11#

Uwaga: scena +18

*~ Kilka dni później ~*

~Magnus~
- Ile to jeszcze będzie trwało? - mówię zestresowany do telefonu, chodząc od jednego końca szpitalnego koratarza do drugiego.

Przez kilka dni chodziliśmy z Alexandrem do różnych okulistów w sprawie tej jego operacji, i w końcu nadszedł ten dzień. A raczej wieczór, bo obecnie jest 19.

- Magnus... - jęczy Ben, gdyż z nim rozmawiam przez telefon. - Ile już czekasz?

- No... Z godzinę.

- No to zaraz koniec i idziecie do domu - wzdycha.

- Serio? - pytam zaskoczony i aż zatrzymuję się w miejscu na środku korytarza.

- Mówiłem ci to kilkanaście razy! Czemu wy mnie nie słuchacie?!

- Dobra, dobra, przepraszam. A teraz tłumacz!

- Witrektomię się w znieczuleniu miejscowym wykonuje, Bane. To nie jest jakaś wielka operacja. Po tym po prostu idziecie do domu i tyle.

- To super! - wykrzykuję z szerokim uśmiechem, jednocześnie widząc, jak przechodząca obok pielęgniarka dziwnie się na mnie patrzy.

- Dobra, jak godzina minęła to idź na salę, na pewno już koniec. Powodzenia - mówi już owiele cieplejszym tonem.

- Dzięki wielkie, Ben! Narazie! Pozdrów Izzy! - rozłączam się i idę do dużych drzwi sali pooperacyjnej, gdzie na ostatnim łóżku siedzi mój Anioł...

~Alec~
- I co? I co?! - słyszę, jak podbiega do mnie podekscytowany Magnus.

- Uspokój się - śmieję się i czekam, aż lekarz w końcu pozwoli mi otworzyć oczy, bo wpuścił do nich jakieś krople po zabiegu i kazał tak siedzieć, a sam gdzieś wybył.

- Kurwa, ciekawe, czy się udało - azjata siada obok mnie i chwyta za rękę, a ja mocno ją ściskam.

- Mam nadzieję, że tak.

- Ja też, Alexandrze - mówi i czule całuje mój policzek.

- Dobry wieczór - słyszę głos lekarza przed nami.

- Dobry, dobry - odpowiada szybko Magnus. - I jak operacja?

- Dobrze. Panie Alexandrze, oczy mogą sprawiać dyskomfort przez kilka dni. Może pan widzieć mgłę lub rozmycie, ale jeśli zabieg się udał, to stopniowo będzie pan odzyskiwał wzrok. A teraz proszę otworzyć oczy - mówi, a mi serce podchodzi do gardła z podekscytowania i zdenerwowania w jednym.

Ściskam mocniej dłoń Magnusa, bo naprawdę mam wrażenie, że zaraz przestanę oddychać. Powoli otwieram oczy...

- Co pan widzi? - mówi lekarz.

- J-ja... - jąkam się, nie mogąc uwierzyć własnemu szczęściu. - R-rozmazane, ale widzę pana - odwracam szybko głowę w stronę Magnusa. Widzę rozmazany, biały, szeroki uśmiech, ale... WIDZĘ. - Widzę cię! - wykrzykuje z ogromnym szczęściem i rzucam się Magnusowi na szyję.

Udało się!

- Naprawdę? - pyta zszokowany azjata. - To super! - rozpromienia się jak ja i mocniej mnie ściska, a po chwili odzywa się lekarz.

- Nie czuję pan pieczenia?

- Trochę - mruczę z błogim uśmiechem na ustach, wtulając się w Magnusa.

Chuj mnie obchodzi ból oczu. Widzę, kurwa!

- W takim razie to wszystko z mojej strony.

- Go home, baby! - krzyczy wesoły Magnus i wstaje z łóżka, ale ja się od niego nie odklejam.

Podsadza mnie za tyłek do góry, a ja owijam nogi wokół jego bioder. W takiej pozycji wychodzimy z sali, potem ze szpitala, i idziemy do auta...

****
- Kurwa, tak! - krzyczę, gdy już wchodzimy do domu. - Pokaż mi się! - patrzę na niego uważnie, a on odwraca się po zamknięciu drzwi i uśmiecha szeroko.

Jak ja za tym tęskniłem...

- Tęskniłem za twoim dziecięcym zachowaniem, kochanie - chichocze Magnus i podchodzi do mnie.

- A nawet nie wiesz jak ja tęskniłem za twoim uśmiechem - mówię i czuję łzy wzruszenia pod powiekami...

No nie mogę inaczej!

