chapter four: Pete?
bla bla bla - myśli Peter'a
bla bla bla - myśli Wade'a
bla bla bla - Yellow
bla bla bla - White
--------------------------------------
Kilka dni później Wade w końcu ruszył na cmentarz. Godzinami rozmyślał, co powie Peter'owi, o o ile go tam spotka. Zamarł, gdy zauważył to samo ciałko naprzeciw grobów państwa Parker, w tym wujka Ben'a. Wziął głęboki wdech i podszedł.
- Pete? - spytał niepewnie i dotknął jego ramienia. Chłopak się odwrócił i popatrzył na niego zdziwiony.
- Przepraszam, ale my się chyba nie- - nastolatek przerwał, gdy zobaczył na nadgarstku mężczyzny bransoletkę. Bransoletkę, którą zrobił Wilson'owi, gdy miał cztery lata. - W-wade? - spytał cichutko.
- We własnej osobie - uśmiechnął się niepewnie, a młodszy nie zastanawiał się dłużej i przytulił go. Czekał na to zdecydowanie za długo, a starszy chętnie odwzajemnił uścisk.
- Tęskniłem, tak bardzo tęskniłem. - mniejszy nawet nie krył łez. Było mu tak głupio, gdy nie miał jak się pożegnać z chłopakiem. Od cioci tylko się dowiedział, że Wade nie mieszka już tam, gdzie kiedyś.
- Ja też, młody. - szepnął, dalej trzymając go w swoich ramionach. - I nie płacz, mały. - dodał po chwili. O cholera, Petey jest taki piękny. Chcę go, Spidey może spadać. Ale Peter to strefa zakazana, debilu. I? Wade sam się za jakiś czas na niego rzuci, znam go za dobrze. Musisz przyznać, ma śliczną buźkę. No ma. Wade?! Zapisz to w kalendarzu, White przyznał mi rację! Ugh. Zamknijcie się.
- Przepraszam. Powinienem jakoś cię znaleźć, Wade. Próbowałem, ale ciocia mi tylko powiedziała, że już nie mieszkasz z rodzicami i-
- Spokojnie, Pete - szepnął starszy. - To nie twoja wina - pocałował go w czoło.
- Czemu nosisz kaptur i bluzę? Jest ciepło - spytał ciekawie nastolatek, gdy się od siebie odkleili.
- Może później ci pokażę, jeszcze się wystraszysz haha. - zaśmiał się wyższy niezręcznie.
- No dobrze... Chodźmy może się przejść? Ten cmentarz mnie przeraża. - przyznał chłopak, a starszy przytaknął. Skierowali się w stronę wyjścia z cmentarza.
- Idziemy gdzieś konkretnie, Pete?
- Niekoniecznie, widzę, że z jakiegoś powodu nosisz ten kaptur, Wade. Możemy się gdzieś przejść, gdzieś, gdzie nie ma tak dużo ludzi. - nastolatek uśmiechnął się do niego. - Albo, jeśli wolisz, to ciocia May ma dzisiaj całodobową zmianę w szpitalu, więc moglibyśmy pójść do mnie. Queens jest niedaleko stąd. - rzucił kolejną propozycją Parker. Tak naprawdę chciał tylko spędzić trochę czasu z Wade'm, poznać go na nowo. Nie obchodziło go, gdzie to zrobią.
- Możemy się wybrać do ciebie. Więc Queens, huh? - spytał wyższy obejmując studenta ramieniem.
- Mhm, może to nie takie luksusy jak kiedyś, ale ważne, że mamy z ciocią dach nad głową. Dużo jej zawdzięczam. - powiedział cicho Parker.
- Nie martw się, sam w luksusach nie mieszkam. Cieszę się, że miałeś kogoś przez ten czas. Czy twoja ciocia dalej jest nadopiekuńcza?
- Tak, teraz nawet bardziej. - odpowiedział na pytanie Wilson'a.
- Co, czemu? Dalej uważa, że jeżdżenie na deskorolce to samobójstwo dla twojej niezdarności?
- Też, ale nie byłem jakoś bardzo popularny, to pewno jeszcze pamiętasz z czasów jak byliśmy dziećmi. A w liceum, no cóż, poszli wyżej. Codzienne, małe ranki na policzku bądź ustach. Siniaki było zakryć łatwo, były głównie na brzuchu. A te rany, nie miałem jak ich zakrywać, jak zakładałem kaptur, kazała go ściągać. Raz nawet chciała mnie przenieść do innej szkoły, ale wybłagałem, żeby tego nie robiła.
- Ktoś się nad tobą znęcał? - spytał najemnik z zaciśniętą szczęką, automatycznie zatrzymując. Cholera, mógł go odnaleźć szybciej. O, możemy tego "ktosia" zabić? irytujący głos Yellow'a rozniósł się w głowie Wade'a.
