8#

~Magnus~
Z dumą i satysfakcją patrzę na mój skończony projekt. Jeden za mną. Jeszcze z sześć... Ale mam cały miesiąc.

- Magnus... - słyszę głos Alexandra, więc natychmiast się odwracam z myślą, że się obudził. Pf...

Mój Anioł rozciąga się po łóżku jak seksi kociak, z błogim uśmiechem na ustach. Ma zamknięte oczy, więc pewnie śpi. Upewnia mnie w tym fakt, że nie reaguje na miauczącego Prezesa, którego gniecie. Kot patrzy na mnie wzrokiem "człowiek, kurwa, ratuj przed człowiekiem" ale ja tylko cicho się śmieję. No dobra, nie będę wredny...

Wstaję z krzesła i podchodzę do łóżka. Kładę dłoń na boku Alexandra i pcham go na drugi bok, a stary kot czmycha z łóżka. Kładę mojego męża z powrotem na plecy i mam zamiar wrócić do biurka, ale "ktoś" chwyta za mój kołnierz.

Odwracam głowę na niego, gdy ten ciągnie mnie do siebie mocno, a ja padam na jego klatkę piersiową. Podpieram się rękoma po jego bokach i unoszę trochę, podczas gdy Alexander nadal nie puszcza mojej koszulki.

- Kładź się... - zaczyna marudzić, dalej nie otwierając oczu.

Ale co ja się dziwię? Są mu niepotrzebne. Tylko nie mam pojęcia, czy on dalej jest pogrążony we śnie, czy nie.

- Muszę wziąć prysznic. Ty też. I coś zjeść, bo jestem głodny. Ty też. I przebrać się w piżamę. Ty...

- Tak, "ty też"... - przerywa mi zaspanym pomrukiem. Chyba jednak nie śpi...

- Ty śpisz, czy nie? - pytam w końcu.

- Jakbym śnił, to bym miał otwarte oczy i cię widział, idioto.

- No tak... Wybacz - przepraszam go nieco skruszony.

Dlaczego ja ciągle muszę paplać takie głupoty?

- I wracając... Zostawmy prysznic na jutro rano. Po jedzenie to możesz pójść. A spać możemy na golasa, po co piżama?

Parskam śmiechem rozbawiony jego szczerością, jednak jestem bardzo zainteresowany złożoną propozycją.

- Tia... Makijaż tylko zmyję. No i idę po te jedzenie - staram się wstać, ale jego ręce wciąż zaciśnięte na mojej koszulce mi to uniemożliwiają. - Ale wiesz, że musisz mnie puścić, bym robił za twoją służącą?

- Nie zostawiaj mnie samego...

Momentalnie poważnieję, gdy to słyszę. Jego ton się załamuje, jakby z sekundy na sekundę miał zacząć płakać. Do tego jego szczerość, o którą wiem, że będę walczył, bo nie będzie dawał sobie pomóc całkiem dobrowolnie.

Ale teraz jest... Spoglądam na zegarek... 23, a on w nocy zawsze jest szczery. Nie chcę, żeby jutro to się zmieniło...

- Dobrze - szepczę i głaszczę go po głowie.

Widok na jego twarz daje mi tylko promień światła od lampki na biurku, ale mogę dostrzec jego mimikę. Wypuszcza powietrze, tym samym luzując uścisk na mojej garderobie.

- Dobra, idź - mówi, po czym mnie puszcza.

- Na pewno? - dopytuję z troską i całuję go w nosek.

Mężczyzna w odpowiedzi kiwa głową w górę i w dół. Odsuwam się, cały czas na niego patrząc, podczas gdy on obraca się na brzuch i wciska głowę między poduszki. Lekko klepię jego pośladek przez kołdrę i idę, by szybko załatwić swoje czynności.

Gdy już wchodzę do sypialni z talerzem kanapek, zastaję go śpiącego na jednym boku. Kazał mi zrobić żarcie, którego teraz nie zje. Co za żul.