- Honey, nie płacz - rozbawiony podchodzi do mnie i ujmuje moją twarz w swoje dłonie.

- Kocham Cię... - mówię, pociągając nosem i uśmiechając się błogo.

- Ja Ciebie Też - posyła mu szeroki uśmiech i łączy nasze usta w delikatnym pocałunku. Jednak ja jestem zbyt nakręcony na jakieś czułe mizianie, więc pogłębiam pocałunek. - Ktoś tu ma ochotę? - odsuwa się i porusza sugestywnie brwiami, a ja cieszę się, że mam zaszczyt podziwiania jego jakże głupich, ale wspaniałych min, które kocham...

- Mam, i co z tym zrobisz? - kładę dłoń na jego kroczu i uśmiecham się szerzej, widząc, jak zasysa powietrze.

Ściskam rękę i po chwili już czuję wybrzuszenie w jego spodniach.

- Niegrzeczny... - uśmiecha się wrednie i wpija zachłannie w moje usta, na co tylko czekałem.

Nie odrywając się od siebie, idziemy do sypialni. Po chwili czuję na łydkach krawędź łóżka i opadam na nie, a Magnus na mnie. Obaj już podnieceni i z namiotami między nogami, rozbieramy się szybko, żeby nie przedłużać chwil uniesienia.

Rozchylam nogi, kiedy azjata ponownie nade mną zawisa i całuje namiętnie. Moje dłonie obecne na jego policzkach teraz jadą po barkach, torsie i zatrzymują się na dłużej na jego rozpalonych plecach.

Odchylam głowę z głośnym jękiem, gdy nagle wchodzi we mnie cały. Całuje mnie po szyi, a ja czekam cierpliwie, aż zacznie się we mnie poruszać. Czego nie robi...

- Magnus... - jęczę niezadowolony.

Mój mąż, którego mam ochotę udusić w tej chwili, unosi głowę i uśmiecha się do mnie zadziornie.

- A magiczne słowo?

- Pieprz mnie.

- Odmawiam - uśmiecha się szeroko, doprowadzając mnie przez to do szału, ale bardziej przyczynia się do tego jego członek we mnie, który umyślnie się nie porusza.

- Na stare lata coraz głupszy... - wzdycham.

Moja odpowiedź chyba go rozdrażnia i pobudza do działania, bo powoli ze mnie  wychodzi i za moment wbija mocno...

- Ahh! - ponownie odchylam głowę z głośnym jękiem.

Mój mąż już mnie nie drażni i zaczyna ruszać biodrami. Ja swoje unoszę do góry, by wchodził jeszcze głębiej...

Magnus zaczyna przyspieszać, sapiąc przy tym nade mną, a moje jęki stają się głośniejsze z odczuwanego podniecenia i uniesienia. Patrzę na jego rozmazaną nieco twarz i zamykam oczy, gdyż azjata łączy nasze usta w żywym pocałunku. Porusza się we mnie szybko, a ja czuję, że zaraz dojdę...

- M-Magnus... - sapie, wyginając ciało w łuk.

A on nagle się zatrzymuje i wychodzi ze mnie, samemu nie dochodząc. Zły zaciskam paznokcie na jego barkach, a w odpowiedzi zostaje obrócony na brzuch gwałtownym ruchem. Ostro. Nakręcił się jeszcze bardziej, niż ja.

Chwytam poduszkę, by mieć na czym zaciskać pięści, podczas gdy on wchodzi we mnie, całując mój kark i część pleców.

Jęcze głośno z jego imieniem na ustach, ściskając poduszkę i czując, jak pieprzy mnie jeszcze mocniej niż przez minutą. Wykonuje gwałtowne pchnięcia do samego końca, a ja już nie wytrzymuję...

- Magnus! - z donośnym sapnięciem rozkoszy dochodzę, wyginając się w łuk na wyprostowanych rękach.

- Alexander... - on za to jęczy zmysłowo, zalewając moje wnętrze ciepłym płynem...

Zmęczony i spełniony opadam na poduszkę, oddychając ciężko, a mój mąż kładzie się na brzuchu obok mnie, z głową skierowaną w moją stronę.

Zamykam i otwieram lekko oczy, ciesząc się, że go widzę. Przez lekką mgłę, ale widzę...

- Zadowolony? - pyta głupio Magnus, kiedy uspokaja oddech.

- Wody... - mówię zasapany, na co obaj zaczynamy się śmiać.

- Dobranoc... - ziewa, obracając się na drugi bok.

- Dobranoc... - przytulam go od tyłu, przykrywam nas kołdrą i szczęśliwy jak jeszcze nigdy, odpływam w spokojnym śnie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top