II cz.2
"Kocham cię..." — powtarzał raz za razem, dążąc do spełnienia we wnętrzu najpiękniejszego anioła, jaki istnieje we wszechświecie.
Patrzył zafascynowany, jak przymyka oczy i wykrzywia usta z rozkoszy, jaka była udziałem ich obu. Zaczerwienione policzki i kropelki potu na czole zdradzały, że jest wykończony, jednak obejmował Shownu mocno, błagając o więcej.
Ich czoła zetknęły się, intensywne spojrzenia połączyły, aż zaczęło iskrzyć, a szybkie, niespokojne oddechy zmieszały przy gwałtownym pocałunku, w którym skumulowały się wszystkie bodźce, pozwalając im osiągnąć szczyt.
Głośne jęki zamieniły się w ciche pojękiwania, gdy przyjemność powoli odchodziła, by tej nocy być może jeszcze powrócić.
Hyunwoo odgarnął z czoła Kihyuna wilgotne kosmyki włosów i złożył na rozpalonej skórze czuły pocałunek, po którym młodszy poczuł, że zapiera mu dech. Szybko odzyskał panowanie nad emocjami, które zalały go falą, bez żadnego ostrzeżenia.
Zaczął błądzić drżącymi palcami po plecach starszego, którego oddech powrócił niemal całkowicie do normy. Jednak nie miał zamiaru odsuwać się choćby na centymetr, owiewając nim szyję Yoo i powodując tym samym niekontrolowane dreszcze, które wprawiły w drżenie całe ciało Kihyuna.
Hyunwoo okrył ich kołdrą, by młodszy — na którego ramionach pojawiła się gęsia skórka — nie musiał dłużej marznąć. Jeszcze chwilę wcześniej gorące ciała ogarnął chłód, jednak serca pozostały tak samo rozpalone, gotowe by kochać ponad życie tę drugą osobę.
— Tak bardzo cię kocham... — powiedział Hyunwoo, po raz kolejny tej nocy, kiedy Kihyun był na granicy snu. Do jego świadomości dotarły te, jakże piękne słowa, jednak zmęczony umysł nie potrafił na nie odpowiedzieć. Młodszy, by dać znać Shownu, że także bardzo go kocha, wtulił się mocniej w jego ciało i zasnął. Po raz pierwszy od bardzo dawna zapadł w spokojny sen.
~•~
— Hej, obudź się. — Hyunwoo zignorował znajomy głos, który wdarł się do jego świadomości, przepędzając przyjemny, regenerujący sen.
Sekundę później do jego uszu dotarł hałas, który kazał mu otworzyć oczy i wyrzucić przyjaciela z mieszkania. A wraz z nim telewizor, który ten włączył, i szklanki, którymi stukał o blat stołu.
— Daj żyć... — wymruczał, czując, jak w wyniku wczorajszego treningu bolą go wszystkie mięśnie.
Naraz poczuł, że obejmują go szczupłe ramiona, a ciepły oddech owiewa szyję.
Podniósł się na tyle, na ile mógł z przytulonym do niego Kihyunem, który powoli wybudzał się ze snu. Wzrok Shownu powędrował w kierunku Wonho, który stał nieopodal i posyłał mu po części rozbawione, a po części karcące spojrzenie.
Chciał zadać pierwsze pytanie, jakie przyszło mu na myśl: co ty tu robisz? Jednak przypomniał sobie, że Hoseok ma klucze i zapewne dzięki nim dostał się do środka.
Kihyun już otworzył oczy i posyłał teraz spłoszone spojrzenie niespodziewanemu gościu.
— Nie patrz tak na mnie — zwrócił się Hoseok do Hyunwoo. — Nie przyszedłeś na trening, telefon masz wyłączony... — Wzruszył ramionami, jakby te słowa tłumaczyły jego niespodziewane najście. — Myślałem, że poważnie zaniemogłeś, a ty sobie śpisz.
