11. Incapable of makin' alright decisions, and havin' bad ideas
— Nad czym myślisz? — Z zamyślenia wyrwał go cichy głos.
— Hm? — Mruknął w odpowiedzi.
— Spytałam, nad czym myślisz.
— Nie wiem.
— A kto ma wiedzieć? — Oparła się na łokciu i przesunęła bliżej jego ciała. — Jest siódma, nie powinieneś już spierdolić z mojego życia i udawać, że mnie nie znasz?
— Kurwa naprawdę potrafisz zepsuć nastrój — przetarł twarz dłonią i z jękiem opadł na jej poduszki. — Jeśli mam być szczery, to wolałbym jeszcze chwilę zostać — przymknął oczy i ściszonym głosem dodał. — Nienawidzę samotnych poranków.
— Okej — odparła, nie mając ochoty na dalszą kłótnię. Pomyślała, że skoro tak bardzo nie lubi budzić się sam, to mógł oszczędzić jej tych ostatnich paru specyficznych poranków. — Nad czym myślisz?
— Ktoś ci kiedyś mówił, że jesteś irytująca — jęknął z bólem w głosie i próbował spać dalej.
— Dopiero teraz to zauważyłeś? Poza tym parę godzin temu chyba nic ci zbytnio nie przeszkadzało i...
— Czy nie możemy po prostu iść dalej spać, obudzić się o 12 i udawać, że wszystko jest w jak najlepszym kurwa porządku?
Chloe nic mu na to nie odpowiedziała. Jedynie przewróciła się na drugi bok i złapała za swój telefon, który aż krzyczał wiadomościami od Alexa. Cudownie drugi idiota do kolekcji - mruknęła do siebie i wysłała szybkiego smsa na chat grupowy ze swoimi przyjaciółkami. Oczywiście nie spodziewała się, że o tak nieludzkiej porze dostanie odpowiedź, czy powinna wywalić swojego tajemniczego gościa za drzwi, bądź też może skorzystać jeszcze z jego apetytu i wskoczyć razem pod przedpołudniowy prysznic. Po chwili cofnęła wysyłanie wiadomości. Uznała, że nie jest to odpowiednia pora na wyjaśnianie komukolwiek jej pokręconej relacji z Sebastianem, którą nie można nazwać w żaden sposób określić. Nie są wcale przyjaciółmi z dodatkiem, właściwie się nie znają.
Po dłuższej chwili leżenia w bezruchu, poczuła, jak ciepła ręka owija się wokół jej talii. Chciała coś powiedzieć, a najlepiej strzepnąć jego dłoń, jednak poczuła się zadziwiająco komfortowo. Kiedy miarowy oddech Sebastiana uderzył w jej szyję, wywołując ciarki, chciała zostać w tej pozycji jak najdłużej. Cholernie brakowało jej czegoś takiego. Nienawidziła spać sama, ale przez jej problemy z zaangażowaniem, była na to skazana, bo w końcu do tego trzeba mieć stałego chłopa. To było tak miłe, ale zarazem tak fałszywe. Wiedziała, że gdy na nowo otworzy oczy Sebastiana już dawno z nią nie będzie. To na prawdę musi się skończyć.
Sebastian był dobrze znany z tego, że był zawsze gotowy zbawić świat i dzielić się z nim całą swoją pozytywną energią. Zawsze potrafił podnieść się na duchu, zapewnić samego siebie, że wystarczy tylko jeden mały krok i spróbować wyciągnąć rękę po szczęście. Zawsze wierzył, że ono przyjdzie i zazwyczaj tak się również działo. Zapewne to pokochała w nim najbardziej. Właśnie ta nieobliczalna radość z życia i entuzjazm sprawiły, że jej serce zamknęło się na niego permanentnie.
