4. The night we met
Kiedy tylko ją zauważył coś w nim, zabulgotało. Może były to motylki, które rodzice wciskają dzieciakom, żeby mogli ukryć prawdę o popędzie seksualnym? Tak czy inaczej, wpadła w jego oko. Przez moment zastanawiał się, czy podejść, a może odpuścić, bo co miałby powiedzieć? „Hej, podobasz mi się, może skoczymy do mojego hotelu?" Nie, nie to by było zbyt banalne i żenujące, niczym żigolak na wiejskiej imprezie w remizie. Jego było stać na coś o wiele lepszego, zwłaszcza że chyba jeszcze nie wypadł z wprawy. Jego ego dość przyjemnie łechtał fakt, że dość duże grono kobiet szalało za nim, a jeszcze więcej będzie po nowej premierze filmu. Chociaż największym problemem w byciu samotnym kawalerem, ze złamanym sercem jest to, że wszyscy naokoło oczekują od niego, by nareszcie kimś się zaspokoił. Jednak problem tkwi w tym, że od dłuższego czasu nie znalazł żadnej kobiety, przy której poczułby elektryzujące napięcie. Gdy wpadł w alkoholowy ciąg, nie próżnował w kobietach, gdyż znów chciał po części poczuć to przyjemne, ciepłe uczucie, jednak seks zawsze był nijaki, nieważne przy jakich substancjach. To były puste noce, zakrapiane napojami wysokoprocentowymi i tyle. Jednak mimo to uznał, że skoro jest w Singapurze i nie ma przy nim żadnego z jego przyjaciół, to czemu by nie spróbować? Może też jest chętna na przygodę i może w dodatku jest jego fanką? Zmarszczył brwi na samą myśl, o jakim tym stał się próżnym człowiekiem. Rozglądnął się jeszcze raz po sali, aby sprawdzić, czy przypadkiem nie zgubiła gdzieś swojego chłopaka i gdy upewnił się, że nikt nie zamierzał do niej dołączyć, ruszył w tamtą stronę. Westchnął głęboko i sięgnął do kieszeni marynarki, aby sprawdzić, czy jego papierosy wciąż tam są. W końcu musi mieć jakiś pretekst. Przecisnął się przez tłum ludzi i otworzył drzwi. Chłodna bryza od razu musnęła jego twarz, wprawiając w gęsią skórkę. Zastanawiał się, jak bardzo musi być źle z jej nałogiem, skoro stoi tutaj w krótkiej sukience, bez rajstop i niczego na ramionach. Dziewczyna nawet nie spojrzała na swojego nowego towarzysza, tylko kontynuowała walkę z niesforną zapalniczką. Noc wydała się jej czarniejsza, niż kiedykolwiek miał okazję tego doświadczyć. Mrok spowił już całe miasto, nie zostawiając światłu ani krzty nadziei.
- Pomóc? — Natychmiast odwróciła głowę w stronę mężczyzny.
- Nie, dziękuję — mężczyzna pozytywnie się zdziwił, słysząc jej akcent i pomimo jej odmowy od razu zapalił papierosa, swojego trzymając w drugiej dłoni. — Widzę, że niezły z Ciebie dżentelmen.
- To znaczy? — Uniósł jedna brew.
- Tak się mówi, gdy mężczyzna, odpalając kobiecie papierosa, trzyma swojego w dłoni — uśmiechnęła się delikatnie, na co Sebastian odpowiedział tym samym. — A przynajmniej tak słyszałam.
- Cóż, w takim razie chyba nim jestem — odparł, po czym uznał, że będzie kontynuować swój nowy wizerunek. — Á propos bycia dżentelmenem, nie jest Ci chłodno?
- Dam radę, najwyżej grozi mi przeziębienie — wzruszyła ramionami, jednak on wiedział, że jak kobieta mówi w takiej sytuacji nie, to znaczy, że chcę tę cholerną marynarkę, ale tego wprost nie powie. Przytrzymał papierosa w zębach, aby moc ją zdjąć i założył kobiecie na ramiona. Poza tym miał swój interes, dlatego wolał być miły.
- Dziękuję, po raz drugi — wywróciła oczami — często tak ratujesz damy w opałach? — Sarknęła.
- Zdarza się — odparł z zawadiackim uśmiechem — jak masz na imię?
