III.

⋇⋆✦⋆⋇   ♤  ⋇⋆✦⋆⋇ 

-Janosz, lepiej, abyś znalazł sobie żonę, która będzie umiała wiązać krawat - Powiedziała pani Boka, poprawiając czarny krawat syna. - Nie będę przecież przez żyć wiecznie, prawda?

Chłopak skinął głową.
-Dobrze. Znajdę dziewczynę, która będzie idealną mamą i żoną. - Powiedział po czym udał się w stronę kuchni.

On i jego rodzice przygotowywali się właśnie na wesele. W prawdzie, miało być to za dwie godziny, ale stwierdzili, że lepiej być wcześnie, aby porozmawiać z parą młodą przed innymi.

W przytulnym domku rozległo się pukanie w drzwi. Ojciec Boki podszedł do nich i je otworzył. Jego oczom ukazał się kluczyk leżący na schodkach.
-Kochanie, znowu jakieś dzieci płatają nam figle. - Powiedział i podniósł klucze. Gdy się dokładnie im przyjrzał, położył je na szafce i zamknął drzwi.

Boka miał lekki grymas na twarzy. Nie znosił, gdy ktoś robi sobie żarty z kogoś bliskiego jego rodzinie.

Po krótkim szykowaniu się i strojeniu, wyszli z domu. Chłopiec jednak zapomniał wziąć swojej czapki, więc sam pobiegł jeszcze do domu.

Wziął swoją śliczną czapkę, którą dostał od dziadka i pospiesznie udał się w kierunku drzwi. Jednak, coś zabłysnęło w świetle słońca. Kluczyk. Boka zakręcił głową.
-Nie możesz, Boka. Nie dotykaj tego... - Mówił do siebie. Jednak, ostatecznie wziął klucz i schował go do kieszeni, gdy usłyszał krzyk ojca, żeby wracał, bo się spóźnią.

Tymczasem Alice bawiła się srebrnymi kulkami, które odbijały jedną od drugiej. Patrzyła na to z lekkim znudzeniem.

-Isabelle - Powiedziała krótko. - Która godzina?
-Jest 14:56, panienko.
-Świe~tnie.

Dziewczyna odsunęła krzesło i wstała. Była ciekawa czy Boka będzie po stronie Białych czy Czarnych.
"promise. Please, promise. "

Dzwony kościelne wybijały rytm. Drzwi kościoła otworzyły się, a w nich stała para młoda. Rodzice tej pary płakali. Niewiadomo, czy ze szczęścia, czy z żalu.

W drzwiach kościoła pojawiła się para młoda. Panna była młoda, miała piękną, prostą suknię z białego materiału. Pan młody natomiast ubrany był w schludny garnitur. Trzymał pannę na rękach.

W tłumie, Janosz wypatrzył, że koło rodziców pary, stoi chłopiec w jego wieku. Miał kręcone, blond włosy i niebieskie oczy, jak większość zebranych, był odświętnie ubrany. Spojrzał w stronę bruneta i przez krótką chwilę się mu przyglądał.

Boka zmarszczył brwi i odwrócił głowę. Czego chce ten chłopak? Spojrzał kątem oka, ale go już nie było.
-Dziwne... - wzruszył ramionami.

Godzinę później każdy siedział przy drewnianym stole z białym obrusem. Było dużo obcych Boce potraw. Maja, bo tak miała na imię panna młoda, pochodzi z Węgier. Natomiast Admodeus pochodzi z Wielkiej Brytanii. Możliwe, że te potrawy to specjały kuchni angielskiej.

Boka poczuł, że ktoś szturcha jego ramię. Odstawił szklankę, którą trzymał i odwrócił się.

