O C H O
*Uniosę cię nad ziemię
Wezmę cię za rękę i zabiorę daleko stąd* *
Pogody zmieniła się diametralnie. Z małego wiaterku powstał ogromny wicher, który niósł ze sobą liście, proch i nawet butelki, które zostawili tu pijacy.
Z odległości, z której szli obok siebie, mogli z łatwością zauważyć techników zwijających swój "sprzęt" do oznakowanego radiowozu. Nie zaszczycili sobie spojrzeć w ich stronę. Jaka ulga, pomyślał Baeza. Chociaż atmosfera opadła.
Ich ramiona nie stykały się ze sobą. Byli zbyt zamyśleni jak i obcy, by nawet przypadkiem to zrobić. Wiatr rozwiewał rąbek przeciw deszczówki, którą w pośpiechu założył gliniarz. Gdyby teraz miała na sobie sukienkę to byłoby jej widać majtki, pomyślał, szybko wybijając to sobie z głowy. Ugryzł język, dobierając przy okazji nową dawkę tlenu. Z ukosa spojrzał na swoją towarzyszkę i musiał przyznać, że tak bardzo się nie peszyła obecnością policjanta ani całą tą sytuacją. W głowie Gonzala ułożyły się już dwie teorie, które pasowały by do zachowania kobiety. Pierwsza, miała styczność z taką procedurą. Ktoś z jej rodziny popełnił samobójstwo lub został zamordowany. Nie można też wykluczyć wypadku samochodowego. Druga, miała ojca gliniarza, który pracował w wydziale do spraw kryminalnych albo ma męża policjanta. Ale dobierając to drugą opcje, żony bardzo są zafascynowane "takim życiem", dlatego absolutnie nie można nic wspominać o tajnych akcjach, mających na celu złapanie przestępcy, bo taka ci się napatoczy i koniec.
--- Możemy przejść do sedna? - zapytała, odrywając wzrok od brukowanej starej kostki, która musiała być tu położona kilkadziesiąt lat temu.
Odchrząknął.
--- Oczywiście, przepraszam za zwlekanie, ale po prostu chciałem porozmawiać w spokoju.
Kiwnęła, na początku nie odpowiadając ani słowem. Dopiero po chwili odważyła się spojrzeć w twarz komisarzowi.
--- Rozumiem, w swojej pracy też tego oczekuje. - wdowiec posłał jej pytające spojrzenie, które mówiło: "A ty czym się zajmujesz?" - Jestem prywatnym detektywem - powiedziała tak, jakby wyczytała to z oczu.
A wiec, opcja trzecia, którą nie wziąłem pod uwagę. Wow. Podniósł swój ciekawy wzrok w jej kierunku z fascynacją jej się przyglądając. Na pozór tchórzliwa kobiecina, starająca się zachować wysoki standard życia, ale coś jej nie wyszło. Taka szara myszka.
--- Wiec, co chciałby pan wiedzieć? - wyrwała go z myśli swoim zachrypniętym głosem.
Przełknął głośno ślinę i zaczął zastanawiać się, jak sformułować pytania, aby było ich mało, ale żeby wszystkiego się dowiedzieć. To bardzo trudny warunek do spełnienia, ale jak to mówią: "kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana". Ryzyko podejmował przez całe swoje życie.
--- Czy zauważyłaś coś, kiedy znalazłaś - w tym momencie odchrząknął znacząco. Nie chciał używać słowa "ciało, denatka czy zmarła". Osoby, pracujące w podobnym zawodzie mają tych słów już dość. - No, wiesz...
Na odpowiedź nie musiał czekać długo. Wszystkie przypuszczenia, fakty czy szczegóły wypuściła na jednym tchu.
--- Pozwól, że opowiem wszystko po kolei. Jak codziennie wstałam rano po godzinie siódmej. Ubrałam się, zjadłam śniadanie i poranna toaleta - spojrzała na niego - Chyba nie muszę ci szczegółowo tego opisywać, co nie? - on w odpowiedzi pokręcił przecząco głową - I jak zwykle postanowiłam wybrać się przez "moje małe królestwo" - w czasie wymowy nazwy poruszyła dwoma chudziutkimi palcami u obu dłoni.
Brunet obdarzył ją promiennym uśmiechem, ukazując szereg lśniących zębów.