— Która godzina? — Shownu, gdy wczoraj zobaczył Kihyuna, zupełnie zapomniał o porannym wypadzie na siłownię, dlatego nie pomyślał, by obudzić się na czas. Zresztą, kto, będąc na jego miejscu, myślałby o walce. Mógł myśleć tylko i wyłącznie o Kihyunie, który chciał zerwać się z miejsca, słysząc odpowiedź Hoseoka.
— Dziewiąta? — powiedział; w jego głosie dało się słyszeć przerażenie. — Cholera, Minhyuk mnie zabije... — dodał ciszej, wodzac wzrokiem dookoła w poszukiwaniu swoich ubrań.
— Spokojnie — rzucił Hyunwoo, po czym spojrzał na przyjaciela. — Odwieziemy Kihyuna do domu w drodze na siłownię, prawda?
Wonho westchnął ciężko, kręcąc głową. Następnie powiedział:
— Powiem ci tylko, że pakujesz się prosto w paszcze lwa.
— Poczekasz w samochodzie? Chcielibyśmy się ubrać.
Hoseok wyszedł bez słowa. Będąc przy drzwiach rzucił jeszcze:
— Masz pięć minut.
Zapadła cisza. Kihyun zerwał się z łóżka i zaczął pośpiesznie ubierać. Shownu poszedł w jego ślady.
— Zaczekaj. Odwieziemy cię, serio...
— Nie — stanowczo odmówił. — Będzie bezpieczniej, jeśli wrócę sam... — dodał mniej pewny siebie, bojąc się, co zrobi Minhyuk, gdy dowie się, że Kihyun zniknął na całą noc.
Hyunwoo porzucił zakładanie koszulki i podszedł do Kihyuna, następnie złapał jego drobne dłonie w swoje — mimo, że doświadczone mnóstwem walk, nadal delikatne.
— Dla kogo bezpieczniej? Bo na pewno nie dla ciebie...
— Poradzę sobie — zapewnił młodszy, patrząc głęboko w oczy Hyunwoo. — Nie pozwolę, żeby i ciebie skrzywdził.
Yoo wysunął dłonie z uścisku dłoni Shownu i ubrał buty. Następnie ruszył do drzwi, chcąc jak najszybciej dotrzeć do domu, by jeszcze bardziej nie narażać się Minhyukowi.
Będąc już na schodach, wrócił do mieszkania, do bezradnego wciąż Hyunwoo. W pośpiechu wycisnął na jego ustach czuły pocałunek. Shownu chciał zatrzymać młodszego przy sobie, jednak ten wyplątał się z jego objęć i zniknął, zostawiając starszego z mocno bijącym sercem, które już zaczęło tęsknić.
~•~
— Dwie minuty spóźnienia — powiedział Hoseok, stukając palcem w tarczę swojego złotego zegarka.
— Daj spokój. Będziesz mi teraz wypominał każdą sekundę? — rzucił Hyunwoo, trzaskając drzwiami samochodu.
— Z naszej dwójki, to ja powinienem być wściekły. Czy ty wiesz, kim jest ten chłopak?
— Wiem — odpowiedział Hyunwoo; jego głos, wcześniej pełen złości, przeszedł w łagodniejsze tony. — To wspaniała osoba, która zasługuje na wszystko, co najlepsze. A non stop doświadcza samych przykrości. Jeśli ten cały Minhyuk coś mu zrobi, to...
— Dobrze — wpadł mu w słowo młodszy. — Wobec tego zadam inne pytanie. Czy wiesz, kim jest Lee Minhyuk?
— Bezdusznym skurwielem, który trzyma Kihyuna pod kluczem.
— Shownu, ja cię chcę tylko ostrzec, że jeśli ten "bezduszny skurwiel" dowie się, że tknąłeś jego własność...
— KIHYUN NIE JEST JEGO WŁASNOŚCIĄ! — krzyknął Hyunwoo, po czym opuścił samochód, wściekły na przyjaciela, że ten nie potrafi go zrozumieć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top