❁ ᴄʜᴀᴩᴛᴇʀ I ❁
Saturday, 25th August 2018.
„Jeśli coś postanowiłeś, zrób pierwszy krok. I nie bój się zrobić następnego. Bój się bezczynności. Wyznacz sobie cel i wyrzuć z głowy całą resztę."
~Andriej Diakow
Kolejny raz powtarzam sobie jak mantrę, słowa, które dzisiejszego ranka przeczytałam w moim małym kalendarzyku. W tak idealny sposób wpasowały się w ten dzień, który od dwóch tygodni spędza mi sen z powiek. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że jest to najważniejsza chwila w moim dotychczasowym życiu. Pierwszy raz udało zrobić mi się coś tak jak chciałam, a nie tak jak chciał tego mój ojciec. Udało mi się postawić na swoim i osiągnąć sukces.
A teraz stojąc w tym miejscu, przed ogromnym budynkiem, w którym znajduje się Blake South Collage¹, wiem, że wszystkie kłótnie i nerwy, były warte tej chwili. Tego momentu, w którym wiem, że osiągnęłam swój jeden z małych celów. Pierwszy raz zbuntowałam się przeciwko ojcu i narzeczonemu, i mam cichą nadzieję, że będzie to jedna z lepszych moich decyzji.
Czuję, jak moje ciało mimowolnie się spina, a umysł ogarnia wszechobecne zdenerwowanie. Zawartość mojego żołądka chce mi podejść do gardła i już teraz żałuję, że Andreia zdołała wcisnąć we mnie śniadanie. Ze zdenerwowania, mocno zaciskam dłonie na pasku mojej torebki oraz przymykam powieki. Biorę ostatni głęboki wdech i jestem gotowa, aby stawić czoła temu, co czeka mnie za murami tej szkoły.
Energicznie poprawiam moją czarną koszulę zapiętą na ostatni guzik, strzepuję niewidzialny kurz z ciemnych spodni i bardziej naciągam marynarkę na swoje ramiona.
Raz się żyje.
Hardym krokiem ruszam w stronę wejścia starając się utrzymać równowagę na moich miękkich nogach, czego wcale nie ułatwiają mi wysokie botki.
Z lekkim zawahaniem przekraczam próg budynku i pierwsze, co do mnie dociera to hałas wydobywający się z każdej klasy, której drzwi są uchylone. Trochę pewniej pokonuje kilka kolejnych kroków i trafiam na długi, i ciemny korytarz, przy ścianach którego postawione są rzędy szafek szkolnych, przerywane drzwiami prowadzącymi do różnych pracowni.
Zestresowana rozglądam się po wnętrzu nie wiedząc tak naprawdę, w którą stronę powinnam się udać, a widząc długie schody po mojej prawej stronie, czuję się coraz bardziej zdezorientowana.
To jest pierwsza chwila, w której zaczynam żałować swojej decyzji, a moja wrodzona nieśmiałość zaczyna grać pierwsze skrzypce. Moje zdenerwowanie sięga tego stopnia, że jedyne, co mam ochotę zrobić w tym momencie, to usiąść na środku tego przeklętego korytarza i zacząć płakać.
Mocno zaciskam swoje wargi i gorączkowo staram się znaleźć jakieś wyjście z sytuacji, w myślach przeklinając brak jakiejkolwiek dokładności w działaniu tutejszej pani dyrektor. Kobieta nie raczyła poinformować mnie o takich podstawowych rzeczach, ani też nie pofatygowała się o przewodnika dla mnie, po tym ogromnym budynku.
Nerwowo zerkam na zegarek znajdujący się na moim nadgarstku i dostrzegam, że zostało mi naprawdę niewiele czasu do spotkania, na które nie chcę się spóźnić. Mój wrodzony, a raczej wyuczony, perfekcjonizm nie jest w stanie pozwolić mi na taką gafę już na samym początku.
Dlatego też, niepewnie ruszam przed siebie, wzdłuż korytarza i docierając do pierwszych uchylonych drzwi, bez zastanowienia zaglądam do pomieszczenia. Na moje usta wkrada się delikatny uśmiech, gdy dostrzegam tam jedną z woźnych, która właśnie sprząta, dbając o jak najlepsze przygotowanie szkoły na nowy rok.
