Fuck u, BBC
— I on powiedział potem, że mamy tylko ruszać ustami. Umiemy grać i śpiewać! — Freddie wyrzucił ręce w powietrze. — On oczekuje ODE MNIE, że będę ruszał ustami. — Oburzał się, a z nim reszta chłopaków.
— Ej, Freddie, spokojnie. — Uspokoiłam go. — Spróbuję coś załatwić, ale nie obiecuję.
— Paul już coś załatwia. — Zwrócił mi uwagę Brian, a ja tylko warknęłam.
— Ani słowa o tej szui. — Poszłam do mężczyzny, który był odpowiedzialny za wszystko, co działo się w programie.
— Bentley! Jak miło cię widzieć. — Uścisnął moją dłoń. — Nie widziałem cię wcześniej, a bardzo liczyłem na spotkanie.
— Ja też się cieszę. Słuchaj, wiem jakie tu macie zasady, ale nie dałoby się zrobić wyjątku i pozwolić im zaśpiewać normalnie? Widzowie i tak się nie zorientują.
Daniel westchnął.
— Nawet gdybym chciał, sprzęt to fake. Nie załatwię nowych instrumentów od ręki. Poza tym, sama rozumiesz, nie chcę stracić posady. Teraz o nią ciężko.
Pokiwałam głową. Rozumiałam go i nie chciałam naciskać.
— Jasne. Słuchaj, spotkamy się jeszcze po programie.
— Tak, koniecznie. Mam dla ciebie propozycję. — Uśmiechnął się i słysząc, że ktoś go woła, odszedł.
Wróciłam do chłopców.
— Dzieci, niestety. Tu się już nic nie wydarzy. — Oznajmiłam im.
— Aha. Świetnie. — Brian zaczynał mi działać na nerwy.
— Przestańcie być roszczeniowi. To będzie szybka akcja. Udajecie, że śpiewacie i gracie, piętnaście minut i jest po problemie. — Powiedziałam zirytowana kątem oka widząc, że zbliża się do mnie Roger.
— Czego chcesz? — Zapytałam, być może zbyt niemiło.
— Wyluzuj. Nie miałem nic złego na myśli, kochanie. Chciałem ci tylko powiedzieć, że pięknie dziś wyglądasz i jak wrócimy do domu, to te ciuchy na pewno tego nie przeżyją. — Wyszeptał mi do ucha. Poczułam dreszcz przechodzący przez moje ciało.
— Oh, zauważyłeś? — Uśmiechnęłam się uroczo. — Specjalnie dla ciebie. — Oblizałam usta, co zwróciło uwagę mojego partnera.
— Pani Royce, panie Taylor — podbiegli do nas ni z tąd, ni z owąd, dziennikarze z mikrofonami — czy potwierdzają państwo informacje o związku? Jak to się zaczęło? Na ile jest to akcja promocyjna? — Reporterka zalewała nas pytaniami, a my tylko się uśmiechaliśmy.
— Pani... Lorrow — spojrzałam na jej identyfikator — tak, chcemy to oficjalnie oświadczyć. Ja i Roger Taylor, jesteśmy razem. I to tyle. Proszę wybaczyć, ale mój partner przygotowuje się do występu i musi się skupić.
Stuknęłam Taylora w ramię, który tylko seksownie szczerzył się do kobiety. Oczywiście, związek otwarty, a Kate Lorrow, była bardzo ładną kobietą. Widziałam to i postanowiłam ułatwić Rogerowi sprawę.
— Oczywiście, ma pani przepustkę na wstęp, jako mój gość. Wiem, że nie udzielono jej pani. — Uśmiechnęłam się do niej, a Kate spuściła wzrok.
— Proszę się nie wstydzić. — Odezwał się Roger, mierząc dziewczynę wzrokiem.
Była młoda i naiwna, pewnie dopiero zaczynała karierę. Nie, żebym ja nie była piękna i młoda, gdyż mój wiek się nie zmieniał, ale ta dziennikarka mnie po prostu śmieszyła i chciałam jej dokuczyć, czego ona nie ogarnęła. Z uśmiechem na ustach przeszła obok mnie, zawieszając wzrok na moim partnerze. Nie skomentowałam już tego, tylko oddaliłam się możliwie jak najbardziej.