Kręcę głową, rozbawiony zachowaniem mojego męża i siadam przy jego plecach, a talerz kładę na szafkę obok łóżka. Jedząc kanapkę, przykrywam go lepiej kołdrą, a potem biorę telefon do ręki.

Ja: Hejoo. My już w Polsce jak cuś 👌😘 napisz reszcie bo mi się nie chce XD

Nicole: No wiesz ty co?! Kiedy wróciliście?!

Ja: Dziss...około 17

Nicole: Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej -_- i dlaczego mnie budzisz. Teraz nie zasnę przez ciebie. A jutro mam do pracy, Bane!

Ja: Uspokój się 😂😂👌 wpadniecie jutro? Jeśli macie czas łoooczywiście.

Nicole: Nie baw się w Łooowicza.

Nicole: Nino na pewno ma bo i tak siedzi przy kompie, a ja z Mają kończymy o 17 😘 także upichć jakąś kolację 👌👌👌

Ja: Pf xD Boże ile ja będę musiał stać w kuchni by wykarmić 4 mordy w tym siebie....zamówię coś.

Nicole: Zamówisz? Głupi jesteś 👏👏👏 a Alec jutro pracuje?

Ja: Nieee.

Nicole: Nie? Asmodeus ma dobrą duszę? 😶

Ja: On już tam nie pracuje, Nicki.

Nicole: Co? O.o czemu? Za co te cwele go zwolnili, co? Idziemy ogolić im głowy? Nino załatwi golarki 😝

Ja: Chciałbym 😱😀 ale chodzi o coś innego. I się dowiecie jutro na kolacji 😜

Nicole: Um...mam się bać?

Ja: Nie bo nie zaśniesz i będziesz mi prawić kazania że to moja wina.

Nicole: Bo była by to twoja wina 👌

Ja: Ta ta 😒 dobra, DOBRANOC do jutra 💖💖💖💖

Nicole: To o której mamy włamać ci się do mieszkania?

Ja: Hym....18 👌👌

Nicole: 👌👌👌

Ja: 👌👌👌👌👌

Nicole: 👌😒

Ja: 😏

Ja: 👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌👌❤

Odkładam szybko telefon, by nie czytać jakiś tekstów typu "z czarnej dziury się urwałeś" i jem jeszcze drugą kanapkę. Po czym widzę, jak nasze dzieci wskakują na łóżko. Postanawiam iść już spać.

Zrzucam kołdrę z Alexandra, by ściągnąć mu spodnie, bo przecież nie będzie spał w jeansach. Kiedy mi się to udaje bez obudzenia go, kładę tą część ubioru na podłogę. Podchodzę jeszcze do biurka, by zgasić lampkę i w ciemności kieruję się do łóżka, starając się nie kopnąć w szafkę nocną. A Alexander ma tak cały czas. Biedak...

Najgorsze jest to, że ja nawet mógłbym go karmić, z chęcią wręcz, i nie wstydził bym się poprosić go o pomoc, gdyby było na odwrót. Ale ta jego duma... Nie pozwoli mi na zbyt wiele, mówiąc ciągle, że "nie jestem kaleką" i inne podobne tego typu teksty.

Cóż... Dam mu wolną rękę. Będzie mógł nawet robić sam tosty, o ile ja będę obok. O tak, taki warunek mu postawię, jeśli będzie bojowo nastawiony względem mnie.

Z tym oto moim planem, sam ściągam spodnie i się kładę. Przytulam mojego męża, stając się dużą łyżeczką i obojga nas przykrywam kołdrą.

- Wszystko będzie dobrze... - szepczę nad jego uchem. - Pomogę ci. Obiecuję - po tym całuję go delikatnie w bark i kładę już głowę na poduszkę, mocniej go do siebie dociskając...