— Um, przepraszam? — rzucam zachrypniętym głosem, za co karcę się w myślach, po czym głośno odchrząkuje. Cholerna nieśmiałość.
Widzę, jak kobieta w średnim wieku podskakuje w miejscu, co powoduje moje lekkie rozbawienie i sprawia, że moje ciało minimalnie się rozluźnia.
— Matko, dziewczyno! Do grobu chcesz mnie wprowadzić?! — krzyczy przesadnie podniesionym głosem i teatralnie łapie się za serce.
— Przepraszam — mówię cicho, a na moje poliki wkradają się dwa dorodne rumieńce. — Ja chciałam tylko zapytać, czy mogłaby mi pani powiedzieć, jak mogę trafić do gabinetu dyrektora?
— Oh, to ty jesteś ta nowa! — krzyczy jeszcze głośniej, po czym z szerokim uśmiechem rzuca szmatkę trzymaną w dłoni i żwawo do mnie podchodzi. — Już o tobie głośno w naszym skromnym towarzystwie.
Rozbawiona puszcza mi oczko, po czym uważnie lustruje moją sylwetkę, co sprawia, że jeszcze bardziej zdenerwowana spuszczam swój wzrok, całkowicie nie mogąc się skupić na sensie wypowiedzianych przez nią słów.
— Musisz wejść po schodach na piętro, i skręcić w prawo. Czwarte drzwi po tej samej stronie to gabinet dyrektora, a centralnie na przeciwko znajduje się pokój nauczycielski — odpowiada miłym głosem na zadane wcześniej pytanie, po czym posyła mi zachęcający uśmiech, co odbieram z zadowoleniem.
— Dziękuję bardzo, do zobaczenia — rzucam niewyraźnie i również posyłam jej lekki uśmiech, a następnie opuszczam pomieszczenie.
Zatrzymuję się na chwilę i biorę głęboki wdech, aby ponownie się uspokoić. Pewność siebie tej kobiety zdecydowanie zbyt bardzo mnie przytłoczyła i już na samym wstępie jestem w stanie zauważyć, że obracanie się wśród ludzi będzie mi wychodzić znacznie ciężej, niż się tego spodziewałam.
Nie zastanawiając się jednak długo, szybko ruszam w wyznaczone miejsce i już po paru minutach staję przed drzwiami, na których wisi wygrawerowana tabliczka z napisem "sekretariat, gabinet dyrektora". Daje sobie kilka kolejnych sekund na uspokojenie, wycieram spocone dłonie w materiał spodni, po czym delikatnie pukam w drewnianą powierzchnię.
Zdezorientowana ponawiam tę czynność jeszcze kilka razy, ale nie otrzymuję żadnego odzewu, przez co zdegustowana marszczę brwi. Niewiele myśląc, pociągam za klamkę i wchodzę do przestronnego pomieszczenia, na środku, którego stoi spore biurko, co zapewne jest miejscem pracy szkolnej sekretarki. Tuż za nim znajdują się ogromne okna, a na przeciwległych ścianach dwie pary drzwi - jedne z napisem "Dyrektor, Tamara Rios", a drugie natomiast podpisane są "Zastępca dyrektora, Simon Alvarez".
Wiedząc, że zostało mi naprawdę mało czasu, nie zastanawiam się nawet nad tym, dlaczego nie zastałam tu sekretarki. Od razu ruszam w stronę drzwi, za którymi kryje się królestwo Rios. Adrenalina i stres krążące w moich żyłach sprawiają, że nie myślę nad swoimi czynami, i po tym jak pukam trzykrotnie w drewnianą powierzchnię, nie czekając na odpowiedź, wchodzę do środka.
Niemal natychmiast żałuję tego pochopnego czynu. Z szeroko otwartymi oczami, dostrzegam brunetkę w średnim wieku siedzącą na blacie dużego biurka, a pomiędzy jej nogami stojącego, wysokiego mężczyznę. Spódnica kobiety podwinięta jest do samych pośladków, a koszula jej i chłopaka doprowadzona do opłakanego stanu. Oboje niemalże pożerają nawzajem swoje twarze, a do tego wszystkiego dostrzegam rozpięte spodnie mężczyzny wiszące na jego biodrach.