,, Killer Queen", wyszła perfekcyjnie, pomimo playbacku. Freddie postarał się, aby ludzie nie skupiali uwagi na jego ustach. I nie wiem czy to lepiej, czy gorzej. Przez cały czas obserwowałam również Kate, która maślanym wzrokiem gapiła się na blondyna. On zresztą nie pozostawał jej dłużny.
— Bentley! — Zawołał mnie Daniel, kiedy już program się zakończył. — Poczekaj, chciałem jeszcze chwilę pogadać.
— A, tak. Jasne. O co chodzi? — Zapytałam, odwracając się do mężczyzny.
— Z Queen się nie udało, ale niedługo mamy akcję promocyjną dla dzieci z Afryki. Zbiórka charytatywna. Zaśpiewałabyś na żywo. Dodatkowo, EMI czeka na jakieś muzyczne objawienie z twojej strony. Wiesz zresztą o tym.
Uśmiechnęłam się szeroko i ochoczo pokiwałam głową. Moja miłość do Queen to jedno, ale kariera, to drugie. Nie zapominajmy, że ja byłam pierwsza. Przynajmniej teoretycznie.
— Jasne. Bardzo chętnie. Zadzwoń do Marka, on ustali z tobą terminy i cenę.
— Oczywiście. Dzięki, że się zgodziłaś. Ah, i słyszałem już wieści. Powodzenia z Taylorem. — Życzył Daniel, spoglądając na blondyna, który na oczach wszystkich objął reporterkę i pocałował ją w policzek.
Machnęłam na to ręką.
— Wiesz, jakoś mnie to nie rusza. Muszę już iść. Pozdrów Elizabeth! — Krzyknęłam na odchodne i skierowałam się do swojego auta. To wcale nie tak, że zachowanie Roga mi nie przeszkadzało. Irytowało mnie w chuj. Ale nie mogłam nic z tym zrobić. Zgodziłam się na ten związek, nie miałam prawa nic mówić. Wsiadłam do Ferrari i odpaliłam je, a delikatny dźwięk silnika rozszedł się po ulicy.
— Bentley! — Usłyszałam głos Freddiego.
— Skończyłeś rozdawać autografy? — Zapytałam niemiło, ale chłopak zdawał się tym nie przejmować. Wpakował mi się do auta i odwrócił się w moją stronę.
— Podrzucisz mnie? Chciałbym z tobą pogadać. — Zaczął, a ja tylko kiwnęłam głową. Freddie był zaskakująco poważny. Ruszyłam z miejsca.
— O czym chcesz gadać?
— O Rogerze. — Odpowiedział krótko, a ja westchnęłam.
— Słuchaj, Fred... doceniam, że się martwisz, ale nie chcę zamęczać cię moim związkiem.
— Nie, Benny. Nie znam cię długo, ale kocham cię i nie pozwolę cię krzywdzić, nie jemu. Jesteś silna, wiem to, jednak nie możesz pozwalać mu na takie rzeczy.
— To jest związek otwarty. Ja mogę, to i on może. — Zacisnęłam ręce na kierownicy.
— Tu jest parking. Zatrzymaj się. — Poprosił Fred, a ja, nie mając siły z nim walczyć, spełniłam prośbę. Zatrzymałam wóz i oparłam głowę o zagłówek, zerkając na mężczyznę. Ten, położył dłoń na mojej.
— Nie pozwolę ci się martwić, dobrze o tym wiesz. — Ręka Freddiego sunęła coraz wyżej, po moim ramieniu. Popatrzyłam na niego zaskoczona.
— Freddie, co ty... — nie dokończyłam, gdyż usta chłopaka spoczęły na moich. Całował delikatnie, jakby bał się, że go odtrącę. I teoretycznie powinnam. On miał Mary, ja Rogera...ale w tamtym momencie nie miało to znaczenia. Roger to kobieciarz i pewnie pieprzył już Kate w swoim wozie, a Mary... i tak wiedziałam, jak ich związek się skończy. Oddałam więc pocałunek, zarzucając ręce na szyję Freda.
— Wybacz, Benny. — Wyszeptał, opierając swoje czoło o moje. — Ja tylko... po prostu...
— Ciii... nic już nie mów. — Uspokoiłam go, delikatnie głaszcząc jego ciemne włosy.
