D O C E
*Czy nie możemy po prostu wrócić do tego, co było przedtem?* *
--- Czyli jeszcze raz - powiedział Pedro, podając okularnicy kubek kakao. Była okryta ciepłym kocem, a wokół niej byli jej przyjaciele. Tutaj czuła się bezpieczniej. - Ktoś się śledził i chciał ci zrobić prawdopodobnie jakąś krzywdę, tak?
Nina przytaknęła głową, biorąc łyk aromatycznego napoju. Tutaj czuła się bezpieczniej. Owinęła bardziej wzorzysty materiał wokół swoim bioder.
Dziękowała Bogu, że taki przykłady chłopak, jakim był Gaston to szczęście. Nie wie, co zrobiła by sama z tą niepewnością, czując presję, że ten facet gdzieś się tu kręci i możliwe, że przypatrywuje się w nią. Ale Perida zjawił się jak obiecywał, szybko i sprawnie zabrał ją do Rollera.
--- Wydaje mi się, że przyglądał mi się, kiedy byłam w Strasbucksie. - wychrypiała, przytulając się do torsu Gastona.
Każdy z siedzących w kręgu milczeli. Każdy był zamyślony. Nikt nie miał pomysłu. Gdyby tu była Luna, z pewnością miałaby tysiące teorii, które opowiedziała by na jednym tchu. Niektóre rozśmieszyły by całe towarzystwo, tworząc zupełnie inną aurę. Zmieniła by smutne twarze na wesołe buźki.
Jedna samotna łza spłynęła po policzku, nie zauważalnie wycierając ją by nikt nie widział.
. . .
Nastał kolejny dzień. Słońce wdzierało się do sypialni, jakby było przyciągane przez magnez. Pomruk mężczyzny rozniósł się po pomieszczeniu, budząc przy tym szarego kota, po drugiej stronie otwartego okna. Przetarła swoje zapadnięte dołki pod oczami i stwierdził, że nocny maraton filmów akcji razem z nastoletnią córką do czwartej nad ranem to zły pomysł. Przeciągnął się, rozluźniając swoje mięśnie. Poczochrał swoje oklapnięte włosy i spojrzał na elektroniczny zegarek, stojący na beżowej szafce nocnej.
Jęknął z zdenerwowania. Była za dwadzieścia dziewiąta, co oznaczało, że się spóźni na spotkanie z Alejo. Szybko wszedł pod prysznic, zmywając z siebie zapach spaghetti, chrupek, pomidorów i potu. Założył jeansy i opinającą jego klatkę piersiową białą bluzkę. Na to zarzucił kurtkę motocyklową. W międzyczasie zamówił przez ubera taksówkę i napisał Bacy, że się trochę spóźni. Poprawił szybko włosy i stwierdził, że nie ma tragedii.
Zbiegł po schodach, gdzie spotkał pałaszującą płatki z mlekiem Esmeraldę.
--- Cześć, gdzie idziesz? - zapytała połykając zawartość miski i biorąc kolejną jej łyżkę.
--- Mam spotkanie z Alejo, nie wiem, o której wrócę. Jak coś to poproś panią Cruz, żeby dotrzymała ci towarzystwa - cmoknął ją w czoło i zatrzasnął drzwi.
Bardzo kochał swoją "małą" dziewczynkę. Chciał, żeby miała normalny dom, ale nie zawsze to wypalało. Większość czasu spędzał na komisariacie, rozwiązując następne śledztwa. Dlatego, żeby mieć, wszystko czego dusza zapragnie, musiał posiadać pieniądze, a gażę zarabia się w pracy, więc trochę unikał domu jak ognia. Problemem była tylko opieka nad Esmą. Na początku pomyślał o braniu ją do pracy, ale potem stwierdził, szefostwo nie byłoby zadowolone.
Wszystkie jego złe scenariusze zostały rozwiane, kiedy dzień później do domu obok wprowadziła się miła, starsza pani. Pani Angelina była emerytowaną nauczycielką muzyki, która po śmierci męża postanowiła zmienić miejsce zamieszkania. Od samego początku polubiła policjanta i jego córkę. Sama proponowała opiekę nad nią, bo stwierdziła, że i tak ma mnóstwo czasu wolnego.
