Wypadek przy pracy, to normalka w takich przypadkach...
Trojaczki w miarę możliwości, dały radę zapanować nad sytuacją, jednak nie byli świadomi tego, że to co najważniejsze właśnie przegrali...A przynajmniej chwilowo stracili...
Z w połowie zniszczonego placu, odjeżdżały właśnie ostatnie karetki i zastępy straży, a policja przeszukiwała i sprawdzała teren...
Dyzio stał z boku i przypatrywał się temu wszystkiemu, z coraz większym bólem...Psychicznym ma się rozumieć...
Po kilku minutach, podbiegli do niego zdyszani bracia...
- Już..wszystko...załatwione - wydyszał Hyzio
- To teraz jazda do dziewczyn! - rządził Dyzio i razem pobiegli za kulisy sceny...
Po drodze wpadli na Cass...
- Chłopaki! Udało się? - zapytała wylatując na korytarz...
- Jakby - odparł Zyzio
- Jak to, jakby? - zapytała niedokońca rozumiejąc
- No, nam się udało, a czy im, to niewiadomo - odparł
- No to jazda, a nie! - zarządziła i pobiegła za kulisy...
Reszta podążyła za nią...
Na miejsce dotarła pierwsza, już miała otworzyć drzwi, jednak lekko się zawahała...
Bała się tego co zobaczy, zważając na to co wydarzyło się w posiadłości...
Niechętnie je otworzyła, widok za nimi, lekko ją zdziwił...
Pomieszczenie wyglądało, jak gdyby nic się nie stało...
Jednak nikogo w nim nie było...
- Gdzie one są? - zapytała bardziej siebie niż pozostałych....
- Nie mam pojęcia...ale ich brak, nie wróży nic dobrego - odparł zmartwiony Hyzio
Zaczęli rozglądać się po pokoju...
Szukali czegokolwiek co mogłoby ich naprowadzić na właściwy trop...
Cass błądziła wzrokiem po każdym koncie pomieszczenia, aż w pewnym momencie coś przykuło jej uwagę...
- Chłopaki...mam coś... - zawołała..
Wspomniani podeszli do niej, i z niepokojem spojrzeli na znaleziony przez dziewczynę przedmiot...
- Czy to czasem nie jest bransoletka Tasi? Ta którą nigdy się nie rozstaje? - zapytał zaniepokojony Dyzio
- Niestety - odparła dziewczyna podnosząc do góry wspomnianą rzecz i uważnie się jej przyglądając...
- Mają kłopoty...
|W tym samym czasie, gdzieś indziej|
- To nie zadziała... - stwierdziła Carmen mierząc brata wzrokiem...
- Co nie zadziała! Pracowałem nad tym dwa miesiące! - próbował bronić się Connor
- Nad tą durną zbroją pracowałeś rok, a skończyło się tym, że o mało nie zaliczyłam bliskiego spotkania ze słońcem! - krzyknęła
- Wypadek przy pracy, to normalka w takich przypadkach - odparł zakładając ręce na piersi...
- Ale usmażenie się na największej gwieździe w okolicy, już raczej do normalnych nie należy, wiesz? - odpowiedziała obniżając lekko głos...
Chłopak jedynie wzruszył ramionami, i spojrzał na efekt swojej dwumiesięcznej pracy...
- Ale mimo wszystko, wytłumacz mi jeszcze raz, ale tym razem po ludzku, co to twoje tak zwane "cudeńko" robi, bo z tej twojej naukowej paplaniny, zrozumiałam tyle co nic - oznajmiła
- Ehh...da nam super moce - odparł
- Serio?! - zapytała dziewczyna z niedowierzaniem...
- Jesteś córką czarownicy, a dziwi cię takie coś? - zapytał
- A zamknij się, i pokaż co tam masz! - zarządziła z iskrami w oczach...
- Dobra, dobra... - odparł i postawił przed nią dwie buteleczki, jedną czerwoną i jedną zieloną...
