*×23×*

Wszyscy z dnia na dzień byliśmy co raz bardziej niecierpliwi. Czekaliśmy na znak od USA, który miał przysłać do nas swoją armię, aby nam pomóc.

Zdawaliśmy sobie jednak sprawę, że aktualnie będzie to na pewno trudniejsze niż zakładaliśmy. Przecież na terenie Stanów Zjednoczonych też trwa wojna, która na pewno do najprostszych nie należy.

Stwierdziliśmy, że nie ma co poganiać USA. Musimy po prostu cierpliwie czekać.

W między czasie dowiedzieliśmy się, że w areszcie przebywa więcej niż sześć państw. Niestety nie udało nam się dojść do tego ile dokładnie, ale nawet taka informacja w jakiś sposób nam pomogła.

Poza tym, do momentu rozpoczęcia buntu wszystkie państwa musiały przenieść się bliżej lasu, w którym znajdował się nasz bunkier. Było to niezwykle ważne, ponieważ gdybyśmy dostali nagły znak, że musimy zaczynać, to nie będziemy musieli biegać z jednego końca kontynentu na drugi.

Kraje, którym nie udało się znaleźć schronienia w pobliżu, zamieszkały z nami w bunkrze.

Mijały kolejne dni i nieprzespane noce. Każdy ciągle wyczekiwał na znak. Na ten jeden, jedyny znak.

Pewnego ranka siedzieliśmy przy stole i dalej omawialiśmy różne rzeczy dotyczące wojny, jak na przykład: Czy każdy pamięta swoje pozycje i czy każdy jest gotowy.

— Czy na pewno wszyscy wszystko wiedzą? To może być ostatni raz, kiedy jest czas na rozwianie wszelkich wątpliwości. — mówił Wielka Brytania.

Nikt się nie zgłosił, co znaczyło conajmniej tyle, że wszystko jest raczej jasne.

— No dobrze, w takim razie... — Wielkiej Brytanii przerwał nagły huk.

Wszyscy wstaliśmy jak poparzeni.

— Co się dzieje?! — krzyknął Francja.

Miałem podejrzenia, co to mogło być. Od razu wybiegłem z bunkru i pognałem krętą ścieżką w stronę wyjścia z lasu. Słyszałem za sobą krzyki moich przyjaciół, ale nie mogłem się zatrzymać. Kiedy byłem już na miejscu, z którego w miarę było widać miasto, zacząłem skanować je całe wzrokiem.

Nagle zauważyłem ogień i flagę Amerykańską. Tak! To było to, o czym myślałem!

Szybko pobiegłem w stronę bunkru. Wszyscy stali przed nim i pakowali różne rzeczy.

— W-widziałem flagę Amerykańską! To znak! Oni już tu są! — wydyszałem.

— W takim razie musimy działać szybko! — W tym momencie usłyszeliśmy bieg za nami.

Obejrzeliśmy się i zauważyliśmy wszystkie kraje, które były zdolne do walki.

— Mam nadzieję, że wszyscy już są. Pierwszy oddział idzie ze mną i France do żołnierzy USA. Drugi natomiast, za Spain i Poland pod siedzibę USSR. Życzę wam wszystkim powodzenia i niech Bóg będzie z wami! — oznajmił UK.

Wszyscy wzięliśmy swoje "uzbrojenie" i ruszyliśmy w odpowiednie strony.

Biegłem tuż za Hiszpanią, a za mną znajdował się też Rosja i parę innych krajów. Biegliśmy ile tylko sił w nogach.

W końcu udało nam się dotrzeć do siedziby.

— Pierwsza grupa idzie za mną na tyły, żeby zwrócić na siebie uwagę. Druga odczeka chwilę i biegnie głównym wejściem, ratuje więźniów, a następnie dołącza do pierwszego oddziału. Wszystko jasne? — Hiszpania powiedział cały plan na szybko.

Wszyscy jedynie skinęliśmy głowami, a zaraz potem wyruszyła pierwsza grupa.

Miałem chwilę na nabranie powietrza i unormowanie oddechu.

Minęło trochę czasu, więc jako przewodnik grupy stwierdziłem, że możemy już ruszać.

Machnąłem ręką i wszyscy zaczęliśmy kierować się do głównego wejścia. Naszym celem było nie narobienie hałasu, aby nie zwrócić na siebie uwagi, oraz szybkie wyjście ze wszystkimi więźniami.

Spotkanie wodzów w środku było wręcz niemożliwe. Wszyscy powinni być na froncie, aby mieć kontrolę nad armią.

Korzystając z tego, że wejście było niechronione, weszliśmy do środka. Na samym wstępie rozdzieliłem kraje.

— Luksemburg i Słowacja, wy zostaniecie na czatach, reszta idzie ze mną uwolnić więźniów. — powiedziałem na szybko i ruszyłem w odpowiednią stronę, a za mną inne kraje.

Zeszliśmy po kamiennych schodkach, które prowadziły do aresztu. Rozejrzałem się i zaraz namierzyłem wzrokiem srebrne klucze. Było ich mnóstwo, co znaczyło, że na pewno się nie pomyliliśmy.

Wszyscy zaczęli podchodzić do różnych krat. Mówili, że nikogo nie skrzywdzą i zaraz wszystkich wypuszczą. Wiele krajów zaczęło wychodzić z ciemnych zakamarków cel.

Wziąłem klucze i chodziłem od jednej celi do drugiej, przy okazji wszystkie otwierając. Większość krajów już była wolna. Nawet udało mi się znaleźć Niemcy, jednak... nigdzie nie mogłem namierzyć Węgier.

Użyłem już wszystkich kluczy, ale nadal trzy cele nie były otwarte. Podszedłem do nich i dokładnie patrzyłem w ich najciemniejsze zakątki.

W jednej z nich ujrzałem chudą postać. Czy to on?!

Żaden z kluczy nie pasował do zamka. Jak ja mam go uwolnić?

— Chyba widzę Węgry, ale żaden z kluczy nie pasuje. Musimy znaleźć coś małego i ostrego! Szybko! — krzyknąłem.

— Raczej nic takiego nie znajdziemy. Mam za to lepszy pomysł. — powiedział Rosja z przebiegłym uśmiechem. — Tylko, że jest nieco głośniejszy i mniej dyskretny. — Wyjął strzelbę.

— To i tak ostatni więzień. Możemy zrobić tak: Wy wszyscy wraz z Luksemburgiem i Słowacją już uciekniecie do pierwszego oddziału, a ja z Rosją jeszcze chwilę zostaniemy i potem was dogonimy. — oznajmiłem.

— Uważajcie na siebie! — odrzekła Szwajcaria i poprowadziła za sobą resztę.

Rosja podszedł bliżej celi i spojrzał na mnie. Chwilę odczekaliśmy, aby reszta mogła uciec. Kiedy żaden dźwięk już do nas nie docierał, powiedziałem do Rosji:

— Dawaj!

××××××××××××××××××××××××××××××
Ohhhoho trochu mi się rozpisało 😸😅

No nic, to koniec na dzisiaj. Mam nadzieję, że nic nie zwaliłam i jest ok, ponieważ ja mam talent do psucia w najważniejszych momentach :p (fak maj lajf).

Poza tym jeżeli kogoś to interesuje, to tak sobie wszystkich rozpisałam:

(jeżeli to rozczytałeś, to brawo)

Do następnego!

Bajuuu

~Marcyś

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top