18.

Przez moje ciało przechodziły dreszcze. Zimne powietrze było koszmarem i jednym, z wielu, minusów celi. Jeszcze bardziej przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej. Było mi strasznie zimno, a cienka bluzka, którą miałam na sobie, nie bardzo mi pomagała.

Chciałam wrócić już do swojego domku i przyjaciół. Chciałam przytulić się do swojego kota, który aktualnie nadal przebywał pod opieką Natalie i Jamesa. Co będzie z moimi kaktusami?

Moje przykre przemyślenia przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Oderwałam głowę od zimnej ściany i spojrzał w odpowiednim kierunku.

Do mojej celi zajrzał wysoki mężczyzna z blond włosami. Zmarszczyłam brwi, bo odkąd siedzę tutaj trzeci dzień, widzę go pierwszy raz. Na podłodze, zaraz obok drzwi, położył biały talerz i kubek. Poczekałam aż blondyn opuści pomieszczenie i dopiero wtedy wstałam z podłogi. Moje nogi nieprzyjemnie bolały, kiedy zrobiłam pierwszy krok. Siedzenie na zimnej ziemi przez dłuższy czas w jednej pozycji jest męczące.

Ostrożnie podeszłam do talerzyka i szklanki, po czym kucnęłam obok i zmarszczyłam brwi.

Muszę stąd uciec. Jak najszybciej.

                                ***

Z nierównego snu wyrwał mnie ogromny ból w głowie. Czułam się tak jakby coś rozsadzało mnie od środka. Wyprostowałam zszokowana nogi i oparłam głowę o ścianę. Rękoma szukałam czegokolwiek na co mogłabym przenieść swój ból. Każda część mnie wołała o to, żeby to już minęło.

Przymknęłam oczy i głęboko oddychałam. Co jakiś przygryzałam wargę, żeby nie wydać z siebie żadnego krzyku. Jeszcze brakuje mi widowni.

Po jakimś czasie poczułam jak ból ustępuje, a na jego miejscu pojawia się uderzenie gorąca. Uczucie przerażającego ciepła, wywołuje u mnie niekontrolowany dreszcz, który nie jest ani trochę przyjemny.

Wstrzymałam wdech, kiedy wszystko zaczęło znikać. Dosłownie wszystko odeszło jak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Poczułam jak moje ciało staje się zwykłą rośliną bez siły. Chciałam zostać już przy tej chłodnej ścianie na zawsze.

                                ***

Podniosłam powieki. Pierwsze co zauważyłam była duża, świecąca lampa, która skutecznie raniła moje oczy.

- Cześć! - Usłyszałam obok siebie radosny, kobiecy głos. Z trudem przekrzywiłam głowę i spotkałam zielone tęczówki. Należały one do wysokiej blondynki, która posyłała mi szeroki uśmiech.

Nie powiedziałam nic. W mojej głowie toczyła się wielka bitwa. Nie wiedziałam gdzie jestem i co się dzieje. Chciałam podnieść ręce i usiąść na metalowym łóżku, które nieprzyjemnie wbijało mi się w ramię.

Otworzyłam szeroko buzie, kiedy okazało się, że obydwie ręce mam przywiązane do metalowych obręczy. Desperacko zaczęłam szarpać dłońmi. Pragnęłam tylko odzyskać czucie w dłoniach.

Przeniosłam spojrzenie na kobietę, która skrupulatnie zapisywana coś na skrawku kartki.

- Możesz mnie wypuścić? - Zapytałam. - I gdzie ja w ogóle jestem? Dlaczego jestem przyczepiona do tego łóżka i dlaczego mnie przetrzymujecie? - Wyrzuciłam z siebie chociaż część pytań i czekałam, aż zdezorientowana kobieta łaskawie mi odpowie.

- Nie denerwuje się tak. Musisz zachować spokój. - Poinstruowała mnie i zrobiła krok do przodu. - Inaczej leki nie zadziałają. Strasznie się szamotałaś w nocy i koniecznie musieliśmy cię przywiązać do łóżka. - Dodała. - Resztę pytań zachowaj na wizytę doktor Clarkson.

- To w takim razie kim ty jesteś? - Prawie krzyknęłam. Kobieta ubrana jest w biały kitel i wyglądała jak lekarz. Myślałam, że to właśnie ona jest lekarzem.

- Jestem praktykantka Cassie. - Przedstawiła się z promiennym uśmiechem. - Jestem na praktykach u doktor Clarkson.

- A możesz mi, do cholery, powiedzieć gdzie ja jestem? - Zapytałam zła. Miałam dosyć. Jeszcze wczoraj byłam w celi Eda, a rano budzę się w jakieś szpitalnej sali.

- W laboratorium. - Wymamrotała blondynka cicho pod nosem. Moja mina od razu zrzedła. - Ed musiał cię tu przywieść, zaraz po tym jak substancja zaczęła działać. - Dodała i właśnie w tym momencie drzwi się otworzyły. Podniosłam głowę i spojrzałam w tamtym kierunku.

W wejściu do sali stała niska, krągła kobieta z długimi, brązowymi włosami. Zrobiła krok do przodu i spojrzała na mnie.

- Miałaś mnie zawołać kiedy się obudzi. - Naskoczyła na blondynkę, której dalikatny uśmiech zszedł z twarzy.

- Przepraszam, ale to było dosłownie trzy minuty temu i... - Praktukanka zaczęła się tłumaczyć, ale nie bardzo jej słowa docierały to do mojej głowy.

Bardziej zaciekawiły mnie szepty wypowiedziane głosem Cassie, które nagle pojawiły się w mojej głowie. Były natarczywe i częste. Zalały mój umysł jak tysiąc małych igiełek. Każdy szept był na inny temat, jednak nie potrafiłam zrozumieć całej treści każdej wypowiedzi. Wszystko zlewało się w jedną całość i czułam, jak moja głowa zaczyna boleć.

- Połóż się. - Rozkazała niska Kobieta, kiedy podeszła do mojego łóżka. Bez mrugnięcia okiem, wykonałam jej polecenie, które brzmiało jakby zostało wypowiedziane spod wody. Czułam się tak jakbym została postawiona za grubą ścianą i zmuszona do odpowiedzi na pytania, podczas kiedy wszyscy naokoło szeptali. Szepty były najgorsze z nich wszystkich. Dwa głosy mieszały się ze sobą, powodując że poważnie zaczęłam się gubić. - Ile widzisz palcy? - Zimny głos niskiej brunetki dotarł do moich uszu. Przed oczami zobaczyłam cztery krótkie i pulchne place.

- Cztery. - Szepnęłam. Głosy w mojej głowie były na tyle drażniące, że nie potrafiłam się pożądanie skupić.

- Dobrze. Jak się czujesz? Boli cię głowa? - Zapytała kobieta i przyjrzała się uważnie mojej twarzy. Pokręciłam głową i zamknęłam oczy. Chciałam, żeby głosy w mojej głowie ucichły. - Koleżanko - poczułam delikatne uderzenia na policzku. - Otwórz oczy i mi odpowiedz.

Nie dałam rady. Chciałam iść spać. Chciałam pozbyć się dwóch głosików z mojej głowy i mieć ciszę. Zostać sam na sam z moimi myślami.

- Cassie - głos był zduszony i cichy. - Dzwoń do Eda. Natychmiast!

Jakby z daleka, usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Wtedy zostałam ja i jeden głosik w mojej głowie. Mocniej zamknęłam oczy i starałam się wyłapać chodź jedno sensowne zdanie.

Ile ci tego wstrzykneli?

                       

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top