II cz.1

  —  Pamiętaj: jutro o ósmej mamy trening. Za tydzień kolejna walka, nie możesz wypaść z formy.

    Hyunwoo westchnął. Nie miał ochoty rozmawiać, był zmęczony dzisiejszymi przygotowaniami, które trwały prawie cztery godziny. Mimo to musiał — po raz kolejny — powiedzieć o tym, co go dręczyło.

—  Hoseok, ja nie chcę... Nie chcę już walczyć.

—  Dobrze wiesz, że nie masz wyjścia... Zresztą, po co miałbyś rezygnować? Jesteś świetny, wygrywasz każdą walkę. Zarabiamy na tym mnóstwo pieniędzy...

    Shownu pokręcił głową. Poddał się, jakakolwiek rozmowa na ten temat z przyjacielem była bezcelowa. W dodatku, wycofanie się z walk mogli przypłacić życiem, jednak starszy nie tracił nadziei, że wykręci się z tego nielegalnego procederu i przeżyje.

—  Do jutra  —  rzucił, po czym wyszedł z samochodu. Zabrał z tylnych siedzeń swoją sportową torbę i ruszył oświetlonym światłem latarni chodnikiem w kierunku drzwi budynku.

    Było późno, dochodziła północ, dlatego bardzo się zdziwił, gdy zobaczył, że tuż przed drzwiami jego mieszkania ktoś stoi. Przeżył szok, gdy zorientował się, kim jest nieznajomy.

    Nawet nie znał imienia tego jasnowłosego anioła, który posyłał mu to samo nieprzeniknione spojrzenie, jak wtedy przed walką, gdy stał na ringu.

    Hyunwoo zaniemówił. Torba zsunęła mu się z ramienia i z głuchym łoskotem uderzyła w podłogę klatki schodowej.

—  Mogę wejść?  —  zapytał niższy. Miał cichy, melodyjny głos i Shownu oddałby wszystko za możliwość słuchania go codziennie.

—  Jasne  —  odpowiedział Son, będąc jak w transie. Przekręcając klucz w zamku zadał sobie w myślach pytanie, skąd nieznajomy zdobył jego adres. Shownu bardzo starał się trzymać w tajemnicy swoje miejsce zamieszkania, bo obracał się w niebezpiecznym towarzystwie i nie chciał spotkać przed drzwiami niepożądanych gości.

    Weszli do mieszkania. Shownu upewnił się, że wszystkie zamki w drzwiach są dokładnie zamknięte. Być może popadał w paranoję, jednak za każdym razem powtarzał sobie, że "ostrożności nigdy za wiele".

    Zaprosił swego gościa do salonu, poczęstował alkoholem. Pokaźny barek zawierał najlepsze trunki, które Hyunwoo trzymał głównie ze względu na Hoseoka. Jego przyjaciel nigdy nie odmawiał, chociaż on sam niewiele pijał.
Jednak teraz nalał sobie odrobinę, ponieważ anioł w ludzkiej skórze był tak blisko.

W jego mieszkaniu.

O tak późnej porze.

—  Jak mnie znalazłeś?  —  zapytał Shownu, przerywając tym samym nieco krępującą ciszę. To pytanie nadal go dręczyło, więc postanowił uzyskać na nie odpowiedź.

—  To nie było trudne  —  odpowiedział tamten, a Hyunwoo, na dźwięk jego głosu, znów poczuł przyjemne dreszcze.  —  Minhyuk ma rozległe kontakty  —  dodał tonem wyjaśnienia.  —  W tajemnicy przed nim popytałem tu i ówdzie... Mam nadzieję, że się nie gniewasz?

    Minhyuk... Na dźwięk tego imienia Shownu poczuł, jak coś w jego wnętrzu zaczyna skręcać się nieprzyjemnie, potęgując uczucie zazdrości.

—  Co was łączy?  —  zapytał wprost, a Kihyun, nieco zakłopotany, wbił wzrok w podłogę.  —  Cokolwiek to jest, ty tego nie chcesz...  —  stwierdził, będąc pewien, że ma rację. Wystaczyło jedno spojrzenie na Yoo, który pod maską obojętności, skrywał to, co naprawdę czuje: złość, smutek, bezradność, chęć zniknięcia, zapadnięcia się pod ziemię, by w ten sposób uwolnić się od Minhyuka, który miał go na własność.

    Kihyun nie odpowiadał. Hyunwoo odłożył szklankę na stół i podszedł bliżej, nie mogąc znieść w tym momencie postawy chłopaka. Serce mu pękało na tysiące malutkich kawałeczków, gdy widział, jak ten wstydzi się swojej zależności od kogoś, kto jest kimś, bo ma pieniądze... Zależności, do której został zmuszony.

    Kihyun nic nie powiedział, ale Shownu wiedział, że tak właśnie jest. I nie mógł pozwolić, by było tak dalej...

    Stanął naprzeciw, tak blisko, jak tylko mógł, i dotknął ramion chłopaka. Dłońmi przesunął po nich, powoli, w geście pocieszenia, chociaż nie mógł nie myśleć, jak te szczupłe ramiona obejmują go w pasie, a drobne palce suną po skórze jego pleców.

    Yoo odważył się unieść spojrzenie zaczerwienionych oczu na Hyunwoo. Musiał wyglądać okropnie, zdawał sobie z tego sprawę... Zbolały, na granicy płaczu, zawstydzony, wycieńczony codziennym trwaniem u boku władczego Minhyuka... Ale jedno ciepłe spojrzenie Shownu powiedziało mu, że jest najpiękniejszy, najważniejszy, a przede wszystkim  —  szczerze kochany. Kochany przez osobę, której właściwie nie znał, jednak czuł to samo, instynktownie ufając, że ona go nie skrzywdzi.

    Uniósł drżące dłonie i zarzucił ramiona na barki wyższego, skracając dystans jaki dzielił ich twarze. Usta otarły się o siebie w niepewnym geście, jakby nie byli do końca pewni, czy aby dobrze postępują. To nieprawda... Jeden i drugi chciał siebie nawzajem, z całego serca, dlatego nie wahając się ani chwili dłużej, połączyli swe wargi w namiętnym, ale pełnym czułości pocałunku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top