*×19×*
W bunkrze panowała napięta atmosfera. Wielka Brytania, Francja i Hiszpania zamknęli się w jednym pokoju i prawdopodobnie omawiali, jak połączyć się z USA.
Najważniejsze, to trafić w odpowiedni moment, kiedy będzie chwilowy spokój.
Rzecz, o którą boimy się wszyscy, to możliwość monitorowania lini połączeń przez okupantów. Jeżeli coś takiego istnieje, to jesteśmy w wielkim niebezpieczeństwie.
Kiedy słońce powoli zasypiało za horyzontem, drzwi od pokoju się otworzyły. Wszyscy spojrzeliśmy w stronę wychodzących stamtąd krajów.
— I co? — zapytał Serbia.
— Podjęliśmy decyzję, że kiedy słońce w pełni zajdzie, ruszymy z telefonem do jednego z budynków w mieście. Jest to bardzo ważne, gdyż nie wiemy, czy okupanci mają możliwość monitorowania lini telefonicznych. Jednakże nie możemy pójść tam całą grupą, gdyż od razu zostaniemy zauważeni. Pójdą tylko dwie osoby. Jedną z nich oczywiście będę ja. Drugiej zaś jeszcze nie ustaliliśmy. Jest potrzebny ktoś raczej niski i mały, aby mógł się łatwo schować i oglądać okolicę. — oznajmił Wielka Brytania.
Od razu w mojej głowie zapaliła się lampka.
— Ja mogę! — krzyknąłem.
— Jesteś pewien, Pologne? To może być bardzo niebezpieczne. — ostrzegł mnie Francja.
— Tak, jestem pewien!
Wielka Brytania jedynie pokiwał głową.
— A co jeżeli oni naprawdę monitorują linie telefoniczne i będą widzieli, że ktoś komunikował się z kimś innym w tym budynku? — zapytał Słowacja.
— Wtedy będą myśleli, że mamy kryjówkę w tej budowli i skupią swoją uwagę na niej i jej okolicy. My jednak mamy bunkier oddalony od miasta, więc nie będziemy musieli się o nic martwić. — wytłumaczył Hiszpania.
Francja wyjrzał za okno.
— Powinniście się już zbierać. — oznajmił.
Wielka Brytania skinął głową i zaprosił mnie za sobą ruchem ręki. Od razu ruszyłem za nim.
Zarzuciliśmy na siebie kurtki i wyszliśmy z bunkru. Od razu pokierowaliśmy się w stronę miasta.
Szliśmy jak najciszej tylko mogliśmy. Uważaliśmy na każde gałązki i szeleszczące liście. Również nie podążaliśmy główną drogą. Zboczyliśmy z niej, przez co nasza wyprawa trwała zdecydowanie dłużej, ale i bezpieczniej. Jak widać los się do nas uśmiechnął, gdyż po drodze nie napotkaliśmy ani jednego groźnego zwierzęcia.
Z biegiem czasu zza drzew zaczął wyłaniać się obraz ciemnego miasta. Przyspieszyliśmy nieco chód, kiedy tylko wyszliśmy z gęstego lasu. Chodziliśmy po różnych alejkach, odchodząc jeszcze dalej od bunkru.
— Długo jeszcze będziemy iść? — szepnąłem ledwo słyszalnie.
— Za następnym zakrętem znajduje się ustalone miejsce. — oznajmił Wielka Brytania i jeszcze bardziej przyspieszył.
Ja, żeby za nim nadążyć, musiałem biec. Tak jak mówił, za następnym zakrętem weszliśmy do jednego z budynków, który nie różnił się praktycznie niczym od innych. Nie mam pojęcia, jak Wielka Brytania go rozpoznał.
Brytania postawił dość masywny telefon na rozpadającym się biurku i zaczął wykręcać numer.
— Znajdź jakąś kryjówkę i oglądaj okolicę. Jeżeli coś się będzie działo, to zapukaj w drzwi trzy razy, a potem się gdzieś schowaj lub od razu uciekaj. — Uśmiechnął się, a ja skinąłem głową i wyszedłem.
Cicho zamknąłem za sobą drzwi i schowałem się za rozpadającym murkiem. Lekko się wychyliłem i dokładnie skanowałem wzrokiem całą okolicę.
Nagle zauważyłem w oddali żołnierzy sowieckich. Wyglądali na takich, którzy raczej załatwiają sprawy pokojowo i dopiero w ostateczności sięgają po broń, co absolutnie nie znaczyło, że mam ich olać.
Uważnie się im przypatrywałem. Chodzili od jednego budynku, do drugiego. Dopiero wtedy dotarło do mnie, co się dzieje.
Okupanci monitorują linie połączeń. Oni wiedzą, że tu jesteśmy.
Szybko zerwałem się z miejsca i zapukałem w drewniane drzwi trzy razy. W tym momencie usłyszałem również odkładanie słuchawki. Drzwi przede mną gwałtownie się otworzyły.
Wydały z siebie całkiem głośne skrzypnięcie, przez co zwróciliśmy na siebie uwagę żołnierzy.
Wielka Brytania złapał mnie za rękę i zaczął szybko biec w przeciwną stronę od bunkru.
Szybko zrozumiałem co robi. Najpierw chce ich zgubić i przy okazji jeszcze bardziej zmylić, a dopiero potem wrócić do bunkru.
Plan banalny, jednak jego wykonanie może być trudniejsze. Biegliśmy ile tylko mieliśmy sił w nogach.
Ciągle słyszeliśmy za sobą krzyczących żołnierzy. Z biegiem czasu zwykły stukot butów przeistoczył się w głośne dźwięki strzelania z karabinów.
Musieliśmy biec slalomem, a do tego ukrywać się za każdą napotkaną budowlą.
Podczas biegu rozglądałem się dookoła, aż w końcu wpadłem na pewien pomysł. Zauważyłem, że wszystkie domy w tej okolicy były budowane według tego samego projektu. Znaczyło to, że każdy z bloków miał tylne wyjście.
Pociągnąłem Wielką Brytanię w stronę jednego z domów. Najwyraźniej wiedział, że mam jakiś pomysł, dlatego bez żadnego sprzeciwu pobiegł za mną.
Wbiegliśmy do budynku i szybko przesuwaliśmy meble, których i tak za wiele nie było, w taki sposób, aby utworzyć barykadę.
Nagle usłyszeliśmy głośne walenie w drzwi. Szybko podbiegliśmy do tylnego wyjścia i bardzo cicho otworzyliśmy drzwi. Po wyjściu równie cicho je zamknęliśmy i pobiegliśmy w jedną z najbliższych uliczek. Zrobiliśmy spore koło i zaraz biegliśmy już w stronę, gdzie znajdował się nasz bunkier.
×××××××××××××××××××××××××××××
Na dzisiaj to tyle ^^
Życzę wam jak najlepszych Świąt Wielkiej Nocy!
Do następnego kochani! 💜
~Marcyś
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top