*****
~Alec~
Otwieram oczy wybudzony ze snu. Cieszę się, że widzę jasne plamki, które informują mnie o źródle światła. Gdybym widział całkowitą ciemność, wolał bym już wskoczyć do piekła. To to samo.

Przecieram oczy i siadam na łóżku. Rozkładam ręce na boki, macając kołdrę i pościel, ale nie czuję mojego ukochanego. Co za niewychowany zgred... Tysiąc razy mu mówiłem, że nie lubię się sam budzić. A ten dalej spierdala mi z łóżka jak tylko otworzy swoje ślepia.

Przekręcam głowę w stronę okna. Jasna plama wypełniał pole mojego widzenia, więc wiem, że jest już ranek. Albo południe, nie mam pojęcia. Siadam na krawędzi łóżka i spuszczam stopy na panele. Dopiero teraz, gdy wyszedłem spod kołdry, zdaję sobie sprawę, że mi zimno. Potrzebuje skarpetek.

Wstaję i skręcam w bok, kierując się do szafy z wyciągniętymi przed siebie rękami.
Już chyba wiem, co jest najgorsze w ślepocie. Nie wiesz, co cię czeka. Nawet, gdy jesteś pewny gdzie idziesz i co robisz, i tak nie masz całkowitej pewności. Dlatego tak ważne jest mieć jakiegoś pomocnika... A ja mam wrażenie, że swojego odtrącam... Ale to zmienię. Gdyby było na odwrót, też bym chciał mu pomagać w każdej najdrobniejszej czynności...

Wow... Mam szczęście, że sam to sobie uświadomiłem. Inaczej skończyło by się na kłótniach.

Drzwi szafy znajdują się już pod moimi dłońmi. Zjeżdżam nimi w dół, jednocześnie kucając, by dojść do dolnej szafki. Znajduję ją i otwieram, zaczynając w niej szperać.

Ciekawe, jakie ja skarpety nałożę... Bo nie są połączone parami, każda żyje własnym życiem. Pamiętam, jak Magnus miał jakąś obsesję na punkcie chodzenia w dwóch różnych skarpetkach, bo "było to modne" a gdy widział mnie w jednej parze, sam mi jedną ściągał i nakładał drugą...

*****
- Alexandrze! - krzyczy wściekły Magnus, kiedy staje nade mną, gdy ja siedzę sobie na kanapie i jem lody.

I oglądałem Niesamowity Świat Gumballa. A teraz mój mąż mi przerwał.

- No co? - pytam znudzony, unosząc wzrok na jego twarz.

- Co ty masz na sobie?

- Ee... Ubranie? - wzruszam ramionami i odkładam pudełko lodów na bok, bo nie wiem, co mnie czeka.

- Jedną parę skarpetek! - wyrzuca ręce w górę w akcie desperacji, a ja nie mogę powstrzymać cichego śmiechu z jego osoby.

- No i?

- Kurwa, masz - rzuca we mnie skarpetką.

- Nie nałożę różowej - mruczę zirytowany, przyglądając się materiałowi w mojej dłoni. W tym czasie Magnus łapie za moją nogę i ściąga jedną ze skarpet. - Dobrze się czujesz, kochanie?

- Mam modowe załamanie - tłumaczy, sam nakładają na moją stopę skarpetkę z Różową Panterą...

****
Śmieję się cicho na te wspomnienie, i ogarniam, że w rękach mam jakieś dwie skarpety. Nakładam je na stopy i sunąc ręką po ścianie, idę w stronę drzwi. Wychodzę z sypialni i teraz zaczyna się tor przeszkód. Bo by trafić do kuchni, z której słyszę jakieś dźwięki, muszę przejść przez salon pełen mebli i potem jeszcze przez skrzyżowanie w krótkich korytarzach.

Ostrożnie drepczę po salonie. Narazie jeszcze żyję. Pomyślałem, po czym się potknąłem o podnóżek i wyjebałem z głośnym hukiem.

