7#

~Alec~
- Co? - pytam cicho, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałem.

Naprawdę jest nadzieja..?

- Witrektomia - mówi Ben. - Wielu ludzi dzięki temu odzyskało wzrok. Zabieg jest ryzykowny, no ale... Można spróbować.

- Nie oślepnę drugi raz - mówię. - Musimy spróbować. Tak? - odwracam głowę w stronę Magnusa, czując przypływ energii, która daje mi nadzieję. Żmudną, ale jednak.

- Oczywiście, że tak - oświadcza wesoły Magnus, na co uśmiecham się delikatnie.

Skoro on wierzy, że się uda, to może ja też powinienem...

****
Jemy kolację, a rodzina traktuje mnie w miarę tak, jak chciałem. Czyli normalnie.
Ostrożnie widelca, którego trzymam w ręce, przybliżam do swojego talerza. Szturcham nim coś miękkiego, chyba ziemniaki. A może kurczak?

Przez tą ślepotę nie potrafię nawet normalnie jeść... Czyli będzie przeszkadzać mi to w najprostszych czynnościach... Ta operacja musi się udać. Nie wiem, jak długo tak pociągnę...

- Alec? - pyta mama. - Nie możesz sobie poradzić?

- Co? - pytam, obracając to w żart, mimo, że nie śmieszy mnie sytuacja, w której się znalazłem. - Po prostu nie jestem zbytnio głodny, ale kolacja pyszna, mamo - uśmiecham się delikatnie.

Chyba do niej, bo z tego, co słyszę, siedzi przede mną. Żeby moje słowa brzmiały wiarygodnie, nabijam coś na widelec i unoszę do ust... Okey, trafiłem w ziemniaka. Na szczęście, bo od kurczaka umazał bym się zapewne sosem. Mam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią. Jezu, no...

- A jak tam mały, co, Jace? - pytam, chcąc zacząć jakiś temat.

- A dobrze - odpowiada brat. - Dostał tylko ostatnio lufę z matematyki - wzdycha.

- Wdał się w ojca - zadziorny usmieszek wkrada się na moje usta, i słyszę cichy śmiech Izzy. Jest coraz normalniej.

- Pf - prycha Jace i chyba zapycha sobie czymś usta, bo słyszę głośne mlaskanie. A nikt nie je w taki sposób jak on.

Przez resztę kolacji rozmawiamy na różne tematy. Głownie związków. Izzy mówi jak się poznała z Benem, Jace opowiada jak tam z Lydią, a Max ciągle powtarza, że nie ma dziewczyny, kiedy tylko mama dopada go z wywiadem.

A mi przypominają się przyjaciele moi i Magnusa. Ta banda zjebów, z którymi nadal jesteśmy zżyci. Od kilka lat Maja jest z Nicole. Nie mówią, czy są lesbijkami czy bi, ale widać, że są szczęśliwe, więc my też się cieszymy. Pracują jako sekretarki w jakiejś mniejszej firmie. Nino został grafikiem komputerowym. Głównie od gier. Bo przecież nie mógł pójść na nic innego.

Akurat przypomniałem sobie o mojej robocie w korporacji. Jak ja mam teraz pracować..? Praca przy biurku wymaga wzroku. Liczenie, pisanie, czytanie i inne takie. Będę musiał się zwolnić. Po prostu idealnie... Jedyny plus jest taki, że nie będę musiał wstawać o 6 rano.

Siedzimy tak jeszcze chyba godzinę, kiedy w końcu Izzy jedzie z Benem do jego mieszkania. Oczywiście wcześniej jeszcze Magnus wymienia się z nim numerami, by doradził w sprawie tej operacji. Jest studentem na farmakologii, więc zna się na tych rzeczach. Jace wraca do Lydii, Max idzie do swojego pokoju. Czuję, że ten zgred coś ukrywa...

Przy stole zostajemy tylko ja, Magnus i mama. Kobieta siedzi na krześle obok nas, bo słyszałem, jak się dosiadła, a azjata wziął mnie na swoje kolana. Siedzę bokiem, opierając głowę na jego ramieniu. Zamykam oczy, bo nie są mi potrzebne.

- I jak sobie radzisz, kochanie? - pyta kobieta. - Musi być ci ciężko... - oznajmia przygnębiona.

- Trochę, ale jest dobrze - mruczę nieco ospale.

- Pamiętaj, że zawsze masz nas. Proś o pomoc zawsze, dobrze?

- Mam Magnusa - kręcę nieco głową, by znaleźć wygodniejsze miejsce ramieniu mojego męża.

Bo ma marynarkę z ćwiekami. Akurat na barkach.

- Powiedział Alexander, którego duma nie pozwala na przyjęcie pomocy - mówi uszczypliwie azjata, a w zamian dźgam go w żebra.

Trafiam! I słyszę satysfakcjonujący mnie syk z bólu.