Po raz kolejny spojrzał na duże zdjęcie stojące na komodzie i denerwował się sam na siebie. Wiedział, że to jest żałosne. Za każdym razem, kiedy wchodzi do sypialni, katuje się tą nieaktualna chwila zamknięta w ramce. To wszystko to jej wina. Zostawiła go. Nie chciała wcale walczyć, wolała się poddać i go opuścić. To przez nią nie potrafił obudzić się chociaż raz ze szczerym uśmiechem na twarzy. Niespodziewanie cisnął ramkę o podłogę. Sebastian spojrzał wściekle na rudowłosą dziewczynę i upadł na kolana, zdejmując popękane szkło ze zdjęcia, kompletnie nie przejmując się tym, że kaleczy sobie palce. Pociągnął nosem z żalem i szepnął:
— Przepraszam Abby... Ja... Tylko spierdolić wszystko potrafię — jęknął, po czym zauważył małe ranki na swoich palcach. Momentalnie zerwał się z podłogi i udał do łazienki, żeby choć trochę ogarnąć swoje życie. Zupełnie tak jakby prysznic, perfumy i koszula miały załatwić to wszystko za niego. Aktualnie wykończył swój dzienny limit bycia smutnym i posępnym, dlatego naprawdę musiał coś ze sobą zrobić, zwłaszcza że za parę godzin czekała go publiczna nudna impreza, która najprawdopodobniej skończy się również prywatną. Obiecał sobie, że dzisiaj nie doprowadzi się do złego stanu, czyli takiego, w którym jak zbity pies kończy w mieszkaniu swojej nowej znajomej. Dzisiaj musi się skupić w jakimś tam najmniejszym stopniu na swoich bliskich i dobrze się bawić.
Barmanka odwróciła się w stronę Sebastiana, który z lekkim zdenerwowaniem na twarzy próbował wytrzymać irytujący monolog swojego przyjaciela, stojącego obok.
— Co dla pana? — Młoda blondynka uśmiechnęła się zachęcająco.
— Coś mocnego — odparł bez większego zastanowienia. — Powiedzmy, że zdam się na twój instynkt.
— Lucy — przedstawiła się i zaczęła przygotowywać mu drinka. Sebastian spojrzał kątem oka na jej biust, który wylewał się z bluzki, a potem w błękitne oczy dziewczyny i zawadiacki uśmieszek. — Proszę — podała mu szklankę. Chciała coś jeszcze dodać, ale niestety została zawołana przez następnego niecierpliwego klienta. Sebastian spróbował znów skupić się na rozmowie z Anthonym, który bardzo żywo opowiadał mu o swoich planach weselnych. Popatrzył się w środek szklanki z zielonym trunkiem i ponownie wróciły do niego słowa zdenerwowanej Chloe, która bardzo chciała się go pozbyć paręnaście godzin temu. Zamknął oczy, jakby wzięcie łyka tego alkoholu, było jakąś zbrodnią, której nie chce popełnić, a jednak musi. Poczuł drętwy smak w ustach, wiedząc już na przyszłość, że zielonego alkoholu należy unikać.
— Seb... Sebastian, kurwa, skupże mi się tu, chwila tylko.
— No co jest? — Mężczyzna odwrócił się w stronę Mackiego, który z wielkim zdziwieniem wpatrywał się w tłum ludzi.
— Popatrz w tamtą stronę, ale uważnie — wskazał palcem, gdzieś pod okno.
— No... — Sebastian zmrużył oczy i kontynuował sączenie swojego drinka. Anthony szturchnął go w ramię, na co ten odburknął tylko coś niezrozumiałego w jego stronę.
— No bez jaj, że ta wiedźma tu przyszła! Co ona tu robi?
— Nie wiem, stoi? — Wzruszył ramionami i spojrzał na roześmianą Sarę, rozmawiającą z kimś znajomym. Po chwili na horyzoncie pojawił się Chris ze swoją lekko zirytowaną dziewczyną. Blondyn miał to do siebie, że pod wpływem, choć odrobiny ilości alkoholu, stawał się ludzkim odpowiednikiem półrocznego, irytującego szczeniaka.
— Ej stary! — Dołączył do rozmowy i objął drugim ramieniem Sebastiana — Gdzie Ty się do cholery podziewałeś przez ostatni czas, Sarah, ekhm to znaczy piekło cię wcięło, czy jaka inna zaraza?
— Ta, nie jestem jeszcze na tyle pijany — mruknął sam do siebie i wywrócił oczami. Nie miał w tym momencie siły na rozmowę z nimi, zwłaszcza że ci dwaj zawsze potrafili wyciągnąć z niego całą prawdę. Nie za bardzo chciał teraz spowiadać im się ze swojego pogarszającego stanu i dziwnych nocnych wypadach. Jak zwykle skończyłoby się to życiową lekcją, poważną rozmową. Kiedy Chris i Anthony zajęli się na moment rozmową, Sebastian wykorzystał okazję i wymknął się na zewnątrz, żeby w spokoju móc zapalić papierosa.
— No proszę, a kogo ja tu widzę — zaśmiała się kobieta, biorąc jego papierosa do ust, a potem wypuszczając dym w jego stronę.
— Co tu robisz? — Spojrzał na Sarę. Ona w tym momencie popatrzyła mu w oczy.
