mam już dość tej fałszywej miłości
Kilkudniowa wycieczka szkolna.
Jezioro, las, mnóstwo chodzenia z plecakiem po górach — to nie dla mnie. Mimo to zdecydowałem, że pojadę. Powód był prosty — jechał Tae, ponieważ Jeongguk, urodzony sportowiec, nie mógł zrezygnować z biegu przełajowego, który odbył się w przeddzień powrotu.
Zakwaterowano nas w trzyosobowym domku, jednym z wielu, który mieścił się, jak na moje oko, najbliżej jeziora.
Już podczas pierwszej nocy miałem ochotę rzucić się w jego ciemną toń i opaść na dno, przez wszystkich zapomniany, a w szczególności przez dwójkę moich tymczasowych współlokatorów.
Nie mogłem zasnąć. Udawałem, że śpię, gdy tymczasem słuchałem, jak Tae wierci się na swoim łóżku. Wiedziałem, że także nie śpi, dlatego postanowiłem, że położę się tuż obok. Być może w swoich objęciach łatwej będzie nam zapaść w sen.
Niestety, nie zdążyłem. Usłyszałem, że TaeTae podnosi się ze swojego materaca. Znieruchomiałem i zacząłem nasłuchiwać. Po chwili zacząłem żałować, że nie znajduję się w cudownej krainie sennych marzeń. Wiedziałem, że tej nocy nie będzie mi dane się tam znaleźć. A wszystko za sprawą Taehyunga, który obudził Jeongguka, nie mnie.
Dlaczego?
Szybko się wyjaśniło. Szelest pościeli, odgłosy pocałunków. Następnie cichy szept:
— Obudzimy Jimina? — zapytał Tae.
— Nie dzisiaj — odpowiada Jeongguk, głosem nieco głośniejszym od szeptu. Znów się całują; bezwstydnie, głośno. Jakby byli w pokoju zupełnie sami. Beze mnie śpiącego, a raczej udającego sen, w łóżku obok.
Wiedziałem, że jedyne co muszę zrobić, to wytrzymać do czasu, aż skończą i w końcu zapadną w sen. Nic prostszego. Tak myślałem, dopóki nie dotarły do mnie ciche jęki Kima.
Miałem ochotę uciec. Z drugiej strony, chciałem wstać i zająć miejsce Jeongguka, a jego samego zamknąć w ciemnej szafie. Ostatecznie zostałem w łóżku, bojąc się poruszyć choćby o milimetr.
Nie wiem, ile czasu minęło, gdy w końcu zapadła cisza. Przebrzmiały ostatnie jęki, ostatnie westchnięcia, ostatnie pocałunki... Taehyung przeniósł się z powrotem na swoje łóżko, bo rano, gdy się obudziłem, Jeongguk spał sam. Wtedy też, spojrzawszy w okno, pomyślałem, że to, co wydarzyło się w nocy, to był tylko sen. Niestety, wspomnienia były aż nazbyt realne. To musiała być prawda.
Trudno było mi udawać, że nie jestem świadomy tego, co robili. Z czasem zacząłem o wszystkim zapominać. Do czasu, aż nadszedł wieczór, który powoli przechodził w noc. Drugą noc naszego pobytu nad jeziorem, w tym domku, w jednym pokoju.
Pogrążony w myślach, nie dostrzegłem TaeTae, który wyszedł z łazienki. Nie miał na sobie koszulki, a wilgotne kosmyki włosów sterczały na wszystkie strony. Niemniej wyglądał tak pociągająco, że gdy usiadł mi na kolanach, gorąco wypełniło mnie od środka.
Pomyślałem wtedy, że dzisiaj to ze mną chce się zabawić, dlatego przyciągnąłem go bliżej, zapominając o Jeongguku, który w tamtym momencie w ogóle dla mnie nie istniał.
Dlatego jego pojawienie się było dla mnie niczym zimny prysznic. Ostudziło podniecenie; mogłem tylko patrzeć, jak TaeTae przyciąga go do siebie, w tym samym czasie składając na mojej szyi mokre pocałunki.
Zamknąłem oczy, by nie musieć widzieć Jeona i móc wyobrazić sobie, że jego tu wcale nie ma. Jednak czułem, jak świdruje mnie spojrzeniem swoich ciemnych oczu. To zmusiło mnie do uchylenia powiek i zobaczyłem, że faktycznie miałem rację; patrzył wprost na mnie, całując Tae w kark. Na jego ustach igrał uśmieszek, jakby wiedział, że ta cała sytuacja nie do końca mi odpowiada.
Nie chciałem dać mu satysfakcji i odejść, ale po chwili dotarło do mnie, że odepchnąłem TaeTae i skierowałem się prosto do drzwi.
— Jimin! — zawołał Taehyung, mocno zdezorientowany. Zignorowałem go i wybiegłem w ciemność, czując, że muszę pobyć sam, by przemyśleć sobie ten trójkąt, w który pozwoliłem się wmanewrować. Nie zdawałem sobie sprawy, że już podjąłem decyzję: KONIEC Z TYM!
Usiadłem na pomoście. Miałem ochotę płakać, nawet chciałem, by z moich oczu popłynęły łzy, mimo to moje policzki pozostały suche, a ja sam tylko zaciskałem dłonie w pięści. W pewnym momencie uderzyłem nimi o deski pomostu, tak mocno, że aż skrzywiłem się z bólu. Miałem ochotę zedrzeć sobie skórę, aż do krwi, z tych samych dłoni, z których TaeTae zwykł sobie żartować.
Wtedy usłyszałem, że ktoś się zbliża. Od razu założyłem, że to Taehyung pobiegł za mną, by zapytać, co się stało. Dlatego rzuciłem, nie odwracając się:
— Idź sobie Tae, nie chcę z tobą rozmawiać!
— To dobrze, że nie jestem Tae.
Odwróciłem się gwałtownie w stronę nieznajomego głosu. Zobaczyłem ciemną postać stojącą nieopodal. Nie wiedziałem kim jest ów chłopak. Dopiero, gdy zbliżył się nieproszony i usiadł obok przypomniałem go sobie ze szkolnego korytarza. Był typem samotnika, albo takiego zgrywał — zwykle przesiadywał sam.
— Jestem Min Yoongi — przedstawił się. — A ty Park Jimin, tak?
— Skąd wiesz, jak się nazywam? — zapytałem z nutą niepewności w głosie. — Nie jestem popularny w szkole...
— Przebywasz w towarzystwie Jeon Jeongguka. Siłą rzeczy wszyscy cię znają — wyjaśnił, wzruszając ramionami. — Ja osobiście go nie lubię. Według mnie jest zbyt pewny siebie i myśli, że wszyscy go uwielbiają... Stronię od takich ludzi.
Patrzyłem na niego, jak na kosmitę. Nie sądziłem, że jest w szkole ktoś, kto nie podziwia Jeongguka. I już wtedy wiedziałem, że chcę poznać Yoongiego. Dzięki temu opowiedziałem mu o wszystkim. O tym pieprzonym układzie, na który zgodziłem się, bo aż za bardzo kochałem Tae, który tak naprawdę nic do mnie nie czuł, a przynajmniej nic więcej poza przyjaźnią, która rozpadła się zaraz po powrocie z wycieczki.
Szybko wyleczyłem się z uczucia do byłego przyjaciela. Zastąpiło je nowe — miłość, tym razem prawdziwa, do Min Yoongiego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top