chapter two: coffe, wade and call
bla bla bla - myśli Peter'a
bla bla bla - myśli Wade'a
bla bla bla - Yellow
bla bla bla - White
bla bla bla - White + Wade
--------------------------------------
Collage. Coś, czego Peter szczerze nienawidził. Owszem, chłopak kochał naukę, lecz nie znosił wczesnego wstawania. Ale cóż, tego collage od niego wymagał. Tego, no i oczywiście nauki, do czego nastolatka nie trzeba było zmuszać. Mógłby siedzieć z nosem w książkach godzinami. I to było to co robił, zanim ugryzł go ten pająk, dzięki któremu uzyskał dar będący czasami udręką, a w większości zbawieniem.
- Hej, Peter - chłopak usłyszał za plecami głos Gwen, która po chwili się dosiadła. Jak zawsze po zajęciach spotykali się w ich ulubionej kawiarni. Jeszcze nie tak dawno spotykał się tu z nimi ich przyjaciel, Harry, ale on zaczął studia na Harvardzie. Spotykali się za każdym razem, gdy tylko Osborn wracał na jakieś przerwy w trakcie roku akademickiego.
- Hej. - chłopak uśmiechnął się do przyjaciółki. - Głodna? Zamówiłem twoje ulubione. - dodał, gdy ta usiadła naprzeciwko pająka.
- Jak wilk, dzięki, Pete. - uśmiechnęła się ciepło. Mieli w zwyczaju zamawiać sobie nawzajem. Znali się długo, więc ten kto pierwszy przyszedł, ten zamawiał. Pete, tak mówił do mnie Wade, pomyślał Parker, ale zaraz skupił się na kelnerce, która przyniosła im jedzenie. Studenci zaczęli jeść i opowiadać sobie nawzajem o tym, jak minął im dzień. Peter, jak zawsze, narzekał na poranki, a Gwen, która nie ma z tym problemu, śmiała się. W końcu od lat słyszy jedno i to samo: "Nienawidzę poranków". - Tak w ogóle, zapomniałam cię o coś zapytać, dobrze, że Harry mi wczoraj przypomniał. Jak tam staż u Tony'ego Stark'a? - spytała dziewczyna, a następnie napiła się trochę mrożonej kawy. Zdecydowanie jej ulubiony napój.
- Dobrze, nic takiego specjalnego. Może troszkę więcej wymaga z tego co słyszę, ale to nic. O, i jest strasznie miły, wbrew temu, co inni mówią. - uśmiechnął się Parker na wspomnienie o swoim "ojcu".
- Nic takiego? Gościu, ja dalej pamiętam jak w pierwszym roku liceum jarałeś się jak mała dziewczynka. Nawet Flash ci zazdrościł.
- Ej, miałem 15 lat i orzeszek zamiast mózgu. - Peter uniósł ręce w samoobronie.
- A to teraz niby masz mózg? - zaśmiała się Gwen i upiła łyka swojej ukochanej kawy.
W tym samym czasie Wade właśnie skończył mordować jakiegoś gwałciciela. Wilson'a nie obchodziło nic poza tym, że zgwałcił małą dziewczynkę. I, o ironio, zrobił to w jakiejś uliczce, trzy bloki od kawiarni, w której był Pete wraz z Gwen. Gdy skończył, tak jak zawsze, wrócił do siebie, wyczyścił strój z krwi i wsadził sobie chińskie żarcie sprzed dwóch dni do mikrofali, wcześniej wąchając, czy nie jest zepsute. Niby jakby się zatruł, to by się odrodził, ale nie lubił zepsutego żarcia. Po zjedzeniu włączył telewizor i zaczął skakać po kanałach. Wade, chcę zobaczyć Pajączka, Wade usłyszał głos w swojej głowie i westchnął. Zaczyna się. Martwisz się o niego? A to nowość, odezwał się drugi głos. Pojebało? Chcę zobaczyć znowu tą dupcię w tym obcisłym wdzianku. No tak, zapomniałem, że jesteś zjebanym zbokiem. Zamknij ryj! Wade się ze mną zgadza, dwóch przeciwko jednemu. Wade?