- Chloé — podała mu zgrabnie dłoń.
- Sebastian — delikatnie ją ścisnął, czując niemalże jedwabistą skórę, a to mu na pewno nie pomagało w planie kulturalnego zaciągnięcia jej do łóżka.
- Pierwszy raz w Singapurze? — Spytała, gdyż w sumie to chciała z kimś pogadać, a że jej towarzysz był wyjątkowo przystojny, to czemu by nie skorzystać z okazji.
- Tak, ale niestety nie zdążyłem nawet wyjść poza mury hotelu — wzruszył ramionami i zaciągnął się papierosem.
- Ja też, odkąd tu przyleciałam, nie miałam chwili wytchnienia — westchnęła, po czym dopiła ostatni łyk szampana i położyła kieliszek na barierce. — A Ty tu...
- Brałem udział w kampanii, nic wielkiego — odpowiedział od razu na jej przyszłe pytanie.
- W takim razie jesteś modelem?
- Nie do końca — odparł, marszcząc brwi w lekkim zakłopotaniu. Szczerze to nigdy się nie spotkał z takim zachowaniem. Raczej kobiety bardzo dobrze wiedziały, kim jest. Zresztą jego narzeczona uwielbiała go jeszcze z czasów serialu Gossip Girl.
- Uraziłam Cię? — spytała całkiem na poważnie.
- Chyba nie przepadasz w takim razie za kinem dla zwykłych śmiertelników? — sarknął.
- No cóż, my nieśmiertelni musimy żywić się dobrym kinem — odparła z zawadiackim uśmieszkiem.
- Czyli filmów o superbohaterach raczej nie oglądasz?
- Jeśli masz na myśli Batmana, Supermana, czy innego Iron Mana, to póki co nie.
- Rany kobieto — złapał się za serce, udając jak największy ból — nie rań i nigdy nie stawiaj mi tu DC przed Marvelem! — Kobieta szczerze się zaśmiała i spojrzała w jego oczy. Dopiero teraz zauważyła jak żywym błękitem płoną.
- A Ty jakim superbohaterem jesteś w takim razie? - Zaczęła się z nim droczyć.
- Nie do końca superbohaterem, ale nie chcę spoilerować — odpowiedział z przekąsem.
- Tak mówisz? - Uniosła brew, nie mając zielonego pojęcia, o czym on tak właściwie do niej mówi.
- Zimowy żołnierz? — Kontynuował — nic?
- Niezbyt — pokręciła głową i przygryzła wargę, co od razu zwróciło jego uwagę. Nie mógł zaprzeczyć, że był to wyjątkowo seksowny gest.
- Cóż, musisz się zatem jeszcze wiele nauczyć Chloé.
- Być może, ale nigdy nie przepadałam za kinem superbohaterskim — odparła z lekkim przekąsem.
- W takim razie wiele tracisz — odparł. Zauważył, że dziewczyna skończyła swojego papierosa chwilę po nim, a nie chciał stracić jej gdzieś w tłumie i koczować przy balkonie, aż znowu postanowi wyjść zapalić. Zwłaszcza że rozmowa nawet go zaintrygowała, a tym bardziej jej nieznajomość tego, kim jest. — Może w takim razie masz ochotę na drinka?
- W przeprosiny za to, że uważasz mnie za ignorantkę? Chętnie — spojrzała na niego wyjątkowo pociągającym wzrokiem i ruszyła przodem. Zaciągnął się powietrzem, wymieszanym z bardzo ciekawą nutą perfum. Ciężkich, ale niezwykle kobiecych i seksownych. Jedno wiedział, ta dziewczyna definitywnie go pociągała i nie zamierzał smarować swojej okazji. Gdy tylko zbliżył się do baru, postanowił zaryzykować i zamówić coś na własną rękę. Przynajmniej tak wywnioskował po tym, jak Chloé zajęła miejsce gdzieś w loży. Poprosił barmana, aby przygotował Dry Martini, a sam wziął jakąś dobrą irlandzką whiskey. Po paru minutach wrócił do stolika i podał dziewczynie drinka. Chloé uśmiechnęła się na widok całkiem dobrej decyzji z jego strony i upiła odrobinę przez słomkę.
- Masz bardzo ciekawy akcent, skąd pochodzisz? — Zaczął, po czym zamoczył usta w swoim trunku.