Po jakimś czasie staruszka pokochała Esmeraldę jak swoją wnuczkę, którą nigdy nie będzie mieć, bo nie mieli z mężem swoich dzieci. Gdyby ktoś nie znał historii tej rodziny, nie powiedziałby że nie są spokrewnione więzami krwi.
Z lekkim uśmiechem wsiadł do czekającej na niego taksówki i oparł czoło o zimną szybę.
. . .
Maszyna monitorująca prace organizmu, regularnie oddawała swój charakterystyczny dźwięk, rozchodzący się echem po pomieszczeniu. Przez jasne zasłonki wdzierało się słońce, które zwiastowało nadejście kolejnego dnia. No właśnie, ile go ominęło?
Nie pamiętał, ile tak spał, ale nie wydawało mu się to długo.
Pierwsze, co zobaczył po otworzeniu powiek to biel, dużo bieli. Leżał na nie wygodnym materacu, przykryty niebieską pościelą.
Jego kończyny były w dziwnym stanie; niby czuł kontrolę nad nimi, ale nie mógł ruszyć. Niespodziewanie przeszło przez niego mrowienie. Jego serce zabiło szybciej, puls podskoczył, płuca domagały się więcej tlenu.
Momentalnie wszystko sobie przypomniał. Jej zakrwawioną twarz, radiowozy, jej ciało w ciemnym worku.
Po jego policzku zleciała maleńka łza. Ręka zaczęła drgać. Czy to właśnie jest cierpienie?
Później moment aresztowania, przesłuchania i wściekłego napadu policjanta. Czy stracił więcej niż te kilka dni pozostania w spoczynku?
Zbliżył swoją dłoń do przycisku, wzywającego personel. Na początku przejechał po nim delikatnie jak głaskał jej głowę. Czy ona tego chciała? Potem zataczał kółka jak po jej nagim udzie. Wkurzało ją to? A potem lekko wcisnął, tak jakby bał się, że to też zniknie. Lubiła jego pocałunki na jej ciepłych, malinowych wargach?
Dźwięk zanim rozszedł się do pokoju pielęgniarek i lekarzy, można było usłyszeć na korytarzu.
Kasztanowłosa kobieta, podpierająca jednym ramieniem opadającą twarz, rozszerzyła swoje zaspane i podkrążone powieki. Starła pozostałe w kąciku oczu łzy i schowała swoją dumę dyplomatki głęboko w sobie.
Kochała swojego syna, nawet bardziej niż jej mąż. Starała się zaspokoić jego pragnienia, dlatego spędzała z nim dużo czasu, pytała o jego zainteresowania oraz wydawała mnóstwo pieniędzy na potrzeby Matteo. W przeciwieństwie do pana Balsano, który wkładał zyski w dom, ona postawiła na pierwszym miejscu swojego synka.
Coś zaczęło się psuć w okresie dorastania. Stawał się bardziej skryty i znikim nie rozmawiał o swoich problemach. Często podnosił głos, że go nie rozumieją. Raz, jakieś dwa lata temu, Matteo powiedział, że nie chce iść na studia wybrane przez jego ojca. Wybrał muzykę, którą kochał ponad życie, dlatego musiał się wyprowadzić i zarabiać sam na siebie. Miała ochotę czasem przelać na jego konto parę groszy, ale obawiała się reakcji męża, a poza tym Włoch przy jakimś spotkaniu powiedział, że nie chce żadnych pieniędzy, bo ma zamiar pokazać tacie, że da radę.
Podleciała do jego łóżka. Przejechała dłonią po jego trochę szorstkiej od zarostu twarzy. Wtuliła się w jego głębienie pomiędzy szyją, a brodą.
--- Witaj z powrotem w świecie żywych, synku...
. . .
*Anna Blue & Damien Dawn - Say Something
Kochani, w końcu się ogarnęłam ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top