-Możecie się zamknąć?! Ale Yellow ma rację. Spidey ma niezłą dupcię, ale musimy sobie dać dzisiaj spokój. Dzieciak wczoraj wyglądał jak kopnięty szczeniak, nawet z tą maską.- powiedział Wilson. Wow, jestem dumny. Zaczynasz dorastać. - Ja pierdole - mężczyzna chciał się zakryć poduszką, ale przypomniał sobie. Oni przecież są w jego głowie. Ciekawe co robi Peter, pomyślał Wade. Ciekawe czy jego dupcia też jest taka jędrna. - Ej, ale od Peter'a się odjeb. To twoja strefa zakazana. - warknął mężczyzna. Zakazany owoc najlepiej smakuje, Ewa cię nie nauczyła? Ja pierdole, Yellow, zamknij ryj! Sam się zamknij!
~ wieczór ~
Spider-Man jak co wieczór obserwował miasto z ulubionego wieżowca. Myślał o Deadpool'u, który znacznie poprawił jego wczorajszy humor. Chciał mu się jakoś odwdzięczyć, ale nie miał bladego pojęcia jak. Czuł, że musi. Może po prostu spędzi z nim trochę czasu? W masce, a nie w cywilu, oczywiście. Chociaż... Może kiedyś.
- Spidey! Widzę, że jesteś mocarny, nic cię nie powstrzyma przed patrolem. - powiedział Wilson, stojąc za plecami chłopaka, który nawet nie drgnął. Jego zmysł dał mu znać, że ktoś jest za nim. Cholera, Spidey się nas nie boi. To jeszcze bardziej sexy. Zbok.
- Właściwie bardziej czekałem na ciebie, Pool. - powiedział pająk. Czekał na nas? O cholera, może chce się przelizać. Ja jebie.
- Na mnie? O wow, jestem zaszczycony. - Deadpool zignorował głosy i przetarł "łzy" z maski, a Peter się cicho zaśmiał. Pool był wkurwiający, ale umiał rozbawić.
- Powinieneś zostać komikiem, a nie najemnikiem. Byłbym fanem. - uśmiechnął się chłopak, czego nie można było zauważyć przez maskę.
- Spider-Man moim fanem? Hm, ciekawe... Może byśmy się przelizali pomiędzy skeczami, hm? - uśmiechnął się zalotnie mężczyzna, ale maska zabraniała ujawnić uśmiech Wade'a.
- Ugh, a ja ci chciałem podziękować za wczoraj. Nawet odwdzięczyć, a ty jak zawsze musiałeś pokazać jakim jesteś zbokiem. - On chciał nam się odwdzięczyć, debilu! Może by pokazał swoją buźkę?!
- Wybacz, Spidey, znasz mnie. A co do wczoraj, to nie ma za co, potrzebowałeś kogoś, a ja tam byłem. - powiedział Wade i usiadł na końcu dachu.
- Właśnie nie znam cię za bardzo. I właśnie myślałem o tym, żeby się poznać? Bez imion, spraw osobistych, ale na przykład ulubione jedzenie czy kolor.
- Chińskie żarcie. Dobre chińskie żarcie. - powiedział starszy. - I czerwony - dodał po chwili, a Peter dosiadł się do niego i uśmiechnął lekko. - A jak z tobą? - O tak, pytaj go! Znajdziemy go i zerwiemy z niego jakiekolwiek ciuszki będzie miał! Debilu, nie będziemy nikogo gwałcić! Jezu, jak powie nie, to nie, ale mówię, naszym zalotom się nie oprze.
-Łosoś z frytkami. Kiedyś nie lubiłem, ale to było ulubione jedzenie mojej mamy... I tak jakoś się przekonałem. A, i też czerwony, ale to chyba widać. - Spidey zaśmiał się cicho i pokazał na swój strój.