- Francja, a dokładniej to Paryż — odpadła z lekką dumą, zakładając zgrabnie nogę na nogę.
- Piękne miasto — spojrzał tępo w blat stołu, gdyż od razu przypomniał sobie pierwszą wycieczkę z jego narzeczoną, właśnie do tego magicznego miejsca.
- Tak, zawsze to słyszę — już miała mówić, że każdy także zadaje pytanie „to czemu mieszkasz w Nowym Jorku", ale ugryzła się w język. Są w Singapurze i to, co się w nim stanie, zostaje również tutaj. Po drugim drinku atmosfera między nimi zaczęła się rozluźniać, a impreza na sali stała się irytująco głośna.
- Może chciałabyś do mnie wstąpić? — Spytał, zakładając delikatnie włosy za jej ucho. Dziewczyna uśmiechnęła się i kiwnęła głową. Alkohol podziałał tak, jak się spodziewała, przez co w tym momencie zgodziłaby się praktycznie na wszystko. Oczywiście, gdyby nie wyglądał jak młody bóg, to raczej nawet by nie chciała zostać na tym przeklętym, zimnym balkonie.
- Zapalimy jeszcze? — spytała, na co on mruknął pod nosem coś w stylu „Tak" i złapał ją za dłoń, kierując się do wyjścia.
Na zewnątrz minęli wielu gości, w tym parę znajomych twarz z wcześniejszego wybiegu, które rzuciły jej zaciekawione spojrzenia. W końcu szła z jakimś nowo poznanym mężczyzną, paląc razem papierosy i rozmawiając wyjątkowo zażarcie. Sebastian nie wiedział, w sumie czemu to robi, ale wymienił się z nią numerem. Może kiedyś zabraknie mu towarzystwa? Kiedy skończyli, udało mu się złapać swojego szofera, który biedny czekał na niego cały ten wieczór. Wsiedli razem do samochodu i ruszyli w stronę hotelu. Chloé poczuła jak jego ciepła dłoń delikatnie, krąży gdzieś wokół jej uda. Zawadiacko raz zahacza o kolano, tudzież przestaje. Nie mogla siebie okłamywać, że Sebastian niesamowicie ją kręcił. Wyraźne kości policzkowe, ostra linia żuchwy, parudniowy zarost, gęste brązowe włosy, w które z chęcią wplotłaby swoje palce i kiedy tylko o tym pomyślała, przeszedł ją wyjątkowo dziki dreszcz, a na twarz wstawił rumieniec. Modliła się, żeby przypadkiem nie potrafił jej czytać w myślach.
Po jakichś dziesięciu minutach taksówkarz zatrzymał się pod jego hotelem. Sebastian wyszedł pierwszy i szarmancko otworzył drzwi od samochodu. Dziewczyna obdarzyła go uśmiechem i powędrowała w stronę ogromnego wejścia. Nie mogla się okłamywać, że hotel wyglądał lepiej od tego, który jej przydzielono. Sebastian dołączył po sekundzie do niej i położył dłoń na talii, prowadząc ją w stronę windy, a następnie swojego pokoju. Chloé dopiero teraz zauważyła, że przez cały ten czas nie odezwali się do siebie ani słowem. Tylko czy były one potrzebne?
- Usiądziemy? — Usłyszała jedwabisty głos Sebastiana. Spojrzała na niego i przytaknęła.
- Jasne, czemu nie — usiadłszy na wyjątkowo miękkiej sofie, westchnęła lekko. To jest dopiero luksus.
- Więc jesteś modelką dopiero od 20 roku życia? — Spytał, idąc do barku po whiskey i dwie szklanki.
- Mhm, dokładnie — uśmiechnęła się zawadiacko.
- Powiedz ile — odparł, nalewając alkohol. Dziewczyna kiwnęła głową w odpowiednim momencie, a on podał jej szklankę.
- Szczerze teraz wyglądasz na jakieś 19, czy 20 lat — mruknął, bijąc się ze samym sobą, by nie spytać ją o dowód, bo w końcu nie chciał żadnych problemów. Po chwili zdjął swoją marynarkę i rzucił gdzieś w kąt, na co Chloé niemal od razu zareagowała. Jezu Chryste on ma ciało greckiego boga... Jak ja mam się kontrolować? — Pomyślała i zamrugała parę razy.
