P R O L O G O
Dla SoyLunaBalsano, Lumonista119, xakiwx, xsoyanyx i Ambar16o, osób z niepokonaną pasją, nie bojących się zrozumieć, pokazać swojego prawdziwego "ja" i biegnących za marzeniami.
. . .
Wygląda przez szybę. Widzi ich biegnące twarzy, zmierzające do budynku. Nie mają ochoty tu być. Nie chcą. Nienawiść. Złość. Irytacja. Tak "mówią" ich wyraz twarzy. Zapamiętają to na resztę życia. Ona o tym wie. Nie zapomni o tym do końca życia. Życia. Definicja brzmi tak: właściwości pewnych układów fizycznych, w których zachodzą pewne procesy życiowe. Nic nie warte gadanie. W głowie Luny definicja brzmi w ten sposób: cienka, krótka nić, po której stąpamy. Aby nie spaść nie wolno spojrzeć w dół. Spojrzeć. Każdego kiedyś korciło, by zobaczyć, co jest na dole. Ciekawość. Pierwszy stopień do piekła, mówią ludzie. Brunetka zobaczyła. Dlatego teraz jej życie to ogromna ruina. Fala niepowodzeń i smutku. Tak, cholernie wie.
Dziwka!
W jej oczach nie ma już tego błysku, który dodawał jej skrzydeł. Zastąpiły to odcienie szarości. Już nie chodzi ubrana w kolory tęczy. Teraz jej ulubioną barwą jest czerń. Głęboka otchłań nicości. Kojarzy się z żałobą i śmiercią. Czasami dodaje tajemniczości i seksapilu. Ale w jej przypadku oznacza ciągły strach.
Suka!
Spogląda na swoje biurko. Kiedyś nie mogła przy nim usiedzieć. Cały czas dzwonił telefon. A to, Jim i Yam zaprosiły ją piżama-party, Nina zaproponowała wyjście do kina, Delfi i Jazmin poprosił o wywiad do Stylu i Szyku, Gaston poprosił o pomoc w wyborze prezentu dla Niny, a Matteo zapraszał na romantyczne spacery. Tablica nad biurkiem. Kilka miesięcy temu pełna zdjęć z przyjaciółmi, wydarzeniami tygodnia i kalendarzem z oznaczonymi dniami, kiedy jest z kimś umówiona. Pusta. Jak teraz jej głowa.
Idiotka!
Wpatruje się w te "piękne" ciecia na nadgarstku. Niby zaschnięte, ale nadal są. Na parapecie leży opakowanie po depresantach. Przypominają się jej te koszmary, nieprzespane noce, po których budziła się z krzykiem i potem na czole. Powoli zdejmuje buty i zsuwa skarpetki.
Nic, nie warty śmieć!
Wpatruje się w ramkę, w której było zdjęcie jej i bruneta. Aktualnie leży podarte na pół. Z jednej strony jet ona, a z drugiej on. Bierze połówki z jego wizerunkiem i wkłada po biustonosz. Tam nikt z nich nie zajrzy. Ostatnim miejscem, które omiata wzrokiem są listy. Piętnaście kopert. To będzie koniec, tak brzmiała jej ostatnia myśl.
Nagle przystają. Matteo ich zatrzymał. Przemawia do nich. Oni słuchają uważnie i kiwają głowami. Nie mówią. Nie chcą się awanturować. To ten czas. Wchodzi na parapet. Otwiera na oścież okno. Ostrożnie wychyla się, po czym przekłada stopy na zewnętrzny parapet. Ostatni raz patrzy na nich. Robi to z miłości dla jej przyjaciół. Chce, żeby byli szczęśliwi. Bez niej. Tak będzie najlepiej.
Wybiera miejsce, w którym skończy się jej los. Srebrne auto cioci Sharon. Nie będzie jej go szkoda. Ostatnio mówiła, że jej się znudził i kupi nowy. Ustawia się wprost na przednią szybę. Zamyka powieki. Nie znosi widoku krwi. Ani zapachu. Na zakończenie robi znak krzyża.
Spada. Jej ciało leci przed siebie bardzo szybko, ale dla niej trwa to wieki. Kiedy w końcu zniecierpliwiona otwiera oczy, jej twarz dzielą milimetry od żałosnego spotkania ze szkłem. Puk! Koniec jej męki.
Leży na masce samochodu, umoczona we własnej krwi. Nie żyje. Szyba nie jest zbita, ale wygląda jakby ktoś walił w nią kilka razy kijem golfowym, po czym stwierdził, że i tak to strata czasu i odszedł. Jej źrenice są szerokie, oczy otwarte. Ciecz dostała się już na kolano. Kapie pod samochód. Firanka otwartego okna cały czas się unosi.
Cała zebrana paczka wpatruje się w ten makabryczny widok. Oczy Włocha wyglądają, jakby miała wylecieć. Z szoku nie wychodzi też Ambar, która przez te miesiące została jedyną osobą, na którą mogła liczyć Luna. Do jej organizmu docierają ostatnie słowa. Z willi wybiega Rey razem z Sharon. Kobieta z niedowierzaniem spogląda na martwą siostrzenice i okno; na zmianę.
- Luna... - przeciąga ostatnią literkę Ambar.
Nina zaczyna głośno płakać, zasłaniając sobie przy tym usta. Z pozostałym oczu widać strach, a zarazem smutek. Słona ciecz wydobywa się pośród przybyłych litrami. Balsano pod wpływem impulsu podbiega do niej i energicznie rusza jej ramionami. Z jego łkania słyszała zaledwie urywki:
- Lu- Luna, hej! Hej, Luna! Luna!! Nie, nie! - resztę "zakrywa" szloch.
Za późno. Jej ciało jest całe lodowate. Brunet zna to uczucie. Jego serce względem dziewczyny, było jeszcze parę sekund temu chłodne, zimne. Teraz rozumie, poczuł znaczenie słów: "Cieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top