10. Why'd you only call me when you're high?

Nowy dzień, pomimo słonecznej aury przyniósł Chloé więcej rozczarowań, niż jej ostatnie publiczne wystąpienie, dlatego z bolesnym westchnięciem wyczołgała się z łóżka. W dodatku, gdy nie napotkała nikogo obok niej, poczuła nieprzyjemne ukłucie gdzieś w klatce piersiowej. Była więcej niż pewna, że nie kładła się spać sama, a lekkie siniaki na jej udzie, tym bardziej utwierdzały ją w tym przekonaniu. Spojrzała szybko na swój telefon, który oprócz godziny dwunastej nie pokazywał żadnej nowej wiadomości, a tym bardziej od Sebastiana. Zresztą nigdy nawet nie zapisała jego numeru, więc, po co miałby się z nią kontaktować, zwłaszcza jeśli znów zostawił ją bez słowa.

W takim razie, dlaczego wrócił?

Tak, to pytanie nie dawało jej spokoju, zwłaszcza że wcale nie chciała, aby przychodził. Jednorazowy skok w bok ani nie boli a tym bardziej, nie jest pamiętny, natomiast drugi skok zmienia bardzo postać rzeczy. Bo wtedy nawiązuje się jakaś głębsza relacja, ludzie zaczynają się poznawać i – co gorsza – rozmawiać o swoich problemach.

— Rozmawialiśmy o swoich problemach! — Pisnęła, łapiąc się za głowę. — Kurwa tylko nie to...

Nieważne. Skarciła się w myślach. Musiała teraz skupić się na wstaniu, załatwieniu sesji zdjęciowej i spotkaniu z Alexem, który gdzieś z tyłu głowy nie dawał o sobie zapomnieć. To nie tak, że nie chciała się z nim zobaczyć, po prostu nie wiedziała czego się po nim spodziewać. Dobrze wiedziała, że czegoś musiał konkretnie od niej chcieć, ale to pozostawało, na razie jedynie zagadką.

Choć i tak największą niewiadomą był jej ostatni gość w łóżku. Dalej nie potrafiła zrozumieć swojej bezmyślności i łatwowierności. Po co ona go za każdym razem wpuszcza do mieszkania? Takie rzeczy w serialach nigdy nie kończą się dobrze, choć zależy to od gatunku. Raczej może skreślić z listy morderstwo, ale złamane serce i mnóstwo dramy już jak najbardziej się kwalifikuje.

Po pół godziny leżenia w rozkopanej pościeli, wstała by ogarnąć swój wygląd i wykonała szybki telefon do swojego agenta, żeby mieć pewność, że będzie mieć za co żyć w następnym miesiącu.

Siedziała sama w barze, niemal o północy, czekając na mężczyznę, który spóźniał się już piętnaście minut. Niezbyt im wyszło spotkanie na sushi, dlatego dziewczyna ostatecznie zgodziła się na jednego drinka. Jednak cały ten upływający czas kwestionowała swój wybór i czy to spotkanie w ogóle miało sens. Owszem była sama, ale nie na tyle zdesperowana, żeby znowu popaść z nim w toksyczną relację.

— Zajebiście — mruknęła pod nosem, upijając łyk martini. Jej mózg nie musiał długo myśleć nad prostą ripostą, przypominając o ubiegłej nocy z Sebastianem. Chyba jednak miała w sobie coś, co przyciągało ją jedynie do toksycznych relacji, a może po prostu było to dla niej pociągające. Tak się kończy przez chujowe relacje z ojcem — tłumaczyła sobie gdzieś z tyłu głowy. To przecież oczywiste, bo w końcu tak przeczytała w internecie i zrobiła quizz na Buzzfedzie. Samodzielna terapia zakończona, a problem rozwiązany. Tyle że to tak niestety nie działa i nigdy nie będzie.

— Hej! — Nagle nad jej głową zawisł Alex i Pocałował ją na powitanie. W policzek. Jak zwykle. — Długo czekałaś?

— Nie, nie właściwie prawie wcale — uśmiechnęła się i jednoczenie zdenerwowała na swoje kłamstwo. — Coś cię zatrzymało?

— Prysznic — mruknął, przy okazji rozmasowując sobie kark. — Długi dzień na siłowni, muszę wrócić do formy, ale zresztą tobie nie muszę o tym mówić.

