kontynuował poszukiwanie ubrań.

   — Zauważyłem — przygryzł wargę w uśmiechu, czego Jungwoo nie widział, będąc zatopionym w ubraniach.

   — Po szkole pewnie tak skończę, ale na razie jest jeszcze nadzieja — zażartował, samemu się nie śmiejąc, lecz wciąż w szoku znajdując ubrania i zakładając je na siebie. Jaehyun jednak zawsze był poruszony przez żarty Jungwoo i przynajmniej krótko prychał na nie śmiechem, nawet jeśli nie były do końca zabawne. — Dobra, a czemu dzwonisz...? W sensie... to nie tak, że — skończył się ubierać, zabrał telefon z szafki i rzucił się na łóżko — że nie chcę z tobą rozmawiać, ale widzieliśmy się godzinę temu, stęskniłeś się już? — zapytał, a następnie zaczął zastanawiać się, czy również powinien podzielić się z Jaehyunem widokiem swojej twarzy i już ubranego kawałka ciała.

   — Nie... znaczy się... nie, tylko chciałem powiedzieć, że mam coś twojego. — Pokazał do kamerki opakowanie miętowych papierosów. — Palisz jak smok, bro, już nie ma jednej trzeciej — zauważył, zaglądając w pudełko.

   — A wiesz, że nie mam pojęcia, kiedy ich tyle poszło? Pamiętam tylko pierwszego... no może dwa pierwsze, bo nie da się dobrze nacieszyć jednym — mówił, wyznając chłopakowi, jak wygląda jego życie palacza.

   Niedoświadczony w tej dziedzinie Jaehyun jednak znalazł drugi sens w jego obcych jemu, jako niepalącemu, słowach.

   — Ach, taki jesteś. Dwóch na raz potrzebujesz — zaśmiał się do telefonu, a Jungwoo prychnął, ujawniając chytry uśmiech do wyłączonej kamerki. — Oddam ci jutro w szkole. Tylko tak dyskretnie, bo jakby ktoś zobaczył, że handluję fajkami to kaplica — mówił, jakby wypowiedź tę miał już zaplanowaną.

   — Jasne, na luzie, wytrzymam. Mam jeszcze trzeciego chłopa... elektryk! — Obaj się zaśmiali, gdy Jungwoo sięgnął po błękitne urządzenie, kolejno włączając kamerkę i machając nim przed oczami Jaehyuna.

   Potem ustawił telefon w bardziej przychylnej dla jego wyglądu pozycji i zaciągnął się pachnącym, słodkim dymem.

   — O, ubrałeś się już — zauważył, gdy chłopak wypuścił gęstą chmurkę, maskującą na chwilę jego twarz.

   — Ach, jaki spostrzegawczy jesteś — rzekł udawanym, wysokim głosikiem i zatrzepotał wilgotnymi rzęsami — mógłbyś mnie tak w szkole zauważać — dodał, nagle zmieniając ton na znacznie niższy i przewracając oczami.

   — Um... tam jest... za dużo bodźców po prostu — nagle przestał patrzeć w telefon i błądził wzrokiem gdzieś po kątach swojego pokoju.

   Był tak łatwy do rozgryzienia, ale to Jungwoo akurat był tym realnie ślepym w tej relacji.

   Jaehyun za bardzo próbował kryć swoje przekręty, niepewność, czy zwyczajne kłamstwa i dlatego nie wyglądał zbyt naturalnie, zaginając rzeczywistość na swoją korzyść. Jungwoo jednak nie znał go na tyle, by z łatwością ocenić, czy mówił on prawdę, czy też nie. Był zaślepiony głupim uczuciem, które zawsze znalazło usprawiedliwienie nawet najgorszego uczynku Jeonga. Za bardzo skupiał się na samym jego zdobyciu, pomijając przy tym własne zdrowie psychiczne i przyszłość, która przecież budowana była ówcześnie na kłamstwach... ale po co przejmować się tym wszystkim, skoro to i tak jest nierealne?

   — To do jutra! — pożegnał się z Jeongiem po jeszcze chwili krótkiej konwersacji.

   Cieszył się, że jeszcze jeden raz tego dnia miał z nim styczność i to jeszcze z jego inicjatywy, której sam Jungwoo pewnie by nie wysunął przez strach.

   Nie mógł się doczekać następnego dnia. Wszystko miało być już inaczej. Sam Jaehyun zapowiedział, że mieli się zobaczyć, zwróciłby na niego uwagę, a nawet by porozmawiali. Może i byłaby to tylko chwila, podczas której wymieniłby się z nim paczką papierosów w miejscu, gdzie nie byłoby ludzi, ale wciąż... zwróciłby na niego uwagę.

⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯
2771

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top