🖤Straciłaś go⚡
❤️Annie
Obudziłam się ciemnym pomieszczeniu...
Praktycznie nic nie widziałam, więc postanowiłam trochę poświecić...
Podniosłam rękę do góry, i już miałam ją oświetlić gdy poczułam, że zatrzymała się w połowie i nie mogła być już wyżej...
Byłam skuta kajdanami...
Zaczęłam rozglądać się z nadzieją, że znajdę coś co mi się przyda, ale nic z tego...
Po chwili usłyszałam jakieś szepty...
- H,halo? Jest tu ktoś? - zapytałam trochę niepewnie
- Annie? - usłyszałam odpowiedź Sala i Evie
- Sal, Evie! Gdzie jesteście? - zapytałam
- Nie wiem, a ty gdzie? - zapytał Sal
- Nie wiem, i nie widzę was, jest za ciemno! - odparłam - durne kajdany! - dodałam i spróbowałam strzelić z pocisku w jedną z nich...
I wtedy stało się coś dziwnego...
Poczułam straszny ból w całym ciele, po chwili, okazało się, że to od kajdan, które poraziły mnie czymś, ale napewno nie był to prąd...
Mój krzyk rozniósł się po pomieszczeniu...
(Perspektywa trzecioosobowa)
Sal i Evie: Annie?!
Magika: Proszę...proszę, księżniczka się obudziła...
Annie: G,gdzie j,jest mój brat?! - zapytała ciągle czując resztki bólu...
Nagle światło w pomieszczeniu zapaliło się...
Do ściany na przeciw Ann, przykuci byli Sal i Evie... Magika stała po środku pomieszczenia...
Annie, też była przykuta, ale jej kajdany, wyglądały inaczej, niż u pozostałej dwójki...
Magika: Dowiesz się w swoim czasie - zaśmiała się pod nosem
Annie: Gadaj!
Magika: Nie tak ostro moja droga! Będzie kara...
Po chwili Annie znowu dostała po sobie porządnym kopem energii
Tym razem jej krzyk był jeszcze głośniejszy...
Sal: Zostaw ją! Ona tego dłużej nie zniesie!
Magika: Dobrze ci radzę, zamknij jadaczkę Hunter, bo jeszcze okaże się, że nie tylko waszą trójkę wykończę!
Sal na te słowa lekko się przeraził, i pozostał cicho...
Evie również przestraszona, obserwowała całą tą sytuację, milcząc, wolała się już nie odzywać...
Annie: P,pytam ,j,jeszcze raz...gdzie,dzie je,jest mój ,b,brat? - prawie bez siły
Magika: Ehh...widzę że nie odpuścisz co? - bardziej stwierdziła niż zapytała..
Annie w odpowiedzi jedynie lekko kiwnęła głową, nie miał siły nawet żeby ustać, a co dopiero by się z nią kłócić...
Magika: Ehh, dobra...
Najpierw rozkuła Ann, z kajdan, bo wiedziała że ona i tak, przez ból nic jej nie zrobi...
Po chwili pstryknęła, i obok niej pojawił się Dyzio....
Ale nie wyglądał on normalnie...
Jego oczy były fioletowe, a zamiast niebieskich ciuchów, miał czarnoszare, plus na plecach miał ten taki schowek na miecze (idk jak to się nazywa, ale chyba wiecie o co mi chodzi)
Wyraz twarzy miał całkowicie obojętny...
Annie z trudem podniosła się z podłogi i powoli podeszła do brata...
Annie: Dyzio...
Ale zanim dodała co miała dodać, ten odepchnął ją na drugą stronę pokoju, praktycznie roztrzaskując ją o ścianę, pozbawiając ją tym przytomności...
Sal: Annie! Coś tu mu zrobiła?! - tym drugim zwrócił się do Magiki
Magika: Potrzebowałam pomocnika, a nikt tak nie nadaje się na pomocnika, jak pełen emocji dzieciak pod presją - odparła nadal spokojnie
Annie zaczęła powoli się budzić, nadal leżąc spojrzała na brata ze łzami w oczach...
- Co ty mu zrobiłaś...Dyzio... - zapytała już prawie płacząc
Magika: Ehh, może ja to ujmę inaczej, to nie jest już taki on jakim go poznałaś, a taki jest teraz, taki pozostanie do końca życia, straciłaś go
- odparła z lekkim złowieszczym uśmieszkiem...
Annie: C,co...jak to do końca życia...
Magika: No chyba nie myślisz, że mi na nim zależy? Przyda mi się do pokonania was, a potem jak już was wykończę, jego też się pozbędę, takie życie...
Annie: Ty potworze!
Magika: Dziękuję za komplement, ale mi już musimy spadać...Adios
Odparła po czym razem z Dyziem rozpłynęła się w mroku...
W tym samym momencie, kajdany Sala i Evie puściły, a oni podbiegli do dziewczyny...
Sal: Annie...trzymasz się?
Cisza...
Evie: Annie...
Ann nic nie odpowiedziała tylko zaczęła płakać...
Była załamana, i nie miała pojęcia co teraz...
Jak odzyskać brata...
Hejcia!
Zaczęło się...
Kontynuacja jeszcze dziś więc się szykujcie!
A póki co ja się żegnam!
Do zobaczenia
XWebby 💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top