𝓿𝓲𝓲

— 지금 나를 사랑해

⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯

   Lekcja się skończyła, a Jungwoo mógł wreszcie opuścić salę historycznych męczarni. Jego nos był czerwony, a jego oczy mokre, gdyż nieustanne ziewanie wywołało w jego organizmie tenże łzawiący odruch. Idąc korytarzem, wyciągnął z plecaka chusteczkę, w którą zaczął wydmuchiwać powstałe podczas ziewania wydzieliny. Był to dość zastanawiający widok dla niewtajemniczonych gości korytarza szkolnego. Jego oczy się szkliły, a chusteczka jeszcze bardziej poczerwieniła jego nos poprzez tarcie. Kusząc się o stwierdzenie, iż Jungwoo wyglądał, jakby płakał, można było zauważyć, jak jedni przez nieznajomość tylko zastanawiająco go obserwowali, a inni, mimo iż doskonale znali jego postać — tym bardziej nie chcieli reagować, jedynie oceniając po cichu.

   Wrzucił chusteczkę do najbliższego po drodze kosza i dalej zmierzał w kierunku kolejnej sali, w której niedługo miał mieć lekcję. Na jego twarzy bez makijażu dokładnie było widać zaczerwieniony nos oraz zmęczone oczy. Zauważył je Jeong Jaehyun, gdy z kilkoma kolegami siedzieli na ławce na korytarzu, którym akurat przemieszczał się Jungwoo. Widok takiej twarzy w połączeniu z poprzednią obojętnością zaczął martwić Jaehyuna. Jungwoo wyglądał, jakby płakał, a do tego dochodziła jeszcze powaga na jego twarzy, która wyglądała, jakby nie mógł jej teraz tknąć najzabawniejszy żart.

   Jaehyun spuścił wzrok. Udawał przy kolegach, że nic się nie stało i nic go nie trapi — choć było delikatnie inaczej. Nie mógł nic poradzić na odczuwalną w tamtym czasie troskę o tego... dziwaka, któremu się podoba. Ten dziwak w swej dziwności był jednak nieco intrygujący, ciekawy i... atrakcyjny. Jaehyunowi też mimowolnie podobał się sposób, w jaki Jungwoo zawstydza się przy nim. Miało to swój urok. Teraz jednak nie był ani zawstydzony, ani zaczarowany. Obojętna, poczerwieniała twarz nie wyglądała zbyt dobrze na tym zazwyczaj rozpromienionym nastolatku.

   Zauważając wyciszenie kapitana, który zgubił się chwilowo w swoich myślach, jego znajomi zaczęli go zagadywać:

   — Co tak cicho siedzisz? — zaczął siedzący najbliżej niego chłopak, przez co Jaehyun dynamicznie podniósł głowę.

   — A co mam mówić? — Jaehyun nawet nie wsłuchał się w temat debaty jego towarzyszy, więc nie miał nawet jak się w niego wkręcić.

   — Nie wiem, poobgadujmy laski — zaproponował ten sam uśmiechnięty osobnik.

   — Przecież wiesz, że ja nie obgaduję ludzi. — Przewrócił oczami.

   — Ale wiesz, o co mi chodzi. Na przykład, widziałeś, jak Soyun dziś wygląda? Człowieku! — zachwycał się, ignorując niechęć Jeonga do rozmowy.

   — Nie i nie chcę o tym rozmawiać. — W tym momencie już nawet na niego nie patrzył.

   — Ona jest taka...

   — Czego nie rozumiesz w zdaniu „nie chcę o tym rozmawiać”? — Zwrócił na siebie uwagę całej grupki przez stanowczo wypowiedziane słowa.

   — Potrzebujesz rozrywki chyba, bo jakiś spięty jesteś — zaproponował inny kolega, lecz nic z tym faktem niedane im było zrobić, gdyż zabrzmiał dzwonek na lekcję.

   — To się rozerwaliśmy — zironizował Jeong, po czym podniósł się z siedzenia, a następnie cała grupa skierowała się do klasy bez większego przykuwania uwagi do wcześniejszego zachowania kapitana.

   Jaehyun nie lubił rozmawiać o dziewczynach. Płeć żeńska w rozmowach kolegów szczególnie mu się nie podobała przez niestosowne epitety i fantazje wychodzące z ust kolegów, które były jeszcze bardziej odpychające. Ogólnie nie podobało mu się rozmawianie o ludziach, a raczej ich obgadywanie, co często praktykowali jego znajomi. Nie całkiem chodziło o to, że w jego mniemaniu było to niemoralne, ale raczej zwyczajnie bał się on czegokolwiek dopowiedzieć w podobnych kwestiach. Gdyby coś wypłynęło poza krąg rozmówców, mógłby mieć spore kłopoty wizerunkowe. Jego reputacja zaś była jedną z ważniejszych dla niego wartości. Dlatego uważał na słowa.