Czuję jak moje całe ciało zalewa fala gorąca i dopiero teraz orientuję się, co tak naprawdę robię.
— Oh, matko. Tak bardzo przepraszam! — piszczę przerażona i w jednej sekundzie wycofuje się z gabinetu.
Z hukiem zamykam za sobą drzwi i niemalże biegiem wybiegam na pusty korytarz. Mój oddech jest ciężki i urywany. Czuję, jak moje policzki niemalże płoną. Zdenerwowana ukrywam twarz w swoich dłoniach, aby stłumić swój jęk.
Boże, jestem taka żałosna.
Ponownie stoję na samym środku tego przeklętego korytarza i ponownie mam ochotę się rozpłakać. To zdecydowanie przerasta moją nieśmiałość. Zdezorientowana chodzę w kółko nie wiedząc, co teraz powinnam ze sobą zrobić. Nerwowo obgryzam lakier z moich zadbanych paznokci, za co niemal natychmiast karcę się w myślach, ale to wydaje się silniejsze ode mnie.
— Więc, to ty jesteś Luna Valente? — Do moich uszu dociera pytający, poważny głos kobiety, co sprawia, że natychmiast odwracam się w jej stronę.
Stoi przede mną ta sama brunetka, która jeszcze parę chwil temu, podniecona, niemalże leżała na dębowej powierzchni biurka i wiła się pod gorącym dotykiem tajemniczego mężczyzny. Teraz wygląda kompletnie inaczej. Jej włosy zostały ułożone w schludny sposób, czarna spódnica powróciła na swoje miejsce, a biała koszula wygląda nienagannie.
— Tak strasznie Panią przepraszam! Naprawdę nie chciałam! — mówię wystraszonym głosem i z nerwów zaczynam gorączkowo gestykulować rękami, nie chcąc spojrzeć jej w oczy.
— Przestań! — odpowiada mi natychmiast swoim stanowczym głosem i unosi dłoń do góry w celu podkreślenia swoich słów.
Na jej wargach gości delikatny uśmiech, co sprawia, że czuję się jeszcze bardziej zdezorientowana. Momentalnie milknę, staję na baczność i wpatruję się w nią, szeroko otwartymi oczami.
— Po prostu się przyzwyczaj, Valente — dopowiada z tajemniczym uśmiechem na ustach. — Niedługo poznasz panujące w tej szkole zasady i mam nadzieję, że się do nich dostosujesz, bo inaczej nie zagrzejesz tu zbyt długo miejsca. — Brunetka puszcza mi oczko, po czym wycofuje się o kilka kroków, a ja czuję się coraz bardziej tym wszystkim skołowana.
Gdy chcę coś odpowiedzieć, w tym samym czasie z gabinetu wychodzi ten sam chłopak, który był tam z nią jeszcze parę chwil temu. Nie podnosząc swojego wzroku, poprawia szarą marynarkę i palcami przeczesuje zmierzwione włosy. Zerka na swój zegarek i wreszcie unosi swoje spojrzenie.
— Chyba już najwyższa pora rozpocząć zebranie — mówi lekko zachrypniętym głosem i posyła mi naprawdę uroczy uśmiech, który nie wiem dlaczego, ale dodaje mi otuchy.
Skanuje moją sylwetkę swoimi brązowymi tęczówkami, na co posyłam mu zadowolony uśmiech, a gdzieś z tyłu zastanawiam się, gdzie właśnie teraz podziała się ta moja cholerna nieśmiałość.
— Zapraszam drogie panie — rzuca z uśmiechem, gdy tylko otwiera drzwi prowadzące do pokoju nauczycielskiego, a ja zbyt zdezorientowana, posłusznie wchodzę do pomieszczenia i dociera do mnie, że to jest dopiero początek tego wszystkiego.
×
¹ Na potrzeby opowiadania, Blake South Collage to szkoła gimnazjalna.
×
Rozdział dla melawrote, na umilenie długiej podróży 😏
Czekam na Wasze opinie, bo nie ukrywam, że jestem ogromnie ich ciekawa, tak jak i Waszych teorii, które mogą się już zrodzić. (Melania, siedź cicho!)
Chętnie je poczytam!
Buziak.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top