23.

- Mówiłam Ci? Mówiłam! - Powiedziałam podekscytowana, kiedy wyszliśmy z budynku. Selvig wyraźnie powiedział, że jestem już zdrowa. No może nie do końca, bo wychodząc z gabinetu wpadłam we framugę i nabiłam sobie niezłego siniaka, ale to nie jest teraz ważne. Liczy się to, że upewniłam się co do stanu mojego zdrowia i teraz mogę nareszcie wrócić do dawnego życia.

- Mówiłaś, mówiłaś, ale przynajmniej ja jestem pewny. - Uśmiechnął się szeroko w moim kierunku i otworzył drzwi od swojego audi. Dygnęłam przed ciemnowłosym teatralnie i rozsiadłam się na wygodnym samochodowym fotelu. Zanim Stark zdążył wsiąść do samochodu, w aucie leciał już jeden z najlepszych kawałków Jamesa Arthura. Jak to dobrze, że stacje w radiu puszczają dobre utwory.

Bacznie obserwowałam jak Tony próbuje odpalić samochód, kiedy wraz z Jamesem wymieszał się irytujący dźwięk dzwonka.

- Przepraszam - mruknął Tony i ponownie wysiadł z samochodu. Pokiwałam tylko głową z lekkim uśmiechem i spojrzałam na deskę rozdzielczą.

Troszkę się denerwuje dzisiejszą kolacją. Chyba mogę to nazwać randką, prawda?

A jak znowu powiem coś co zepsuje całą atmosferę? Jeżeli znowu będę wielką fajtłapą i wpadnę na kogoś? To na pewno nie będzie nic otymistycznego.

- Już jestem. Przepraszam, ale ważny telefon. - Pomachał komórką i odłożył ją na deskę rozdzielczą. - Odwiozę cię do domu i będę musiał jechać na spotkanie. Przyjadę po ciebie o dziewiętnastej. Pasuje?

Na widok szerokiego uśmiechu na twarzy mężczyzny, sama się uśmiechnęłam.

- Jasne. - Przytaknęłam i oparłam głowę o zagłówek. Nie powiem... Cieszą się z dzisiejszego spotkania.

                                ***

- Nie możesz iść w dresie! - Krzyknęła oburzona Nat. Stała w wejściu do mojej sypialni i, za nic w świecie, nie chciała mnie z niej wypuścić. Zmrużyłam wściekle oczy i położyłam dłonie na biodrach.

- A kto powiedział, że mam zamiar iść w dresie? - Zapytałam i naprawdę robiłam się coraz bardziej zła.

- A co trzymasz w ręce?

Blondynka podniosła brwi, a w jej oczach pojawił się błysk zwycięstwa.
Spojrzałam na swoje ręce i ubrania, które miałam zamiar założyć. Czarne rurki i kremowa koszula raczej nie były złym wyborem.  Przynajmniej mi się podobało, a to chyba najważniejsze.

- Ubrania? Odsuń się, bo poszczuje cię Grahamem. - Wskazałam na kota, który aktualnie leżał na parapecie i wygrzewał się w przyjemnych promieniach słońca, które postanowiły sie dziś pojawić. Była dopiero siedemnsta, ale miałam zamiar pojechać jeszcze do Jamesa. Dawno z nim nie rozmawiałam, a koniecznie muszę mu podziękować.

- O nie! - Natalie przyłożyła dłoń do buzi i powstrzymała się od niemego okrzyku przerażenia. - Już czuję jak zatapia swoje kły w mojej skórze. - Na chwile zamilkła. Już myślałam, że wygram te wojnę, ale wtedy Nat ponownie się odezwała. - To jest przerażający obraz. - Pokiwała głową, jakby sama potwierdzała swoje słowa. Zaśmiałam się cicho i zrobiłam krok w jej stronę, jednak po chwili poczułam jak Natalie popycha mnie delikatnie na łóżko. Podczas kiedy ja próbowałam podnieść się z miękkiego materaca, usłyszałam dźwięk przekręcanego kluczyka i już wiedziałam.

Ta cholera, nazywana potocznie Natalie, zamknęła mnie w sypialni.

- Czy tobie do reszty odbiło? - Zapytałam zła. Przynajmniej próbowałam na taką wyglądać, ale ten moment był naprawdę zabawny.

- Nie. - Usłyszałam odpowiedź, która została troszeczke zagłuszona przez drewnianą powierzchnię, która oddzielała mnie od zabicia tej szkarady, którą nazywam swoją przyjaciółką. - Wyjdziesz dopiero wtedy, kiedy wybierzesz jakieś sensowne ubrania.