- A co z twoją pracą? - mama zadaje pytanie, na które nie chcę odpowiadać.

Bo czuję sie wtedy jak zwyczajny kaleka, który musi zrezygnować ze swojej pracy. Ale mimo tego odczucia, odpowiadam.

- Asmodeus nie będzie chciał ślepego w firmie.

- Pomożesz mi przy projektowaniu - Magnus całuje mnie w czoło.

- Niby jak? - unoszę brew.

Ale oczywiście nie może tego zobaczyć, bo przyklejam się do jego klatki piersiowej.

- W końcu masz wyobraźnię, tak, Aniele?

- I co z tego?

- I to, że mi pomożesz! - podnosi ton.

Ale ja wiem, że się pewnie głupio uśmiecha. Unoszę ostrożnie rękę do jego twarzy i trafiam w kącik ust. I nie myliłem się, bo jest uniesiony w górze.

Azjata całuje mojego palca, a za chwilę słyszę odgłos jego telefonu. Mruczę niezadowolony, kiedy zaczyna się kręcić i chyba odbiera, bo nie sądzę, żeby mówił do nas. Ba, no raczej.

- Tato, co tam? - pyta. Słyszę szmery od telefonu, którego trzyma przy uchu, ale nie rozumiem słów. - Tia... Nie może. Mhm... Bo stracił wzrok, Asmodeus - mówi rozdrażniony - Tia... Mhm. Pogadamy potem, ok? Teraz jestem zajęty. No, no. Okey, okey. Narazie.

- Co? - pytam, gdy sądzę, że już zakończył rozmowę.

- No nic - wzdycha i obejmuje mnie mocniej. - Nie musisz się zwalniać, załatwione przez telefon.

- Mhm... - mruczę, by pokazać, że rozumiem.

Gdy tak siedzę w niego wtulony, robię się senny coraz bardziej... Chuj tam, mogę zasnąć. Jestem przy Magnusie.

~Magnus~
Czuję, jak Alexander rozluźnia się w moich ramionach. Spoglądam na jego twarz, której wargi są lekko rozchylone, oczy zamknięte... Zasnął.

- No co za... - śmieję się cicho. - A mówił, że nie zaśnie - uśmiecham się do Maryse.

- Pięknie razem wyglądacie - kręci głową z uznaniem. - Cieszę się, że wszystko się układa. Prócz tego wypadku... - mówi i momentalnie smutnieje.

- Wiem... - przyznaje równie przygnębiony. - Ale stało się. Możemy mieć nadzieję, że ta operacja pomoże, ale jeśli nie, no to... To w sumie nic. Dalej będziemy razem. Pomogę mu - oświadczam stanowczo, w 100% pewny tego, co mówię.

Wkładam rękę pod kolana chłopaka i unoszę je lekko, a on kuli się jak kuleczka w moich objęciach. Jak moja perełka. Śpiąca i bezbronna. I urocza. I okrutnie potraktowana przez świat...

- Wiem, że sobie poradzicie. Razem sobie poradzimy. Alec to mój syn, brat moich pozostałych dzieci. I członek rodziny. Ehh, będę musiała ich obdzwonić - wzdycha. - A, mam pytanie, Magnus - nagle zmienia temat i patrzy na mnie.

- Tak?

- Co, jeśli chodzi o te wszystkie pomocne urządzenia dla niewidomych?

- Zamówiłem już mówiący zegarek i telefon. I nie wiem, co z laską lub psem przewodnikiem. O tym porozmawiam z Alexandrem.

- A pismo? Braille?

- A, no tak... - przyznaję zamyślony. - Będzie musiał się tego nauczyć. Wynajmę jakiegoś gościa od tego.

- Tylko jedno mnie martwi - patrzy na mnie smutno.

- Co takiego?

- Że może nie dać sobie pomóc.

*****
Kładę Alexandra do łóżka w naszym mieszkaniu. Jeszcze się nie obudził. Pewnie niedługo to zrobi, a ja narazie zajmę się moją pracą. Muszę narysować kilka projektów. Potem będę się zajmował wybieraniem materiału, lataniem po krawcowych i tak dalej.

Widzę, jak Prezes Miau leniwie wskakuje na łóżko i kładzie się przy plecach mojego Anioła. Alec Jr. śpi w kącie pokoju na budce dla kotów. Oczywiście na najwyższym poziomie.

Gaszę lampę przy łóżku i podchodzę do biurka. Siadam przy nim, zapalając małą lampkę i nakierowuję jej światło na czyste kartki przede mną. Wyciągam przybory do rysowania i w skupieniu robię pierwsze pociągnięcia po kartce. Ale ciągle uciekam myślami do mojego męża.

Musi dać sobie pomóc...

Miłego wieczoru 😘😘😘
Jak wrażenia po rozdziałach drugiej części? 💗💗❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top