- O, łączy nas coś ze sobą! Hm, kto jest twoim idolem?
- Tony Stark, chciałbym być taki jak on. Masz zwierzaka?
- Będziesz lepszy, dzieciaku. Taaa, kota. Istny demon. - Wade wzdrygnął się na wspomnienie kotka. Był jeszcze młody i rozrabiał. Ale Wade i tak go kochał. - Peter zarumienił się na to, co powiedział Wilson. Jak dobrze, że mam maskę.
- Jak się wabi? Ile ma lat? Jakaś konkretna rasa? - zaciekawiony Parker zasypał wyższego pytaniami. - Uh, wybacz. Po prostu lubię zwierzęta. - zawstydził się, zdając sobie sprawę, z tego co właśnie zrobił.
- Oreo. Kilka miesięcy. Nie wiem, kumpel miał do oddania małe, a on ostatni był, to wziąłem. - mężczyzna wzruszył ramionami.
- Nazwałeś kota Oreo, serio?
- Akurat jadłem, a coś musiałem wymyśleć! Kumpel go nazwał "kot nr 5", nie mogło tak zostać! - Ja proponowałem Dildo. A ja Puszek.
- Jesteś niemożliwy, Pool. - Peter pokręcił głową. - Ale to słodkie, że go wziąłeś. Może nie jesteś taki zły, tylko zagubiony. - pająk spojrzał na Deadpoola.
- Może... - Pool również spojrzał na nastolatka. Spędzili tak dość sporo czasu, aż Peter nie usłyszał syren straży pożarnej, a Wilson zauważył spory ogień, który unosił się ze szpitala. - Chyba musisz iść, Spidey. - Nie chcę, pomyślał Peter. Dzisiaj jest inaczej. Chcę z tobą spędzić więcej czasu i patrzeć w twoje oczy. Peter, o czym ty myślisz?! Ludzie cię potrzebują, a ty chcesz się patrzeć w maskę najemnika?!
- Chyba tak. - mniejszy podniósł się. - Chciałbyś może mi pomóc? Tam może być sporo ludzi, którzy potrzebują pomocy i-
- Pomogę ci, dzieciaku. - starszy również wstał. Młodszy poinstruował go, jak ma się złapać, aby nie spaść.
- Tylko się trzymaj, okej? Wiem, że się zregenerujesz, ale nie mamy czasu, żeby czekać, żeby z placka stworzył się Deadpool. - powiedział Spidey, a następnie wystrzelił sieć. OMG, obejmujemy Pajączka w pasie! Debilu, jak się puścimy, to będzie z nas placek. Zamknij się, obejmujemy go!
- Ajaj, kapitanie - zaśmiał się Pool, a Peter dopiero teraz zauważył jaki przyjemny dla ucha. I przez to prawie rozplaszczył ich o budynek. - O kurwa! Spidey, zaraz nas zabijesz! - i tylko ten krzyk Wilson'a w czas obudził Parker'a
- Wybacz, zamyśliłem się.
- Ty byś zginął, ja bym się obudził, a Avengers by mnie zamknęli. Więc uważaj co robisz. - zaśmiał się Pool, gdy dotarli pod szpital. Pomagali strażakom z ludźmi, podczas gdy oni skupiali się na gaszeniu. Oczywiście, Deadpool działał bardziej w cieniu, jego reputacja nie mogła ulec zmianie.
W pewnym momencie Parker usłyszał płacz małego chłopca. Dotarł do niego jak najszybciej i uwolnił go spod gruz.
- Nie bój się, okej? Musisz być odważny. - powiedział Peter i przytulił chłopca, który ciągle krzyczał, że chce do mamy. - Zaraz zabiorę cię do mamusi, okej? - szepnął do jego ucha, gdy go podniósł. Było coraz bardziej niebezpiecznie. W pewnym momencie Pete zauważył mały, bezpieczny korytarz, przez który chłopiec przebiegnie bez problemu. Poinstruował go, a jak tylko zauważył, że chłopiec jest na zewnątrz, nie zdążył się nawet ruszyć. Eksplozja dwa pokoje obok była tak silna, że wyrzuciła Parker'a na zewnątrz, co zauważył tylko Deadpool, który sam się przed chwilą ledwo wydostał z tego budynku.