Prawdopodobnie zabiła bym ją tylko po to, aby potem ją wskrzesić. Nie wyobrażam sobie bez niej życia.

- To sobie poczekasz. - Mruknęłam sama do siebie i opadłam ponownie na łóżko. Chyba spotkanie z Jamesem będzie musiało poczekać.

                                ***

- Ty cholero jedna.

Usłyszałam krzyki, a po chwili poczułam jak ktoś mną potrząsa.

- Wstawaj w tej chwili! Jak mogłaś zansnąć?! Zostawiam cię zamkniętą w pokoju na pół godziny, a ja żyję w przekonaniu, że jesteś już ubrana w suknię ślubną, a ty sobie chrapiesz i przytulasz do poduszki!

Zakryłam się poduszką. Moje uszy naprawdę cierpiały, kiedy Nat zaczęła krzyczeć.

- Błagam - zaskomlałam cicho. - Mów trochę ciszej. - Poprosiłam i rzuciłam w blondynkę poduszką. W pokoju momentalnie zapanowała cisza. Dzięki Bogu, że ta poduszka była dziurawa. Przynajmniej Natalie zajęła się wyciąganiem pierza z buzi, a nie ochrzanianiem mnie.

- Okey. Sama tego chciałaś. - Powiedziała w końcu i odrzuciła poduszkę, a raczej jej resztki, w kąt.
Szybkim krokiem podeszła do mojej szafy i zaczęła przeszukiwać jej zawartość. Mruczała pod nosem jakieś przekleństwa i klątwy na moją osobę.

Taką ma naturę i tego nie można zmienić. Nawet bym nie chciała.

- Proszę bardzo. - Odwróciła się do mnie z szerokim uśmiechem. W ręce trzymała plisowaną, bladoróżową spódniczkę i czarną bluzkę z długim rękawem. - Nie potrwało to dłużej niż pięć minut. - Powiedziała z zadowoleniem i podeszła do łóżka. - Teraz grzecznie się ubierzesz i poczekasz na swojego księcia na białym koniu.

- Chyba w białym audi - mruknęłam i, bez słowa sprzeciwu, odebrałam ciuchy od przyjaciółki.

Ostatni raz dzwonię do niej i chwale się randką. Nigdy więcej.
 
                              ***

- Nreszcie wyglądasz jak człowiek! - Wykrzyknęła szczęśliwa Nat i podeszła do mnie skocznym krokiem.

W końcu... Szczerość to podstawa w przyjaźni, prawda?

- Dzięki. Na ciebie zawsze można liczyć. - Mruknęłam z przekąsem i posłałam jej sarkastyczny uśmiech.

- Zawsze do usług. - Wyszczerzyła się w moją stronę i spojrzała na zegarek. - Już myślalam, że utopiłaś się pod prysznicem... Tak długo nie wychodziłaś z tej łazienki.

Wywróciłam oczami na podejrzenia przyjaciółki.

- No co ty? Byłam w Ministerstwie Magii. - Prychnęłam i opadłam na kanapę.

- Co ty robisz? - Piskliwy głosik Nat dobiegł do moich uszu. - Wstwaj! Pognieciesz spódniczkę!

Momentalnie podskoczyłam w miejscu, ale nie z powodu uwagi Natalie, ale dzwonka do drzwi. Spojrzałam na zegarek.

Boże... Osiemnasta czterdzieści!

Co ja robiłam tyle w łazience?

- No idź otwórz! - Natalie popchnęła mnie w kierunku drzwi. - Ja będę sie zachowywać tak jakby mnie tu nie było. - Powiedziała z ręką na sercu.

Zaśmiałam się cicho i podeszłam do drzwi. Przed naciśnięciem klamki, nerwowo wygładziłam materiał spódniczki. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi.

Na korytarzu stał Tony. Ubrany był elegancko i wyglądał naprawdę dobrze. Uśmiechnęłam się do niego.

- Cześć - Tony odwzajemnił gest. - Gotowa?

Już miałam odpowiedzieć, ale ktoś mnie wyprzedził.

- Cześć Tony.

Głos Natalie rozniósł się po przedpokoju, a ona sama wychyliła się z salonu i pomachała Stark'owi. Tony odmachał i zaśmiał się.

- Chodźmy już. - Stwerdziłam i wyszłam na korytarz, uprzednio biorąc torbę w wieszka. Posłałam Natalie całusa i wyszłam z mieszkania.

              

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top