— Ta, totalnie — wyszczerzyła zęby w jego stronę i odwróciła wzrok kompletnie zażenowana. Na moment zdążyła zapomnieć, że tylko pijany Alex jest w merytoryczny sposób pociągający. Zazwyczaj siedzi cicho i robi, to co do niego w danej sytuacji należy. Po cholerę tu przyszłam?

— Co tam u ciebie? Dziwnie się ostatnio zachowujesz — spytał i zamówił sobie zwykłą lemoniadę.

— Ja? — Zaśmiała się. — Nie, wydaje ci się.

— Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć — położył dłoń na jej kolanie, zaciskając je delikatnie. — Zawsze.

— Mhm. W to nie wątpię — oparła się na łokciach. — Więc co teraz będziesz robić?

— To Nowy Jork, wszystko tu mogę robić — parsknął. — A tak na poważnie, to staram się o rolę w serialu.

— No proszę — uśmiechnęła się. — Jakim?

— Jakieś netflixowe gówno, ale ważne, że dobrze płacą — odwrócił się w stronę kelnerki i zamówił to samo co Chloé. — Nie mam na razie większych ambicji.

— Nie każdy musi je mieć — mruknęła i spojrzała na niego spod czarnych rzęs. Przez krótką chwilę zastanawiała się, co tak naprawdę chce osiągnąć tym nudnym spotkaniem, a raczej, do czego ma ono zmierzać. W końcu ten Jeden drink już minął, a za chwilę miał nadejść kolejny.

— Słuchaj, bo jest taka sprawa — zaczął, a Chloé mruknęła zaciekawiona. — Mels dalej jest z tym swoim idealnym chrześcijańskim białym facetem?

— No... Z tego, co mi wiadomo to tak, a co? — W głowie przewraca już oczami. — Masz zamiar ją...

— Nie, nie — zaśmiał się i przygryzł wargę. — Zmyłaś się z tego klubu o wiele za wcześnie.

— Co masz na myśli?

— No... Widziałem jej efektywny pocałunek z Jules.

— Z tą Jules? Która miała urodziny? Słucham? — Zakrztusiła się powietrzem. — Co to w ogóle znaczy efektywny?

— Mhm, no jakby ci to... Na jakiś czas zniknęły razem, a później wróciły, jak gdyby nigdy nic się nie stało — mruknął zadowolony.

— Okej Alex, jeżeli twoim jedynym powodem, dlaczego chciałeś się ze mną dziś spotkać, było kwestionowanie orientacji mojej przyjaciółki, to... —Urwała, gdy poczuła, jak jego dłoń niebezpiecznie krąży po jej udzie. Po jego zachowaniu z łatwością wywnioskowała, że między nimi wszystko w porządku. Wydawało się wręcz, że było lepiej niż zazwyczaj.

— Miałem nadzieję, że pojedziemy może do mnie?

— Ugh, nie wiem sama... Jest późno, znowu zarwę noc, a nie mogę sobie pozwolić na wory pod oczami — mruknęła niezadowolona, jednak coś w wyrazie twarzy Alexa, ją kompletnie rozbroiło. Oj tak jesteś kurwa samotna — fuknęła na samą siebie.

Choć myśl o spędzeniu nocy w obcym mieszkaniu, była kusząca, równie mocno, jak sam proponujący. Dlatego Chloé kiwnęła głową i zabrała swoje rzeczy ze stołu, nie dając na siebie czekać. Alex czym prędzej podążył za nią, zostawiając ówczesnej na stole pieniądze za zamówienie i niemal od razu wsiedli do taksówki.

Sebastian znów się obudził, tym razem sam.

W jego mieszkaniu panowała względna cisza i spokój, choć na zewnątrz szalała wichura, waląc w jego bezbronne okna. Czuł w swojej sypialni zapach kobiety, która jeszcze niedawno w niej gościła. Leżąc nago pod pościelą i skrywając przed nim wszystkie swoje sekrety.

Siedział oparty o ścianę, a obok niego znajdowała się resztka alkoholu, która przyplątała się jeszcze przed skonsumowaniem wieczoru. Nie wiedział, jak się nazywała, niezbyt go to teraz obchodziło. Wystarczyło, że miała zachęcająca urodę i usta muśnięte czerwoną szminką, której ślady zostawiła na całym jego ciele. Spotkał ją całkiem niedawno w pierwszym lepszym bardziej prestiżowym klubie nocnym i równie szybko pozbył się jej ze swojego życia. Nie minęła godzina, nim wpadli do jego mieszkania, a później sypialni, zasypując się pocałunkami. Jednak nie takimi, jakimi by chciał. Szybko zrzucił z niej ubrania, ale nie miała tego ciała, którego pożądał. Niestety posiadał je ktoś inny. To nie był seks jego marzeń. Zawsze z nim tak było, gdy coś zaprzątało mu głowę: pośpieszny, żarliwy i ognisty, a teraz musiał się uspokoić.