Wróciliśmy do domu w milczeniu. Chyba każde z nas musiało sobie coś przeanalizować. Co prawda, mieliśmy wszyscy opijać sukces w BBC, ale ani ja, ani Fred nie mieliśmy do tego głowy. W willi zastaliśmy Rogera, a na korytarzu damskie ubranie. Nawet nie musiałam się zastanawiać do kogo należało. Zignorowałam też odgłosy dochodzące z pokoju blondyna, po prostu poszłam do swojego i się w nim zamknęłam. Podobnie zrobił Freddie, który ani słowem nie odezwał się do swojej dziewczyny i chłopaków, siedzących w salonie.
Nie wiem dokładnie ile czasu minęło, ale zrobiło się ciemno, a ja zgłodniałam. Wyszłam więc powoli z pokoju i w takim samym tempie, zeszłam do kuchni, w której na szczęście nikogo nie było. Wyjęłam z lodówki piwo, jogurt owocowy, a z szafki, musli. Połączyłam wszystko w całość i już miałam odchodzić, kiedy poczułam za plecami czyjąś obecność i korzenny zapach. Taylor. Odwróciłam się powoli.
— Czego chcesz? — Zapytałam, próbując go wyminąć. To był jednak jeszcze większy błąd, gdyż zza niego wychynęła głowa Kate.
— Kurwa, czego ona tu jeszcze chce? Wypierdalaj z mojego domu. — Zwróciłam się do kobiety, która jednak była wyraźnie usatysfakcjonowana.
— Ona jest moim gościem. — Dodał Roger, biorąc kanapkę.
— Tak, w moim domu. — Syknęłam i upiłam łyk piwa.
— Mówiłeś, że jest twój. — Odezwała się Lorrow, a ja tylko parsknęłam.
— Jego? On by mieszkał w swoim vanie, gdyby nie moja chata. Więc zjeżdżaj stąd złotko i nie licz na miliony Rogera.
— Musiałem ci jakoś zaimponować. A to, że na to poleciałaś, to nie moja wina. — Skwitował blondyn, na co do głębi oburzona Kate, spoliczkowała go i nie mówiąc ani słowa wybiegła z domu.
— Bentley. Sama się na to zgadzałaś. Wiem, że nie możesz przeżyć, że to nie ty jesteś w moim łóżku, ale nic na to nie poradzę. — Wzruszył ramionami.
— Okay, ale skoro chcesz przyprowadzać swoje dziwki, to nie pod mój dach. Przez ciebie, muszę zmienić materac, jak już się stąd wyprowadzisz.
— Co? Wyprowadzę? O czym ty mówisz? — Zapytał zdziwiony Taylor.
— Dowiesz się. — Minęłam go, ale zanim poszłam na górę, jeszcze na chwilę się zatrzymałam i odwróciłam do niego.
— Wiesz co? W moich czasach, wszyscy przedstawiali cię jako śmiesznego, kochającego swój wóz, kobieciarza. A w tych czasach, jesteś zwykłym skurwysynem.
Siedziałam w barze, w przerwie od koncertu charytatywnego, o dziwo, z Paulem Prenterem i piliśmy piwo. Na chwilę pożegnaliśmy nienawiść i nawiązaliśmy... bardziej pokojowe relacje.
— Roger to chuj. — Stwierdził Paul, a ja aż się zaśmiałam.
— Ty też jesteś chujem. — Rzuciłam nieopacznie, ale on tylko machnął ręką.
— Wiem, ale on jest większym. Jak możesz z nim być? — Zapytał, a ja wzruszyłam ramionami.
— Dla promocji. Chociaż nie wiem kto bardziej z tego korzysta. Ja czy on.
— Cóż, Queen stają się coraz popularniejsi. Niedługo będą mieli trasę po Stanach i Japonii. Zresztą, o ile się nie mylę, ty też. — Prenter upił łyk piwa.
— Taaa... i ty pewnie jedziesz z nami. Tak jak i Reid. — Bardziej stwierdziłam, niż zapytałam, a Paul tylko pokiwał głową.
— Ja tak, John ma tu coś jeszcze do załatwienia więc nie pojedzie.
— O nie. Będziemy się z tobą męczyć przez miesiąc. — Położyłam czoło na blat, a Paul poklepał mnie po plecach.
— Nie przejmuj się. Najpierw jedziemy na farmę Rockfield. A tam, będziemy wszyscy na małym metrażu, więc nasze spotkania będą jeszcze częstsze. — Uśmiechnął się wrednie.
— Wiesz co? Radość wręcz odbiera mi mowę, Paul. — Mruknęłam, wciąż nie podnosząc głowy. Słyszałam tylko jego śmiech.
— Mi też, Bentley. Mi też.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top