- Musisz tylko wypić...
- Tylko tyle? Naprawdę? - zapytała zdziwiona
- Tak, tylko tyle! A co myślałaś!? Że ci tu będę robił operację?!
- Dobra, ogarnij się, bo ci żyłka pęknie.. - odparła po czym wzięła do ręki czerwony flakon, i zaczęła mu się przyglądać...
- To może zanim zaczniemy, pytanie, co my niby z nimi zrobimy? - spytał wskazując głową na drzwi za którymi znajdowały się uwięzione dziewczyny...
- Ahh...ty to naprawdę NIGDY mnie nie słuchasz, racja? - spytała kpiąco mierząc go wzrokiem
- Nope - odparł z wrednym uśmiechem i chwycił zieloną buteleczkę, po czym spojrzał na siostrę...
- Na trzy...
- Raz
- Dwa
- Trzy!
Krzyknęli, po czym szybko wypili ich zawartości...
- Blegh! Z czegoś ty to zrobił?! - skrzywiła się Carmen
- Połowy tych określeń jeszcze nigdy nie słyszałaś - odparł również się krzywiąc...
- Dobrze, skoro doszliśmy do tego, że to co przed chwilą sporzyliśmy było...okropne, przejdźmy do tego, co właściwie nam to da? - zapytała wyrzucając pustą butelkę za siebie...
- Tobie telekinezę, telepatię i takie tam, a mi super szybkość - odparł nie odrywając wzroku od małego lusterka które trzymał w ręce, i w które wgapiał się od dobrej minuty...
- Aleś ty skromny - odparła sarkastycznie
- Taa...dobra, pora przetestować! - oznajmił radosny jak małe dziecko - Na pierwszy ogień ty! Dawaj, o czym teraz myślę?
- Proszę?
- To co słyszałaś, przeczytaj moje myśli! - oznajmił
- Dobra... - Carmen skupiła się jak mogła, i po chwili ciszy zaczęła się histerycznie śmiać, tak bardzo, że aż spadła z biurka na którym siedziała...
- I z czego tak ryjesz? - zapytał młodszy bliźniak z kpiną w głosie...
- T,ty naprawdę, z,zakochałeś się w tej ba,babce ze skarbca - wydusiła wybuchając kolejną falą śmiechu i zwijając się z niego na podlodze
- SŁUCHAM?! - spytał z przerażeniem łapiąc się za głowę...
- To był świetny pomysł z tymi mocami! - oznajmiła Car, podnosząc się z ziemi - Teraz wszystko z ciebie wyciągnę - oznajmiła patrząc na niego nieco wrednie...
- Przeklinam swoje umiejętności! - krzyknął w sufit
- Dobra, to skoro ja chociaż po części opanowałam co trzeba, to teraz ty - zaczęła...
- Niech będzie - odparł po czym w ułamku sekundy znalazł się po drugiej stronie pokoju...
- No, całkiem nieźle, wystarczająco, by pokonać te bachory - odrzekła z lekkim uśmiechem na twarzy - To w takim razie...Orientuj się! - krzyknęła strzelając czerwoną mocą tuż nad jego głową...
- Kobieto, chciałaś mnie zabić?!
- Od czegoś masz tą "super moc" młotku, musisz wyćwiczyć uniki - odparła bawiąc się smugami czerwonego światła
- A ty szanować prywatność
- Już bardziej szanuję tego starucha, niż twoja prywatność - oznajmiła wrednie...
- Jak ja cię zaraz! Dobra...spokojnie...to, bierzmy się do roboty....
- Pewnie
Siemanko!
Troszku późno, ale jest!
I się nieco zadziało...
Od teraz Carmen i Connor to drudzy Wanda i Pietro Maximoff (lub jak kto woli Scarlett Witch i Quiksilver) xD
Takie tam nawiązanka do MCU xDD
Niedługo nowy rozdział, a póki co ja się żegnam!
Do zobaczenia
XWebby❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top