To nie była ona. Był zły. Właściwie to nawet wkurwiony. Bo wszystko, o czym teraz mógł myśleć, to ten cholerny apartamentowiec na drugim końcu miasta i ta arogancka dziewczyna, która kompletnie nie pasowała do jego gustu. Jak mógł pozwolić sobie na takie myślenie? To godziło w jego oddanie i miłość do Abby, ale ten cholerny seks musiał wszystko zniszczyć.

Jego telefon leżał niewinnie na stoliku obok. Nie wydając z siebie żadnego dźwięku, już od dłuższego czasu. Pokusa, by napisać tego jednego SMS-a była ogromna. Zwłaszcza że tym razem nie był aż tak pijany, by bez zapowiedzi zwalać się jej kolejną noc na głowę. Dlaczego ona jest tak cholernie uzależniająca? Gdzieś w głębi swojej podświadomości, znany głos próbował mu wytłumaczyć tą niesamowicie prostą zależność o nazwie: pieprzona samotność. W końcu był wiecznie zagubiony w swoim złym humorze, który wcale nie pomagał w interakcjach społecznych. Uniósł butelkę whiskey i upił średniego łyka, tak na odwagę, po czym zabrał telefon ze stolika.

— Kurwa — mruknął, gdy zobaczył, że powoli dochodzi trzecia w nocy, jednak wcale go to nie zniechęciło.

Sebastian: Śpisz?

Odwrócił telefon i zamknął oczy, udając, że wcale tego nie napisał.

Sebastian: Potrzebuję z kimś pogadać, masz chwilę?

Chloé: 148 Wilson Avenue

Sebastian: Dlaczego wysyłasz mi adres psychoterapeuty?

Sebastian: Okej, to wcale nie jest śmieszne. Możemy pogadać?

Chloé: Dlaczego zawsze się do mnie odzywasz, jak jesteś pijany albo naćpany?

Sebastian: Nie biorę narkotyków, za kogo ty mnie masz?

Chloé: Naprawdę chcesz, żebym odpowiadała? Daj mi wreszcie spokój.

Sebastian: Ostatni raz, naprawdę obiecuję.

Bez dłuższego zastanowienia, ubrał się i ruszył w stronę ulicy, by znaleźć najszybszy transport na drugi koniec miasta. No tak taksówka, ciągle zapominał, że jest to o wiele prostsze i przyjemniejsze niż autobus, czy metro, ale jakoś specjalnie nie przepadał za tą dziwną ciszą między nim a prowadzącym.

— Cholera — mruknął pod nosem. Oczywiście, że musiał zapomnieć dokładny adres. Może powinien był być bardziej pijany, żeby pamiętać, do których drzwi należałoby się teraz dobijać. Uznał, że pójdzie za głosem swojej intuicji, która wskazywała mu skrajne drzwi na lewo od windy. Zapukał trzy razy i kiedy odpowiedziała mu cisza, postanowił zadzwonić dzwonkiem. Nagle z drzwi naprzeciwko wyłoniła się postać Chloé z widocznym w mroku wymalowanym zdenerwowaniem na twarzy.

— Obudzisz moją sąsiadkę! — Fuknęła na niego i otworzyła szerzej drzwi. - No włazisz, czy będziesz tu tak sterczał pod drzwiami Bogu winnej sześćdziesięciolatki?

— Wybacz — odparł pod nosem i minął ją w progu. Niemal od razu powitał go ten specyficzny zapach wanilii zmieszanej z Burbonem. Wyjątkowo dziwnej kombinacji, na pierwszy rzut oka niepasującej do szatynki. Sebastian usiadł niepewnie na sofie i spróbował opanować drżenie dłoni, które pojawiało się coraz częściej, gdy był zestresowany albo zły. Zupełnie nie wiedział, jak ma poprowadzić tę rozmowę, by jego nowa znajoma źle tego nie odebrała i się na niego nie obraziła. Kiedy po chwili wróciła z dwoma kubkami, wypełnionymi po brzegi parującą herbatą, Stan wziął głęboki oddech i spojrzał na nią niepewnie.

— Słuchaj... Ech, kurwa... Jakby to — urwał. — Nie wiem co powiedzieć.