— Mam ochotę się najebać — odpowiedziała krótko, a Sebastian uciekł wzorkiem. — A ty?
— Nie wiem — wzruszył ramionami. — Nawet nie mam pojęcia, kto to organizuje — zamilkł po tym zdaniu na dłuższą chwilę. Z zamyślenia dopiero wyrwało go ciche westchnięcie Sary, która od dłuższego czasu wpatrywała się w niego ze śmiertelnie poważnym wzrokiem.
— Przecież wiesz, że nie chcę tu być — dziewczyna wiedziała, że Sebastian powie w końcu coś takiego. Była zła i nawet nie miała zamiaru tego ukrywać, bo czuła, że mężczyzna znowu prześlizguje się jej przez dłonie. Wiedziała, że jeżeli nie zacznie działać, znowu straci swoją szansę.
— Wiem Seb — westchnęła z wymuszonym smutkiem, tak jakby serce miało jej się zaraz złamać na pół. Sebastian spojrzał na nią zdziwionym wzrokiem i dokończył swojego drinka. — Ale ja chcę tu być z tobą i dobrze się bawić.
— Zostanę — odparł. Stali w tym samym miejscu już od dobrej godziny i na razie nikt ich nie szukał. Typowa impreza zorganizowana przez celebrytów dla celebrytów. Sarah od tygodnia bardzo nalegała, żeby z nią gdzieś poszedł, dlatego nawet cieszył się, że wpadli tutaj na siebie. Kobieta zaczęła mu ostatnio zarzucać, że przestał się nią przejmować, że znowu się od niej oddala, a ona żyje w ciągłym strachu o jego zdrowie psychiczne. Zwalił to na przeziębienie, bo w końcu nie mógł jej powiedzieć o Chloe. Nie chciał, żeby ktokolwiek o niej wiedział i o ich relacji, która wymyka mu się spod kontroli, a w końcu tylko tego chce od życia. By móc wreszcie mieć nad czymś tę cholerną kontrolę, której tak bardzo mu brakuje. Nie mógł zapanować nad niczym, więc teraz miał minimalną szansę.
— Hej — ujęła jego podbródek, tak by przeniósł swój wzrok ze ściany na nią. — Minęło już tyle czasu Seb... Musisz się w końcu otworzyć.
— Na co? Słysze to co najmniej pięć razy w tygodniu od mojej matki, naprawdę wiem, że muszę wiele rzeczy, ale...
— Ona by tego chciała — przerwała mu i kontynuowała, gdy złapała go za język. — Wiesz, że Abby nie wybaczyłaby sobie twojego stanu.
— Co ty kurwa możesz o tym wiedzieć — warknął. — Wszyscy kurwa wiecie najlepiej, co Abby by chciała i co by myślała, ale wiesz co? Zdradzę ci pewien pierdolony sekret - ona nie żyje — syknął, podkreślając swoje ostatnie słowa. Wspomnienia przychodziły jedno po drugim w zbyt szybkim tempie. — Nie przyjdę jutro po nią do pracy, nie zobaczę jej uśmiechu, nigdy więcej nie usłyszę jej głosu i tym kurwa bardziej nigdy nie będę wiedzieć, czego chciała, a wiesz dlaczego? Bo mi nawet nie raczyła powiedzieć, w jak zjebanym stanie jest i jak kurwa bardzo z nią źle — jego oczy zaszkliły się boleśnie, paląc go tymi wspomnieniami. — Nic jej kurwa nie przywróci, żeby mi powiedziała, jak powinienem się zachowywać i co ona sobie o tym wszystkim myśli. Nigdy... Nigdy nie będę wiedział... Czy jej nie zawiodłem i nic mi nie pomoże.
— Wiesz, że zawszę ci pomogę Sebastian —dotknęła jego bladego policzka. — Nigdy nie będziesz sam.
— Ale jestem.
— Bo tego chcesz! — Podniosła swój ton. — Nie widzisz tego? Okej, może nigdy nie dowiemy się, co chciałaby Abby, ale jedno wiem, że nigdy nie zniosłaby ciebie w takim... Nawet nie wiem czym to nazwać Sebastian! Kim ty się stałeś?
— Bo ty kurwa wszystko zawsze wiesz najlepiej — warknął jej prosto w twarz, nie siląc się już na uprzejmość.
— Stój! — złapała go za ramię i odwróciła w swoją stronę. — Znam cię na tyle długo, że wiem, kiedy jest z tobą na tyle źle, że potrzebujesz mojej pomocy.
— Może jej nie chcę, nie wpadło ci to nigdy kurwa do głowy?
