❤️Viva de la Hiszpania🇪🇸

Zza okna powoli lądującego na pasie startowym samolotu, można było już zobaczyć, wychylającą się zza chmur Hiszpanię...

Pierwszym co powitało naszych bohaterów, zaraz po wysiadce, było gorące i upalne powietrze, oraz piękne, bezchmurne niebo ..

Podczas krótkiej drogi do hotelu, mijali różne domki, zabytki, plaże, i wiele innych tego typu rzeczy, które w najbliższych dniach przyjdzie im tu zwiedzać...

Po kilku minutach, byli już na miejscu...
Nie mały budynek, na obrzeżach Barcelony, w którym spędzą najbliższy tydzień, wyglądem przypominał okoliczne budynki, jednak był bardziej okazały, i na pewno lepszy...

- To co teraz robimy? - zapytała Annie, opadając na łóżko w pokoju...

- Na stadion!

- Na zakupy!

- Na basen!

- Na plażę!

- Do muzeum!

Zaczęli się przekrzykiwać jedno po drugim...

- Może w ogóle na herbatę do Alvaro Solera!? - zapytała najwyraźniej niezadowolona takim obrotem spraw..

Jak na zawołanie wszyscy ucichli, i nastała krępująca cisza, która trwała przez kilka następnych minut...

- Nie wiem, to może podzielmy się na grupy? Każda idzie tam gdzie chce - zaproponowała Solka siadając na łóżku...

Wszyscy zgodnie przyjęli pomysł, i po chwili narad ustalili, że chłopaki idą na stadion, a dziewczyny na spacer po mieście...

Później, na spacerze

Można było się tego spodziewać...
Idziemy na spacer mówili...
Będzie fajnie mówili...
Wcale nie skończy się tak, że zamiast spaceru będą BARDZO obfite zakupy mówili....
Ale co poradzisz...
Przy dziewięcioosobowej paczce dziewczyn, nic w tym dziwnego...

❤️Annie

Stałam przed jednym ze sklepów, w którym akurat przebywała reszta, i obserwowałam ulicę...
Niby nic ciekawego...
Wszędzie tylko turyści, sklepiki wypchane pamiątkami, czy jakieś restauracje co kilka metrów...

Już miałam wrócić do środka, by zobaczyć jak im idzie, jednak w pewnym momencie coś przykuło moją uwagę...

W uliczce, nieco na prawo ode mnie, ktoś był...
I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że takowa osoba, wyglądała dość podejrzanie...

Bo powiedzmy sobie szczerze, kto przy trzydziesto stopniowym upale, ma na sobie grubą czarną bluzę z kapturem na głowie, i kozaki...

Powoli ruszyłam w tamtym kierunku...
Gdy byłam już blisko, postać chyba mnie zauważyła, bo jak na zawołanie, zaczęła uciekać w głąb ulicy...

- Hej! - krzyknęłam i ruszyłam w pogoń na tajemniczą osobą...

Biegła szybko, nawet nie zwracała uwagi na przechodniów, tylko uciekała ile sił w nogach...

W końcu, gdy byłam już wystarczająco blisko, postać nagle zatrzymała się, i szybko obróciła, wystawiając w moją stronę ostrze scyzoryka...
Na szczęście w porę się zatrzymałam, i szybko odskoczyłam do tyłu, upadając przy tym na chodnik...
Szybko podniosłam wzrok, i przestraszona stwierdziłam, że ten ktoś się do mnie zbliża...
Niestety, nie miałam jak uciec, bo przez nieuwagę wbiegłam w ślepy zaułek...
Nie było ani ucieczki, ani pomocy...

Żwawo wstałam i zaczęłam powoli cofać się do ściany za mną...

- Kim jesteś i czego chcesz?! - wypaliłam

Postać nie odpowiedziała, jednak zauważyłam, że zatrzymała się i obniżyła nieco rękę w której trzymała narzędzie...

Korzystając z chwili nieuwagi, podcięłam jej nogi strzałem, i podbiegłam, odbierając i wyrzucając gdzieś dalej scyzoryk...

Podczas upadku zsunął jej się kaptur, więc mogłam zobaczyć kim był ten...ktoś...

Powoli i niepewnie podeszłam...
Ale to co zobaczyłam w prawiło mnie w osłupienie...


- Liz?





Hej!

Trochę was ostatnio zaniedbałam wiem, ale miałam mało czasu...
Teraz postaram się to nadrobić😉
Mam nadzieję że nie wyszło źle...

Pytań co prawda nie było (a szkoda🙁) ale to nie ważne...

Póki co ja się żegnam!

Do zobaczenia!
XWebby 💕




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top