— Czego chcesz ode mnie?

— Szczerze? Nie mam pojęcia i zabrzmi to patetycznie, ale nie mogłem przestać wracać myślami do ostatnich nocy.

— I co chcesz teraz zrobić?

— Porozmawiać... Zaobserwować cię na Instagramie?

— Serio? — Prychnęła. Wróciła do domu tylko po to, aby Sebastian mógł ją znaleźć w Social Mediach?

— Dobra, zrobiłem to w drodze do ciebie — mruknął.

— Słuchaj, nie po to przerwałam moje... — zmrużyła oczy i dodała. — Spotkanie... Żebyś teraz tu...

Oczywiście, że nie pozwolił jej skończyć. Nie spodziewała się kompletnie tego ruchu, ale Sebastian tak po prostu ją przytulił, a raczej siebie wtulił w jej szyję. Chloé przez parę sekund siedziała jak porażona prądem, jednak oddała w końcu ten dziwny z jego strony gest. Zbyt intymny jak na tę dziwną relację. Poczuła, jak głęboko westchnął i wtedy coś w jej klatce piersiowej się mocno zacisnęło, prawie tak jakby poczuła współczucie. Milczeli przez dłuższą chwilę. Chloé próbowała przetrawić tę sytuację i wymyślić w miarę inteligentną odpowiedzieć, w której mogłaby zawrzeć słowa pocieszenia, natomiast po Sebastianie od razu było widać, że myślami błądził po swoich wspomnieniach. Dziewczyna bez zbędnego komentarza podniosła się z kanapy i skierowała do kuchni, skąd planowała zabrać pierwszy lepszy alkohol, a dokładniej jakieś mocne wino. Po chwili wróciła z jakimś tanim czerwonym sikaczem, który dostała kiedyś, bardzo dawno temu od chłopaka Melie. Może i był przystojny, ale gustu nie miał w sobie nawet grama. Gdy wróciła do Sebastiana, siedział kompletnie zdezorientowany.

— Wiesz, że nie jestem alkoholikiem, prawda? — Spytał i wziął większy łyk wina.

— Nigdy tego nie kwestionował — mruknęła, po czym zrobiła to samo. — A zwłaszcza...

— Dobra znam swoje grzechy, poza tym jakoś niespecjalnie mnie ostatnio wyrzuciłaś.

— A co miałam zrobić?

— Ja na twoim miejscu zadzwoniłby po psy.

— Ta? -- Parsknęła. — I co im powiem? Halo policja proszę przyjechać i zabrać ode mnie pijanego Sebastiana Stana?

— W sumie — zaśmiał się i delikatnie się do niej przysunął. — Może nawet lepiej, że tego nie zrobiłaś.

Oczywiście, że znowu jej przerwał, jednak tym razem nie było to w żaden sposób jego werbalną winą. Kiedy złapała z nim kontakt wzrokowy, umarła na miejscu. Te cholerne błękitne oczy. Dawno nie widziała tak idealnie niebieskich oczu, które doprowadziłyby ją do takiego szału. Zanurzyła się w nich chyba na zbyt długą chwilę, którą Sebastian niemal od razu zauważył. Zmieszana próbowała odwrócić wzrok, jednak on szybko go odszukał i wpatrywał się w nią, chłonąc każdy najmniejszy szczegół na twarzy. Zahipnotyzował ją na tyle, że znowu zapomniała o kontroli, a może po prostu wolała, kiedy to on miał ją nad nią.

Jego dłoń powędrowała na jej policzek, który delikatnie pogłaskał. Zupełnie tak jakby chciał, by tym razem to wszystko wyglądało inaczej. Tym razem nie chciał na nią naciskać, choć nie wiedział, jak długo jeszcze wytrzyma w takiej niepewności, dlatego nie minęło dużo czasu, nim złączył ich usta w namiętnym pocałunku, który stopniowo zmieniał się w bardziej łapczywy. Już kilka sekund później leżała pod nim na plecach. Sebastian wsparł się na łokciach, co ułatwiło jej ściągnięcie mu koszulki. Cholera by wzięła jego i tę klatę. Poczuła jego napięte mięśnie, które wyglądały jak zbudowane z marmuru. Między pocałunkami na jej piersiach i brzuchu, zaczęła się zastanawiać, czy nie wolała spędzić tego wieczoru w ten sposób z Alexem, ale kiedy Sebastian zjechał ustami odpowiednio niżej, już dokładnie poznała odpowiedź na zadane sobie pytanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top