- Ja pier... - mamroczę w chuj zirytowany i wstaję powoli.

Magnus na szczęście nie słyszał tego dźwięku godnego wybuchu wojny atomowej, bo nie słyszę jego zdesperowanych krzyków i kroków.
Wzdycham i odchylam nogę w bok. Czuję kanapę. Schylam się nieco, by dotknąć jej siedzenia i idę tak do przodu.

Kiedy się kończy, moje palce znajdują się na małej półce. Obchodzę ją i tak mija mi cała droga do kuchni - na macaniu każdego przedmiotu i omijaniu go.

Kiedy w końcu jestem przy wejściu do kuchni, do moich nozdrzy dochodzą świetne zapachy potraw. Co on tam pichci i na jaką okazję?

Dotykam progu wejściowego i w nim się zatrzymuję.

- Magnus? - odzywam się.

- O, już wstałeś - mówi rozpogodzony azjata, a ja za moment czuję jego dłonie na moich biodrach. Swoimi jadę po jego rękach, aż nie dojeżdżają one na barki.

- Ile razy mam ci powtarzać, ty pieprzony, ranny ptaszku, że nie lubię sam się budzić? - bardziej stwierdzam niż pytam, a do mojego tonu dodaję nutkę wyrzutu.

- Aj, wybacz, Aniele - krótko muska moje usta. - Ale muszę gotować na wieczór, banda zjebów przyjdzie.

- Aa... - przytakuję. - To która jest godzina?

- Dwunasta.

- Więcej przespałem więcej wczorajszego dnia, niż królewna Fiona w całym pobycie w wieży - mamroczę rozczarowany swoim mózgiem, który wczoraj tak wiele razy się wyłączał. I to na tak długo.

Magnus zaczyna chichotać, ale nagle przestaje, a ja nie wiem, o co chodzi.

- Fajne skarpetki - prycha rozbawiony.

- Mhm... Możesz mi oszczędzić upokorzenia?

- Nie. Jedna jest w Hello Kitty, nie wiem, skąd ją mamy, a druga czarna w niebieskie gwiazdki.

- Przypinam się do twojego pytania. Skąd w naszej szafie Hello Kitty? - przekręcam głowę w pytającym geście.

- Może Maja ją zostawiła, gdy tu nocowała - śmieje się. - Wybacz, honey, ale zaraz sos mi się przypali - mówi i odchodzi ode mnie, a mnie znowu ogarnia uczucie niewiedzy nad własnym położeniem.

- A co robisz?

- Lazanię. Sernik...

- Bez rodzynek! - przerywam mu natychmiast.

- Wiem... - śmieje się cicho i kontynuuje. - I sajgonki.

- Tajskie?

- Tajskie.

- Kocham Cię.

- Ja Ciebie Też, bejb. Na stole masz śniadanie. Jeszcze ciepłe, bo wiedziałem, że za wcześnie się nie obudzisz. Jajecznica i tosty. Obok stoi herbata, uważaj, bo gorąca. I jeszcze mleczna kanapka.

- To już wiem, co zjem najpierw - mówię z uśmiechem i powoli kieruje się do stołu.

Odnajduję krzesło i siadam na nie. Dotykam blatu i czuję krawędź talerza. Nie będę sprawdzał jego zawartości, bo zepsuję jajecznicę.

Ostrożnie jadę ręką w bok, ale cofam ją, gdy napotykam gorąca szklankę. Nienawidzę gorącej herbaty. Trzeba czekać, aż te płynne gówno ostygnie, żeby się w język nie poparzyć...

Wdrażam w ruch drugą dłoń i po drugiej stronie talerza natrafiam na słodycza, którego opakowanie kusząco zaczęło szeleścić...

Hejo 💖😘😘
Dziękuję za gwiazdki i komentarze 💖💖💖
I miłego dnia 😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top