- Wade, nie denerwuj się, proszę. - chłopak uśmiechnął się do niego, również się zatrzymując.
- Jak mam się nie denerwować, Pete? Powinienem tam być i cię bronić.
- Już jest okej. Uspokoili się jak... Um, poznałem takiego miłego chłopaka. Harry ma na imię. Też im potrafił dokopać. - Cholera, prawie mu powiedziałem, że jestem Spider-Man'em. Chciałbym jednak trochę poczekać, zanim mu powiem. Normalnie, gdyby przyjaciele nie zostaliby rozdzieleni, to Parker od razu po odkryciu swoich zdolności powiedziałby to Wade'owi, bez myślenia. Ale teraz? Teraz praktycznie się nie znali. Chciał mu ufać, ale nie mógł. Musiał czekać.
- Dobrze wiedzieć, że ktoś przy tobie był. - skomentował krótko starszy, a po chwili ruszyli dalej. Dowiem się, kto cię krzywdził, Pete. Dowiem się i dorwę go. Tak, jak dorwałem Francis'a, pomyślał wyższy.
Po kilkunastu minutach doszli do mieszkania w samym centrum Queens. Rozmawiali przez godziny. Śmiali się, zaczęli szykować sobie jedzenie, nadrabiając stracony czas.
- Wade, podasz mi mąkę? - po co im mąka? Cóż, wpadli na genialny pomysł zrobienia pizzy. Oczywiście, starszy musiał wpaść na genialny pomysł. Wziął trochę mąki do dłoni i rzucił w stronę Peter'a. O dziwo, jego szósty zmysł nie zadziałał. Wilson zaczął się cieszyć jak małe dziecko, kiedy zauważył szok na twarzy młodszego. Parker nie poddał się bez walki, więc zaczęła się bitwa na składniki. I tak o to, gdy skończyła im się amunicja, dwóch mężczyzn stało naprzeciwko siebie, brudnych od jajek, mąki, mleka, a nawet znalazła się na nich przyprawa do pizzy, natomiast Spider-Man i Deadpool śmiali się jak małe dzieci. Oczywiście, cała kuchnia wyglądała jak pobojowisko. - Ciocia mnie zabije. - jęknął mniejszy, gdy zauważył w jakim stanie jest kuchnia.
- Pete?
- No?
- Jakie są twoje ulubione kwiaty? - spytał poważnie.
- Nie wiem, mogą być tulipany.
- Okej. Zapamiętam.
- A po co ci?
- Muszę wiedzieć, jakie ci dać kwiaty na grób. - zaśmiał się, a młodszy uderzył go lekko w ramię.
- Wade! - krzyknął wściekły.
- Jak uda nam się pozbyć dowodów na czas to może przeżyjesz.
- Wade. - jęknął Peter. - Najpierw my musimy się ogarnąć. Pójdę pierwszy, okej? Włącz sobie telewizor, czy coś. Tylko nigdzie nie siadaj, ani nie opieraj się, okej? - starszy przytaknął, a Peter poszedł pod prysznic, wcześniej biorąc jakieś ciuchy. Ogarnął się dość szybko i wrócił do wyższego.
- Co to był jakiś speedrun? - zaśmiał się Wade, ale był zdumiony wyglądem Parker'a. Chłopak był bardzo przystojny. Zarysowana szczęka, idealne usta, lekkie umięśnienie. Cholera, nawet nos był perfekcyjny.
- Może. Teraz twoja kolej. A, um i musisz zdjąć tą bluzę. Wyprałbym ci ją. Jeśli chcesz, mogę zamknąć oczy. - powiedział Parker, zakrywając oczy dłońmi.
- Dziękuję, Pete. - szepnął Wade, po czym zdjął bluzę. - Jesteś uroczy. - szepnął do jego ucha, gdy przechodził koło niego, aby następnie skierować się do łazienki - jedynego pomieszczenia, które miało otwarte drzwi na oścież. A Parker przełknął głośno ślinę. Cholercia, Wade nie powinien tak na mnie działać. Głupi zmysł. Wszystko jest inne, mój słuch jest bardziej wyczulony. Tak, tak to o to chodzi. Tak, tak... Tłumacz się, Pete.
a/n Taki króciutki, ale przyjemny
I od jutra znów szkoła :) Jak na razie - zdalne, więc update będzie codziennie wieczorkami. A jak już wrócę do szarej rzeczywistości wstawania o 6 rano, a nie pięć minut przed lekcją, to nie wiem jak to będzie :(
Jak na razie nie wybiegam o tydzień, bo może się wynurzą i przedłużą (mam taką cichą nadzieję)
Tymczasem, do jutra, buziaczki 💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top