Ku jego oczom ukazała się ta sama postać chłopca. W niebieskich oczach blondyna odbijało się światło.
-Cześć - Przywitał się nieznajomy. - Wybacz, że tak się na ciebie gapiłem przed kościołem. To było niegrzeczne. - Boka wstał, kulturalnie, rozmawia się na stojąco.
-Ach... Spokojnie. Nie musisz z tego powodu przepraszać. Po prostu trochę mnie zaciekawiło, bo wyglądasz na mój wiek.
-Twój wiek? Och... Tak, ja też mam czternaście wiosen. Mów mi Charles Evel.

Wyciągnął do niego dłoń. Uśmiech nie znikał z jego twarzy. Boka lekko się zawachał, ale podał mu dłoń.
-Janosz Boka. Dla przyjaciół Boka.
-Ach, jesteś Węgrem?
-Tak. Moja rodzina przyszła na wesele tylko dlatego, ponieważ jesteśmy sąsiadami pani Mai.
-Rozumiem. A... - przerwał na chwilę. - Pomógłbyś mi poszukać jednej dziewczynki?
-Dziewczyny? Dobrze. We dwóch będzie szybciej, tak myślę.
-Świetnie! Jest to praktycznie dziecko... Martwię się o nią. Znam ją od kołyski. - Westchnął.

-Twoja przyjaciółka? - Spytał brunet.
-Nie. Bardziej traktuję ją jak małą siostrę. Ostatni raz widziałem ją siedem lat temu...
-Aż siedem? Co się stało te siedem lat wstecz?

Charles się uśmiechnął smutno i spojrzał w dół.
-Nie mogę ci powiedzieć bez jej zgody. To... Niegrzeczne...
-Rozumiem... Wybacz.

Przez chwilę stali tak w ciszy, aż blondyn pokazał Boce, że ma za nim iść. Szukali, więc dziewczyny.

-Isabelle, nie wiem jak ty, ale martwię się o Charlesa.
-Panienko, przecież on jest starszy od was. - Powiedziała starsza kobieta, która szła tuż za dziewczyną.
-Owszem, ale jak był mały dokuczali mu, pamiętasz, prawda? Zawsze musiałam bić ich patykiem, żeby się odczepili.
-Tak... Raz to nie był patyk, panienko...
-Nieważne. Niech Bóg ich sądzi.

Już miała zaczynać zdanie, gdy zobaczyła, że na przeciwnej stronie komnaty, stoją Boka i Charles.
Miała lekki szok na twarzy.
-Nie. To za szybko... - Powiedziała i zaczęła iść w stronę chłopców.

Janosz rozejrzał się i zauważył Alice, która o dziwo, była w lekko błękitnej suknii. Czy ona idzie do nich? Zadał sobie to pytanie.

Charles obrócił się w jej stronę, gdy dostrzegł ją kątem oka. Rozłożył ramiona i się uśmiechnął.
-Aluś! [I mean, nigdy tak do mnie nie mówcie] Tak się cieszę, że jesteś! - Od razu ją przytulił. Ta odwzajemniła uścisk. Spojrzała na bruneta i uśmiechneła się.

-Alice, to jest Janosz. Poznałem go dzisiaj. Janosz, to Alice. - Uśmiechnął się i gestykulował ręką.
-Charles, ja go znam. Chodzimy razem do jednej klasy.
-Ale.. Jesteś dziewczyną, jak cię wpuścili? - Charles był zaskoczony. Patrzył raz na niego, raz na nią.

-Mój tato. Tyle powiem - Zwróciła się do Boki. - Wiesz może, która godzina?

Boka spojrzał na zegarek.
-17:10. - Powiedział i narzucił rękaw znowu ma zegarek.
-Już tak późno? No cóż... Eh, pójdę do mojego przybranego brata, bawcie sie dobrze! - Mówiąc to, pocałował kuzynkę w czoło i się ulotnił.

Boka poczuł malutkie kłucie w serduszku. Głupie serce.

Alice poczekała chwilę, aż kuzyn odejdzie. Złapała rękę Boki i pobiegła z nim na najniższe piętro. Mieli schodzić do piwnicy.

