V. Horror

Pov. Nick
Jack zaraz powinien tu być.
Chociaż nie zdziwię się, gdy tu nie przyjdzie.
W końcu go męczyłem przez wiele miesięcy.
Nerwowo wystukuję palcem melodię z mojego ulubionego horroru, "Halloween".
Ogólnie lubię horrory i się ich nie boję.
Nagle z zamyślenia wyrywa mnie pukanie do drzwi.
Otwieram i widzę przed sobą Jacka.
-Hej, fajnie, że przyszedłeś.
-Taaa...-mówi bez przekonania-Gdzie dać buty?
Wskazuję na miejsce pod ścianą, a chwilę potem kierujemy się do salonu.
Na szczęście dzisiaj matka wyjechała razem z moim młodszym bratem i jestem sam w domu.
Znaczy, teraz z Jackiem.
Siedzimy przez jakieś 5 minut w niezręcznej ciszy, którą ciężko mi znieść, więc mówię:
-Może obejrzymy jakiś film?
-No okej. A jaki?
-Nooo, ja lubię horrory, może być?
Jack ma bardzo zmieszaną minę, ale w końcu mówi:
-Niech będzie.

Pov. Jack
Cholera, dlaczego akurat horror?!
Nienawidzę ich, za każdym razem jak oglądam, potem spać nie mogę.
Ale żeby nie wyjść na tchórza, zgodziłem się.
Nick wkłada jakąś płytę do odtwarzacza przy telewizorze.
-„Piątek Trzynastego", klasyk.
Kiwam głową na znak, że zrozumiałem.
Chwilę potem zaczyna się film.
Postać Jasona naprawdę mnie przeraża.
Kulę się na kanapie zanurzając twraz w mojej bluzie. Cały się trzęsę, ale nie z zimna, tylko ze strachu.
Oplatam rękoma moje kolana. Mam w planach ignorować dźwięki z filmu i cierpliwe doczekać się jego końca.
Jednak ciekawość bierzę górę.
Jak się okazało, scena, która akurat widniała na ekranie, była tą najstraszniejszą.
Nie, ja nie wytrzymam, zaraz się rozryczę.
Do moich uszu dochodzą dźwięki krzyczącej kobiety i gruchotających kości.
Nie zniosę tego dłużej.
Łzy same popłynęły mi po policzkach.
Nagle ktoś kładzie mi rękę na ramieniu.
Wzdrygam się, ale widzę, że to Nick.
-Hej, wszystko dobrze?
Kiwam głową, że tak i znowu nurkuję twarzą w kolana.
On jednak nie daje za wygraną i ujmuje mój podbródek dłonią.
Zbliżył się nieco i wyszeptał z troską w głosie:
-Nie musimy oglądać, jeśli się boisz.
Nawet w ciemności musiał zauważyć, że moja twarz zrobiła się cała czerwona.
-J-jak chcesz, t-to możemy to obejrzeć...
On jednak podszedł do odtwarzacza i wyjął płytę.
A telewizor nagle zgasł.
-Hm, dziwne, nie wyłączałem go jeszcze-Nick zmrużył oczy-Może gniazdko się przepaliło albo...
Nie dokończył, ponieważ wszystkie światła zgasły, a ja wrzasnąłem.

Pov. Nick
Usłyszałem za sobą pisk małej dziewczynki, ale okazało się, że to Jack.
-Kurde, prądu nie ma...
Tak naprawdę wiedziałem, że ma to coś wspólnego z tym potworem.
Usiadłem obok kulącego się ze strachu Jacka i złapałem za rękaw. Trząsł się, a ja w tym momencie również, może nawet bardziej.
Teraz tylko czekałem, aż monstrum nadejdzie.

Witaj, mój malutki,
Taki słodki, milutki,
Czy zechcesz bawić się
W krainie, gdzie smutki idą precz?
Wesoło jest tu, więc na co czekasz, malutki mój?

Patrzę na Jacka, sprawdzam, czy również to słyszy.
Po jego minie stwierdzam, że tak.

Są tu słodkości, pyszności,
Brakuje tu już tylko Twoich kości.
Haha, przecież żartuję,
Bo dobrze się czuję,
Tu,
W Krainie Bez Boleści,
Która wszystkie dzieci pomieści!

-T-ty... Boże, to się dzieje naprawdę!
Głos Jacka drży.
-Nie wierzyłeś mi?!
-Hm, tak szczerze to nie...
-Eh... Jeszcze dużo materiału z Tobą do obrobienia...
-Y-yyy?! Co masz na myśli?!
Nie odpowiedziałem, ponieważ krew w żyłach zmroziła mi czarna postać na schodach.
Jack po chwili spojrzał w miejsce, gdzie patrzę i również zamarł.
Dopiero po chwili odzyskaliśmy zdolność mówienia. W tym samym czasie wrzasnęliśmy „Uciekajmy!".
Tak więc rzuciliśmy się do drzwi wyjściowych, jednak nie dało rady ich otworzyć. Pewnie sprawka tego potwora.
Zanim się spostrzegłem, monstrum wzięło Jacka w jedną ze swoich macek.
-Nick, pomocy!
Panicznie zacząłem szukać jakiejkolwiek broni. Jedyne, co by się w miarę do tego nadawało, to pamiątkowy scyzoryk mojego dziadka, leżacy na komodzie. Lekko zepsuty, ale mam nadzieję, że cokolwiek zrobi temu potworowi.
Wziąłem ten scyzoryk w dłoń i ruszyłem na tę bestię. Jest taka, jak ją zapamiętałem-czarny facet z białym, wykrzywionym w grymasie uśmiechem.
Jack cały czas wrzeszczał, gdy potwór zaciskał swą mackę mocniej i mocniej.
Wreszcie dotarłem do schodów i wbiłem scyzoryk w puste oko monstrum.
Rozległo się wycie przeszywające głowę, a sam potwór puścił Jacka.
Chłopak upadł z głuchym uderzeniem na podłogę.
Przecieram oczy, a potwora już nie ma.
Słyszę jęczenie ze strony Jacka, więc podbiegam do niego.
Po lewej ręce ścieka mu krew.
Jest ona również na koszulce, wydobywająca się z rany na brzuchu.
Biorę go na ręce i szybko biegnę do łazienki obejrzeć stan jego obrażeń.

//

Uga buga bim bom bende zfiewać dalego ztond

Nadźipana ałtorka rzegna

~ 05.09.2019

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top