forty fourth//past|5.07.2016
*Alois*
Rano wstałem i biegiem pognałem do łazienki. Dzisiaj umówiłem się z Cielem na dwór, a potem wbijamy do niego na PSa. Ma czwórkę, ja dostanę dopiero na urodziny. Najprawdopodobniej będziemy nawalać w CSa, ale to się jeszcze wszystko okaże. W łazience szybko się zebrałem, umyłem zęby, przebrałem się i rozczesałem włosy. Wziąłem kanapki na wynos i byłem już w drodze do domu przyjaciela. Chociaż dla mnie jest kimś więcej niż przyjacielem...
Tak, podkochuję się w Cielu. Znamy się od września dwa tysiące piętnaście kiedy dołączył do naszej klasy. Jakieś dwa miesiące temu dopiero zrozumiałem co do niego czuję. Ale... Nie powiem mu tego, nie powiem nikomu. On i tak by mnie zfriendzone'ował, a to i tak zapewne chwilowe. Jeśli jednak nie, to mam problem.
Wtedy coś wymyślę, aby się odkochać. Na razie cieszę się chwilą, każdą spędzoną z nim. Zdarza mi się przed snem wyobrażać sobie nas jako parę, ale wtedy staram się jak najszybciej pomyśleć o czymś innym. Nie zawsze się udaje, heh.
Wbiegłem na klatkę schodową bloku, w którym mieszkał Phantomhive. Spojrzałem się na domofon, aby upewnić się czy pamiętam dobry numer. Zawsze jest poprawny, ale to chyba tak z nerwów. Wyszukałem nazwisko Midford. Mieszkanie numer dwadzieścia jeden na szóstym piętrze. Wszedłem do windy i wcisnąłem przycisk z tym mniejszym numerem. Maszyna ruszyła, a po jakimś czasie byłem na odpowiedniej wysokości. Wróciłem na klatkę schodową i podszedłem do drzwi z tabliczką, na której pisało "A. F. Midford, 21". Zapukałem, a po chwili otworzyła ciotka Ciela, matka Lizzy. Wpuściła mnie do środka, a ja poszedłem do pokoju granatowowłosego.
Bez pukania wszedłem, chłopak akurat układał jedzenie na stoliku, a PS czekał włączony. Na mój widok uśmiechnął się do mnie.
— Siema elo — przywitałem się
— Hya, co u ciebie?
— A nic, standardowo, Luka ma o wszystko do wszystkich problem, więc wysłali go na kolonie. A u ciebie?
— Elizabeth siedzi u koleżanek, więc nie będzie nam dzisiaj przeszkadzać. Ciotka zaraz wychodzi, więc zostaniemy sami z wujkiem. — szturchnął mnie w ramię, bo kiedy jesteśmy z jego wujkiem to mamy totalną samowolkę. Gdybyśmy chcieli, to byśmy mogli nawet alkohol wziąć, hah. Ale my grzeczne dzieci jesteśmy.
— No i zajebiście — zaśmiałem się — Gramy? — spojrzałem na ładującą się grę
— Graamyyyyy — wziął dwa pady, a jednego podał mi. Usiedliśmy na dużej i wygodnej kanapie. Gra się zaczęła.
Zostałem u niego na noc. Około drugiej w nocy skończyliśmy grać, bo zaczynało się już to robić nudne. Jedliśmy chipsy, paluszki i inne smakołyki gadając o jakichś pierdołach. Było wesoło i to bardzo. O trzeciej bawiliśmy się w "przywoływane demonów", ale to wszystko do beki. Pół godziny później mieliśmy iść spać, jednak nie potrafiłem. Ustalone było, że będziemy spać razem na kanapie u Ciela i tak też się stało. Granatowooki zasnął prawie, że od razu, przez co ja nie potrafiłem.
PO PIERWSZE: boże, jak on uroczo wygląda podczas snu, napatrzeć się nie da.
PO DRUGIE: przez sen się do mnie przytulił, to było jeszcze bardziej urocze. Mój najlepszy przyjaciel, osoba, w której się podkochuję tuli się do mnie przez sen, aw.
PO TRZECIE: fuck, krew z nosa. Wcześniej się już na ten moment zabezpieczyłem, dlatego w kieszeni spodenek trzymałem paczkę chusteczek.
Nie zapomnę tego do końca życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top