☆ dzień trzydziesty szósty ☆

—  Powinienem był ci powiedzieć, ale zapomniałem... Zapomniałem o tobie. Przepraszam...

—  Nie zadręczaj się tym po raz kolejny. Czy nie powiedziałem ci, że się nie gniewam?

—  Zgubiłem telefon. Jest zapewne gdzieś w tym bałaganie...

—  Posprzątam, to się znajdzie.

—  Nie, zostań.  —  Starszy przyciągnął do siebie młodszego, który zamierzał wstać z łóżka. Wtulił się w niego jak w poduszkę, nie chcąc by Chae robił cokolwiek innego, a tylko był przy nim i przytulał najmocniej jak potrafił.

HyungWon poprawił koc, który zsunął się na podłogę, po czym zanurzył palce w czarnych włosach HoSeoka. Przeczesując kosmyki leniwymi ruchami, zawiesił wzrok na zdjęciach, które, rozrzucone tu i tam, wkomponowały się w obraz bałaganu.

—  To ona?  —  wyszeptał, mając na myśli kobietę, która widniała na każdej fotografii. Domyślił się, kim jest.

Shin wyjął spod poduszki kolejny plik zdjęć i powoli zdjął sznurek, którymi były przewiązane fotografie. W milczeniu podał je Chae jedna po drugiej, by podzielić się wspomnieniem o swojej zmarłej mamie.

—  Nie wiem, co jest gorsze: stracić rodziców, czy może w ogóle ich nie znać?

Pytające spojrzenie HoSeoka skłoniło Chae do zwierzeń.

—  Nie znam ich. Nie wiem, kim są, czy w ogóle żyją... Ale wiem jedno: nie chcę ich poznać. Nigdy nie uczestniczyli w moim życiu i nie będą uczestniczyć już nigdy, a ja pogodziłem się z faktem, że moim jedynym domem był dom dziecka.

HyungWon uśmiechnął się smutno, patrząc w nieruchomą twarz kobiety na ostatniej fotografii, którą wręczył mu starszy.

Odłożył wszystkie zdjęcia, po czym przytulił HoSeoka jeszcze mocniej, bo wiedział, że oboje bardzo tego potrzebują.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top