Janosz wyrwał rękę z jej uścisku.
-Hej! Co ty robisz?! Nie można tu schodzić! - Krzyknął na nią. Był zirytowany, a jego brwi się zmarszczyły. Dziewczyna patrzyła na niego pokerową twarzą.
-Zabij, albo zostań zabitym. - Powiedziała i zaczęła schodzić do piwnicy.

Boka wzdrygnął się. Czy ona chce kogoś zabić!?
Prędko dotrzymał jej kroku.
-Co?! Chcesz kogoś za- Nagle zaczął boleć go policzek. Dziewczyna uderzyła go lekko w to miejsce.
-Ciszej. Zaraz ci wszystko wyjaśnię, ale masz być cicho.

Chłopak złapał się za policzek i bez słowa wszedł do piwnicy. Ala zapaliła zapałkę, a następnie lampion.
Zaczęła czegoś szukać.

-Wytłumaczysz mi to w końcu?
Dziewczyna stanęła i spojrzała na niego lekko znudzona, ale też zirytowana. Westchnęła.

-Widzisz... Na tym balu, wydarzy się coś okropnego. Z tego co wiemy, tragedia ma się wydarzyć w ciągu 20 minut, mamy teraz 17:19. Przyszły morderca, bądź mordercy, będą próbować najpierw wyłączyć światło - Wskazała ma bezpieczniki [Inne niż te nasze] - A potem będą próbować otruć parę młodą i ich bliską rodzinę. Jednak nie określiłam jeszcze powodu.

Boka zaniemówił przez chwilę.
-A-Ale.. Skąd o tym niby wiesz?! - Próbował zachować spokój, niestety to mu nie wychodziło. Alice westchnęła tylko i spojrzała lekko smutnym wzrokiem.
-Ja... Kiedyś byłam ich częścią.. Ale nieważne. Nie możemy dopuścić do tych krwawych żniw.

Dziewczyna podeszła do bezpieczników i przykręciła tam drut dookoła. Przyczepiła też blaszkę, która odbijała wszystko, co było nagrzane.
-Pociski nie przejdą. Nie zniszczą bezpieczników. Ale.. Tak dla pewności... - Wstała i zamontowała pare pułapek. - Spójrz, jak ktoś ustanie w tym miejscu, z tamtego otworku z boku, zostanie wystrzelony środek nasenny.

Boka wyglądał na zszokowanego. Bał się. Nie wiedział czego. Ale się bał.
-Ja.. Ja.. Um... N-nie wiem nawet co mam zrobić... Będę przeszkadzał tylko...
-Nie. Mam już pewnien plan. Zakładając, że najpierw przyjdą tu, będę czychać. Jak zauważysz dziwne zachowania kogoś
, kliknij w ten guzik. - podała mu bransoletkę, przypominająca zegarek. Dość... Dziwny zegarek. - Patrz, jak klikniesz guzik z boku, tarcza zegara się otworzy i zobaczysz guzik, który masz nacisnąć. Czerwony znaczy, że jesteś w niebezpieczeństwie, niebieski natomiast oznacza, że wszystko się udaje, jesteś bezpieczny i tak dalej.

-Co to do cholery jest?! Jak wy to w ogóle...
-Nie czas na pytanie. Idź pilnuj pary młodej.
-A co jak coś ci się stanie?
-Mi...? Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - Uśmiechneła się do niego.
-No nie wiem... - Podrapał się po karku. A twarz dziewczyny wyglądała teraz na złą.
-Mówię, żebyś już szedł! Zaraz tu będą! - Więc praktycznie wypchnęła go z piwnicy.

Boka tylko zasalutował i pobiegł na salę główną. Rozejrzał się za parą młodą i stanął z boku, jakoś kilka metrów dalej.

Nagle goście usłyszeli strzały.

»»——⍟——««

Whoa, 1333 słów XD


Tak w ogóle to mam Ryuka w domu. Zwabił się Death Note'm.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top