- Kurwa, Spidey! - podbiegł do chłopaka, który się nie ruszał. - Cholera. - napisał szybko do Weasel'a, żeby przyjechał. Jedyny przyjaciel Wade'a miał niedaleko mieszkanie, więc był tu w ciągu 5 minut, podczas których Wilson upewnił się, że Spidey żyje. Uniósł jego maskę tylko do nosa, aby nieprzytomny chłopak miał jak oddychać.
- Ja pierdole, Wade! - wydarł się Weasel, gdy mężczyzna wsiadł do tyłu z nieprzytomnym pająkiem. - Coś ty odjebał?! Avengers cię zajebią!
- Po pierwsze, Deadpool, on się może obudzić w każdym momencie. Po drugie, to nie ja, pomagaliśmy tam i to wybuchło i odrzuciło go, kurwa jego jebana mać. - powiedział szybko Wade, próbując jakoś tamować krwotok z brzucha chłopaka, co szło mu w miarę dobrze, ale młodszy potrzebował profesjonalisty. W tamtym miejscu strój był podarty i Wilson mógł zauważyć lekki zarys mięśni nastolatka. Mmmm, jeśli twarzyczka jest taka jak ciałko, to nic tylko brać. Zamknij się, Yellow, powiedział White, a Wade pomyślał.
- Dobrze słyszałem? Pomagałeś, a nie zabijałeś? Może jeszcze cię ten dzieciak wyprostuje. - skomentował Weasel.
- Tak, i jedź pod Avengers Tower. - wymruczał, dalej trzymając kawałek jakiejś szmaty, którą ze sobą nosił, przy ranie pająka i wybierając kontakt do Stark'a na telefonie Parker'a. Był to teleon na kartę, który Peter brał na partole, aby w razie czego Stark mógł mu pomóc.
- Gdzie?!
- Zamknij się i jedź!
- Spidey? Czemu dzwonisz, coś się stało? - Tony odebrał po jednym sygnale.
- Dobrze, że nie użyłeś jego imienia. Słuchaj, ja wiem, że mnie nie lubisz, ale Spidey potrzebuje kogoś, kto go połata, to gówno wybuchło, a ja to nie lekarz. - powiedział Wade na jednym wdechu, a Stark zdał sobie sprawę. Peter jest ranny. Tylko to zarejestrował, nie obchodziło go, że to głos Deadpool'a, a nie Pete'a jest po drugiej stronie słuchawki.
- Przywieź go tu jakoś. Na tyły, pomożesz mi, ale Fury nie może cię zobaczyć. - powiedział Tony, po czym się rozłączył.
- Pool? - Wilson usłyszał cichy, słaby szept.
- O Jezu, Spidey, ty żyjesz! O kurwa, stary, zakryj ryja! - krzyknął do Weasel'a.
- Co się-
- Nie mów dużo, krwawisz. Papa Stark cię zaraz poskleja.
- Pool? - Spider-Man powtórzył.
- No?
- Dziękuję. - szepnął cichutko. Gdyby nie on, nie byłoby mnie tu. Może jednak nie jest taki zły?
a/n I kolejny rozdział za nami! Pod ostatnim rozdziałem zapomniałam wspomnieć, że motyw "pirata" (Wade nazywający Fury'ego piratem) został zaczerpnięty z innego Spideypool'a, ale totalnie nazwa konta autora czy nawet ff wypadła mi z głowy (czytam ich za dużo), więc jeśli kojarzycie, to byłabym wdzięczna o oznaczenie autora (ib: [oznacz autora]) :D
W każdym bądź razie, widzimy się jutro! Spędźcie Sylwestra w dobrym towarzystwie, ale pamiętajcie o bezpieczeństwie c:
Miłego dnia! 💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top