   Lubił jednak rozmawiać o... sobie. O swoich dokonaniach, planach i zainteresowaniach. W tym temacie mógł powiedzieć wszystko — i mówił wszystko, co najbardziej korzystne, mimo że czasem nie było to całkowicie zgodne z prawdą. Sprawiało mu przyjemność zwracanie uwagi na swój wygląd, który na głos adorował codziennie przed lustrem i pragnął, aby każdy tak samo go podziwiał, jak nie bardziej.

   Jednak nie każdy wiedział, że to tylko pozory, bo nie umiał szczerze pokochać siebie. Dlatego lubił towarzystwo fanek, które co drugie słowo pochwalały całego Jeong Jaehyuna z góry do dołu. Podbudowywało to jego ego i mógł dzięki temu uwierzyć w szczerość komplementów. I dlatego też nieszczególnie przeszkadzało mu zainteresowanie Jungwoo jego osobą.

ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـᥫ᭡ﮩ٨ـﮩﮩ٨ـ

   — Mark, jestem najbardziej spierdoloną osobą na ziemi — wyżalał się Jungwoo napotkanemu na swojej drodze znajomemu, z którym postanowił przejść się po korytarzu.

   — Czemu? — Mark nie lubił, jak Jungwoo siebie obraża. Nikt nie lubi, jak obraża się jego sympatię, a szczególnie jeśli ona sama to sobie robi.

   — Jaehyun dziś na mnie spojrzał, a ja to zignorowałem. Boże, no debil. — Puknął się kilka razy w czoło, kiedy Mark wyraźnie stracił zapał, jak za każdym razem, gdy poruszali ten temat.

   — I co z tego? — spytał obojętnie.

   — Co z tego? Pomyśli sobie, że go nie lubię albo coś w tym stylu...

   — Myślę, że nawet nie zwrócił na to uwagi. Ma tyle innych znajomych, a z tobą spędził zaledwie kilkanaście minut w samochodzie.

   — Ale jakie kilkanaście minut... rozmawialiśmy, Mark... i było strasznie ekscytująco — zaślepiony wierzył w swoje słowa, mimo że prawda była delikatnie inna...

    — Gadaliście o nim i o szkole. Faktycznie ekscytujące — ironizował, będąc przybitym fascynacją Jungwoo każdym najmniejszym ruchem Jaehyuna. — Może nawet nie patrzył konkretnie na ciebie. Nie przejmuj się tym — wrócił do głównego tematu, nie chcąc, by Jungwoo było przykro.

   — Oby jednak nie patrzył na mnie, bo dziś wyglądam znacznie gorzej niż wtedy. Dziś nawet nie byłem w kiblu się przejrzeć.

   — Dude... wyglądasz pięknie. — Ustali w miejscu, a ich spojrzenia się spotkały. Gdy Jungwoo bez większych emocji patrzył na niższego od siebie Marka, ten szybko zawstydził się tym wydarzeniem i spuścił wzrok, następnie próbując puścić w niepamięć przed chwilą wypowiedziane słowa: — Każdy ma czasem bad look day, a jak Jaehyun patrzy na wygląd, to nie... nie masz się o co martwić. — Chciał powiedzieć, że w takim razie Jeong nie zasługuje na Kima, ale w przypadku Jungwoo... on jest naprawdę atrakcyjny w każdej swojej postaci, więc nie ma powodu do obaw.

   — Nawet taki no make-up? — pytał, przeglądając się w podręcznym lusterku. — Jeszcze mam wory pod oczami. Ostatnio moje wysypianie się nie idzie dobrze. Wiesz, jak działa miłość.

   „Miłość...?” — pomyślał Mark.

   Uznał za absurdalne nazywać kilkumiesięczną sympatię miłością w przypadku praktycznie zerowego kontaktu. Nie chciał jednak swojego zdania wplatać w tę rozmowę.

   „A co ja właściwie tam wiem...”

   — Um... poniekąd... — niechętnie odpowiedział, po czym zapanowała chwilowa cisza, której już nie chciał dłużej zakłócać zbędnymi słowami. Jungwoo i tak go nie słuchał. — Wiesz, muszę już iść. Mam zaraz sprawdzian.

   — Okej, to powodzenia. Trzymam kciuki. Pa!

   — See ya. — Odszedł zasmucony.

   Wiedział o bardzo silnym zauroczeniu Jungwoo, w którym próbował go pozornie wspierać przez te miesiące, lecz nie sądził, że w końcu tak zaboli go to całe pomaganie. Czuł, że miał związane ręce metalowym drutem i nie ma już możliwości uwolnić się z tej sytuacji. Chyba że ktoś pomocny przyjdzie z piłą do metalu... ale to by było dość... ryzykowne. Za każdym kolejnym razem jednak miał nadzieję, że Jungwoo przychodząc do niego, nie będzie wplatał Jaehyuna w rozmowy — lecz nadzieja matką głupich. Stracił szansę, której nawet nie wiedział jak wykorzystać. Teraz skazany został na cierpienie przez tę nieszczęsną nieśmiałość.

