1.

- Dzień dobry. - Przywitałam się z nowym klientem i uśmiechnęłam się. - W czym mogę pomóc? - Dopiero teraz podniosłam głowę i spojrzałam na gościa kwiaciarnii.

Ten brązowe, idealnie ułożone włosy, hipnotyzujące, brązowe oczy. Wysoki, ubrany w czarny dopasowany garnitur mężczyzna, stoi właśnie przede mną i przygląda mi się. Na twarzy ma charakterystyczny zarost, a ja już wiem skąd go znam.

Anthony Stark odwiedził moją kwiaciarnię.

Przed oczami pojawiły mi się wydarzenia z przeszłości.

- Chciałbym kupić bukiet róż. - Oznajmił jak gdyby nigdy nic i rozejrzał się po kwiaciarnii.

Nie poznaje mnie? Czego ja mogłam się spodziewać. Nigdy nie myślałam nawet, że...

- Słucham mnie pani w ogóle? - Zamrugałam kilka razy, kiedy dotarły do mnie słowa Tony'ego Starka. Na mojej twarzy od razu pojawił firmowy uśmiech. Skoro on mnie nie pamięta, to po co mam mówić prawdę?

- Oczywiście. Które róże pan wybiera? - Zapytałam i wyszłam zza lady. Stanęłam obok Pana Starka i spojrzałam na kilka odmian róż, który stały przed nami.

- Nie znam się. - Podrapał się po brodzie, zachaczając przy tym o zarost. - Zaproponuje coś pani? - Posłał mi uśmiech.

- To moja praca. - Zaśmiałam się i wsunęłam kosmyk kasztanowych włosów za ucho. - Więc co to za okazja? Kolacja biznesowa, spotkanie z przyszłymi teściami czy...

- Raczej przeprosinowy bukiet dla dziewczyny. - Mruknął pod nosem. Zmarszczyłam brwi, ale pokiwałam głową.

- Co powie pan na mieszankę kremowych róż z fioletowymi? - Zapytałam i wskazałam na dwa rodzaje kwiatów.

- Zdaje się na panią. - Zaśmiał się lekko, po czym wyciągnął z kieszeni spodni telefon. Westchnęłam cicho.

Podczas dobierania wszystkich roślin, aby bukiet wyglądał stosownie i odpowiednio, od czasu do czasu zerkałam na Starka.

Zmienił się przez te parę lat. Nabrał mięśni, zmienił fryzurę. Po tym jak go odnaleziono zrobiło się głośno. Pdobno ma reaktor łukowy w klatce piersiowej. Już nawet nie wspomnę o fakcie, że jest Iron Manem.

Nigdy nie sądziłam, że po wyjściu ze szpitala spotkam tego człowieka kiedykolwiek.

Po całej akcji w Afganistanie, zdecydowałam, że zakończę swoją karierę w armii. To była moja pierwsza akcja, ale po tym jak ledwo ją przeżyłam, postanowiłam zająć się czymś spokojniejszym.

Właśnie w ten sposób znalazłam się w jednej z kwiaciarni w Nowym Jorku. Nie narzekam. Jest to całkiem ciekawa praca w otoczeniu cudownych roślin I spokoju. Przeciwieństwo bycia w armii.

Dokładałam właśnie ostatnią zieloną, ozdobną gałązkę, kiedy odezwał się Pan Stark.

- Czy my się przypadkiem nie znamy? - Zmarszczył brwi i przejrzał mi się uważnie.

Wstrzymałam na chwilę oddech i pokręciłam głową.

- Chyba, że przychodzi pan potajemnie po kwiatki. - Zaśmiałam się nerwowo i owinęłam kwiaty w ozdobny papier.

- Przyłapałaś mnie. - Westchnął z udawaną rezygnacją i uśmiechnął się. Miał ponownie się odezwać, ale przerwał dźwięk jego komórki. - Zaraz będę w domu, Pepper. - Westchnął do komórki. - Nie, nie mogłem skończyć wcześniej, a teraz wybacz, ale muszę zapłacić. - Powiedział i rozłączył się.

- Proszę. Oto pański bukiet. - Podałam mu kwiaty. Szczerze mówiąc to byłam z siebie zadowolona. Naprawdę podobała mi się wiązanka, którą przygotowałam.

- Dziękuję bardzo. - Stark odebrał swoje zamówienie i zapłacił. Wnioskując z jego miny, Tony nie był szczęśliwy, że musi wrócić do niejakiej Pepper.

Mężczyzna podszedł do drzwi i nacisnął klamkę. Posłał mi ostatni uśmiech, po czym opuścił kwiaciarnię.

- Powodzenia Panie Stark. - Powiedziałam cicho i zrezygnowana opadłam na krzesełko, który stało przy ladzie.

Dlaczego nie powiedziałam mu prawdy? Na samo wspomnienie sytuacji w Afganistanie, moja dłoń automatycznie powędrowała na biodro, na którym istniała blizna.

Westchnęłam cicho i zaciągnęłam się zapachem unoszącym się w kwiaciarni.

To jest moje miejsce na Ziemi.

***

Odłożyłam klucze na szafkę. Cieszyłam się, że nareszcie jestem w domu. W swoim małym, ciasnym ale przytulnym mieszkaniu. Odwiesiłam jeansową kurtkę na wieszak i weszłam do salonu. Mój wzrok automatycznie powędrował na fotel, aby znaleźć swojego najlepszego przyjaciela.

- Jak ci minął dzień, Graham? - Zapytałam i podrapałam brązowego kota za uchem. Zwierzę przeciągnęło się i zamruczało zadowolone. Zaśmiałam się. Graham to gruby, brązowy kot, którego powołaniem jest kanapa i pełna miska.

Lenistwo mojego kota sprawia jednak, że jest moim ulubionym zwierzęciem.

Zaśmiałam się i weszłam na teren małej kuchni, która połączona była z salonem. Wszystko w tym mieszkaniu było małe, ale nie przeszkadzało mi to. Włączyłam wodę na herbatę i zajrzałam do lodówki.

Aż świeciła pustką. Jedyne co było w niej jadalne to jajka.

Na samą myśl o tym, że kolejny dzień mam jeść jajecznicę na obiad, wzdrygnęłam się. Zatrzasnęłam drzwiczki od lodówki i wyciągnęłam ukochany kubek z misiem. Wrzuciłam do środka torebkę czerwonej herbaty i oparłam się o blat.

Po mojej głowie nadal chodziło dzisiejsze niespodziewane spotkanie.

Tony Stark nie wyglądał na szczęśliwego człowieka. Wręcz przeciwnie. Podczas rozmowy z Pepper, wyglądał na zmęczonego życiem.

W końcu czego można się spodziewać? Mężczyzna, znany na całym świecie jako Iron Man ma mieć łatwe życie? To niemożliwe. Mogłoby się wydawać, że taki człowiek będzie miał życie jak w bajce. Największy błąd, z którego zostałam właśnie wyprowadzona.

Z zamyśleń wyrwał mnie odgłos wywołany przez czajnik. Zerkając na Grahama, który zaczął ocierać się o moje nogi, zalałam swoją herbatę. Teraz nadszedł czas na wieczór sam na sam z "Przyjaciółmi".

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top