- Na prawdę? — Uśmiechnęła się, po czym zalała ją fala gorąca, kiedy zajął miejsce obok niej. Dopiero teraz poczuła jego perfumy, idealną mieszankę mandarynki i bergamotki. Miała wrażenie jakby ten mężczyzna, po prostu pachniał pożądaniem, bo z każdą minutą chciała go coraz bardziej.
- Nie kłamię — zniżył lekko głos i przybliżył się w jej stronę.
- To miło — odparła prawie szeptem, po czym przejechała palcem po jego umięśnionym ramieniu. Miała ochotę krzyknąć, gdyż na Boga to ciało było chyba ze stali. Sebastian chciał już coś powiedzieć, ale natychmiast ugryzł się w język. Nie miał po co psuć takiej bliskości i znowu raczyć ją jakąś nic nieznaczącą rozmową, o której jutro zapomną. Zbliżył się na w miarę niebezpieczną odległość i wyjął z jej dłoni prawie opróżnioną szklankę. Kobieta ostatni raz spojrzała mu w błękitne oczy i całkowicie oddała się gorącemu pocałunkowi. Ich zmysły szalały, absolutnie wspaniałe zapachy perfum mieszały się, tworząc coś zupełnie nowego. Chloé popchnęła go na sofie i usiadła na nim okrakiem. Zaczęła rozpinać koszulę mężczyzny i gdy się z tym uporała, ujrzała jeden z piękniejszych torsów świata. Z jej ust wydobyło się ciche westchnienie, na które Sebastian odpowiedział gorącym pocałunkiem. Ścisnął dłonie na jej pośladkach, a ona poczuła jak jego męskość, zaczyna uwierać w jej krocze. Zaczął błądzić rękami po plecach dziewczyny, szukając jakiegokolwiek rozpięcia, ale niestety musiał jeszcze chwilę poczekać. Całował obojczyk, szyję, sunął językiem po dekolcie, wprawiając ją w niesamowicie nakręcające jęki. Nagle usłyszał, jak jego telefon dzwoni gdzieś na stoliku kawowym. Pierwszy raz, drugi i trzeci...
- Może odbierz? — Wydyszała mu w szyję.
- Ktokolwiek to jest, może zaczekać, my nie — odparł, ściskając jej pierś, a ona odpowiedziała lekkim śmiechem. Sebastian usiadł, prostując ich oboje, gdyż bardzo chciał w końcu pozbyć się sukienki i ujrzeć jej nagie ciało. Chloé pokierowała jego dłońmi na suwak, który znajdował się tuż z lewej strony. Jednak coś ją pokusiło, aby spojrzeć na rozświetlony ekran telefonu, obok niej. Zwykła ciekawość i nic poza tym. Ujrzała tapetę, na której znajdował się mężczyzna, z którym zaraz miała uprawiać seks, a obok niego dziewczynę. Całowała go w policzek, zaś on zdawał się bardzo szczęśliwy.
- Zostaw mnie — odparła szybko i zeszła z jego kolan — jesteś strasznym dupkiem.
-Co? — Sebastian zmarszczył brwi, gdyż nie miał pojęcia, o co może jej chodzić. Zrobił coś źle? Zdawało mu się, ze Chloé podoba się cała sytuacja. Dziewczyna zeszła z jego kolan, zaczęła zapinać sukienkę i sięgnęła po torebkę.
- Hej, czekaj — odparł, kiedy zauważył, że kobieta nie żartuje i naprawdę coś się stało. Złapał jej rękę, po czym delikatnie przyciągnął. — O co chodzi?
- O co chodzi? Jesteś żałosny — parsknęła mu w twarz — myślisz, że jak jesteś na drugim końcu świata, to możesz sobie zdradzać swoją dziewczynę?
- Co? Ja nie mam... — Urwał szybko, gdyż połączył odpowiednio fakty i przypomniał sobie, że przecież wciąż ma na tapecie zdjęcie z narzeczoną. — O Jezu to na prawdę nie tak...
- Nie obchodzi mnie to — przerwała mu — nie jestem tym typem dziewczyny, z którą się zdradza— Sebastian puścił jej rękę i pozwolił, żeby zatrzasnęła drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top