   Jungwoo poszedł do toalety, wiedząc, że zaraz zaczyna się lekcja. Potrzebował jednak chwili dla siebie oraz odstresowania — na swój sposób. Łazienka była dziwnie pusta i tylko jedna kabina z pięciu była zajęta. Każdy miał świadomość zaraz rozpoczynającej się lekcji, dlatego pewnie już duża część uczniów była pod odpowiednimi salami. Lepiej dla Jungwoo, który mógł w spokoju zredukować swój stres.

   Podszedłszy do lustra, przyjrzał się dokładnie swojej twarzy. Delikatne szarawe cienie pod oczami, kilka zaczerwienionych miejsc na policzkach i brodzie, maleńki wyprysk nad lewą brwią i suche usta.

   „Przecież jest tragicznie. Czemu Mark kłamał?” — pomyślał, następnie jeszcze bardziej przesuszając usta e-papierosem, którego duży pokład dymu wpakował sobie do płuc.

   Wraz z wypuszczeniem niemałej chmury brzoskwiniowej do łazienki postanowiła wejść kilkuosobowa grupka chłopaków. Jungwoo przeraził się i zaraz szybko wskoczył do najbliższej kabiny, gdy wśród nich zobaczył...

   — O kurwa, mocny zawodnik — powiedział Johnny, gdy wprowadziwszy grupę do łazienki, zauważył białą mgłę zanikającą powoli z każdą sekundą w gazowej mieszaninie zwanej powietrzem, którą zaczął przeganiać ręką.

   — Niezła chmura, stary — zaśmiał się umięśniony krótko ścięty brunet, zaczynając z dużą siłą uderzać w drzwi, za którymi skulony na sedesie siedział Jungwoo.

   Grupka koszykarzy zdążyła zauważyć, że zadymiarz chowa się do tej kabiny, jednak na jego szczęście, nie znali jego tożsamości i nie mogli jej poznać, póki sam by im się nie ujawnił, wychodząc z kabiny.

   — Daj spokój, Bin. Rób, co miałeś zrobić i lecimy — odezwał się kapitan drużyny koszykarskiej, który z jej małą częścią zdecydował się przyjść do toalety.

   Yunbin wykonał rozkaz i poszedł załatwić swoją potrzebę, a pozostała trójka chłopaków podeszła do luster. Jungwoo w tym czasie siedział zestresowany cztery razy bardziej, niż wcześniej, a wtedy nie było wcale tak źle. Z nogami przyciśniętymi do klatki piersiowej, jakby jego życie od tego zależało, siedział na klapie sedesowej i wyczekiwał momentu wyjścia całej tej gromady z łazienki. W międzyczasie zabrzmiał dzwonek, więc jego spore spóźnienie na lekcje było gwarantowane. Nie chciał jednak narażać się na szyderstwa sportowców i potencjalny rozgłos o swoim nałogu.

   — Dobra, idziemy — ogłosił Yunbin po skończeniu załatwiania potrzeby i pociągnął całą grupę chłopaków za sobą. W tym i Jaehyuna.

   Wciąż wystraszony Jungwoo zaciągnął się jeszcze raz elektrykiem i postanowił zaraz potem opuścić toaletę. Czując się na domiar bezpiecznie, wyszedł z pomieszczenia i znajdując się trzy kroki od niego, spojrzał na korytarz po prawej stronie, gdzie zauważył ludzi. Była to tamta grupka koszykarzy, która przed chwilą zrobiła to samo, co Jungwoo w tym momencie. Wpatrywał się w nich krótko, aż w końcu wystraszył go jedyny wśród nich blondyn, który nagle się obrócił, jakby wyczuł, że ktoś go obserwuje. Łapiąc daleki i chwilowy kontakt wzrokowy, Jungwoo wziął nogi za pas i z prędkością światła ruszył w stronę schodów ustawionych prostopadle do korytarza, którym szła tamta czwórka.

   Jaehyun go rozpoznał, a reakcja chłopaka na ten kontakt wzrokowy wywołała słaby uśmiech na jego twarzy. Już się o niego nie martwił, gdyż nie wyglądał na szczególnie przygnębionego w tamtym momencie. Zdobył się nawet na szybkie oddanie mu uśmiechu, zanim się ewakuował. Miał tylko nadzieję, że to nie on był tym, który wypuścił tę ogromną chmurę na pół łazienki...

⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯ 🍑⎯⎯⎯⎯⎯⎯⎯
1657

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top