--- Często tedy przechodzis-
--- Od kilku lat chodzę tą drogą, pomijając zimę, bo wtedy jeżdżę metrem. - powiedziała, posyłając przepraszająco spojrzenie - Przepraszam, nie chciałam ci- ugryzła się w język, przypominając sobie, że rozmawia ze starszym mężczyzną. No, może nie takim starszym, ale różnica nadal istniała - panu przerwać.
Zaśmiał się, wychylając odrobinę język na wargę. Nikt w pracy mu nie mówił na "pan". Każdy wołał go albo po imieniu [Gonzalo] lub po pełnionej funkcji ["komisarzu"].
--- Wystarczy Gonzalo, nie znoszę kiedyś ktoś mi mówi per "pan".
Owinęła tułów ciaśniej bluzą, przez co uwydatniła swoje "kształty".
--- W takim razie Peppina, dla przyjaciół Peppi - podała mu dłoń, którą momentalnie uścisnął - Moge dokończyć dalej? - kiwnął głową - Dzisiaj akurat mi się poszczęściło, że potknęłam się o gałąź i upadłam wprost na krzaki. - posłał jej matczyne spojrzenie - Na szczęście to tylko zadrapania. I wtedy zobaczyłam ten telefon. - grymas jej twarzy zmienił się jakby na zawołanie. Z pięknej twarzyczki zniknął uśmiech, a zagościł smutek - Akurat przyszło powiadomienie. Miała kilka nieodebranych połączeń i SMS-ów. Potem spojrzałam w górę i zobaczyłam jej zwisające ciało. Szczerze mówiąc, odebrało mi mowę. Niezwłocznie zadzwoniłam do was.
W głowie Baezy trwała ta chora inscenizacja, która dotknęła kobietę. Podsunął dalej suwak od kurtki i opatulił klatkę piersiową ramionami.
--- Zauważyłaś coś podejrzanego?
Palce pojawiły się na wyrazistej brodzie i regularnie opuszek odbijał się od niej. Zamknęła powieki, wyglądając jak mędrzec, któremu zadano nie łatwe pytanie.
Wichura ustała. Technicy zdążyli już opuścić miejsce zbrodni, zachowując nadal taśmę policyjną. Tłum gapiów rozszedł się, by najprawdopodobniej opowiedzieć tą "mroczną" historie bliskim lub dać parę przydatnych informacji mediom. Oczywiście, nie za darmo.
--- Zastanawia mnie tylko jedna rzecz - odparła po chwili - Czemu z jej ust wypłynęła strużka krwi? Gdyby po prostu się powiesiła, został by jedynie siny ślad na szyi.
To dla mężczyzny też było zaskakującym zjawiskiem. Nie, takim jak odkrycie tej smacznej knajpki u Włocha, kiedy jeszcze Mari żyła. Tego nie da się porównać.
Musi zajrzeć niedługo do "Doktorka". Może już coś ma i przy okazji zapyta się, o to krew?
--- To wygląda tak, jakby ktoś zmiażdżył jej płuca. - powiedziała wkrótce, spoglądając na wyświetlacz smartfona - Przepraszam, ale spieszę się. Przez tą sytuacje musiałam przełożyć spotkanie z klientem. - powiedziała, odchodząc i lekko się zgięła na pół, co miało wyglądać na ukłon - Do widzenia! - pomachała mu na pożegnanie.
Obserwował jej każdy ruch i gest, który wykonała, kiedy wychodziła z tego ponurego miejsca. Jego oczy skanowały jej ciało. Był naprawdę po wrażeniem.
--- Do zobaczenia - powiedział pod nosem - Już niedługo...
Sam sprawdził godzinę na zegarku, który miał na nadgarstku. Troche późno, stwierdził. Pójdę na zakupy i przyrządzę na kolacje spaghetti. Podrapał się po czole. Mam nadzieje, że Marisol zostawił po sobie jakiś przepis.
Ruszył przed siebie luźnym krokiem, wesoło podskakując. Zaczyna się coś układać po jego myśli. W końcu. Nareszcie.
Słońce zaczęło chować się za horyzont, oznaczając, że niedługo nastąpi mrok. A za nim kolejny dzień. Z wyzwaniami.
. . .
*Anna Blue - Every Time The Rain Comes Dawn
Ha, nie spodziewaliście się, co nie? Chciałam zrobić wam coś do przodu chociaż, bo nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział. Nie, chociaż to wiem. Pojawi się niedługo, ale co z następnymi to nie mam pojęcia. Dodatkowo wam powiem, że zapisałam się na hiszpański! Może będę w stanie coś tu napisać po tym języku?
P.S. Mam zapalenie ucha. Wy też chorujecie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top