— Jesteś niewiarygodny — pokręciła głową z wyrzutem. — Masz życie, o którym mało kto może nawet pomarzyć. Masz mnie, tych dwóch zjebów, którzy siedzą gdzieś... Gdziekolwiek oni teraz są... Twoja praca? Robisz, to co kochasz i masz z tego niemałe pieniądze. Sprawiasz ludziom szczęście, twoi fani są niesamowici, a ty nic z tego nie potrafisz dostrzec. Liczy się tylko ta twoja wieczna kurwa nieszczęśliwa mina z dopiskiem moja narzeczona nie żyje, karmcie się tym.
— Ty...
— Przegięłam? — Uniosła brwi. — Tak możliwe, ale ktoś ci to w końcu musiał powiedzieć. Bo nie zrobi tego ani Chris, ani Anthony, a tym bardziej twoja matka. Może i nie wiem, jak to jest stracić kogoś tak bliskiego... Ale nie chcę się dowiedzieć... — przerwała na moment. — Bo to właśnie w tym kierunku zmierza Sebastian.
— Sarah, ja... — Urwał, nie potrafił poukładać słów w odpowiednie zdanie.
— Wiem — przytuliła się do niego, najmocniej jak potrafiła. — Jesteś dla mnie wszystkim, nie pozwolę, żebyś tak dalej żył.
Sebastian nic nie odpowiedział. Kiwnął jedynie głową, pozwalając sobie na tę intymną chwilę, której niezbyt rozumiał. Sarah zaprowadziła go na najbliższą wolną sofę, bo marznięcie raczej w niczym teraz by nie pomogło. Chris i Anthony przepadli gdzieś w tłumie, z czego Sarah była niezwykle zadowolona. W końcu, gdy przyszyła pierwsza w nocy, pojawiła się większa chęć na alkohol, jednak dla Sebastiana z każdym łykiem butelka szkockiej robiła się coraz cięższa. Powoli traciła smak, a papierosy przestawały mu starczać. Myśli kłębiły się w głowie zbyt agresywnie, a ciało zaczynało mu dawać do zrozumienia, że jest już zmęczony. Chociaż brakowało mu czegoś, ale problem był w tym, że naprawdę nie miał pojęcia czego.
— Seb? — Sarah przesunęła się tak blisko, że znów poczuł zapach jej perfum.
— Hm? — mruknął i przeniósł ciężar ciała na drugą stronę, po czym oparł głowę o jej ramię.
— Pamiętasz jak... — Szepnęła, wolną dłonią gładząc go po jego dłuższych włosach. — Ech, pamiętasz, jak byliśmy na tej imprezie... W akademiku...
— Sarah to było sto lat temu — przerwał jej, nie otwierając oczu. — Jedno co zapamiętałem, to że nie jestem już tak wytrzymały na imprezach, jak kiedyś, cholera poszedłbym teraz spać.
— No co ty — zaprotestowała. — Ile ty masz lat? Książę Filip jest pewnie bardziej imprezowy niż ty, wstawaj — szturchnęła jego ramię i spojrzała na niego specyficznie.
— Co ty kombinujesz? — Dodał, powoli odpływając w jej ramionach.
— Na tamtej imprezie... Byliśmy w chuj zmęczeni po egzaminach i wtedy ten typ z roku wyżej przyniósł coś...
— Nie wiem, czy podoba mi się to, do czego zmierzasz — zmarszczył brwi. Jego wzrok prześlizgnął się po niej leniwie, od czego znów przeszył ją dreszcz pewnego rodzaju podniecenia. Szeroki uśmiech wkradł się na jej usta, gdy znów na nią spojrzał.
— Bawiliśmy się zajebiście, a tak się składa, że mam coś podobnego.
— Sarah, nie — natychmiast zaprotestował. — Nie chcę w to wchodzić.
— Rany Seb — wywróciła oczami. —To nic strasznego, po prostu się w końcu wyluzujesz.
— Mhm — mruknął, popijając wódkę. — I jak to działa?
— Zajebiście — uśmiechnęła się i położyła na języku dwie małe tabletki, które natychmiast popiła winem. — Daj spokój, trochę adrenaliny ci nie zaszkodzi.
— Sarah Wright będziesz początkiem mojego końca, przysięgam — parsknął pod nosem i wyciągnął dłoń.
— Ale za to miłego końca — odparła, kładąc ręce na biodrach. Wiedziała, że Sebastian tylko się z nią droczy, zdradziły go te błyszczące iskry w oczach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top